Podczas opisywania perypetii na trasie
do Kanionu Zagubionych wspomniałem o mieście Ica. Starożytne to (właściwie:
prekolumbijskie) miasto leży na peruwiańskiej pustyni w połowie
mniej więcej drogi pomiędzy wybrzeżem Oceanu Spokojnego a
wpisanymi na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO
tajemniczymi liniami na Płaskowyżu Nazca (według najnowszej teorii
były to drogi pielgrzymkowe w czasie odprawiania rytuałów, ale co
niektórzy nadal winią kosmitów). I jest parchate. |
Ica - centrum
|
Nie wiem, czy wszystkie miasta leżące
na pytaniach są takie przykurzone (i alternatywnie piękne) – nie
widziałem aż tylu, ale te, które miałem okazję odwiedzić nie
sprawiają pozytywnego wrażenia (nawet takie megalomańskie i
nowoczesne miasto jak Abu Zabi jest przykurzone). Ica jednak jest w
czołówce mojego prywatnego rankingu parchatości pustynnych miast. |
Ica - ruch uliczny
|
To duże i ruchliwe miasto straszy na
każdym kroku – a najlepszym przykładem jest chyba zrujnowany
barokowy kościół leżący tuż przy głównym placu miasta. Jakiś
czas temu zawisł na nim baner: od trzęsienia ziemi (które
zniszczyło m.in ową świątynię) minęło już 20 lat –
najwyższa pora odbudować nasz kościół. Rok później świątynia
stała w niezmienionym stanie, natomiast sam baner był już mocno
wyblakły i potargany przez wiatr. |
"Najwyższy czas naprawić nasz kościół"
|
Po co więc przyjeżdżać do Iki?
No, generalnie właściwie jakoś
tłumnie się nie przyjeżdża. Turyści albo zostają na wybrzeżu,
w Pisco czy Paracas, albo jadą prosto do Nazca. My też byśmy się
w sumie tu nie zatrzymywali, gdyby nie wspomniany Canon de Los Perdidos, Kanion Zagubionych, leżący kilka godzin drogi od miasta.
No i najprawdziwsza oaza. |
Oaza Huacachina
|
Nazywa się Huacachina i leży jakieś
trzy kilometry od parchatego centrum miasta. Nie znaczy to
oczywiście, że jest jakoś przesadnie zadbana, ale tutaj miejscowi
chociaż próbują coś zrobić. Udaje im się to z różnym skutkiem
– ale nie mam porównania z innymi oazami. |
Huacachina |
To znaczy – w sumie jakieś tam mam.
Byłem w kilku oazach – ale większych, w których rozwinęły się
– nieraz bardzo wiekowe – osady.
|
Oaza w Maroko
|
A tu archetypowa oaza –
jezioro, kilka domków (głównie hotele), parę nasadzonych palm i
naokoło potężne wydmy (z których roztacza się widok także –
niestety – na Icę). Coś pięknego. Po wydmach można sobie
pojeździć, pochodzić, pozjeżdżać, a w jeziorku można się
potem przekąpać. Choć w sumie nie polecam – woda nie jest
najlepszej jakości, ponieważ płynie tam z miejskich wodociągów.
Oryginalny oazowy akwen został bowiem wypity przez rozrastającą
się Icę – i dziś Huacachina jest trochę atrapą. Niemniej była
oazą, wygląda jak oaza zachowuje się jak oaza i jako taką trzeba
ją traktować. Naprawdę miłe miejsce, choć dość mocno
odwiedzane – głównie przez miejscowych. Ja mam jeszcze jeden
powód, dla którego lubię tu przyjeżdżać, ale o tym w następnym wpisie, o pisco. |
Sandboarding |
|
Huacachina |
|
Pustynia |
Ha! Pisco. Już o nim wspominałem –
ale jeszcze trochę zaostrzę apetyty. W okolicach Icy znajduje się
kilka małych wytwórni tego trunku (mniejszych niż zakład w Ocucaje) – tak zwanych rzemieślniczych. Mieliśmy szczęście
trafić do jednej z nich – której właściciel jest domorosłym
archeologiem: chodzi w fedorze boi się węży z zapałem przekopuje
okolice w poszukiwaniu śladów przeszłości. Jest bowiem Peru
jednym z takich miejsc na Ziemi, w których gdzie byś nie zaczął
kopać – coś znajdziesz. Znaczy, jakiś artefakt z przeszłości,
bo są krainy w których gdzie byś nie zaczął kopać to znajdziesz
minę przeciwpiechotną albo co. Sama Ica jest – jak wspominałem –
miastem prekolumbijskim, niedaleko jest Paracas (miasto-eponim
kultury Paracas), Nazca... Jest co znajdować. Sama więc bodega
(nazwa ta właściwie dotyczyć winna winiarni, ale co tam; zresztą
wino też pan archeolog robi) wygląda jak zaplecze jakiegoś muzeum
– i to niekoniecznie historycznego: szable konkwistadorów
sąsiadują tu z prekolumbijską ceramiką i wypchaną uchatką.
Hitem zaś jest prawdziwa mumia tkwiąca w szklanej ściennej
gablocie, wykopana w pobliskich piaskach. Facet znalazł – jest
jego. Nikt mu na tym nie położy łapy. |
"Craftowa" bodega pełna skarbów przeszłości
|
A co do starożytności miasta (i
bliskości linii z Nazca) – Icę odwiedzają też miłośnicy teorii spiskowych (choć nie wiem, czy AAS, stowarzyszenie zajmujące
się tropieniem starożytnych kosmitów akurat tu było) – przy
rynku znajduje się bowiem niecodzienne muzeum – zawiera ono zbiór
tak zwanych Kamieni z Ica. Są to – bardzo liczne – petroglify
przedstawiające oprócz wzorów geometrycznych charakterystycznych
dla miejscowych kultur prekolumbijskich także scenki rodzajowe
ukazujące żyjących razem ludzi i dinozaury. Pierwsze artefakty
zostały odkryte dla nauki Świata w połowie XX wieku – i do dziś
są dla wielu niezbitym dowodem na oszustwo związane z domniemaną
teorią ewolucji: wszak jeśli ludzie żyli razem z dinozaurami, to
cała paleontologia czy stratygrafia łże, zakłamuje historię i
mami biednych ludzi. Wieść gminna niesie, że owym materiałem
zainteresowali się niektórzy polscy prominenci – prawdopodobnie
są to te kamienie, którymi, wedle słów naszej byłej Pani
Premier, jaskiniowcy rzucali w dinozaury, żeby je zabić (kamieni
jest dużo, bowiem wiadomo, że od jednego kamienia taki dinozaur nie
padł). |
Kamienie z Ica (nie wszystkie, część tylko)
|
Mimo tych atrakcji Ica jest (była i
będzie) miejscem dość parchatym – i Gringo przyzwyczajony do
jakichś kurortów (sterylnych i nudnych) nie będzie zadowolony
odwiedzając nawet oazę w Huacachinie. |
Kanion Zagubionych
|
Kto jednak chciałby skosztować
chociażby lokalnej kuchni (na przykład "Lima beans" - limańskie fasolki; wbrew nazwie ten gatunek nie pochodzi z Limy, a właśnie stąd) czy zerknąć na Kanion Zagubionych –
musi się przemóc. No i jest jeszcze to pisco... |
Pustynne słodycze - tejas czyli orzechy pekan w lukrze
|
|
Strąki drzewa inga
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz