Tłumacz

12 lutego 2021

Powonienie w czasach zarazy

    Niedawno odświeżyłem sobie (całkiem przypadkiem) film z gatunku szeroko pojętego fantasy "Pachnidło: Historia Pewnego Mordercy" (jako miłośnik literatury od razu dopowiem – książka niemieckiego pisarza Patricka Suskinda, która była podstawą ekranizacji jest sporo lepsza, jak to zwykle zresztą bywa). Kto nie oglądał – clou dzieła polega na tym, iż główny bohater obdarzony jest (SPOILER ALERT!) doskonałym węchem. W fabułę wgłębiać się nie będę, niemniej doskonale rozumiem to węchowe postrzeganie Świata przez Jana Baptystę Grenouille'a – sam jestem węchowcem i w taki – ulotny przecież – sposób potrafię poznawać otoczenie.

Feeria zapachów w porcie w Mogadorze

    A że zmysł węchu mocno współpracuje ze smakiem, nie dziwota, że lubię także smacznie zjeśćo czym zresztą już nie raz pisałem. Ale tym razem nie będzie o jedzeniu, tylko o wąchaniu.
    Po krótkim przemyśleniu stwierdziłem, że o jedzeniu też jednak będzie, ale mimochodem. Więcej miejsca zajmie zapach, teorie spiskowe i obecnie miłościwie nam panująca panosząca się po Świecie panika koronawirusowa.
    No i trudno mi (nawyk nauczycielski, niestety) zrezygnować z krótkiego chociaż naukowego wstępu – zmysły węchu i smaku, zmysły chemiczne, to najstarsze chyba ewolucyjnie powstałe sposoby poznawania Świata (chyba, że ktoś jest kreacjonistą, to wtedy nie). Zasada ich działania do dziś nie została dokładnie poznana, choć w głębokiej podstawówce mogliśmy się dowiedzieć, że mamy 5 receptorów smaku na języku (piąty to mój ulubiony, umami, mięsny) oraz opuszkę węchową w jamie nosowej. To zresztą wiedza elementarna, podobna do tej o rozpoczęciu rozwoju osobniczego człowieka od momentu zapłodnienia komórki jajowej przez plemnik (o dziwo niektórzy – zwłaszcza współcześni krzykacze uliczni używający loga niemieckiego harcerstwa – jakoś wyparli tą informację). W każdym razie mamy węch i smak; mają nas one ostrzegać przed niebezpieczeństwem (woń truchła nie jest przyjemna, a większość trucizn jest gorzka), informować co jemy (potrzebujemy glukozy, a ta jest słodka), sprawiać, że poczujemy się miło (zapach kwiatów). Ba, możliwe – raczej bardziej niż prawdopodobne – że zmysły chemiczne w znacznym stopniu kierują także naszymi emocjami i działaniami. Mowa tu o pewnych substancjach semiochemicznych takich jak chociażby feromony. Służą one do przekazywania sobie informacji pomiędzy poszczególnymi osobnikami – nieźle zbadano je u owadów, gryzoni, średnio u roślin i całkiem słabo u człowieka. Ale istnieją – choć świadomie ich nie wyczuwamy.
    Ktoś może powiedzieć, że jestem nieuk ponieważ traktuję smak i zapach jako jeden zmysł chemiczny, ale rzeczywiście – bardzo często współdziałają one ze sobą. Jednym z nielicznych przypadków, powodujący zresztą spory dysonans poznawczy, jest owoc durina właściwego. To tropikalne drzewo tworzy jadalne i całkiem smaczne owocostany – które mimo przyjemnego smaku cuchną zgniłą rybą. Nijak się to nie dodaje, ale polecam spróbować.
    Mnie osobiście taki dysonans spotkał troszkę gdzie indziej – mianowicie na Węgrzech. I związany był z lawendą – znaną rośliną stosowaną chociażby w aromaterapii. Jak wiadomo, lawenda uprawiana jest w Prowansji (tam przecież trafia – SPOILER ALERT – także bohater "Pachnidła"), ale niewielkie plantacje pojawiają się i w Polsce. Oraz nad Balatonem na półwyspie Tihany.

Prowansja

    Główną miejscowością na tym największym węgierskim cyplu jest – cóż – Tihany. Wioska słynie ze starożytnego opactwa benedyktyńskiego z XI wieku, paprykowych domów i właśnie lawendy.

Tihany - paprykowy dom
Opactwo benedyktyńskie

    O ile Węgry mogą kojarzyć nam się – i powinny – z pochodzącą z Ameryki papryką, to z lawendą już niekoniecznie. A w Tihany można kupić lawendowe wszystko. Od suszonych ziół poprzez lawendowe wunderbaumy aż po lawendowe piwo. Którego zresztą nie polecam – bo jest zbyt mdłe, jak i cała ta lawenda. Hitem jednak są... lawendowe lody. Pewnego razu zjadłem i...

Lody lawendowe

    - Proszę państwa – wysiadaliśmy z autokaru, a ja, jako pilot wycieczki zobowiązany byłem udzielić kilku potrzebnych informacji – I naprawdę, zarzekam się: nie próbujcie państwo lodów lawendowych. Są niesmaczne.


Panorama półwyspu

    Po takiej rekomendacji byłem pewny, że gros wycieczkowiczów jednak skusi się na ten specjał. W sumie ja też się skusiłem. Trochę wbrew sobie, ale musiałem. Nie byłem bowiem pewien, czy rzeczywiście te lawendowe specjały są aż tak niedobre jak mówiłem. Może zawiodła mnie pamięć? Wtedy straciłbym autorytet... Podszedłem do sklepiku, zakupiłem. Pierwszy liz... Mina mi zrzedła. Lód był naprawdę smaczny. Trudno. Drugi... No, coś już przestało pasować. Trzeci... Tak jak pamiętałem: lód smakował mydlinami! W końcu lawenda do aromatyzowania mydeł też jest używana. Odetchnąłem i z dużym trudem zjadłem resztkę porcji. Miałem jednak satysfakcję, że kiedy wyruszaliśmy znad Balatonu w dalszą drogę usłyszałem:
    - Miał pan rację, lody były ohydne.

Balaton

   Cóż, w związku z paniką koronawirusową raczej przez jakiś jeszcze czas nie będę miał okazji takich historii przeżywać – więc póki co cieszę się wspomnieniami i nielicznymi eskapadami. Turystyka prędzej czy później wróci, ale może być tak, że bez dwóch jakże ważnych dla mnie jej elementów: smaków i zapachów.
    Ktoś powie: co to za brednie! Ale... Większość znajomych która przeszła (lżej lub ciężej – a każdy dostanie, prędzej czy później) koronkę po chorobie straciła smak i węch. Dosyć to dziwne, ale tak jest. Powoli odzyskują powonienie, ale czy wrócą do stanu sprzed zakażenia to trudno powiedzieć. Zwłaszcza, że nie słyszałem o badaniach naukowych na temat wpływu zakażenia onym wirusem na zmysły smaku i powonienia.
    No tak – zamiast przejmować się, że ludzie umierają, to przejmuję się, że tracą węch. Cóż, wiem, że oficjalną wersją paniki koronawirusowej jest pandemia, ale są choroby naprawdę dużo cięższe, zbierające śmiertelne żniwo dzień w dzień – często od wielu lat. Wpis nie jest o tym.
    Konkluzją tych zapachowych rozmyślań jest – tu wkraczamy na grunt teorii spiskowych albo dobrej literatury science-fiction/fantasy (dobra to jest taka, która coś wnosi, która mówi nam o nas samych; jestem fanem "Gwiezdnych Wojen", ale nie traktuję ich jako dzieło science-fiction – to po prostu świetna bajka; prawdziwe s-f, jakże aktualne w dzisiejszej sytuacji, to na przykład opowiadanie Philipa K. Dicka "Przedludzie" – gorąco polecam): co się stanie, jeśli w wyniku koronawirusa ludzkość straci powonienie i smak?
    Dowcipniś powie, że więcej osób będzie ze smakiem zajadać się fast-foodami ale wróćmy do wspomnianych wcześniej substancji semiochemicznych – feromonów. Wszak to one odpowiadają za coś, co nazywamy "miłością od pierwszego wejrzenia" (właściwie: "od pierwszego niuchnięcia"). Takim, wiecie, zauroczeniem. Co jeśli – za dwa, trzy pokolenia – przestaniemy odczuwać takie porywy emocji, bo nie będziemy już reagować na wytwarzaną przez inne osobniki naszego gatunku "chemię"?
Konkretnych badań na wpływ owych zmysłów na poziom libido raczej nie było, choć w wielu kulturach smaki i zapachy - niektóre przynajmniej - traktowane są jako afrodyzjaki. Więc? Co jeśli tak się stanie?
   
Niby nic, ale...
    Życie straci wiele ze swojego powabu, lektury w stylu "Romeo i Julia" albo "Cierpienia młodego Wertera" przestaną być zrozumiałe i – last but not least – znacznie zmniejszy się pociąg seksualny.

Cmentarz

    Zwolennicy teorii spiskowych powinni teraz unisono orzec: koronawirus dąży do depopulacji ludzkości. A pisarze z fantastycznego getta powinni łapać za pióra i tworzyć futurystyczne wizje społeczeństw pozbawionych powonienia i skłonności seksualnych. "Make tea, not love" (w jednym z tłumaczeń: parzcie herbatę, nie się parzcie) – stwierdzili onegdaj komicy Monty Pythona. Mam nadzieję, że jednak nietrafnie, choć już wielokrotnie ich surrealistyczne gagi okazały się być prorocze (jak choćby w niesamowitym "Żywocie Briana" – rozmowa o tożsamości płciowej).
    Brr... Straszna wizja. Za tydzień na pewno coś weselszego będzie. A na zakończenie piosenka o porywach serca. Póki je, oczywiście, jeszcze odczuwamy:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Cziatura

     Zostajemy na blogu na terenach byłego ZSRS, acz w miejscu o dużo dłuższej i jeszcze mniej znanej w Polsce historii . Choć także będą po...