Tłumacz

28 września 2020

Podróż w czasach zarazy

    Zbliżał się koniec bardzo dziwnego sezonu turystycznego a ja siedziałem akurat w Skopje w Macedonii Północnej i przy niezłym piwie rozmawiałem z miejscowym przewodnikiem o mijającym roku. Rozmowa miała dość gorzkie zabarwienie, ponieważ obaj dostaliśmy mocno popalić przez obostrzenia związane z nowym nieznanym zabójczym kolejnym wirusem.
    - To moja trzecia grupa w tym roku. Dopiero – westchnął przewodnik – A bywało, że miałem trzy grupy jednego dnia.
    - Ja za granicę wyjechałem w tym sezonie po raz pierwszy – odparłem – I zapewne ostatni.
    - No to wypijmy za zakończenie sezonu, który się nie rozpoczął!
    - Zdrowie!
    Rzeczywiście, sezon skończył się zanim się zaczął. Turystyka całkowicie padła – było to widać. Wycieczka, której przewodziłem przebiegała przez kilka bałkańskich krajów – i w każdym byliśmy właściwie jedynymi turystami. Nie mówię już o pustkach na granicach. Zamiast gigantycznych kolejek chwila – i w paszporcie kolejna pieczątka.
    - Widzę, że z 2020 nie masz za dużo stempli – uśmiechnął się przewodnik widząc mój paszport i pociągnął łyczek piwa.
    - No nie za wiele, nie za wiele – odpowiedziałem tym samym.
    W sumie nie wygląda, żeby miało się coś pod tym względem zmienić. Zwłaszcza, że rządy niektórych krajów nadal wprowadzają dziwne – i raczej niepotrzebne restrykcje. Taka Bośnia i Hercegowina, na przykład, państwo dosyć ubogie, żąda na granicy zaświadczenia o niechorowalności na koronawirusa – więc zamiast jechać do malowniczo położonego Sarajewa pojechaliśmy (ku mojej wielkiej uciesze) do chorwackiego Splitu – gdzie takich dyrdymałów nikt od nas nie wołał. Nie chcą włodarze Bośni zarabiać na turystyce – ich sprawa, choć w kraju zniszczonym krwawą wojną (jeszcze jest tam sporo pól minowych, a ślady kul na ścianach domów to normalność) każda gotówka powinna być widziana chętnie i ochoczo. Ale nie. Lepiej wypłoszyć turystów. Macedonia Północna także nie cierpiąca na nadmiar gotówki wprowadziła maksymalne obłożenie autobusów 70%. Po wielkich protestach branży turystycznej w stosunku do autokarów turystycznych przepis ten nie jest stosowany – ale zawsze może być (komentarz miejscowego: rząd chce ciągnąć zyski z turystyki, a robi wszystko, żeby odstraszyć zagranicznych gości). I tak dalej.

Zamek w Kruji
    Nic dziwnego, że zazwyczaj oblegane przez turystów miejsca świecą pustkami. Najmocniej chyba zobaczyłem to w Kruji, w Albanii (była też Albania głównym clue tego wyjazdu, spędziliśmy tam najwięcej czasu). Miejsce to, oprócz średniowiecznej twierdzy związanej ze Skanderbegiem, albańskim bohaterem i przywódcą antytureckiego powstania (nieco popsutej w czasach dyktatury Envera Hodży – ale czego komuniści nie skiepścili kiedyś?) to także olbrzymi turystyczny bazar. Pamiątki, łapacze kurzu, rękodzieło, antyki, szwarc, mydło i powidło – wszystko w klimacie tureckiego bazaru (bo takąż ma on właściwie proweniencję) specjalnie dla turystów. Jest więc Kruja odwiedzana – i to bardzo licznie. A teraz?
Bazar w Kruji

    Pustki.
    Dla miejscowych tragedia.
  
Po wspaniałej twierdzy w Beracie (wraz z położonym poniżej miastem wpisana na listę UNESCO) hula zamiast turystów tylko wiatr (dobra, ilekroć tam byłem to było raczej upalnie niż wietrznie, ale co tam).

Berat

    Na plażach w okolicach Durres także nikogo – mimo sprzyjającej pogody. Owszem, może powodem była niezbyt czysta woda w Adriatyku (Albańczycy robią ze swoim morzem to samo, co nasza stołeczna Warszawa z Wisłą – sypią doń odpady, że tak powiem, komunalne), ale jakoś w to nie wierzę – Adriatyk to nie Bałtyk, tu morze jest miłe i cieplutkie, tylko nie miał się kto kąpać. Hotele puste, nawet te odbudowane po zeszłorocznym trzęsieniu ziemi. Bieda z nędzą.

Plaża w Golem

    Z miejscowych zadowolony był chyba tylko napotkany na pustej plaży pan z osiołkiem – normalnie nie mógłby swobodnie kroczyć ze swoim zwierzakiem bo turyści co i rusz by go zaczepiali, a tak – tup, tup, tup – szli sobie noga za nogą. A jak ktoś (ja i miejscowa przewodniczka, bo nikogo więcej nie było) chciał zrobić mu zdjęcie to wygrażał kijem.

Plaża w Golem

    Sytuacja taka (pustki, nie wygrażający lagą pan od osiołka) ma dla mnie dwie strony medalu – jako osoba związana z branżą turystyczną mocno odczułem kryzys, ale jako turysta?
   
Pałac Dioklecjana w Splicie, wpisany na Listę Dziedzictwa Ludzkości UNESCO – świeci pustkami. Można sobie dowolnie spacerować, oglądać, robić zdjęcia... Perast czy Kotor w Czarnogórze – także na liście UNESCO (Kotor to nawet podwójnie, jako element Boki Kotorskiej i jako weneckie dzieła obronne): nie musisz się tłoczyć przepychać. Cudnie! Jezioro Ochrydzkie?
Owszem, w wakacje były tłumy (ponieważ wszyscy Macedończycy dostali dofinansowanie na wczasy w kraju, a za granicę nie bardzo mogli/mogą wyjeżdżać to przyjechali do Ochrydy – pewnie było tłoczniej niż u nas nad Bałtykiem tego roku; choć woda oczywiście była cieplejsza) ale teraz wolność i swoboda. Niemal nikogo. Cymes. W taki czas najlepiej ruszyć gdzieś w obce kraje – nie dość, że nie będzie tłoku, to jeszcze może być dużo taniej.

Pałac Dioklecjana
Kotor
Jezioro Ochrydzkie

    O ile, oczywiście, się da. A nie pozamykają granice – jak na przykład Peru (choć podobno ma otwierać). Jeśli jednak tylko można dane utrudnienie ominąć – należy to zrobić. Zakaz lotu z jednego kraju do drugiego? Można jechać do sąsiada, z którego na przykład takich zakazów nie ma – i voila! Zwiedzamy – w ciszy i spokoju.
    A koronawirus?
    Jest. I jak już się pojawił to będzie. Nic nie zrobimy.
    Światowa Organizacja Zdrowia dwa razy dała ciała w związku z tą zarazą. Najpierw umożliwiła (by nie drażnić Chin – ale o tym pisałem już) rozprzestrzenienie się zarazków, a potem – co jest chyba dużo gorsze – wywołała ogólnoświatową panikę. Której skutki dla gospodarki są chyba nie do oszacowania (pomijam zniszczenie branży turystycznej – ale cała gospodarka dostała popalić). Owszem, kiedy mleko się wylało, i kiedy nie wiadomo było kto zacz ów koronawirus – to wtedy super: część rządów, przejęta rolą wprowadzała restrykcje – zapewne w celu ochrony Obywateli (no, sensu stricte w celu ochrony siebie – przecież to Obywatele utrzymują rządy). Ale teraz? Wirus jest groźny dla osób schorowanych i w podeszłym wieku – tak jak większość innych wirusów i bakterii – nie wiem więc czemu robi się takie obostrzenia ze względu na tylko-li jednego zarazka. Albo róbmy na wszystkie, albo wcale. Bo to się źle skończy – zwłaszcza dla naszej, europejskiej, cywilizacji, i tak już mocno podniszczonej i chylącej się ku upadkowi. Ja osobiście mocno się nie przejmuję, zawsze mogę iść do lasu i jeść co tam w okolicy wyrosło, ale mimo wszystko miło by było nie być świadkiem załamania się europejskiej kultury. Bo wtedy zostaną tylko zgliszcza.

Amfiteatr w Durres

    O! To kolejna motywacja, żeby jak najszybciej wyruszyć w podróż! Wsiąść do pociągu byle jakiego, gdy Światem zaczęła rządzić jesień.


    I na koniec jeszcze żarcik a propos turystycznego sezonu 2020, rzucony przez skopijskiego przewodnika:
    - Kolega wrzucił zdjęcie kalendarza na rok 2020 z podpisem: tanio sprzedam, nieużywany.
    Cóż, nic dodać, nic ująć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Cziatura

     Zostajemy na blogu na terenach byłego ZSRS, acz w miejscu o dużo dłuższej i jeszcze mniej znanej w Polsce historii . Choć także będą po...