"Kto wymyślił choinkę?" -
pytał się w wierszu poeta (Konstanty Ildefons Gałczyński –
bardzo przeze mnie lubiany, a pewnie byłby jeszcze bardziej gdyby
nie socrealistyczna plama na jego życiorysie) – i szczerze już
nie pamiętam, czy podmiot liryczny odpowiedź otrzymał (a tym
bardziej jaką – prawdziwa pewnie by go zaskoczyła). W każdym
razie Bożonarodzeniowe drzewko, choć pochodzi z terenów Niemiec,
od wielu lat jest elementem tradycyjnego wystroju domów w dniu
święta Narodzenia Pańskiego (wypierając jakiś czas temu – nie
tak odległy w sumie – niemal całkowicie nasze rodzime wieszane
pod sufitem podłaźniczki). Choinka podbiła domy na całym –
zachodnim – Świecie, ba, wschodni chrześcijanie, Boże Narodzenie
obchodzący niemal dwa tygodnie później też często wstawiają ją
do domu.
Zielone drzewko stało się, volens
nolens, symbolem tych Świąt – może nawet, przywłaszczone przez
popkulturę zaczęło żyć własnym życiem, bo przecież ani
sowiecki Dziadek Mróz, ani amerykański Santa Claus nie mają z
Bożym Narodzeniem nic wspólnego (grubas w czerwonej kapocie ma –
przy okazji – tyle wspólnego ze świątobliwym biskupem Miry
Mikołajem co socjalizm z dobrobytem). Ba, na zlaicyzowanym Zachodzie
to nawet i sam fakt upamiętniania przez uroczystość narodzin
Jezusa Chrystusa jest już niekoniecznym elementem obchodów Bożego
Narodzenia. Ot, logika. W każdym razie choinka jest stałym
elementem bożonarodzeniowego klimatu – a odwieczne pytanie:
sztuczna czy prawdziwa, podzieliła tyle samo rodzin co współczesna
polska polityka.
Ja osobiście optuję za prawdziwą.
Po pierwsze może dlatego, że za dzieciaka miałem sztuczną (z
prawdziwych gałązek był stroik czy inna podłaźniczka) i znudziły
mi się plastikowe, po drugie – jest bardziej przyjazna środowisku.
Owszem, co roku wszelkiej maści illiterati et deabili wrzeszczą, że
to niehumanitarne (?) takie wycinanie żywych drzewek z lasu (albo zabijanie i zjadanie karpia), ale jak to powiedział ktoś mądry:
psy szczekają, karawana jedzie dalej.
No to jedziemy.
 |
Choinka w bezśnieżną zimę na warckim rynku
|
Pewnego razu choinka wyszła z zacisza
domowego zaistniała także w przestrzeni publicznej (ku zgryzocie co
poniektórych ortodoksyjnych mułłów działających w Europie
Zachodniej) – w każdym większym (i mniejszym) ośrodku, a
przynajmniej w znacznej ich liczbie, świąteczne drzewko zdobi
główne place miast. W Watykanie na przykład ustawianie choinki na
placu św Piotra wprowadził św Jan Paweł II. W Łodzi z kolei od
pewnego czasu centrum miasta uświetnia plastikowy trójkąt, takie
olbrzymie tipi, udający z marnym skutkiem żywe drzewo. Co kraj to
obyczaj. W którym mieście jako pierwszym taka publiczna choinka się
pojawiła? Otóż jest to...
Ryga. |
Panorama Rygi
|
Zaskoczeni? Przecież łotewska
stolica – przez większość XX wieku okupowana przez sowietów –
to zdało by się totalnie prowincjonalne miasteczko na dalekim
wschodzie. Skąd niemiecki zwyczaj choinki w Rosji?
A w ogóle to wie ktoś coś o Rydze?
 |
Hale targowe i radziecki pałac
|
Na przykład to, że hale targowe
zbudowane są w dawnych hangarach sterowców? Albo, że nowe (to jest
z przełomu XIX i XX wieku, kiedy miasta Imperium Rosyjskiego –
Sankt Petersburg, Warszawa, Łódź, Odessa – burzliwie się
rozwijały) dzielnice to perły europejskiej architektury secesyjnej?
No właśnie.  |
Ryska secesja
|
Ryga powstaje na ziemiach bałtyckich
Łatgalów na przełomie XII i XIII wieku. Miasto leży u ujścia
Dźwiny (Dyny, Daugavy, Daugvy) – potężnej rzeki już od
Średniowiecza będącej ważnym szlakiem handlowym – głównie dla
wikińskich kupców penetrujących ziemie ruskie oraz płynących do
Konstantynopola. Co prawda złoty wiek ryskiego handlu miał dopiero
nadejść, ale samo położenie miasta już od samego początku było
niezłe. Założyli je niemieccy kupcy i misjonarze –
zainteresowani zarobkiem i nawracaniem pogańskich plemion – jako
siedzibę biskupa (a potem arcybiskupa). Nie do końca im szło –
więc w 1202 roku arcybiskup Albert von Buxenhode zakłada Zakon
Kawalerów Mieczowych. Bracia liwońscy mieli być podporządkowani
biskupowi oraz pomagać w szerzeniu wiary chrześcijańskiej, ale
właściwie od samego początku okazali się bandą rozbójników i
awanturników, nijak nie pomagających nikomu. Kiedy w końcu
nagrabili sobie u wszystkich (nawet u papieża) i dostali srogi łomot
od Litwinów przyłączyli się do Zakonu Krzyżackiego – i jako
gałąź inflancka przebumelowali aż do sekularyzacji państwa
zakonnego w Prusach. Potem na chwilę odzyskali suwerenność, ale
nadal rozrabiali, narażając się Duńczykom, Moskwiczanom, Szwedom
i Rzeczypospolitej. I kiedy już mieli zostać zniszczeni – ostatni
Wielki Mistrz Gothard Kettler przeszedł w 1560 na protestantyzm,
został księciem Kurlandii i Semgalii, a całe Inflanty – ku
uciesze miejscowych biskupów i niemieckiego mieszczaństwa –
przeszły pod panowanie Polski i Litwy (poza północną Estonią –
ta wróciła do Danii). Wtedy niemiecki patrycjat Rygi – miasta już
rozwiniętego, ale targanego konfliktami między obywatelami,
arcybiskupem i zakonem liwońskim – nabiera wiatru w żagle. Dźwina
– wielka rzeka – staje się olbrzymią arterią handlową. Tak
jak Gdańsk obsługuje handel (głównie zbożem) Korony, tak Ryga
jest oknem na Świat Wielkiego Księstwa Litewskiego. Miasto cieszy
się wieloma przywilejami, a Stefan Batory witany jest przez ryżan
owacyjnie. Na dawnym krzyżackim zamku rezyduje polski starosta.  |
Ryski zamek
|
Nie na długo – rozrastająca się
potęga Szwecji (i konflikt w dynastii Wazów) doprowadza do walk
kolejnych o Inflany. Co nie udało się Moskwiczanom – to zrobili
Szwedzi. Po pokoju oliwskim w 1660 oficjalnie większa część
Inflant wraz z Rygą przyłączona zostaje do Królestwa Szwecji –
choć obrona twierdzy w podryskim Dyjamencie albo bój pod Kirholmem
na trwałe zapisały się w naszej historii (swoją drogą Kirholmu
już nie ma – pole bitwy spoczywa na dnie zbiornika retencyjnego
niedaleko Rygi). Nie na długo – finalnie batalię o
dominację w basenie Morza Bałtyckiego wygrywa – już nie Moskwa –
Imperium Rosyjskie. I aż do 1918 roku Inflanty stają się częścią
światowego mocarstwa. Są tam traktowane bardzo dobrze – a raczej
rządząca klasa Niemców Bałtyckich. Potomkowie rodzimych plemion
bałtyckich i ugrofińskich, z których powoli formują się
nowoczesne narody Łotyszy i Estończyków niewiele mają do
powiedzenia. Kultura Inflant – kultura wysoka – jest niemiecka.
Nic więc dziwnego, że kiedy w Rosji wybuchła rewolucja Łotysze
rzucili się do obalania ancien regime'u. Oddziały łotewskie
wiernie strzegły chociażby Włodzimierza Ilicza Ulianowa, głównego
zbrodniarza rewolucji bolszewickiej. Wtedy też, w 1918 roku, Łotwa
uzyskała niepodległość. Utraciła ją w 1940 na rzecz ZSRS, ale
rychło opanowali te tereny naziści Niemcy, a sami Łotysze w wojnie
z komunistami stanęli po stronie pokrewnych kulturowo zachodnich
oprawców. Kres wielowiekowej niemieckiej tradycji przyniósł rok
1945 – i ponowna utrata niepodległości na rzecz ZSRS. Wtedy też
wypędzono/zniszczono łotewską klasę wyższą przez wieki związaną
z kulturą północnych Niemiec i zastąpiono ją osadnikami z Rosji
(dziś blisko 40% obywateli Łotwy ma pochodzenie rosyjskie bądź
pokrewne). Niemiecka kultura we wschodniej części basenu Morza Bałtyckiego przeminęła. |
Stare miasto: zamek i kościół zwany polskim
|
Jednym z najpiękniejszych zabytków
starej, średniowiecznej Rygi był Dom Bractwa Czarnogłowych.
Czarnogłowi było to rycerskie stowarzyszenie kawalerów –
obowiązkowo narodowości niemieckiej, Łotysz, Liw czy Słowianin
nie miał tam wstępu – którego patronem był Święty Maurycy. Ten
popularny opiekun rycerstwa był męczennikiem, dowódcą słynnego
Legionu Tebańskiego – był też Murzynem, co wyjaśnia dziwną
nazwę tej fraterii. Właśnie przed tym budynkiem w roku 1510, tuż
obok posągu Rolanda, monumentu popularnego w północnoniemieckich miastach,
wystawiono pierwszą publiczną choinkę. Wieść gminna niesie, że
kawalerowie z Bractwa Czarnogłowych zrobili to w czasie jednej z
suto zakrapianych popijaw brackich kolacji celebrowanych na cześć
czarnoskórego patrona stowarzyszenia. Ot, takie multikulturowe
koneksje ma owo drzewko. |
Dom Bractwa Czarnogłowych
|
 |
Wizerunek św Maurycego
|
Dom Bractwa Czarnogłowych wycofując
się wysadzili naziści Niemcy, może dlatego, żeby ten skarb
niemieckiej kultury nie wpadł w ręce krasnoarmiejców. Co się
stało z posągiem Rolanda (tj kto go zniszczył) nie wiem – ale
nie ma to wielkiego znaczenia. O Niemcach Bałtyckich, choince i
wielowiekowych związkach Łotyszy z Europą Zachodnią w czasie
sowieckiej okupacji trzeba było zapomnieć – ale to wymazanie nie
udało się. W 1990 roku Łotwa odzyskała niepodległość (i
rozpoczęła wewnętrzną walkę z obywatelami rosyjskojęzycznymi).
Dom Bractwa Czarnogłowych odbudowano, podobnie jak posąg Rolanda.
Rycerz, symbol cnót wszelakich, jak dawniej patrzy na ratusz
(pilnuje, by urzędnicy byli uczciwi), choć może kątem oka zerka
też na inne pobliskie budynki, w których, na miejscowej politechnice,
studiował nasz Ignacy Mościcki. Ryga jest – chce się rzec: w
końcu – porządnym europejskim miastem.
Nie zapomniano także o choince.
Niewielki metalowy pomnik upamiętnia ową pierwszą publiczną
choinkę.
 |
Dom Bractwa Czarnogłowych i Pomnik Choinki
|
A skoro zacząłem od poety –
wybitnego – to i poezją – choć odrobinę starszą, bo z
początku XVII wieku – trzeba by skończyć. Może ktoś uczył się
tej piosenki na języku niemieckim w szkole podstawowej – i jest
to utwór właśnie o choince:
O Tannenbaum, o Tannenbaum
Wie
grün sind deine Blätter
Du grünst nicht nur zur
Sommerzeit
Nein, auch im Winter, wenn es schneit
O
Tannenbaum, o Tannenbaum
Wie grün sind deine Blätter.
Wesołych Świąt Bożego Narodzenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz