Tłumacz

27 grudnia 2024

Pałac

    W finałowej scenie "Rozmów kontrolowanych" Stanisława Barei główny bohater, jedna z najbardziej antypatycznych postaci w historii kina, Ryszard Ochódzki ukrywając się na sylwestrowym balu resortowych kanalii niszczy całkiem niechcący górujący nad Warszawą Pałac Kultury i Nauki imienia Józefa Stalina. Po katastrofie grana przez Stanisława Tyma postać kwituje całą sprawę, że to przecież się odbuduje.
Pałac Kultury i Nauki im. J. Stalina w Warszawie
    No właśnie. Czy się odbuduje, skoro coraz częściej pojawiają się głosy, by socrealistyczny ten wieżowiec zburzyć. Wszak – było nie było – jest to symbol sowieckiej okupacji Polski (inne głosy radują się, że obok postawiono jeszcze brzydszy budynek, tym razem symbol degeneracji europejskiej kultury - znaczy się chodzi o Muzeum Sztuki Nowoczesnej, tak zwanej; ale to inna, smutna, historia).
Nieistniejące już sowieckie godło w Kostrzynie nad Odrą
    Otóż ja uważam, żeby tego potworka nie burzyć – i nie dlatego, że przez te lata PKiN urósł do rangi symbolu(!) Warszawy. Nie dlatego, że u zagranicznych turystów architektura gmachu wzbudza zaciekawienie: na Zachodzie nie mają przecież pomników socrealizmu, a u nas proszę – wierna kopia moskiewskich Siedmiu Sióstr. Kronika filmowa z lat 50-tych zeszłego wieku zachwala pałac jako nawiązujący do tradycyjnej polskiej architektury – i jeszcze w XXI wieku spotkałem się z tym kłamstwem: w czasie dyskusji o PKiN jeden z interlokutorów właśnie wypalił, że budynek nawiązuje do naszych narodowych tradycji, bo ma attyki. Ręce nie miały gdzie opaść – ale może rzeczywiście, tak jak w XV i XVI wieku i w XX polska kultura była wiodącą w Moskwie. Żartuję oczywiście, nie o wiekach dawnych, a o współczesności. Pałac zaprojektowano w Moskwie na modłę typowo sowiecką – zdaje się przez Rudniewa – i Polacy określić mogli tylko wysokość gmachu.
Socrealistyczny wieżowiec w Rydze
    Sama budowa pałacu miała być takim stemplem pieczętującym okupację kraju przez ZSRS. Proszę sobie wyobrazić – praktycznie całe centrum Warszawy leży w gruzach po ubogaceniu kulturowym przez Niemców nazistów. Jest chudo, w Polsce trwa wojna domowa, zdrajcy i krasnoarmiejcy bez skrupułów mordują polskich patriotów i ich rodziny. Stolica powoli podnosi się jednak z popiołów. Komuniści nie mogą tego tak zostawić, powołują BOS – Biuro Odbudowy Stolicy, by cały splendor podnoszenia miasta z ruin przypisać sobie (samą instytucję oceniam raczej pozytywnie, jej dzieło – olbrzymie – można podziwiać na Starówce, doceniło je zresztą UNESCO, na swoje listy dziedzictwa wpisując zarówno archiwum odbudowy, jak i efekt, Stare i Nowe Miasto).
Rynek Starego Miasta
    Wtedy zapada decyzja by wyburzyć kilka kwartałów w miarę zachowanych i możliwych do odbudowy kamienic (przedwojenną Warszawę zwano Paryżem Północy – zachowało się kilka kronik filmowych i zdjęć, i nie było to czcze porównanie) a na ich miejscu postawić dar Stalina – biały (dziś mocno umurzany) strzelisty budynek, najwyższy w Europie Środkowej przez lata. Ta biel aż lśniła – też są fotografie, i to kolorowe – na tle czarnych ruin, będących przecież wielkim cmentarzem. Ależ to musiało oddziaływać na ówczesnych, pokazywać bezsilność wobec sowieckiego brutalnego reżymu.

Mroczna wieża
    I nie pomogło śpiewanie pod nosem "co nam obca przemoc dała, nocą rozbierzemy".
Jedna z monumentalnych rzeź PKiN
    I – ktoś spyta – panie Autorze, nie chcesz pan tego wyburzyć? Toć to jeden wielki znak krzywd przez sowietów i ich sługusów Polakom uczyniony.
    Właśnie dlatego nie chcę. Bo to symbol. Znak. Dziś traci na wyrazistości, bo otoczyły go jeszcze brzydsze szklane wieżowce, ale dalej kłuje. I ma kłuć. Ma drażnić. Żebyśmy nie zapomnieli. Potomkowie wspomnianych wyżej sowieckich sługusów dorwali się do systemu edukacji i niczym walec rugują z programów nauczania wszelkie przejawy polskiego bohaterstwa, chcąc wyhodować obywateli nowego typu, pełnych wstydu za to, że urodzili się między Odrą a Bugiem (o ziemiach ukradzionych w wyniku Zdrady Jałtańskiej to przecież wspominać nie wolno). A taki Pałac Kultury i Nauki stoi. Widać go z daleka. I żeby nie zapomnieć, po co powstał (nie, nie po to, żeby zagrali tam dawno temu Rolling Stones, o czym śpiewało Dwa plus Jeden) ja bym postulował o wpisanie całego Placu Defilad na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO.

Typowa działalność sowietów - tu na ikonie ze stolicy Grodzieńszczyzny, Grodna
    Wpis zatytułujmy powiedzmy tak: socrealistyczne założenia architektoniczne będące symbolem sowieckiej okupacji Europy Środkowej.
    Ależ by się rozległo wycie w Moskwie i wszystkich domach (część z nich w Warszawie zabrano po wojnie prawowitym właścicielom, i nigdy nie zwrócono, choć już trzecie pokolenie politurków przywiezionych na radzieckich tankach tam żyje) twórców i beneficjentów sowieckiej okupacji (POP - pełniący obowiązki Polaka). Skoro mamy w Polsce symbol zbrodniczej okupacji Niemców wpisany na listę UNESCO, to czemu i sowieckiego nie możemy mieć? Zwłaszcza, że na Świecie sprawa jest dużo mniej znana, a Stalin dalej uważany za takiego wujka z wąsem.

Wpisany na listę UNESCO symbol kilkuletniej zaledwie okupacji niemieckiej
    Tego bym bardzo sobie życzył w nadchodzącym roku – roku w którym mija 1000 lat od koronacji Bolesława i Mieszka na królów (tak, wiem, niektórzy mówią o koronie dla Chrobrego już ćwierć wieku wcześniej) – ale wiem, że nie ma ku temu woli politycznej. I to nie tylko w Polsce.
Odbudowany wiele lat po wojnie warszawski Zamek Królewski w zimowym anturażu
    Ech. Najlepszego na następny rok.

2 komentarze:

  1. zdecydowanie nie burzyć niech stoi i przypomina. natomiast dla pełni wymowy ustawić na dole takie dwa wielkie pompowane balony żeby nam bardziej jeszcze stalina przypominało

    OdpowiedzUsuń

Najchętniej czytane

Serenissima cz. 1

     W poprzednim wpisie przy okazji Słowian i Dubrownika wspomniałem – zresztą chyba nie pierwszy raz na blogu – o Wenecji. Mieście przez...