W poprzednim wpisie wspomniałem o
tym, że to między innymi dzięki dochodom ze sprzedaży soli
Rzeczpospolita Obojga Narodów (oficjalnie utworzona w 1560 roku,
wcześniej była to unia personalna Korony Królestwa Polskiego i
Wielkiego Księstwa Litewskiego) została mocarstwem – i chyba nie
ma w tym zbyt wielkiej przesady. Podwaliny pod przyszłe imperium
położył ostatni król polski z dynastii Piastów, Kazimierz Wielki
rozwijając świeżo zjednoczone państwo – w tym wydając w 1368
roku Statut żupny, regulujący wydobycie soli w Królestwie,
ostatnim akordem była sławetna Odsiecz Wiedeńska króla Jana III
Sobieskiego i kampania wojenna, w której władca mocno pogonił
Imperium Osmańskie. W tym też czasie cena soli znacznie spadła –
odkrycie Ameryki spowodowało nie tylko napływ do Europy olbrzymiej
ilości taniego srebra i złota, ale także soli.
W dawnych czasach sól na skalę –
trochę tu przesadzę – przemysłową pozyskiwano głównie warząc,
czyli odparowując solankę. W naszym, polskim klimacie potrzeba było
do tego sporych nakładów (gdy – na przykład – w klimatach
cieplejszych wystarczyło rozlać solankę na ziemię i poczekać;
słoneczko sprawiało, że woda elegancko odparowywała i zostawała
sama sól; u nas trzeba było gotować i gotować... gdzie indziej
zamiast solanki używano wody morskiej, a my to nawet morze mamy
niesłone), ale widocznie się opłacało, skoro we wczesnym
Średniowieczu jednak pozyskiwano tak ten minerał.
Kaplica św Kingi w kopalni w Bochni |
Tak by było do tej pory, gdyby –
według legendy – w sprawy doczesne nie wmieszali się święci. A
konkretniej święta Kinga (albo Kunegunda; wiodła świątobliwe
życie, była fundatorką i opiekunką wielu klasztorów, ślubowała
czystość i dziewicą pozostała także po ślubie; jej małżonek,
książę Bolesław dorobił się dzięki temu niezbyt pochlebnego
przydomka Wstydliwy), księżniczka z węgierskiej dynastii Arpadów.
Wychodząc za mąż za Bolesława, księcia krakowskiego i
sandomierskiego poprosiła swojego ojca o to, by w wianie podarował
jej sól, której to w Polsce nie było. Bela IV dał więc córce
jedną z węgierskich kopalń. Księżniczka wrzuciła do
kopalnianego szybu swój pierścień – a po przybyciu do Polski
rozkazała przybyłym wraz z nią górnikom szukać soli. Ci,
oczywiście, znaleźli ją. A w pierwszej bryle był – to równie
oczywiste – ów pierścień.
Ale to już wiecie. To, czego pewnie
nie wiecie, to to, że pierścień znaleziono nie w słynnej
Wieliczce, ale w pobliskiej Bochni. Bo bocheńska kopalnia jest
odrobinę starsza od swej bardziej znanej wielickiej sąsiadki. Obie
zresztą zostały wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości
UNESCO. W obu do tej pory pozyskuje się sól – już nie metodami
górniczymi a jedynie odparowując solankę cały czas sączącą się
w kopalniach – i obie oferują podziemne sanatoria z inhalacjami
solnymi.
Kopalnia w Bochni |
Są też między nimi różnice. Na
przykład taka, że bilet wstępu do kopalni w Wieliczce jest
droższy. Zresztą w słynniejszej z kopalń byłem tylko raz, za
dzieciaka z wycieczką szkolną (wtedy turystyka w Bochni była
jeszcze w powijakach, a Wieliczka tańsza niż dziś, choć już
wtedy była uznaną marką) a do Bochni zaglądałem – w sumie
także z wycieczkami – już kilka razy.
Łączy też te dwa obiekty wspominany
już Statut żupny (żupa solna to po prostu nazwa kopalni – lub
może bardziej przedsiębiorstwa – produkującej sól), tworzący z
kopalń Bochni i Wieliczki, z pobliskich warzelni oraz portów na
Wiśle obsługujących handel solny królewskie przedsiębiorstwo
zarządzane przez specjalnego urzędnika – żupnika. Powodowało to
oczywiście monopolizację produkcji i handlu solą (było to
królewskie regalium), wzrost cen oraz – co chyba najważniejsze –
olbrzymi zastrzyk gotówki dla królewskiego skarbca. Kazimierz
Wielki co prawda nie zdążył zbyt dużo wydać, ponieważ zmarł
dwa lata po wydaniu dokumentu, ale przedsiębiorstwo działało
jeszcze jakieś 400 lat po jego śmierci.
Bocheńska sztolnia |
Swoją drogą co to był za dokument –
gwarantował on górnikom solnym minimalne zarobki, opiekę medyczną
oraz pomoc dla rodzin w razie jakiegoś – nie tak znowu
niespodziewanego – wypadku. I można było to osiągnąć bez
krzyków i strajków organizowanych przez związki zawodowe...
W żupach krakowskich – Bochni i
Wieliczce – pozyskiwano sól kamienną metodami górniczymi, ale
Kazimierz Wielki miał chrapkę także na leżące na Rusi Czerwonej
tak zwane żupy ruskie. Po wcieleniu tych ziem do Korony (czyli do
Królestwa Polskiego) także dostały status żup królewskich, choć
tam sól uzyskiwano bardziej tradycyjną metodą warzenia solanki.
Były też żupy ruskie eksploatowane dużo wcześniej, możliwe, że
już w czasach rzymskich (w żupach krakowskich sól warzono od około
X wieku), choć oczywiście nie na taką skalę.
![]() |
Ratusz w Drohobyczu |
![]() |
Zabytkowa cerkiew z listy UNESCO |
Do dziś zresztą w okolicach Lwowa
pozyskuje się sól taką właśnie metodą. Co prawda miasteczko
Drohobycz znane jest raczej z twórczości Brunona Schultza ("Sklepy
Cynamonowe" dzieją się właśnie w Drohobyczu, a "Sanatorium
pod Klepsydrą" bodajże w pobliskim Truskawcu) i zagłębiem
naftowym w II Rzeczypospolitej (w Bóbrce koło Rzeszowa jest
najstarszy działający szyb naftowy na Świecie) to wcześniej było
to wielkie centrum produkcji soli. Do dziś w herbie miasta znajduje
się dziewięć solnych bałwanów.
Zakład żupny w Drohobyczu |
Współcześnie resztki żup ruskich
nie są jednak wpisane na Listę UNESCO – warzelnie są w dosyć
opłakanym stanie i niewielu turystów ma okazję je oglądać. Ci
którzy jednak dostaną się już na teren któregoś z zakładów
dostrzec mogą – czasem nawet sprawne – urządzenia do pompowania
solanki – tu zwanej ropą solną (bo faktycznie jest dość
tłusta). Być może komuś wydadzą się one znajome – zwłaszcza,
gdy ten ktoś widział wcześniej jakiś szyb naftowy.
Warzelnia soli |
W okolicach Drohobycza bowiem –
długo po tym jak sól przestała być cenniejsza od złota –
rozegrał się chyba najmniej znany akt w historii polskiego – i
światowego – górnictwa soli. W pobliskim Lwowie pomocnik
aptekarski Ignacy Łukasiewicz wydestylował z ropy naftowej naftę.
Początkowo odkrycie przeszło bez echa – destylat nie nadawał się
bowiem do niczego, a zwłaszcza do picia – potem jednak okazało
się, że nafta pali się pięknym płomieniem, dużo jaśniejszym
niż wszystko, co było znane dotychczas. Rozpoczęła się prawdziwa
era sztucznego oświetlenia.
Teraz trzeba było tylko zacząć
wydobywać ropę. Traf chciał, że występowała ona – dosyć
płytko – u podnóża Karpat. Czyli na przykład w Drohobyczu. A
jeszcze większy traf był taki, że miasteczko posiadało już
odpowiednią infrastrukturę i technologię wydobywczą. Odtąd
drohobyckie pompy przestały wydobywać solankę, a zaczęły
wykradać Ziemi ropę, czarne złoto XX wieku. Ale to już inna
historia.
Warzelnia soli w Drohobyczu |
W wyniku ustaleń w czasie konferencji
w Jałcie i Poczdamie po II Wojnie Światowej tereny żup ruskich
zostały Polsce ukradzione przez Związek Radziecki, więc dziś sól
na skalę przemysłową wydobywa się głównie w północnej części
kraju. Największe kopalnie są na Kujawach – w Inowrocławiu – i
w wielkopolskiej Kłodawie (jest tam najdłuższa podziemna trasa
turystyczna w Polsce) oraz – by obronić honor południa – w
śląskich Sieroszowicach. Wielką sławę zyskała miejscowość
Ciechocinek, gdzie sól pozyskuje się metodą warzenia – oraz
gdzie znajduje się uzdrowisko z potężnymi solankowymi tężniami.
Oprócz właściwości leczniczych dla ciała ma także Ciechocinek –
zasłużenie lub nie – sławę miejsca, gdzie wiekowi kuracjusze na
leczniczym turnusie potrafią przeżywać swoją drugą, trzecią
albo i kolejną młodość – a miejscowe potańcówki często
przechodzą do legendarnych opowieści, choć raczej nie takich,
którymi można się pochwalić po powrocie do domu. Może sprawia to
miejscowa solanka? Kto wie.
Kolejna część solnej historii - 06.07.2020.
![]() |
Tężnie w Ciechocinku |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz