Grudzień w Polsce jest miesiącem
chyba najczarniejszym – i nie chodzi tu oczywiście o rocznicę
wybuchu wojny jaruzelsko-polskiej, o 1970 ani o zjednoczenie PPS i PPR, a raczej
o dwadzieścia siedem godzin kolego dzień krótszy od najdłuższego
niezbyt długie dni i nazbyt przeciągające się noce. Z tym nic nie
zrobimy, taki mamy klimat takie mamy położenie na ziemskim globie.
Można, oczywiście, akurat wtedy wyjechać w jakieś pełne słońca
miejsca, ale – jako przedstawiciel naszej strefy klimatycznej tak uważam –
powinno się zimę zaliczyć, najlepiej mroźną i śnieżną (bo
taka jest najpiękniejsza), żeby potem móc rozkoszować się w
pełni eksplozją wiosny.
A zimowe wieczory można na przykład
przeznaczyć na uzupełnianie lektur. I to najlepiej papierowych –
czytanie na komputerach czy wymyślonych przez Stanisława Lema
elektronicznych czytadłach, mimo, że wykorzystywane przeze mnie, to
nie to samo. Książka ma zapach, fakturę, kształty – ogólnie
jest milion razy lepsza, choć może staromodna.
A jedną z
moich ulubionych lektur jest "Hobbit" pana J.R.R. Tolkiena
– najlepiej w tłumaczeniu pani Marii Skibniewskiej. O Tolkienie i
tłumaczeniach było już jakiś czas temu, to nie będę się
powtarzał, tylko przejdę do meritum – niezobowiązującego
intelektualnie wpisu mającego rozjaśnić grudniowe wieczory i
pokazać, że w Polsce na każdym kroku można znaleźć coś ciekawego.
Kraina Krasnoludków |
Wędrując bowiem jakiś czas temu przez Sudety (kiedy
jeszcze nie spędzałem całego lata na wyjazdach zagranicznych
znajdowałem czas na górskie wędrówki; teraz znajduję rzadziej)
natknąłem się – przy odrobinie wyobraźni i dobrej woli
oczywiście – na istną wizualizację wyprawy Bilba Bagginsa do
Ereboru. Rzecz działa się u podnóża Gór Stołowych – bardzo
ciekawych z wielu względów, ale tym razem plwajmy na geologię. I
na historię też, choć okolica naprawdę mogła każdego miłośnika dawnych dziejów zauroczyć. Innym razem. Teraz weźmy plecak i
ruszajmy na szlak. A opowieść zaczyna się książkowo:
W pewnej
norze ziemnej mieszkał sobie Hobbit...
Ziemna nora |
...który wyruszył wraz z
Krasnoludami do ich dawno straconego domu...
Drogowskaz |
...żeby odzyskać Erebor musieli m.in
pokonać straszliwą gadzinę...
Gadzina |
...i przejść przez góry i lasy...
Góry, lasy, łąki, pola... |
...wreszcie dotarli do zboczy Ereboru
(G. Stołowe), wleźli do środka....
Erebor. Prawie. |
...i znaleźli się w prastarym
krasnoludzim królestwie....
Rezerwat "Głazy Krasnoludków" |
...świętowania w Esgaroth (Mieście
nad Potokiem) nie było końca.
Typowa wiata turystyczna |
Nie wiem, czy moja foto-wersja
"Hobbita" niesie ze sobą jakieś większe artystyczne
wartości (tu polecam znaleźć w Internetach radziecką produkcję
telewizyjną sprzed wielu lat) – ale jest całkiem miła.
Zwłaszcza, że Góry Stołowe aż proszą się by je odwiedzać.
Żeby zdobyć Szczeliniec Wielki (zaliczany do Korony Gór Polskich)
nie trzeba praktycznie żadnych umiejętności, a okolica jest
spokojna i niezbyt zadeptana. Do tego całkiem niedaleko Wambierzyce,
kilka zamków, średniowieczny stół sądowniczy... Ale dość o
tym, miało nie być geologii, historii, tylko zabawna
opowiastka.
Szczeliniec Wielki |
Sanktuarium w Wambierzycach |
Była? Była. To do zobaczenia w następnym, już
2022 Roku Pańskim (a średniowieczny stół sędziowski i tak wrzucę na zdjęciu, a co).
Stół sędziowski w Kochanowie |
I jeszcze kilka słów wyjaśnienia na
koniec: obrazkowa ta historyjka pierwotnie była przeze mnie
umieszczona na jednym z portali społecznościowych, stąd pewnie nie
najlepsze czasem zdjęcia. Żmija zygzakowata, gatunek prawnie
chroniony, nie została przeze mnie rozjechana – ot, po prostu taką
znalazłem. A słowo "hobbit" jest bodajże zastrzeżone,
stąd liczni pisarze fantasy używają zamienników, jakich jak
"niziołki" czy inne takie. Zaś najsłynniejsze polskie
Krasnoludki mieszkały w Szuflandii, i nie pasały gąsek z sierotką
Marysią.