Tłumacz

28 marca 2025

Serenissima cz. 1

    W poprzednim wpisie przy okazji Słowian i Dubrownika wspomniałem – zresztą chyba nie pierwszy raz na blogu – o Wenecji. Mieście przez wieki o kluczowym znaczeniu dla Europy, przynajmniej Zachodniej, bo u nas wyglądało to ciut inaczej, w którym skupiał się handel lewantyński.
Canale Grande
    Znaczy się – z Azją. Jedwabnym szlakiem do Konstantynopola a potem do Wenecji docierały bowiem tak luksusowe produkty jak jedwab, przyprawy czy cukier. Do Rzeczypospolitej docierały dzięki Ormianom prosto z Persji, a do Portugalii nie docierały wcale, przez to musieli w końcu zacząć szukać morskiej drogi do Indii i Dalekiego Wschodu.

Portugalska twierdza na szlaku handlowym do Indii - Mogador
    I tak, wiem, że Lewant to technicznie Bliski Wschód, ale towary przybywały tam z całej Azji, i to od tysięcy lat – weźmy choćby przepych starożytnej Petry (o której na blogu było i to wielokrotnie przecież), wyrosłej na handlu kadzidłem pochodzącym z południowej Arabii.

Petra - miasto wyrosłe na kadzidlanym szlaku
    Nic więc dziwnego, że kiedy Zachodnia Europa odrodziła po mrocznych wiekach najazdów imigrantów (a Wschodnia i Północna się schrystianizowała i ucywilizowała), rozpoczęło się zapotrzebowanie na towary luksusowe, których niewyczerpanym źródłem był Wschód. Moim zdaniem ówcześni zachodnioeuropejscy nuworysze zazdrościli przepychu Cesarstwu Bizantyjskiemu i muzułmańskim władcom Hiszpanii, ale co ja tam wiem. W każdym razie – ludziom na Zachodzie zaczęło się lepiej powodzić, a podaż rodzi popyt. Potrzebni byli tylko obrotni biznesmeni, którzy przywiozą te frukta z Lewantu i Bizancjum. Rychło się znaleźli – zwłaszcza w czterech włoskich miastach-państwach: Amalfi, Pizie, Genui i Wenecji. W tej właśnie kolejności. Te cztery tak zwane republiki morskie (dziś herby tychże miast znajdują się na banderze Republiki Włoskiej) rychło przejęły cały handel morski w Śródziemiomorzu (później doszła jeszcze Raguza i Barcelona – choć ta ostatnia, stolica Katalonii, jako część Korony Aragonii, republiką technicznie nie była, oraz papieski port w Ankonie). Rozpoczęły też między sobą bezpardonową walkę o wpływy.
Złota szkatułka z czasów świetności muzułmańskiej Hiszpanii
    Pierwsze odpadło Amalfi, potem Piza, i w końcu na placu boju zostały tylko Genua oraz Wenecja. Miasta w których rozpoczynał się kapitalizm (generalnie północne Włochy, wstrząsane setkami wojenek i konfliktów wymagały sprawniejszego obrotu gotówką; nie bez przyczyny lombard bierze miano od Lombardii, a bank to z włoskich dialektów ława, przy której robiono geszefty). I tu moja mała uwaga: wbrew chorym wizjom różnego rodzaju socjalistów czy komunistów kapitalizm jest najlepszym znanym systemem gospodarczym. Nie ma żadnych wad. A właściwie nie miałby, gdyby zachowany został jeden warunek: mianowicie jeśli kapitaliści stosowali się do zasad moralnych. A jest to – pardon my French – cholernie trudne. Dość łatwo jest przejść na, jak mówi Dobra Księga, religię Mamony. A, tu znów cytat, dwóm panom służyć nie można. Albo Bóg, albo wielkie pieniądze. I w tą pułapkę wpadli włoscy kupcy. Zwłaszcza Wenecjanie, ale i Genueńczycy. Wizja złota (pisałem chyba na blogu pod koniec zeszłego roku, że miłość do błyszczących metali to według niektórych naukowców atawizm; na sawannie błyszczała się woda, cenna, dająca życie, więc blask wywoływać musiał u naszych przodków ekstazę, potęgując chęć do wodopoju dotarcia; prawdopodobnie też wyszukiwanie wody było u człowiekowatych domeną samic – co dziś zaobserwować można na bazarach; powstrzymywanie się od żądzy złota byłoby tryumfem woli nad ciałem, a nie wszystkich na to stać) sprawiła, że liczyć zaczynał się tylko zysk. Dość boleśnie przekonał się o tym choćby Władysław Warneńczyk. Osmańskie wojska w Roku Pańskiego 1444 same się z Anatolii na Bałkany nie dostały, o czym zresztą już wspominałem.

Tracki kurhan pod Warną - jeden z dwóch cenotafów Władysława Warneńczyka
    A IV krucjata to już był całkowity majstersztyk weneckiego doży. Henryk Dandolo zmusił krzyżowców do zdobycia Konstantynopola (sam zresztą do dziś spoczywa w kościele Mądrości Bożej), czym zadał śmiertelny cios Cesarstwu Rzymskiemu, od tamtej pory powoli się wykrwawiającemu.

Hagia Sophia - miejsce spoczynku doży Dandolo.
Zdobycie Konstantynopola przez krzyżowców, mozaika z epoki
    Na tym upadku Najjaśniejsza Republika Świętego Marka też zresztą zyskała. Niewielkie miasteczko założone na błotnistych wysepkach Laguny przez uchodźców ze spalonych przez Longobardów wiosek chyba samo nie wiedziało, jak świetlana czeka je przyszłość (ktoś, np. Autor, mógłby powiedzieć, że dlatego, że mimo świętego patrona wykradzionego bodajże z Aleksandrii – handel relikwiami w czasach krucjat też był niezwykle intratny – zaprzedali duszę Diabłu pod postacią Mamony). W każdym razie w pewnym momencie Wenecjanie rozpoczęli rozpychać się po północnych Włoszech (pierwsza padła Padwa, znana z grobu świętego Antoniego z Padwy, patrona do spraw rzeczy zagubionych i obiekt modlitw panien na wydaniu; podejrzewam, że gdyby nie postępująca laicyzacja Europy dziś byłoby to jedno z najbardziej uczęszczanych przez podlotki sanktuariów) oraz na wschodnich wybrzeżach Adriatyku, następnie zaś całkowicie przestali brać jeńców – i weneckie twierdze można spotkać na większości greckich wysp (w Grecji kontynentalnej zresztą też).
Spinalonga - jedna z weneckich twierdz Krety
    Oczywiście, Genua nie była dłużna, choć przegoniona przez Wenecję choćby z Krety, skupiła się na wybrzeżach Morza Czarnego. W końcu to z genueńskiej Kaffy na Krymie przypłynęły do Europy statki przywożąc Czarną Śmierć.

Twierdza w nadczarnomorskim Akermanie, założona przez Genueńczyków
    Ale zostawmy Genuę, ojczyznę – czy też może dziadczyznę - dżinsów (i nie wspominajmy, że według niektórych teorii Krzysztof Kolumb nie był Genueńczykiem a potomkiem zdradzonego przez włoskich kupców Władysława Warneńczyka). Skupmy się na Wenecji. I jej imperium.

Genua - gmach Banku Swiętego Jerzego
    A to w drugiej części wpisu.
Najbardziej emblematyczny landszaft w Wenecji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Serenissima cz. 1

     W poprzednim wpisie przy okazji Słowian i Dubrownika wspomniałem – zresztą chyba nie pierwszy raz na blogu – o Wenecji. Mieście przez...