Zbliżał się koniec bardzo dziwnego
sezonu turystycznego a ja siedziałem akurat w Skopje w Macedonii Północnej i przy niezłym piwie rozmawiałem z miejscowym
przewodnikiem o mijającym roku. Rozmowa miała dość gorzkie
zabarwienie, ponieważ obaj dostaliśmy mocno popalić przez
obostrzenia związane z nowymnieznanymzabójczym kolejnym wirusem. - To moja trzecia grupa w tym roku.
Dopiero – westchnął przewodnik – A bywało, że miałem trzy
grupy jednego dnia. - Ja za granicę wyjechałem w tym
sezonie po raz pierwszy – odparłem – I zapewne ostatni. - No to wypijmy za zakończenie
sezonu, który się nie rozpoczął! - Zdrowie! Rzeczywiście, sezon skończył się
zanim się zaczął. Turystyka całkowicie padła – było to widać.
Wycieczka, której przewodziłem przebiegała przez kilka bałkańskich
krajów – i w każdym byliśmy właściwie jedynymi turystami. Nie
mówię już o pustkach na granicach. Zamiast gigantycznych kolejek
chwila – i w paszporcie kolejna pieczątka. - Widzę, że z 2020 nie masz za dużo stempli
– uśmiechnął się przewodnik widząc mój paszport i pociągnął
łyczek piwa. - No nie za wiele, nie za wiele –
odpowiedziałem tym samym. W sumie nie wygląda, żeby miało się
coś pod tym względem zmienić. Zwłaszcza, że rządy niektórych
krajów nadal wprowadzają dziwne – i raczej niepotrzebne
restrykcje. Taka Bośnia i Hercegowina, na przykład, państwo dosyć
ubogie, żąda na granicy zaświadczenia o niechorowalności na koronawirusa – więc zamiast jechać do malowniczo położonego
Sarajewa pojechaliśmy (ku mojej wielkiej uciesze) do chorwackiego
Splitu – gdzie takich dyrdymałów nikt od nas nie wołał. Nie
chcą włodarze Bośni zarabiać na turystyce – ich sprawa, choć w
kraju zniszczonym krwawą wojną (jeszcze jest tam sporo pól
minowych, a ślady kul na ścianach domów to normalność) każda
gotówka powinna być widziana chętnie i ochoczo. Ale nie. Lepiej
wypłoszyć turystów. Macedonia Północna także nie cierpiąca na
nadmiar gotówki wprowadziła maksymalne obłożenie autobusów 70%.
Po wielkich protestach branży turystycznej w stosunku do autokarów
turystycznych przepis ten nie jest stosowany – ale zawsze może być
(komentarz miejscowego: rząd chce ciągnąć zyski z turystyki, a
robi wszystko, żeby odstraszyć zagranicznych gości). I tak dalej.
Zamek w Kruji
Nic dziwnego, że zazwyczaj oblegane
przez turystów miejsca świecą pustkami. Najmocniej chyba
zobaczyłem to w Kruji, w Albanii (była też Albania głównym clue
tego wyjazdu, spędziliśmy tam najwięcej czasu). Miejsce to, oprócz
średniowiecznej twierdzy związanej ze Skanderbegiem, albańskim
bohaterem i przywódcą antytureckiego powstania (nieco popsutej w
czasach dyktatury Envera Hodży – ale czego komuniści nie
skiepścili kiedyś?) to także olbrzymi turystyczny bazar. Pamiątki,
łapacze kurzu, rękodzieło, antyki, szwarc, mydło i powidło –
wszystko w klimacie tureckiego bazaru (bo takąż ma on właściwie
proweniencję) specjalnie dla turystów. Jest więc Kruja odwiedzana
– i to bardzo licznie. A teraz?
Bazar w Kruji
Pustki. Dla miejscowych tragedia. Po wspaniałej twierdzy w Beracie
(wraz z położonym poniżej miastem wpisana na listę UNESCO) hula
zamiast turystów tylko wiatr (dobra, ilekroć tam byłem to było
raczej upalnie niż wietrznie, ale co tam).
Berat
Na plażach w okolicach Durres także nikogo – mimo sprzyjającej pogody. Owszem, może powodem była
niezbyt czysta woda w Adriatyku (Albańczycy robią ze swoim morzem
to samo, co nasza stołeczna Warszawa z Wisłą – sypią doń
odpady, że tak powiem, komunalne), ale jakoś w to nie wierzę –
Adriatyk to nie Bałtyk, tu morze jest miłe i cieplutkie, tylko nie
miał się kto kąpać. Hotele puste, nawet te odbudowane po
zeszłorocznym trzęsieniu ziemi. Bieda z nędzą.
Plaża w Golem
Z miejscowych zadowolony był chyba
tylko napotkany na pustej plaży pan z osiołkiem – normalnie nie
mógłby swobodnie kroczyć ze swoim zwierzakiem bo turyści co i
rusz by go zaczepiali, a tak – tup, tup, tup – szli sobie noga za
nogą. A jak ktoś (ja i miejscowa przewodniczka, bo nikogo więcej
nie było) chciał zrobić mu zdjęcie to wygrażał kijem.
Plaża w Golem
Sytuacja taka (pustki, nie wygrażający
lagą pan od osiołka) ma dla mnie dwie strony medalu – jako osoba
związana z branżą turystyczną mocno odczułem kryzys, ale jako
turysta? Pałac Dioklecjana w Splicie, wpisany
na Listę Dziedzictwa Ludzkości UNESCO – świeci pustkami. Można
sobie dowolnie spacerować, oglądać, robić zdjęcia... Perast czy
Kotor w Czarnogórze – także na liście UNESCO (Kotor to nawet
podwójnie, jako element Boki Kotorskiej i jako weneckie dzieła
obronne): nie musisz się tłoczyć przepychać. Cudnie! Jezioro
Ochrydzkie? Owszem, w wakacje były tłumy (ponieważ wszyscy
Macedończycy dostali dofinansowanie na wczasy w kraju, a za granicę
nie bardzo mogli/mogą wyjeżdżać to przyjechali do Ochrydy –
pewnie było tłoczniej niż u nas nad Bałtykiem tego roku; choć
woda oczywiście była cieplejsza) ale teraz wolność i swoboda.
Niemal nikogo. Cymes. W taki czas najlepiej ruszyć gdzieś w obce
kraje – nie dość, że nie będzie tłoku, to jeszcze może być
dużo taniej.
Pałac Dioklecjana
Kotor
Jezioro Ochrydzkie
O ile, oczywiście, się da. A nie
pozamykają granice – jak na przykład Peru (choć podobno ma
otwierać). Jeśli jednak tylko można dane utrudnienie ominąć –
należy to zrobić. Zakaz lotu z jednego kraju do drugiego? Można
jechać do sąsiada, z którego na przykład takich zakazów nie ma –
i voila! Zwiedzamy – w ciszy i spokoju. A koronawirus? Jest. I jak już się pojawił to
będzie. Nic nie zrobimy. Światowa Organizacja Zdrowia dwa razy
dała ciała w związku z tą zarazą. Najpierw umożliwiła (by nie
drażnić Chin – ale o tym pisałem już) rozprzestrzenienie się
zarazków, a potem – co jest chyba dużo gorsze – wywołała
ogólnoświatową panikę. Której skutki dla gospodarki są chyba
nie do oszacowania (pomijam zniszczenie branży turystycznej – ale
cała gospodarka dostała popalić). Owszem, kiedy mleko się wylało,
i kiedy nie wiadomo było kto zacz ów koronawirus – to wtedy
super: część rządów, przejęta rolą wprowadzała restrykcje –
zapewne w celu ochrony Obywateli (no, sensu stricte w celu ochrony
siebie – przecież to Obywatele utrzymują rządy). Ale teraz?
Wirus jest groźny dla osób schorowanych i w podeszłym wieku –
tak jak większość innych wirusów i bakterii – nie wiem więc
czemu robi się takie obostrzenia ze względu na tylko-li jednego
zarazka. Albo róbmy na wszystkie, albo wcale. Bo to się źle
skończy – zwłaszcza dla naszej, europejskiej, cywilizacji, i tak
już mocno podniszczonej i chylącej się ku upadkowi. Ja osobiście
mocno się nie przejmuję, zawsze mogę iść do lasu i jeść co tam w okolicy wyrosło, ale mimo wszystko miło by było nie być
świadkiem załamania się europejskiej kultury. Bo wtedy zostaną
tylko zgliszcza.
Amfiteatr w Durres
O! To kolejna motywacja, żeby jak
najszybciej wyruszyć w podróż! Wsiąść do pociągu byle jakiego,
gdy Światem zaczęła rządzić jesień.
I na koniec jeszcze żarcik a propos
turystycznego sezonu 2020, rzucony przez skopijskiego przewodnika: - Kolega wrzucił zdjęcie kalendarza
na rok 2020 z podpisem: tanio sprzedam, nieużywany. Cóż, nic dodać, nic ująć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz