Tłumacz

29 lipca 2022

Braszów - na końcu Świata cz. 1

    O wyprawie na Koniec Świata pisałem już przy okazji relacji w wyjazdu na poszukiwanie polskiego Stonehenge (na końcu wpisu zresztą wrzucę główną atrakcję z owego Końca Świata) ale takich krańcowych miejsc jest całkiem sporo – albo było, bo w zależności od punktu widzenia, geopolityki czy innych stosunków krańce Świata mogą wypadać w naprawdę różnych miejscach.
    I tak na przykład dla niemieckojęzycznych osadników podążających w XIII i XIV wieku na Wschód Europy w poszukiwaniu ziemi czy szczęścia i przygód takim krańcem – Świata i Cywilizacji – były tereny zwane Burzenlandem. Albo Barcasagiem.
    Tak, brzmi zagadkowo, prawda? Niewiele osób o tym słyszało. Otóż Burzenland przez wieki stanowił wschodni kraniec Królestwa Węgier, a konkretniej jego części w zależności od języka zwanej Erdely, Siebenburgen, Ardeal, Transilvania – czy Siedmiogród. Burzenland to była ta najbardziej zewnętrzna część, wciśnięta pomiędzy Karpaty Wschodnie a Południowe – stolicą której zostało założone przez Krzyżaków miasto Corona.

Rynek w Braszowie
    O Krzyżakach dopiero co pisałem – władcy Węgier wynajęli ich do ochrony saskich osadników przed napływającymi z i zza Karpat niebezpieczeństwami – wszak Sasi Siedmiogrodzcy zaczynali się bogacić, a takie działania zawsze sprowadzają tych, którzy chcą poprawić swój los bez zbędnych nakładów pracy. Krzyżacy dobrze wywiązali się ze swojej misji, niemniej kiedy próbowali zyskać większą autonomię król Andrzej II bez pardonu ich wygnał. Niemniej miasta i warownie zostały – takie jak chociażby wspomniany już przeze mnie zamek w Bran.

Zamek w Bran

Pasterski krajobraz Wyżyny Siedmiogrodzkiej
    Zakon krzyżacki musiał więc poszukać sobie innych rubieży – i co wiemy z historii znalazł je nad Bałtykiem – ale Burzenland pozostał krainą graniczną. I atmosferę tego Krańca Świata, przyczółka Zachodniej Cywilizacji sterczącego pośród niebezpieczeństw Karpat i Siedmiogrodu najlepiej chyba oddaje stare miasto Braszowa. Tak bowiem dziś nazywa się Corona, stolica Burzenlandu (oczywiście, jak każde miasto tkwiące na styku kultur, języków i narodów ma wiele nazw: poza łacińską Coroną jest i węgierskie Brasso, rumuńskie Brasov czy niemieckie Kronstadt; miejscowi Sasi mówili Krunen; komuniści zaś nadali mu miano seryjnego ludobójcy, jak to komuniści: Orasul Stalin).
Braszów w cieniu wzgórza Tompa
    Miasto położone jest pomiędzy dawnym krzyżackim zamkiem a wzgórzem Tompa – i rzeczywiście otoczone jest, niczym koroną, wianuszkiem wzgórz (oraz olbrzymimi Karpatami z pasmem Bucegi na czele). W Średniowieczu opasane też było murami, z których spora część się zachowała.
Mury miejskie Braszowa
Jedna ze średniowiecznych baszt
Brama Katarzyny
    O. Mury miejskie. Jeśli ktoś myśli, że jest to li tylko konstrukcja mająca chronić mieszkańców jest w olbrzymim błędzie. Mur miejski wyznacza dużo ważniejszą granicę – granicę obowiązywania Prawa. Tu, wewnątrz murów jest ład i porządek, za murami – chaos i niebezpieczeństwo. Tu: Europa, cywilizacja. Tam: dziki świat, niemal Azja. Założone na prawie niemieckim miasto ma rynek, regularną siatkę ulic – przedmieścia Braszowa są budowane niedbale, bez planu.
Schei i chaotyczna dawna zabudowa
    Ta granica cywilizacji zachowała się o dziwo w mieście. Jest to Brama Schei. Jeśli kiedykolwiek będziecie w Braszowie przejdźcie przez nią. W Średniowieczu byłby to krok ze światłości w ciemność – no, chyba, żebyście zaczęli zwiedzanie od dawnego wołoskiego przedmieścia Schei, ze średniowieczną cerkwią i najstarszą wołoską/rumuńską szkołą: wtedy wkraczalibyście w krąg cywilizacji Zachodu. Choć oczywiście nie byłoby to takie łatwe. Posiadający prawa i przywileje braszowscy mieszczanie bardzo pilnowali swojego – głównie kupieckiego – monopolu i nie wpuszczali do miasta byle kogo. Słowianie i Wołosi z przedmieść mogli wchodzić w obręb murów zaledwie kilka razy do roku – i to przez tą jedną specjalną bramę. Czemu takie obostrzenia? Otóż prawo obowiązujące w lokowanych miastach jasno mówiło: miejskie powietrze czyni wolnym. Wystarczyło pomieszkać rok i jeden dzień (najczęściej) i zyskiwało się wszystkie mieszczańskie przywileje (analogicznie: wyprowadzka powodowała utratę praw po jakimś czasie) – a Braszowianie, jak każda korporacja, dzielić się nimi nie chciała.
Brama Schei w swojej XVIII-wiecznej odsłonie
Średniowieczna cerkiew św Mikołaja w Schei
    Wiadomo bowiem: im więcej osób może partycypować w zyskach – głównie handlowych – miasta, tym owe profity będą mniejsze. A Braszowianie handlowali, i to bardzo rentownie. Był to bowiem ostatni punkt na zachodnioeuropejskich szlakach handlowych (analogicznie jak nasz Lwów – z którego też ruszano poza obręb cywilizacji europejskiej). Po wyjściu za mury miejskie zaczynał się nieprzyjazny świat Karpat a potem Imperium Otomańskiego i jego wołoskich lenników. Dalej zaś – za Konstantynopolem – była już całkiem Azja: Bliski Wschód i Persja. Ściągano stamtąd masę luksusowych towarów, ale wyprawa taka obarczona była olbrzymim ryzykiem – wielu kupców nie wracało. Natomiast jeśli im się udało...
    Następna część w poniedziałek, już w sierpniu.


A. Taka ciekawostka. Czy tylko mi braszowski rynek przypomina ten, dużo młodszy, w Białymstoku (też przecież mieście granicznym)?
Rynek w Białymstoku

25 lipca 2022

Krzyżacy cz. 2

    Początki Zakonu Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie sięgają czasu krucjat. Przypomnę tylko: na synodzie w Clermont Roku Pańskiego 1095 papież Urban II rzucił hasło odbicia Ziemi Świętej z rąk niewiernych – a konkretnie Turków Seldżuckich. Zgromadzeni tam dostojnicy, świeccy i duchowni, przyklasnęli z zapałem, zaśpiewali chóralnie Te Deum i rozpoczęli przygotowania krucjaty. Sam papież nie dożył co prawda wyprawy, ale stał się cud: Gotfryd de Bouillon et consores w 1099 zdobyli Jerozolimę i utworzyli kilka katolickich państewek w Ziemi Świętej.

Jerozolima
    Tyle wstępu, bo historia Outremeru i kolejnych krucjat jest tak bogata w wydarzenia i postacie, że w życiu nie doszedłbym do clue wpisu (to już przecież druga część), czyli do krzyżaków. Więc do sedna. W Królestwie Jerozolimskim i sąsiednich państwach, na fali religijnego uniesienia i sukcesów militarnych poczęły się formować nowego typu organizacje – zakony rycerskie. Oprócz typowych mniszych święceń członkowie tych zgromadzeń przyrzekali zbrojnie walczyć z niewiernymi i bronić chrześcijan (jak to się miało do założeń św. Benedykta z Nursji albo do późniejszych koncepcji św. Franciszka nie mnie dochodzić). Te milicje anielskie pod swoje skrzydła wzięli cystersi od św. Bernarda z Clairvaux, nadali regułę i ukonstytuowali nowe zakony – Zakon Ubogich Świątyni Salomona (templariusze) i Zakon Św. Jana z Jerozolimy (joannici). Członkowie tych zgromadzeń rychło zasłynęli w walce z Saracenami, co spowodowało dalszy napływ rekruta. Także z krajów Świętego Cesarstwa Rzymskiego – czyli najogólniej mówiąc: niemieckojęzycznych. Co stanowiło pewien problem – zarówno joannici, jak i templariusze byli zakonami romańskojęzycznymi. Dlatego też dla Niemców stworzono – na bazie reguły templariuszowej – odrębną organizację.
Pozostałości szpitala NMP Domu Niemieckiego
    Czy Zakon Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie ukonstytuował się na dobre w Świętym Mieście, czy dopiero w dziś zniszczonej Akce trudno powiedzieć. Na pewno spacerując po Starym Mieście Jerozolimy można natknąć się na niedawno odkryte ruiny konstrukcji owego Domu Niemieckiego (niedaleko Zachodniego Muru, czyli Ściany Płaczu). Obstawiam, że skrzydła rozwinął dopiero w ostatnim punkcie oporu krzyżowców, w Akce właśnie. Rozwinął – i już musiał szukać sobie nowego miejsca, podobnie jak templariusze i joannici. Outremer upadł, a dzielni mnisi - rycerze rozpierzchli się po Śródziemnomorzu. Joannici zajęli bizantyjskie wyspy, templariusze otworzyli sieć kantorów w Europie Zachodniej, a Wielki Mistrz krzyżacki zaszył się w Wenecji.
Krajobraz Malty - wieża obserwacyjna joannitów
Kaplica templariuszy w Chwarszczanach

Wielki Kanał w Wenecji

    Już wcześniej jednak, domyślając się nieuchronnej kapitulacji Akki, rozpoczęli Krzyżacy poszukiwania swojego miejsca na Ziemi. Wybór padł na węgierskie pogranicze – miejscowi władcy na rubieżach swojego królestwa zakładali nowe wsie i miasteczka, osadnikom zaś – głównie niemieckojęzycznym Sasom – zagrażały koczownicze plemiona Wielkiego Stepu i karpaccy górale. Dla zaprawionych w bojach z Saracenami mnichów – rycerzy ochrona chrześcijan przed tym zagrożeniem powinna być jak bułka z masłem. I była: Krzyżacy przybyli do Siedmiogrodu, rozpoczęli wznosić warownie, miasta – słowem: zaczęli budować swoje własne władztwo terytorialne. Król Węgier Andrzej II szybko się zorientował w czym rzecz i podziękował Zakonowi, zapewne w niewybrednych słowach. Krzyżacy przełknęli gorzką pigułkę, ale nauczyli się, że następnym razem muszą być bardziej bezwzględni w zajmowaniu nowych ziem. A te trafiły im się już lada moment: książę mazowiecki Konrad, uwikłany w walki pomiędzy Piastami miał już dość najazdów pogańskich Prusów i Litwinów. Postanowił więc połączyć przyjemne z pożytecznym: wspomóc wojskowym zakonem akcję chrystianizacyjną plemion pruskich prowadzoną przez cystersa Chrystiana i zabezpieczyć granice Mazowsza przed najazdami pogan. Nadał więc krzyżakom w dzierżawę Ziemię Chełmińską (pomni doświadczeń z Siedmiogrodu zakonnicy rychło podrobili kwity dopisując słowo "wieczystą") i zadowolony niedługo potem zmarł. Tymczasem zakonnicy rozpoczęli mozolny podbój Prus – który przybrał na sile po upadku Akki.

Zamek Torzburg w Siedmiogrodzie, pierwotnie krzyżacki kasztel
Zamek krzyżacki w Świeciu
Stolica Ziemi Chełmińskiej - Chełmno
    Sama koncepcja zajmowania nowych ziem była genialna: reguła zakonna nakazywała, by mnich sypiał w zamku – więc warownie w Prusach (pierw drewniane, potem ceglane) wznoszono w odległości dnia drogi jedną od drugiej. Pozwalało to trzymać w ryzach miejscową ludność, niezdolną do zdobycia zamku, oraz szybko przerzucać wojska z miejsca na miejsce. Właśnie te zamki okazały się być największym wkładem krzyżaków w krajobraz Europy Północno-Wschodniej. Stanowiły wzór zarówno dla warowni w Inflantach jak i na Warmii, Litwie czy w Polsce. Sama zaś struktura zakonna, korporacyjna w sumie, która tak wspaniale sprawdziła się przy budowie państw zakonnych w Prusach i Inflantach stała się także przyczynkiem do upadku ich potęgi – ale to zupełnie inna historia, podobnie jak walki Krzyżaków przeciwko Polsce – których punktem zwrotnym była niedawno wspominana Bitwa Grunwaldzka.
Jeden z najpotężniejszych zamków Europy - Malbork
    Nie prawdą jest też, że historia Zakonu Krzyżackiego skończyła się w 1525 roku. Zakon przetrwał, choć już nie jako stowarzyszenie militarne, i istnieje do dzisiaj. Swoją siedzibę ma w Wiedniu, a w szeregach współczesnych zakonników jest także kilku Polaków.
Bitwa pod Grunwaldem

22 lipca 2022

Krzyżacy cz. 1

    Dopiero co było o najstarszym polskim święcie narodowym, obchodzonym co prawda tylko w XV wieku, a tu chcąc dalej pisać o Krzyżakach przytrafia się 22. Lipca, czyli data oktrojowanego przez sowieckich okupantów tzw. święta z okazji rocznicy uchwalenia Manifestu PKWN (uroczystość tą obchodzono – czasem szerokim łukiem – tylko w wieku XX, i tak powinno pozostać). Oficjalnie dokument ów, tworzący tzw. Polskę Lubelską, czyli zalążek sowieckiej kolonii zwanej później PRL-em wymyślono, podpisano i opublikowano 22. lipca 1944 roku w Lublinie, pierwszym dużym polskim mieście wyzwolonym przez Armię Czerwoną spod faszystowskiej okupacji. Dzień ten stał się mitem założycielskim komunistycznego tworu udającego Polskę.

Lublin
    I oczywiście jest totalnym kłamstwem, jak wszystko, co stworzą komuniści. Manifest Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego powstał i został podpisany w Moskwie, ogłoszono go 21. lipca w Chełmie Lubelskim a Lublin wcale nie został wyzwolony, przeszedł tylko spod jednej okupacji pod drugą. Nie był też pierwszym większym polskim miastem – Niemcy opuścili już wiele innych naszych miast (m.in Lwów), ale tereny leżące na wschodzie, za haniebną Linią Curzona właśnie zostały – w wyniku zdrady USA i Wielkiej Brytanii – oddane (ukradzione Polsce, tak naprawdę) Stalinowi i ZSRS. Pojałtańskie granice nadal zresztą trwają w Europie Środkowo-Wschodniej, jako wyrzut na sumieniu Aliantów.

Efekty wkroczenia Armii Czerwonej

    Nowy, sowiecki, okupant potrzebował wroga – czy raczej: Wroga – dzięki któremu mógłby pozować na wyzwoliciela, i taki Wróg był na wyciągnięcie ręki: nazistowska III Rzesza. Narracja o wyzwoleniu Polski przez sowietów była tak wspaniale prowadzona (a poza tym, jak każde perfekcyjne kłamstwo, nosiła znamiona prawdy – wszak Moskwa rzeczywiście przepędziła Niemców), że nawet dziś spora część (głównie ta postępowa i nowoczesna) naszego społeczeństwa w to wierzy. Małe didaskalia: polecam przeczytać "Wyjście z cienia" nieodżałowanej pamięci Janusza A. Zajdla, tam pokazany jest mechanizm działania sowietów w czasie zajmowania ziem polskich. A wracając do sedna: Wróg był, na dodatek idealny. Wszak z żywiołem niemieckim Polacy potykali się od X wieku, od zwycięskiej bitwy pod Cedynią, poprzez heroiczną obronę Głogowa (okrucieństwo wojsk cesarskich podkreślano na lekcjach historii we wczesnej podstawówce), przez potyczki z Zakonem Krzyżackim po rozbiory i Kulturkampf (swoją drogą zrobienie z Prusaków najgorszego z zaborców sprawiało, że Moskwa była tym mniejszym złem – co było nieprawdą). A jak dodamy do tego, że zarówno II, jak i III Rzesza Niemiecka na Wschodzie odwoływały się do krzyżackiego dziedzictwa (mocno je przy tym naciągając) nic dziwnego, że dla sowietów krzyżak był wrogiem doskonałym. Książkowym wręcz szwarccharakterem. Zygfrydem de Loewe połączonym ze zbójcerzem Hegemonem.
    Swoją drogą ten pruski Drang nach Osten w znacznej mierze przyczynił się do powstania Armii Czerwonej – po Wielkiej Wojnie w Inflantach miejscowi Łotysze tak się bali Niemców Bałtyckich i ich hegemonii, że przystali do bolszewików. Pierwsze jednostki Gwardii Czerwonej były złożone z łotewskich strzelców. Ironią losu jest, że ci sami Łotysze jakieś 20 lat później najzacieklej walczyli z sowietami ramię w ramię z Niemcami (ostatniego łotewskiego partyzanta zabito dopiero bodajże w latach 70-tych XX wieku).

Zamek w Rydze
Dom Bractwa Czarnogłowych

    Ale wracajmy do krzyżaków, do Zakonu Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie. Trzeba jasno powiedzieć, że w przeciwieństwie do sowietów coś budowali, tworzyli. Na terenach swojego państwa zakonnego wprowadzili porządek, zachodnioeuropejską kulturę i cywilizację – która trwała tam aż do 1945 roku (po podziale tych ziem Warmia i Mazury mimo wymiany ludności pozostały w orbicie kultury europejskiej, ale Sambia została całkowicie zaorana). To, czy metody narzucania zachodniego stylu życia Prusom były właściwe czy nie – to już inna sprawa. Zgodnie z dzisiejszymi standardami raczej nie, jednak ówczesnym bardziej podobała się sprawność działania Zakonu oraz jego sukcesy w walce z poganami i innowiercami. Owszem, były też porażki – wielokrotnie z Litwinami, raz a porządnie z prawosławnymi Rusinami pod wodzą księcia Nowogrodu Aleksandra Newskiego na Jeziorze Pejpus – ale zakonna dyplomacja ustępowała sprawnością chyba li tylko papieskiej (i to nie jestem pewien, wszak papieży też wielokrotnie rozgrywali).

Jezioro Pejpus
    Rodząca się wtedy Rzeczpospolita przyjęła troszkę inną strategię – postawiła, może przypadkiem, na fuzję różnych kultur – z dominującą nutą zachodnioeuropejskiej kultury polskiej. Powstały w ten sposób twór – imperium właściwie – o powierzchni prawie miliona kilometrów kwadratowych został najmożniejszym państwem Europy. Potem oczywiście przeminął, ale takie są koleje historii.
Stare miasto w Lublinie
    Sam Lublin ma w tym procesie miejsce szczególne – tu wszak zawarto Unię Lubelską, umowę między Koroną Królestwa Polskiego i Wielkim Księstwem Litewskim stanowiącą fundament przyszłej Rzeczypospolitej. Tu też zwycięzca spod Grunwaldu, Władysław Jagiełło, planował stworzyć stolicę swoich terytoriów – czego pozostałości oglądać można na lubelskim zamku (przez jakiś czas będącym ciężkim sowieckim więzieniem w którym mordowano polskich patriotów). Gotycka kaplica dekorowana jest tam rusko-bizantyjskimi malowidłami i stanowi jeden (jeśli nie jedyny taki) z najwspanialszych przykładów przenikania się kultur w Europie.
Zamek w Lublinie
Kaplica Świętej Trójcy
    Krzyżackie gotyckie zamki, choć perfekcyjne w swojej konstrukcji, są tylko zachodnioeuropejskie. Mimo, że przecież sam Zakon wywodzi się – podobnie jak wspominani przeze mnie na blogu templariusze – z Outremer.

Zamek w Malborku

19 lipca 2022

Włocławek

    Jakiś czas temu zły los (znaczy – praca) pchnął mnie do nadwiślańskiego grodu zwanego Włocławkiem. Jako, że miałem tam trochę czasu nie dość, że spotkałem się z dawno nie widzianymi znajomymi to jeszcze, mimo niekorzystnej deszczowej aury, zrobiłem sobie krótki spacer – by odświeżyć wspomnienia związane z tym miejscem.

Włocławska katedra

    Oczywiście nie chodzi tu o znaną z piosenki o Irlandii włocławską ulicę Fabryczną (wbrew legendzie istnieje, jest bardzo krótka i nigdy jej nie widziałem). Jako przedstawiciel największego związku wyznaniowego w Polsce za młodego (jako ministrant) wielokrotnie odwiedzałem "swoją" włocławską katedrę – tradycyjnie w Wielki Czwartek. Po wielu latach stwierdzam, że kościół ów kiedyś wydawał mi się dużo większy (ale może dlatego, że ja byłem dużo mniejszy) – po raz pierwszy też widziałem wystrój wnętrza pozbawiony uroczystej oprawy.

Gotyckie wnętrza

    Niemniej diecezja włocławska jest jedną z najstarszych stolic biskupich w Polsce, podobnie jak pobliskie seminarium jednym z - jeśli nie najstarszym – w naszym kraju. Do budynku przylega kościół św. Witalisa – tu kolejne powtórzenie – najstarszy zachowany we Włocławku (a przejściowo także zastępujący katedrę). Okolice głównej świątyni miasta są przy okazji całkiem zadbane.

Seminarium i kościół św Witalisa

    Natomiast co do pobliskiej starówki...
    - Zaraz – przerwała mi koleżanka, Włocławianka – U nas nie ma starówki!
    - Jest – odparłem – Mapa mówi, że jest.
    - Jeśli tak stawiasz sprawę, to faktycznie jest. Ale nie wygląda wyjściowo.
    Cóż, musiałem przekonać się na własne oczy.
    - Jestem pod wrażeniem – stwierdziłem, kiedy siedzieliśmy już w lokalu na nadwiślańskich bulwarach, całkiem zadbanych – Wielkie gratulacje dla włodarzy miasta, że potrafili tak wspaniale zachować w centrum klimat lat 90-tych zeszłego stulecia. Chyba opiszę to na blogu.
    - Nie bądź zbyt surowy – znajomi pokręcili głowami – Podobno mają się w końcu wziąć za remonty...

Wisła we Włocławku

    Możliwe. Choć znając życie remont starego rynku skończy się betonozą, jak chociażby we wspominanym niedawno na blogu Sieradzu.

Betonowo-kubistyczny rynek w Sieradzu po modernizacji

    Tymczasem leżące rzut kamieniem od katedry włocławskie stare miasto jest... Jak mówiłem, spacerując tamtejszymi ulicami człowiek przenosi się te 30 lat wstecz, kiedy po upadku komuny miasta już zaczynały przybierać nową, kapitalistyczną twarz (objawiającą się głównie krzykliwymi szyldami przedsiębiorstw o nazwach kończących się na -x), a jeszcze nie pozbyły się topornej komunistycznej szarości.

Odcienie szarości

    Włodarze Włocławka – zapewne nieumyślnie – potrafili ten stan zachować nie remontując i zapominając o historycznym centrum miasta. A przecież można było wybudować nową halę sportową (Włocławek wraz z Wrocławiem i Pruszkowem na przełomie XX i XXI wieku trząsł polską klubową koszykówką; ostatnio chyba znowu jest na topie, ale wielkim fanem nie jestem, to trudno mi stwierdzić) zaś w dawnych budynkach fabrycznych zrobić centrum handlowe. Taki powrót do przeszłości miałem ostatnio spacerując brzegiem Słupi w Słupsku, ale skala zachowania klimatu lat 90-tych jest nieporównywalnie większa. Zaprawdę, warto urządzać wycieczki, by obcokrajowcy i młodzież zobaczyli jak Polska wyglądała te 30 czy 20 lat temu. Będzie to robić piorunujące wrażenie.

Rynek we Włocławku

    Jeśli jednak to prawda, i zarządcy Włocławka wezmą się za starówkę, to tym bardziej warto miasto odwiedzić teraz – bo zapewne skasztanią sprawę. A szkoda, bo tuż niedaleko płynie Wisła, obok średniowieczna gotycka katedra... Ech.

Murale starego miasta

    Na zakończenie – tak się trochę nabijam z zapóźnienia Polski powiatowej (jest to nieprawda, bardzo ją cenię – choć może bardziej na poziomie gminy), a przecież Łódź, do niedawna drugie pod względem wielkości miasto w Polsce często jest wykorzystywana jako plener – bez charakteryzacji – do nagrywania filmów dziejących się w Dwudziestoleciu czy w czasie II Wojny Światowej – i też duża w tym zasługa włodarzy miasta (podobnie jak – charakterystyczne i dla Łodzi i dla Włocławka – dziurawe drogi).
    Po tym krótkim wtręcie dotyczącym Kujaw wracam do głównego tematu lipcowych wpisów, czyli Krzyżaków (w sumie Zakon Kujawy najeżdżał, bywało, że część okupował - no to artykuł nie jest aż tak nie na miejscu). Wpis o Włocławku miał pojawić się jesienią, jak uporam się z wpisami i wizytą w Ameryce Południowej, ale ponieważ znajomi co i rusz się o niego dopytują, to i wrzucam. Naści!
    No i pozdrawiam – kiedy następna wizyta nie wiem, teraz wybierałem się dobrych osiem lat.

Południowoamerykańskie strąki drzewa inga

    Na zakończenie: jest też Włocławek miejscem kaźni bł. Jerzego Popiełuszki, zamordowanego przez komunistów. Wielokrotnie odwiedzałem tamę na Wiśle (sama tama jest miejscem potencjalnej katastrofy, jeśli pęknie zabierze ze sobą spory kawał miasta) - ale gdy teraz byłem nie udało nam się podjechać: na parkingu trwały jakieś prace (albo był zwyczajnie zamknięty), więc może faktycznie Włocławek się niedługo zmieni.

18 lipca 2022

Grunwald cz. 3

    Od małego każdy w Polsce wie, że dwa nagie miecze dostarczone przez heroldów Jagielle i Witoldowi oznaczają krzyżacką, czy też niemiecką, pogardę oraz chęć sprowokowania polskiego króla do walki. Według Jana Długosza Władysław nie dał się jednak ponieść emocjom i w górnolotnej mowie podziękował za oręż i potraktował je jako znak swojego – w imię Boga – zwycięstwa. Nie chcę tu cytować zacnego kanonika Johannesa Longinusa, ale cała mowa króla jest tak cukierkowa i słodka, że właściwie trudno jest w nią uwierzyć. Czemu więc nasz kronikarz, znający sprawę z pierwszej ręki tak konfabuluje? Czy tylko w ramach licentia poetica? Czy może kryje się za tym coś więcej?

Wręczenie dwóch mieczy
    A i gest Krzyżaków – mistrzów dyplomacji przecież – zakrawa na działanie istnie samobójcze. Nie wierzę, że nie wiedzieli, że armia polsko-litewska jest liczniejsza i bardzo dobrze wyposażona: od czasu ostatniej wielkiej wojny między Polską a Zakonem minęło już 70 lat, przez ten czas owszem, państwo w Prusach okrzepło, krainę pokryła sieć nowoczesnych ceglanych zamków ze stolicą w Marienburgu/Malborku (reguła zakonna zakazywała krzyżakom nocować poza zamkiem – dzięki temu musieli nabudować bardzo dużo warowni – a dzięki temu łatwiej było trzymać w ryzach plemiona pruskie).
Zamek w Malborku
Zamek wodny w Świeciu nad Wisłą
    W tym samym jednak czasie na powrót zjednoczona Korona Królestwa Polskiego przeżywa jeden z największych okresów prosperity. Za dochody ze sprzedaży soli Kazimierz Wielki przebudowuje państwo i zaopatruje je w całkiem nowy system obrony. Owszem, gros fortyfikacji to nadal są ziemno-drewniane gródki (na przykład grodzisko w Małkowie, zniszczone w czasie wojny domowej Grzymalitów z Nałęczami jakiś czas po śmierci króla Kazimierza), ale powstają nowe zamki (na przykład w Bydgoszczy zamiast spalonego przez Krzyżaków grodu w Wyszogrodzie) i miasta – nie dość, że obmurowane to i na nowoczesnych prawach.
Wyszogród nad Wisłą, zniszczony przez Krzyżaków AD 1330-1
Ziemno-drewniany gród w Starej Rawie
Murowany zamek w Rawie Mazowieckiej
Grodzisko w Małkowie
    Polska staje się ważnym graczem w Europie Środkowo-Wschodniej. A Krzyżacy... Krzyżacy robią swoje. Walczą z Litwą, zajmują Żmudź. Sytuacja zmienia się, gdy Wielki Książę Litewski Jagiełło zostaje królem polskim Władysławem. Choć sojusze pomiędzy Krzyżakami i poszczególnymi litewskimi władykami ciągle się zmieniają, właściwie jest pewne, że dojdzie do nowej wojny – właśnie między coraz silniejszą Polską wspierającą Litwinów a Zakonem. I w nowej wojnie to siły Jagiełły i Witolda wkraczają na teren Państwa Krzyżackiego. Na dodatek są silniejsze od wojsk obrońców.
Kopalnia soli w Bochni - źródło bogactwa Polski XIV wieku
Kirys z końca XIV wieku z centralnej Polski
    Krzyżacy więc – mistrzowie dyplomacji – wysyłają poselstwo do Jagiełły (nie uczestniczy w spotkaniu Witold) z dwoma mieczami – symbolem na wskroś ewangelicznym, bo odwołującym się do słynnej perykopy z Ewangelii według św Łukasza (Łk 22, 36-38):
    Jezus powiedział: Lecz teraz […] kto ma trzos, niech go weźmie; tak samo torbę; a kto nie ma, niech sprzeda swój płaszcz i kupi miecz! Albowiem powiadam wam: to, co jest napisane, musi się spełnić na Mnie: Zaliczony został do złoczyńców. To bowiem, co się do Mnie odnosi, dochodzi kresu. Oni rzekli: „Panie, tu są dwa miecze”. Odpowiedział im: „Wystarczy”.
    Krzyżacy tym gestem pokazują swoim gościom z Zachodu i całej chrześcijańskiej Europie kto tu jest agresorem. To Jagiełło i Witold. Oni, Krzyżacy, wręczają te dwa miecze jako znak, że bronią wiary przed poganami: Wszak na Litwie jeszcze szerzy się bałbochwalstwo, Jagiełło jest w sumie neofitą a pomiędzy hufcami jego wojsk kryją się bisurmańscy Tatarzy. Te miecze mają za zadanie nastraszyć polskich chrześcijańskich doradców, że jeśli się nie wycofają zostaną pariasami Europy. Nie może o tym napisać nasz kanonik, który przecież doskonale zna ową symbolikę. Jeśli by uznał, że Krzyżacy mają rację, wtedy – ponieważ jako człowiek wierzący i członek Kościoła Długosz w pewnym stopniu jest deterministą – Bóg nie mógłby sprzyjać wojskom polsko-litewskim gdyż nie działałyby one w słusznej – także według samego Jana – sprawie. Stąd i dorabia uczony magister całą opowieść, by wskazać komu Bóg pomógł.
Rekonstrukcja Bitwy Grunwaldzkiej
    Ciekawi mnie też, czy ktoś z członków dworu po tej krzyżackiej demonstracji próbował wpłynąć na króla – że może jednak lepiej jest się wycofać, że nie ma co walczyć, bo wszak Krzyżacy to wyższa kultura, niosą tu na te ziemie kaganiec chrześcijańskiej oświaty... Królu, jeśli się nie wycofamy to na Zachodzie przestaną nas lubić!
    Jeśli tak było – król Władysław zignorował takie głosy – sam zaś pewnie zasugerował przybocznym, żeby nie brać jeńców – i wygrał łamiąc sporo zasad cywilizowanej wojny. Klęska Zakonu była tak duża, że nie udało im się propagandowo wykorzystać tego gestu dwóch mieczy. Po prostu nie było komu. Sam zaś Jagiełło ogłosił dzień zwycięstwa Świętem Narodowym i... Odpuścił. Zamiast zdobyć Malbork przestał się interesować wojną. Dlaczego? Może nie chciał tak znacznego wzmocnienia Polski kosztem Litwy? A może zawiodła go jego monarsza intuicja? Nie dowiemy się raczej.
    Dopiero jego drugi syn, urodzony. jeśli mnie pamięć nie myli, 20 lat po bitwie dokończy dzieła rozbicia Zakonu. A Jagiełłowy wnuk całkiem zlikwiduje Państwo Zakonne przyjmując 115 lat po bitwie hołd od ostatniego Wielkiego Mistrza w Prusach.
Toruń - założone przez Krzyżaków miasto, miejsce podpisania pokojów polsko-krzyżackich z 1411 i 1466 roku
    Co spowoduje powstanie nowego tworu na mapie Europy. Który to twór w końcu stanie się przyczyną zguby potężnej i tolerancyjnej I Rzeczypospolitej. Ale to temat na inną historię – na razie jeszcze troszkę pociągnę temat Krzyżaków.

Tak, wiem też, że dwa miecze mogły symbolizować podwójną – świecką i duchowną – władzę Krzyżaków w Prusach, ale wydaje mi się to trochę zbyt dalekie połączenie. I jako ciekawostkę można powiedzieć, że jedyne ocalałe insygnium koronacyjne władców Polski – Szczerbiec – też ma pochodzenie krzyżackie.
Szczerbiec

Najchętniej czytane

Enver i never

     Oczywiście wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO Linie z Nazca to nie jedyne geoglify w Ameryce Południowej. Geogli...