Tłumacz

6 listopada 2020

In silentio et spe fortitudo mea

In silentio et spe fortitudo mea
   
In silentio et spe fortitudo mea – moja siła w ciszy i nadziei – było
dewizą margrabiego Jana Hohenzollerna (Johann von Brandenburg-Kustrin), XVI-wiecznego udzielnego władcy nadodrzańskiego kraiku ze stolicą w Kostrzynie – Nowej Marchii Brandenburskiej. Dzisiaj trudno uwierzyć, że to niewielkie, powiatowe miasteczko było nie tylko stolicą państwa, ale także odegrało istotną rolę w historii całego późniejszego Królestwa Pruskiego (a co za tym idzie – w historii upadku Rzeczypospolitej Obojga Narodów) – o tym, że w okolicy w Średniowieczu pomieszkiwali słynni templariusze to w ogóle nie ma co wspominać.
  
W każdym razie Jan, syn władcy Brandenburgii Joachima I okazał się włodarzem nad wyraz zacnym, nic więc dziwnego, że aż do 1945 roku rynek miasta – w czasach pruskich zamienionego na twierdzę, Festung Kustrin – zdobił pomnik monarchy. Z wypisanym na cokole credo owego Hohenzollerna.

Krajobraz po koncertach
    Dziś Kostrzyn nad Odrą nijak jednak nie kojarzy się ani z margrabią Janem, ani z twierdzą (o której za chwilę) – jest to miejsce organizowanych przez Jerzego Owsiaka olbrzymich festiwali muzycznych, po których – w myśl dewizy "róbta co chceta" – okoliczne pola zalegają tony śmieci. Wielokrotnie byłem uczestnikiem woodstockowej (jak się wtedy nazywał festiwal, teraz ma inną nazwę) zabawy, ba, na koncercie (darmowym) zespołu Prodigy uczestniczyło wraz ze mną grubo ponad milion osób (oficjalnie jakieś 800 tysięcy, ale to znacznie zaniżona liczba), więc wiem co mówię. Niestety, niewielka tylko część koncertowiczów trafiła z pola namiotowego na kostrzyńskie stare miasto – raz, że zajęci byli zabawą, dwa – że w 1945 roku miasto odwiedziła Armia Radziecka (ocalał położony w niejakim oddaleniu jeden z dwóch w Polsce piętrowych dworców kolejowych – ale tego faktu niektórzy korzystający z tzw. Pociągów woodstockowych też zapewne nie zakonotowali). A jak krasnoarmiejcy gdzieś przyjadą, to wiadomo: kamień na kamieniu.
Twierdza Kostrzyn
    Położone u zbiegu rzek Warty i Odry miasteczko przez wieki stanowiło strategiczny punkt na szlakach (handlowych i wojskowych) komunikacyjnych, nic więc dziwnego, że po włączeniu go do Brandenburgii/Prus rychło zostało przekształcone w prawdziwą twierdzę. Kostrzynem zawładnął duch epoki Fryderyka II Wielkiego – już nie cisza i nadzieja margrabiego Jana (choć nota bene to on rozpoczął wznoszenie fortyfikacji), a prawdziwy pruski militaryzm. Z samą twierdzą wielki władca nie mógł mieć dobrych wspomnień – to właśnie tu, na oczach młodego jeszcze następcy tronu wykonano – na rozkaz ojca Fryderyka Wilhelma I – egzekucję najbliższego elektorskiego druha i przyjaciela (możliwe, że nawet bardzo, hm, "nowoczesnego" przyjaciela) Hansa Hermanna von Katte. Biografowie Fryderyka piszą, że zdarzenie to miało spory wpływ na psychikę i późniejszą postawę wielkiego władcy – ale może dzięki temu Hohenzollern, "filozof z Sanssouci", tak zafascynował Woltera i innych oświeceniowych myślicieli? W każdym razie protestanckie Prusy wkrótce pożarły znaczną część upadającej Rzeczypospolitej i poczęły rozpychać się na mapie Europy kosztem także innych sąsiadów – Saksonii, Austrii czy Danii. Okolice Kostrzyna były też świadkiem jednej z bitew genialnego władcy – dziś już zapomnianej batalii pod Sabrinowem Roku Pańskiego 1758 (historycy wojskowości zapewne o tej krwawej łaźni nie zapomnieli – podają ją jako przykład potyczki w której obie strony – Rosja i Prusy – poniosły maksymalne straty przy minimalnych korzyściach).
Bitwa pod Sabrinowem
    W każdym razie u progu epoki nowożytnej Kostrzyn nad Odrą nabawił się potężnych fortyfikacji, które w związku z gwałtownym rozwojem artylerii okazały się już po zbudowaniu być przestarzałe. Niemniej dziś są jedynym świadectwem minionej świetności. Przechodząc przez jedną z zachowanych bram miasta-twierdzy wkracza się bowiem do całkiem innego Świata.
Brama Berlińska
    Świata blizn po II wojnie światowej.
Dawna fara
   
Warszawę, Wrocław czy Lipsk odbudowano (swoją drogą na odbudowę Warszawy rozbierano starówki innych miast, głównie z tzw. Ziem Odzyskanych; cegła z Kostrzyna także pojechała nad Wisłę), Berlin czy Coventry są nowoczesnymi miastami – ale dziesiątki niewielkich miasteczek (albo i wielkich, jak Królewiec),
głównie leżących na szlaku przemarszu Armii Czerwonej w latach 1944-45, zostało bezpowrotnie zniszczonych. W niektórych coś tam odbudowano (Elbląg na przykład, ale dopiero po zakończeniu sowieckiej okupacji), w innych zabytkowe stare miasta ozdobiono blokowiskami w wielkiej płyty, a Kostrzyn został taki, jaki był w 1945 roku. Zniszczony niemal w 100 procentach. Dlaczego?
Stare miasto
Dawna ulica
    Odpowiedzi musiałem poszukać po drugiej stronie Odry – na dawnych przedmieściach kostrzyńskich – do których swoją drogą przed 1945 rokiem docierał tramwaj (uważny obserwator na zgliszczach miejskiej starówki znajdzie jeszcze kawałek nieukradzionych torów). Ważną poszlaką było to, że jeszcze kilka lat po wojnie pośród ruin stała wieża miejscowego zamku – ale z jakichś względów ktoś kazał ją wysadzić.
Twierdza
   
Podpytując miejscowych – potomków kresowiaków przemocą wyrwanych ze swoich domostw i przywiezionych tutaj – dowiedziałem się: Armia Czerwona.
   
Otóż okupanci – zarówno Polski, jak i części Niemiec – stwierdzili, że zamkowa wieża może być wspaniałym punktem obserwacyjnym (albo stanowiskiem ogniowym) dla – w domyśle imperialistycznego – wroga. A ponieważ za rzeką, na terytorium NRD, znajdowały się koszary bratniej armii wieża musiała być zburzona. A samo miasto – nieodbudowane. I rzeczywiście, dopiero niedawno odrestaurowano fragment starówki (jest tam hotel, a w odbudowanej pobliskiej bramie stworzono stację benzynową), ale współczesny Kostrzyn rozwinął się całkiem gdzie indziej (i bardzo, moim zdaniem, stracił na urodzie).

Koszary
    Same koszary opuszczono zapewne na początku lat 90-tych XX wieku i od tamtej pory stoją nieużywane. Ale mimo to są w bardzo dobrym stanie. Wiem, sprawdziłem to razem z kolegą.
Sztuka socjalistyczna
    Owszem, drzwi są zamknięte na cztery spusty, ale otwarte okna aż proszą się o eksplorację. Wewnątrz wyposażenia nie ma za dużo – wszystko, co tylko można było krasnoarmiejcy zabrali ze sobą. Zostało kilka socrealistycznych rzeźb i... Stojaki na broń. Taka pamiątka po Zimnej Wojnie.
Zbrojownia
    Prawdziwą skarbnicą historii okazał się jednak strych koszar. Krokwie – powoli próchniejące – pokryte były niemal w całości żołnierskimi graffiti: "Ałma-Ata", "Narwa", "Taszkient", "Irkuck" – na tą odległą placówkę okupacyjną przybywali chłopcy z całego ZSRS. Służba musiała być nudna – w okolicy nie było żadnego dużego miasta, zresztą chyba zwykli szeregowcy mieli ograniczony kontakt z ludnością podbitą – ale żmudna. Do tego odległość od domu... W Związku Radzieckim pewnie nie było czegoś takiego jak depresja, ale dam głowę, że nie wszyscy chłopcy zobaczyli z powrotem brzegi Oki czy Jeniseju.
Wojskowe graffiti
    Myszkując po trzeszczącym i próchniejącym strychu okazało się, że można zeń dostać się do innej części budynku koszarowego – co ciekawe, ów pion był niedostępny z pozostałych pięter koszar. Wiodła do niego całkowicie osobna klatka schodowa. Czy był to "pion dowodzenia"? Nie wiem. Ale w jednym z pomieszczeń natknęliśmy się na olbrzymią mapę Europy – nieco zdartą, ale czytelną. Może w tym pokoju dowództwo oczekiwało rozkazu ataku Północnej Grupy Wojsk Układu Warszawskiego na RFN i Danię? Kto wie.
Mapa
    Wyjście z tej tajnej części również musiało odbyć się przez strych – jak wspominałem trzeszczący i próchniejący. Kilka lat temu, kiedy odwiedziłem koszary dach był cały, a podłogowe deski dopiero zaczynały się rozkładać, ale dziś nie wiem, czy tak spokojnie mógłbym po nich spacerować (i one słabsze, i ja dorodniejszy), więc odradzam. Zwłaszcza, że jest dużo ciekawszych i atrakcyjniejszych miejsc pozostawionych przez czerwonych okupantów. Koszary spenetrowałem bo akurat przechodziłem z tragarzami byłem blisko i miałem chwilę czasu.
   
Co do śladów Armii Czerwonej po polskiej stronie Odry – jakiś czas temu mury twierdzy zdobiło radzieckie godło oraz cmentarz wojenny krasnoarmiejców prących na Berlin. Napisałem: cmentarz – ale tak naprawdę był to tylko cenotaf. Groby żołnierzy znajdują się w innych miejscach miasta, na twierdzy pochówków nie było – dlatego, mimo sprzeciwu strony rosyjskiej – zdecydowano się na zlikwidowanie symboli radzieckich okupantów.

Dawny cenotaf żołnierzy Armii Czerwonej
    A starego miasta nie odbudowano. Dobry margrabia Jan nie wrócił na (odnowiony jakiś czas temu) cokół pomnika, i w ciszy czeka z nadzieją lepszej przyszłości.
Cokół pomnika Jana Kostrzyńskiego po renowacj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Cziatura

     Zostajemy na blogu na terenach byłego ZSRS, acz w miejscu o dużo dłuższej i jeszcze mniej znanej w Polsce historii . Choć także będą po...