Tłumacz

4 lipca 2020

Sól cz. 2

   W poprzednim wpisie wspomniałem o tym, że to między innymi dzięki dochodom ze sprzedaży soli Rzeczpospolita Obojga Narodów (oficjalnie utworzona w 1560 roku, wcześniej była to unia personalna Korony Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego) została mocarstwem – i chyba nie ma w tym zbyt wielkiej przesady. Podwaliny pod przyszłe imperium położył ostatni król polski z dynastii Piastów, Kazimierz Wielki rozwijając świeżo zjednoczone państwo – w tym wydając w 1368 roku Statut żupny, regulujący wydobycie soli w Królestwie, ostatnim akordem była sławetna Odsiecz Wiedeńska króla Jana III Sobieskiego i kampania wojenna, w której władca mocno pogonił Imperium Osmańskie. W tym też czasie cena soli znacznie spadła – odkrycie Ameryki spowodowało nie tylko napływ do Europy olbrzymiej ilości taniego srebra i złota, ale także soli.
   W dawnych czasach sól na skalę – trochę tu przesadzę – przemysłową pozyskiwano głównie warząc, czyli odparowując solankę. W naszym, polskim klimacie potrzeba było do tego sporych nakładów (gdy – na przykład – w klimatach cieplejszych wystarczyło rozlać solankę na ziemię i poczekać; słoneczko sprawiało, że woda elegancko odparowywała i zostawała sama sól; u nas trzeba było gotować i gotować... gdzie indziej zamiast solanki używano wody morskiej, a my to nawet morze mamy niesłone), ale widocznie się opłacało, skoro we wczesnym Średniowieczu jednak pozyskiwano tak ten minerał.
Kaplica św Kingi w kopalni w Bochni

   Tak by było do tej pory, gdyby – według legendy – w sprawy doczesne nie wmieszali się święci. A konkretniej święta Kinga (albo Kunegunda; wiodła świątobliwe życie, była fundatorką i opiekunką wielu klasztorów, ślubowała czystość i dziewicą pozostała także po ślubie; jej małżonek, książę Bolesław dorobił się dzięki temu niezbyt pochlebnego przydomka Wstydliwy), księżniczka z węgierskiej dynastii Arpadów. Wychodząc za mąż za Bolesława, księcia krakowskiego i sandomierskiego poprosiła swojego ojca o to, by w wianie podarował jej sól, której to w Polsce nie było. Bela IV dał więc córce jedną z węgierskich kopalń. Księżniczka wrzuciła do kopalnianego szybu swój pierścień – a po przybyciu do Polski rozkazała przybyłym wraz z nią górnikom szukać soli. Ci, oczywiście, znaleźli ją. A w pierwszej bryle był – to równie oczywiste – ów pierścień.
   Ale to już wiecie. To, czego pewnie nie wiecie, to to, że pierścień znaleziono nie w słynnej Wieliczce, ale w pobliskiej Bochni. Bo bocheńska kopalnia jest odrobinę starsza od swej bardziej znanej wielickiej sąsiadki. Obie zresztą zostały wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO. W obu do tej pory pozyskuje się sól – już nie metodami górniczymi a jedynie odparowując solankę cały czas sączącą się w kopalniach – i obie oferują podziemne sanatoria z inhalacjami solnymi.
Kopalnia w Bochni
   Są też między nimi różnice. Na przykład taka, że bilet wstępu do kopalni w Wieliczce jest droższy. Zresztą w słynniejszej z kopalń byłem tylko raz, za dzieciaka z wycieczką szkolną (wtedy turystyka w Bochni była jeszcze w powijakach, a Wieliczka tańsza niż dziś, choć już wtedy była uznaną marką) a do Bochni zaglądałem – w sumie także z wycieczkami – już kilka razy.
   Łączy też te dwa obiekty wspominany już Statut żupny (żupa solna to po prostu nazwa kopalni – lub może bardziej przedsiębiorstwa – produkującej sól), tworzący z kopalń Bochni i Wieliczki, z pobliskich warzelni oraz portów na Wiśle obsługujących handel solny królewskie przedsiębiorstwo zarządzane przez specjalnego urzędnika – żupnika. Powodowało to oczywiście monopolizację produkcji i handlu solą (było to królewskie regale), wzrost cen oraz – co chyba najważniejsze – olbrzymi zastrzyk gotówki dla królewskiego skarbca. Kazimierz Wielki co prawda nie zdążył zbyt dużo wydać, ponieważ zmarł dwa lata po wydaniu dokumentu, ale przedsiębiorstwo działało jeszcze jakieś 400 lat po jego śmierci.
Bocheńska sztolnia
   Swoją drogą co to był za dokument – gwarantował on górnikom solnym minimalne zarobki, opiekę medyczną oraz pomoc dla rodzin w razie jakiegoś – nie tak znowu niespodziewanego – wypadku. I można było to osiągnąć bez krzyków i strajków organizowanych przez związki zawodowe...
   W żupach krakowskich – Bochni i Wieliczce – pozyskiwano sól kamienną metodami górniczymi, ale Kazimierz Wielki miał chrapkę także na leżące na Rusi Czerwonej tak zwane żupy ruskie. Po wcieleniu tych ziem do Korony (czyli do Królestwa Polskiego) także dostały status żup królewskich, choć tam sól uzyskiwano bardziej tradycyjną metodą warzenia solanki. Były też żupy ruskie eksploatowane dużo wcześniej, możliwe, że już w czasach rzymskich (w żupach krakowskich sól warzono od około X wieku), choć oczywiście nie na taką skalę.
Ratusz w Drohobyczu
Zabytkowa cerkiew z listy UNESCO
   Do dziś zresztą w okolicach Lwowa pozyskuje się sól taką właśnie metodą. Co prawda miasteczko Drohobycz znane jest raczej z twórczości Brunona Schultza ("Sklepy Cynamonowe" dzieją się właśnie w Drohobyczu, a "Sanatorium pod Klepsydrą" bodajże w pobliskim Truskawcu) i zagłębiem naftowym w II Rzeczypospolitej (w Bóbrce koło Rzeszowa jest najstarszy działający szyb naftowy na Świecie) to wcześniej było to wielkie centrum produkcji soli. Do dziś w herbie miasta znajduje się dziewięć solnych bałwanów.
Zakład żupny w Drohobyczu

   Współcześnie resztki żup ruskich nie są jednak wpisane na Listę UNESCO – warzelnie są w dosyć opłakanym stanie i niewielu turystów ma okazję je oglądać. Ci którzy jednak dostaną się już na teren któregoś z zakładów dostrzec mogą – czasem nawet sprawne – urządzenia do pompowania solanki – tu zwanej ropą solną (bo faktycznie jest dość tłusta). Być może komuś wydadzą się one znajome – zwłaszcza, gdy ten ktoś widział wcześniej jakiś szyb naftowy.
Warzelnia soli
   W okolicach Drohobycza bowiem – długo po tym jak sól przestała być cenniejsza od złota – rozegrał się chyba najmniej znany akt w historii polskiego – i światowego – górnictwa soli. W pobliskim Lwowie pomocnik aptekarski Ignacy Łukasiewicz wydestylował z ropy naftowej naftę. Początkowo odkrycie przeszło bez echa – destylat nie nadawał się bowiem do niczego, a zwłaszcza do picia – potem jednak okazało się, że nafta pali się pięknym płomieniem, dużo jaśniejszym niż wszystko, co było znane dotychczas. Rozpoczęła się prawdziwa era sztucznego oświetlenia.
  Teraz trzeba było tylko zacząć wydobywać ropę. Traf chciał, że występowała ona – dosyć płytko – u podnóża Karpat. Czyli na przykład w Drohobyczu. A jeszcze większy traf był taki, że miasteczko posiadało już odpowiednią infrastrukturę i technologię wydobywczą. Odtąd drohobyckie pompy przestały wydobywać solankę, a zaczęły wykradać Ziemi ropę, czarne złoto XX wieku. Ale to już inna historia.
Warzelnia soli w Drohobyczu
   W wyniku ustaleń w czasie konferencji w Jałcie i Poczdamie po II Wojnie Światowej tereny żup ruskich zostały Polsce ukradzione przez Związek Radziecki, więc dziś sól na skalę przemysłową wydobywa się głównie w północnej części kraju. Największe kopalnie są na Kujawach – w Inowrocławiu – i w wielkopolskiej Kłodawie (jest tam najdłuższa podziemna trasa turystyczna w Polsce) oraz – by obronić honor południa – w śląskich Sieroszowicach. Wielką sławę zyskała miejscowość Ciechocinek, gdzie sól pozyskuje się metodą warzenia – oraz gdzie znajduje się uzdrowisko z potężnymi solankowymi tężniami. Oprócz właściwości leczniczych dla ciała ma także Ciechocinek – zasłużenie lub nie – sławę miejsca, gdzie wiekowi kuracjusze na leczniczym turnusie potrafią przeżywać swoją drugą, trzecią albo i kolejną młodość – a miejscowe potańcówki często przechodzą do legendarnych opowieści, choć raczej nie takich, którymi można się pochwalić po powrocie do domu. Może sprawia to miejscowa solanka? Kto wie.
Tężnie w Ciechocinku
Kolejna część solnej historii - 06.07.2020.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Peruwiańska Giza cz. 1: Mały Nil 2

     Przyznam się, że długo myślałem nad tytułem tego dwuczęściowego wpisu – przez głowę przelatywało sporo pomysłów, w tym "Mały Nil ...