W poprzednim wpisie było krótko o
Majorce, a dużo o tragicznym w skutkach kataklizmie jaki miałem
możliwość tam obserwować (nie chcę pisać, że uczestniczyć –
woda finalnie nie zatopiła naszego hotelu), ale nie chciałbym, żeby
ktoś odniósł wrażenie, że wyspa jest jakimś przeklętym
miejscem.
Sierra de Tramuntana |
Zwłaszcza, że nie wspominałem zbyt
wiele o owych górach majorkańskich, Tramuntana (po kataloński,
Transmontana po hiszpańsku). Ciągnie się pasmo przez całą wyspę,
od wspomnianej już Alcudii po Port Andratx – taka dziwna, bo
katalońska, nazwa.
Same góry nie są jakoś przesadnie
wysokie, za to dość postrzępione i dzikie. Gwałtownie też kończą
się w morzu, olbrzymimi nieraz klifami i urwiskami. Jak wspominałem,
teren ten doceniło UNESCO – i chyba całkiem słusznie.
Strome klify |
Najsłynniejszym miejscem całych gór
jest pewna wioska – czy też, niech tam, niewielkie miasteczko o
nazwie Valldemossa. Malowniczo położona miejscowość składa się z
kilku krętych uliczek zabudowanych kamiennymi domami, niewielkiego
kościółka oraz dawnego klasztoru. Jest tam też – o każdej
porze roku – wyjątkowe zagęszczenie turystów z Japonii.
Wioska Valldemossa związana jest bowiem
– dość przelotnie – właśnie ze słynnym kompozytorem. Chopin
cieszy się w Japonii niesłabnącą atencją i każdy szanujący się
turysta z Kraju Kwitnącej Wiśni będąc w Europie obowiązkowo –
i, jak można się czasem zorientować, całkowicie bezrefleksyjnie –
musi odwiedzić miejsca z artystą związane.
Nawet tak luźno jak Valldemossa. Co,
oczywiście, nie przeszkadza mieszkańcom żyć z Chopina i jego
ówczesnej partnerki, George Sand (francuska pisarka, dzisiaj byłaby
pewnie wrzeszczącą feministką).
Od razu powiem – fanem twórczości
Fryderyka Chopina nie jestem, jest dla mnie zbyt cukierkowy,
niemniej, jako, że jest to gwiazda światowego formatu to trzeba się
nim chwalić (ale przynajmniej twórczość ta się broni po latach,
czego chyba nie można powiedzieć o dziełach pani Sand; nie
wystarczy się dziwnie ubierać i być kontrowersyjnym, trzeba
jeszcze mieć to coś). Jak mawiał Roman Dmowski – "jestem
Polakiem i mam obowiązki Polskie".
Valldemossa |
Cóż więc chorowity kompozytor robił
na Majorce? Ano, przyjechał odpoczywać. Co prawda turystyka była
wtedy w powijakach (Chopin i Sand to jedni z pierwszych prawdziwych
turystów na wyspie – wcześniej to przyjeżdżali albo jacyś
kupcy tylko, albo wrogie armie), ale dzielnym artystom to nie
przeszkadzało. W końcu majorkańska zima bywa sucha i całkiem
ciepła, więc zapewne pomoże schorowanemu kompozytorowi. Bywa też
– bardzo rzadko co prawda – zimna i deszczowa. Zgadnijcie, jaka
była wtedy? No właśnie. Para – żyjąca, jakbyśmy to
powiedzieli "na kocią łapę" – wzbudza u mieszkańców
wyspy najpierw ciekawość, a potem niechęć. Nie dość, że żyją
bez ślubu, to jeszcze Sand ubiera się jak facet, a ten cały Chopin
też cherlawy jakiś. Może gruźlik? Rety, żeby tylko nie wybuchła
tu jakaś epidemia (a dziś doskonale wiemy, jaką panikę może epidemia wywołać, czyż nie? nie dalej jak miesiąc temu peruwiańskie wojsko usuwało mnie przy pomocy karabinu z pacyficznej plaży).
Valldemossa |
Zanim jednak miejscowi sięgnęli po
widły, para wyniosła się ze stołecznej Palmy właśnie do
Valldemossy. Niedawno zsekularyzowano tam klasztor, więc mamy tu
miejsca noclegowe o wysokim standardzie – zachwalają miejscowi –
i tanio. Cóż, co było wysokim standardem dla ascetycznych mnichów
niekoniecznie będzie takie dla przyzwyczajonych do paryskiego szyku
artystów. Dawne mnisze cele są umeblowane czysto teoretycznie, jest
zimno i wilgotno, do tego Chopin choruje. Na dodatek fortepian
Chopina, płynący tu z kontynentu utknął w porcie w komorach
celnych. Nawet nie ma jak zapić smutków – latosie wino, z racji
chłodnego lata, jest kwaśne i niesmaczne.
Cela w klasztorze kartuzów |
Porażka totalna.
George Sand przygody swe i Chopina
opisała, a jakże. "Zima na Majorce" to właściwie
antyreklama wyspy. Nie można jednak polegać tylko-li wyłącznie na
opinii francuskiej literatki. Angielski tłumacz tego dzieła (swoją
drogą niedawno wyszło także i po polsku, można się zaopatrzyć i
przeczytać), niejaki Robert Graves (poeta, trochę naukowiec, mnie
najbardziej urzekł książką "Ja, Klaudiusz" – świetna
powieść historyczna, choć jak ktoś ma problemy ze składaniem
liter, to na kanwie książki powstał niezły serial z Derekiem
Jacobim w roli tytułowej), mieszkający, ba, zakochany w Majorce,
bardzo z autorką polemizował – i przy każdej negatywnej uwadze
na temat wyspy dodawał przypis, że wcale tak nie jest. Na przykład
o winie – że choć wtedy było słabsze z racji nieudanego roku
(anomalie klimatyczne były i wtedy), to normalnie wino z Majorki
jest całkiem smaczne. Tu akurat, dowiodłem to sobie
organoleptycznie, zgadzam się raczej z brytyjskim pisarzem niż z
jego francuską koleżanką po fachu.
Majorkańska winnica |
Co zostało po Chopinie w Valldemossie?
Ano, ów zatrzymany fortepian. Kiedy para uciekała z wyspy zamiast
płacić wysokie cło po prostu sprzedali instrument. Zachował się
do dziś, jest eksponowany w klasztorze niedaleko celi Chopina i Sand
(jako, że fortepian jest prywatny, to za możliwość rzucenia okiem
na instrument należy wykupić dodatkowy bilet – tak się robi
biznesy!) - ale jest to jedna z nielicznych pamiątek. Swoją drogą
nie wydaje mi się, żeby Chopin jakoś specjalnie na tym
instrumencie grywał...
Można, oczywiście, posłuchać także
koncertów chopinowskich, bardziej kameralnych niż w warszawskich
Łazienkach koło słynnego pomnika wirtuoza.
Koncert chopinowski w Łazienkach Królewskich |
I jeszcze jedna rzecz pozostała –
dla mnie chyba najbardziej urocza. Wspominałem kilka wpisów temu,
że w czasie hiszpańskiej fiesty nosi się często olbrzymie kukły
– Los Gigantos. Mogą to być potwory, królowie, bohaterowie – a
w Valldemossie są to Chopin i
Sand. Miłe.
Sand. Miłe.
Chopin i Sand |
Jak wspomniałem – za Chopinem nie
przepadam specjalnie, ale jako, że to polska marka eksportowa to
musiałem o nim wspomnieć – zwłaszcza, że natknąłem się na
niego w tak przepięknych okolicznościach przyrody jak Transmuntana.
Niemniej – jeśli ktoś chce zgłębić wiedzę o artyście –
lepiej zrobić to w Warszawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz