Tłumacz

16 października 2020

Kraina w Kratę

    Slogan "Kraina w Kratę" kojarzy się raczej ze Szkocją – dziką krainą w której mężczyźni biegają w kraciastych kiecach bez majtek, a osty i pokrzywy dorastają do pasa. Pije się tam też taką rudą wódę na myszach, bardzo nie smaczną i zaciągającą drewnem, a zakąsza się ją haggisem, baranim żołądkiem nadziewanym podrobami i kaszą (taka podróbka naszej kaszanki, ale ja akurat lubię). Tymczasem "Kraina w Kratę" znajduje się także u nas, na Pomorzu Środkowym, w okolicach Słupska.
   
Skąd nazwa? Od szachulcowych ścian budynków, wyglądających bardzo kraciasto. Za stolicę tej krainy uważa się Swołowo, niewielką wieś o układzie średniowiecznej owalnicy (jak wskazuje nazwa, na środku miejscowości jest majdan – plac ze stawem i kościołem – a zabudowania stoją dookoła) niemal w całości zbudowaną z szachulca.

Swołowo - zagroda Albrechta

    Czym jest szachulec?
    Jest to ściana o konstrukcji ryglowej, gdzie przestrzeń między szkieletem z drewna wypełniona jest słomą i gliną (w przeciwieństwie do muru pruskiego, gdzie wypełnienie jest ceglane). Innymi słowy – jest to konstrukcja na wskroś biodegradowalna i tania.
    Skąd się szachulec wziął w okolicach Słupska (albo na Dolnym Śląsku czy Żuławach)?
Żuławski dom podcieniowy

    W Średniowieczu na tych terenach rozpoczęła się intensywna kolonizacja (no, może nie tak intensywna jak na Śląsku) – władcy tych terenów sprowadzali z przeżywającego silny wzrost demograficzny Świętego Imperium Rzymskiego osadników (głównie niemieckojęzycznych) którzy przynosili nowe technologie budowlane. Idę o zakład, że na początku miejscowi wyśmiewali się z szachulcowej konstrukcji:
    - Dom z błota i słomy? Głupki! Toć zaro się to rozwali.
Karczma na Dolnym Sląsku

    Rychło okazało się, że słoma i glina izolują przed zimnem równie dobrze, jeśli nie lepiej, jak drewniane pale, do tego ściana z gliny jest łatwiejsza w naprawie i konserwacji oraz – at last but not the least – tańsza. Na tą samą powierzchnię zużywano dużo mniej drewna – podobnym kosztem można było więc postawić większe gospodarstwo (a wypełnienie drewnianego stelaża – słoma i glina – były dostępne za darmo przecież) – i tak również miejscowi przejęli szachulec miast domów z litego drewna.
    Rzeczywiście, zagrody do dziś zachowane w Swołowie porażają ogromem kubatury – zarówno budynków gospodarczych jak i mieszkalnych. Taka sytuacja.
    Jako, że byłem akurat w Słupsku (miasto w znacznej mierze zniszczone przez Armię Czerwoną i rządy komunistów – na rynku straszy zamiast ratusza ohydny pawilon handlowy, bloki na starówce i niezwykle zaniedbane bulwary nad Słupią – tych ostatnich szkoda, bo miejsce przeurocze, obok pozostałości murów miejskich; widocznie ostatnie inwestycje miejskie były zupełnie bez głowy prowadzone – w efekcie poprzedni włodarz miasta w wyborach na urząd Prezydenta RP dostał tu śladowe ilości głosów; na szczęście zachował się Zamek Książąt Pomorskich i Młyn Zamkowy – najstarszy istniejący zakład przemysłowy na terenie Polski) postanowiłem ową kraciastą krainę spenetrować.
Zamek, młyn i brama w Słupsku

    Pech chciał, że był weekend – na komunikację między poszczególnymi miejscowościami nie mogłem zbytnio liczyć (chyba, że chciałbym się dostać do Ustki, to tak; swoją drogą zabytkowe centrum tego niewielkiego portu też jest szachulcowe – i bardzo urocze) więc pozostawał mi spacer. Trochę ponad 10 kilometrów w jedną stronę (na szczęście idąc tam zatrzymałem Polaków z Niderlandów którzy podrzucili mnie kawałek, a z powrotem do Słupska przywiózł mnie Niemiec z Kwedlinburga – miasta w dużej mierze zbudowanego z muru pruskiego, wyglądającego z zewnątrz jak szachulec przecież – zwiedzający Pomorze; pędzący nad Bałtyk młodzi, wykształceni, z wielkich ośrodków autostopowiczów nie zabierali, o czym zresztą już pisałem), więc nie było źle. Oczywiście żar lejący się z nieba dawał się mocno we znaki, na dodatek posługiwałem się niezbyt dokładną (i aktualną) mapą i trochę błądziłem po otaczających Swołowo wzgórzach, ale w końcu dotarłem do celu.
Centrum Ustki

    Rzeczywiście, cała wioska jest zbudowana z szachulca. I to takiego mającego dobrze ze 150 lat. Jedynym starszym – i ceglanym (albo kamiennym, pod tynkiem trudno to ocenić) jest wzniesiony przez joannitów XV-wieczny kościół na środku majdanu.
Swołowo

Kościół na majdanie
   
Warto dodać, że zagrody udostępnione zwiedzającym są całkiem znośnie odnowione (a w miejscowym sklepiku była oranżada "na miejscu" – więc wycieczka całkiem udana) i faktycznie robią wrażenie. Miejsce ze wszech miar godne polecenia.
Swołowo

    Swoją drogą okoliczne wioski także szczycą się szachulcowymi domami czy stodołami, ale zdecydowanie w mniejszej ilości – i gorszym stanie.
    Jeśli jednak ktoś chciałby mieć pełny obraz polskich budowli szachulcowych musi porzucić "Krainę w Kratę" i pojechać na Dolny Śląsk. Znajdują się tam dwa przecudne obiekty, docenione także przez UNESCO umieszczeniem ich na Liście Światowego Dziedzictwa Ludzkości – Kościoły Pokoju w Jaworze i Świdnicy (kiedyś był jeszcze w Głogowie, ale spłonął).
Kościół Pokoju w Swidnicy

    Otóż po Pokoju Westfalskim (A.D. 1648) kończącym krwawą, religijną Wojnę Trzydziestoletnią (u nas na historii niewiele się mówi o tym konflikcie – ponieważ Rzeczypospolitej on zwyczajnie nie dotknął; dla mieszkańców I RP kwestia wyznania była sprawą prywatną i nikt nie toczył o to wojen – w przeciwieństwie do krajów Europy Zachodniej) protestantom na Śląsku zagwarantowano możliwość wzniesienia trzech kościołów. Niby niewiele, ale lepszy rydz niż nic – zwłaszcza w tak arcykatolickim państwie jak Monarchia Habsburgów. Był to niewątpliwy sukces protestanckiej dyplomacji, ale – kościoły musiały być zbudowane w przeciągu roku, z surowców nietrwałych (drewno, słoma, glina), bez użycia gwoździ i w odległości jednego strzału z armaty od murów miejskich. Do tego miały nie przypominać kościołów. Warunki te spełniono – i tak powstały szachulcowe Kościoły Pokoju.
Śląski barok
   
Próżno jednak szukać w ich wnętrzach luterańskiej skromności – bogaci protestanccy fundatorzy świątyń postawili na barokowy przepych – i nie ustępowali w tym najlepszym kontrreformacyjnym artystom. Wewnątrz kościołów – dziś katolickich – aż kipi od bogactwa. Naprawdę warto je odwiedzić.

    Oczywiście Kościoły Pokoju nie są jedynymi drewnianymi konstrukcjami w Polsce docenionymi przez UNESCO. Mamy jeszcze średniowieczne kościoły Podkarpacia i Małopolski oraz karpackie cerkwie – ale, że nie są szachulcowe to o nich tym razem nie będzie. Może kiedy indziej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Enver i never

     Oczywiście wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO Linie z Nazca to nie jedyne geoglify w Ameryce Południowej. Geogli...