Tłumacz

15 lipca 2022

Grunwald cz. 2

    Tak więc siedzieliśmy w skwarze (zero cienia) i obserwowaliśmy powolne ruchy odzianych w ciężkie zbroje rekonstruktorów historycznych. W przeciwieństwie do oryginalnej bitwy większość rycerzy atakowała spieszona – ot znak czasów – niemniej kilkuset wojowników robiło wrażenie – zwłaszcza na najmłodszych.

Bitwa
    Przynajmniej tak długo oczywiście, aż dzieciaki od gorąca zaczęły dostawać udaru czy gorączki. Na polu jak wspominałem cienia nie było, punktów z wodą też nie za wiele, a rozochoceni rycerze całkiem długo i zapamiętale okładali się mieczami. Kiedy na dodatek widzowie z dziećmi zaczęli się wycofywać z tej patelni, jako, że nie było wyznaczonych specjalnych ścieżek ewakuacyjnych na widowni zapanował większy chaos niż na polu bitwy – które wyglądało właściwie tak, jak na średniowiecznych czy renesansowych freskach przedstawiających wielkie starcia.
Wymagająca widownia
    W każdym razie w końcu rodzice zabrali swoje pociechy a reszta widzów mogła skupiać się już w spokoju na ruchach wojsk. Patrząc z daleka można było w końcu zrozumieć dlaczego tak wielką wagę w dawnych bitwach miały chorągwie – umożliwiały one sterowanie całymi hufcami oraz były niejako punktem zbornym dla rycerstwa. W trakcie bitwy utrata sztandaru groziła rozbiciem i rozproszeniem sił którejś ze stron – a co za tym idzie prawdziwą masakrą danej armii: w czasie odwrotu napastnik po prostu wyżynał czmychających. W pewnym momencie coś takiego groziło stronie polsko-litewskiej – otóż Krzyżacy zdobyli Wielką Chorągiew Królestwa Polskiego, i tylko szybki kontratak rycerstwa z Ziemi Sieradzkiej uratował resztę wojska od pogromu.

Zdobycie Majorki - fresk z epoki

    Swoją drogą pod Grunwaldem spotkały się dwie szkoły dowodzenia. Jedna, zachodnioeuropejska, zakładała, że wódz naczelny bić się będzie w pierwszym szeregu – i tak uczynił Ulryk von Jungingen, Wielki Mistrz Zakonu Krzyżackiego. Druga, wschodnia, której Jagiełło nauczył się zapewne od Tatarów wodza trzymała z dala od najgorszej rzezi – by z bezpiecznego miejsca mógł kierować batalią i wysyłać posiłki (a i tak w pewnym momencie życie króla Władysława znalazło się w niebezpieczeństwie – hufiec władcy zaatakowała grupka wrażych rycerzy, podobno Jagiełłę ocalił duchowny, Zbigniew Oleśnicki; młodzieniec miał potem masę kłopotów, bo przelał krew, czego kapłanom czynić nie wolno było – dlatego taki biskup Odo, przyrodni brat Wilhelma Zdobywcy, musiał pod Hastings walczyć maczugą – niemniej w końcu został kanclerzem i kardynałem). Jan Długosz dyplomatycznie wspomina o tym złamaniu kodeksu rycerskiego przez Jagiełłę, ale nie czyni mu z tego powodu żadnych wyrzutów.
    Nie mówi też wprost o wytycznych władcy dla rycerzy, sprzecznych z ówczesnymi prawami wojny. Liczba poległych krzyżackich braci zakonnych jasno jednak daje nam do zrozumienia, że zamiast, jak to było w zwyczaju, brać jeńca dla okupu Jagiełło nakazał zasugerował, że należy Krzyżaków wyciąć. Wnioskować też możemy, że Wielki Mistrz został zabity w pojedynku rycerskim przez Mszczuja ze Skrzynna. Wiem, że wszyscy mamy przed oczyma obraz Ulryka von Jungingen ginącego od Włóczni Świętego Maurycego, ale wiekopomne dzieło Jana Matejki to wszak – owszem, genialnie zrobiona – tylko i aż metafora.
    W końcu jednak przedstawienie zmierzało ku końcowi – jak by tam nie było – Wielki Mistrz poległ, a u stóp Jagiełły złożono zdobyczne krzyżackie sztandary których kopie (oryginały niestety zaginęły wywiezione do Wiednia po 1797 roku) stworzone na podstawie niewielkiego dziełka Banderia Prutenorum Jana Długosza do dziś można podziwiać w katedrze wawelskiej.

Katedra wawelska

    Po bitwie – podobnie jak często w Średniowieczu – zaczynał się na grunwaldzkich polach festyn, połączony z pokazami rycerskimi i średniowiecznym jarmarkiem. Właściwie mieliśmy na nim zostać, ale postanowiliśmy wracać – kilka dni wcześniej coś takiego widziałem na sieradzkich błoniach. Znaleźliśmy samochód zostawiony na świeżo zżętym rżysku i mocno umęczeni gorącem ruszyliśmy w drogę powrotną. Na nasze szczęście całkiem niedaleko trafiliśmy na wspaniałą – właściwie pokrzyżacką nawet – wioskę Dąbrówno (dawniej miasto Gligenburg, swoją drogą spalone przez Jagiełłę dwa dni przed starciem grunwaldzkim; zbrodnie tam popełnione sprowokowały Wielkiego Mistrza do przyjęcia walnej bitwy), położoną na przesmyku pomiędzy dwoma jeziorami – Dąbrowa Wielka i Dąbrowa Mała na terenie historycznej Ziemi Chełmińsko-Dobrzyńskiej, o bezprawne przywłaszczenie której tak naprawdę zaczęły się przepychanki polsko-krzyżackie.

Średniowieczny festyn
Ziemia Chełmińska
    Grzechem byłoby z takiej mazurskiej wody nie skorzystać – spłukaliśmy więc zmęczenie i kurz bitewnego pola i w lepszych nastrojach ruszyliśmy dalej.
Jezioro w Dąbrównie
    Tym czasem zaś niemożebny upał przyniósł to, co lubi latem przynosić – nad Polami Grunwaldzkimi rozpętała się porządna burza z oberwaniem chmury – i rano okoliczni rolnicy mieli naprawdę dobry zarobek wyciągając auta mieszczuchów z zalegającego na polach błota. Nam tymczasem się upiekło.
    Ale żeby tak nie kończyć jeszcze wpisu o Bitwie Grunwaldzkiej, to w jeszcze jednej części przemyślenie o co tak naprawdę chodziło z tymi dwoma mieczami? Czy tylko o znaną butę krzyżacką, czy może o coś innego, co zatuszować chciał Długosz wkładając w usta Jagiełły przemowę o pragnieniu pokoju?
Dwa nagie miecze

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Klimat i krwawe ofiary cz. 1

     Od jakiegoś czasu się słyszy, że luminarze Unii E***pejskiej (i innych krajów należących do upadającej zachodniej cywilizacji) będą od ...