Tłumacz

5 lutego 2021

Ruda i dinozaury

    Cóż. Tytuł wpisu jest trochę click-bajtem. Takim pod publiczkę, wicie, rozumicie. Że niby płomiennowłose dziewczyny i wielkie przedpotopowe gady – na przykład obrzucające się nawzajem kamieniami (a, jak mawiała pewna pani Premier Rzeczypospolitej – w takie dinozaury to trzeba było miesiącami tymi kamieniami rzucać; bardzo to w sumie niehumanitarne niedinozauralne i okrutne, tak męczyć biedne stworzenia). Otóż...
   
Rudy będą, ale darniowe, a zamiast dinozaurów ślady ich najstarszych przodków.
  
I będzie też dąb Bartek.
  
Ad rem.

Kamieniołom na Kielecczyźnie

    Kielecczyzna (w kabarecie TEY, w skeczu o Bidzie z Bangladeszu przewrotnie zwana Szkieletczyzną) to jeden z najciekawszych regionów Polski – pod wieloma względami. Co prawda nieraz kojarzy się z (chyba dość niesłusznie) biedą – ale przecież były momenty, kiedy był on przodującym przemysłowo rejonem naszego kraju – nawet kiedy Go jeszcze/już nie było.
   
Opowieść o neolitycznym centrum wydobycia krzemienia (czyli takiej ropy naftowej, stali i węglu młodszej epoki kamienia) w Krzemionkach Opatowskich zostawię na inny raz – teraz zaś będzie o rudzie. Kiedy pod koniec XVIII wieku Świat wchodzi. w epokę industrialną zmiany dosięgają także umierającą Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Powstają pierwsze manufaktury, ba, fabryki, zakłady przemysłowe, wielkie piece, odlewnie...

   
Dobra, nie powstają na jakąś wielką skalę, ale są. Gdzie powstają? Ano tam, gdzie są surowce do produkcji stali – czyli rudy żelaza i materiał opałowy. Region Kielecczyzny ma oba te zasoby – płytko zalegające rudy darniowe (wykorzystywane w pasie Wyżyn Polskich już od Średniowiecza, ba, Starożytności – warto choćby wspomnieć stolicę Ziemi Rudzkiej Rudę; potem Ziemia Rudzka zamieniła się w Ziemię Wieluńską, a sama Ruda to dziś niewielka podwieluńska wioska z drewnianym kościółkiem i resztkami grodziska) oraz porastające Góry Świętokrzyskie lasy. Wzięto się więc do roboty i tak powstał Staropolski Okręg Przemysłowy. Rychłe rozbiory – a zwłaszcza późniejsza utrata autonomii Królestwa Polskiego w ramach Imperium Rosyjskiego, niezbyt wysoka jakość miejscowych rud i wprowadzanie nowoczesnych technologii (m.in zastąpienie węgla drzewnego koksem, wprowadzenie pieców martenowskich które stawiał ojciec Bóg wie gdzie) sprawiły jednak, że te tereny nie zamieniły się w drugie Zagłębie Ruhry albo chociaż w Górny Śląsk.
    Nie, żebym z tego powodu narzekał – dzięki temu okolice Gór Świętokrzyskich nadal oferują miłe dla oka krajobrazy, a resztki starodawnych zakładów przemysłowych zachowały się całkiem dobrze – i można na nie natknąć się dosłownie co krok.

Zakład wielkopiecowy w Bobrzy

    Olbrzymi kompleks przemysłowy w Bobrzy zachwyca potężnym murem oporowym. Funkcjonował od lat 20-tych XIX wieku i mieścił w sobie pięć tzw. wielkich pieców. Piece takie, służyły do wytopu surówki – czyli produkcji stali – wraz z węglem będącej symbolem czasu największego rozkwitu Europy – czyli XIX wieku (takie trochę Wspaniałe Stulecie – choć na przykład dla Chin był to czas upadku).
   
Albo taki Samsonów – dzisiaj do zwiedzania udostępnione są pozostałości huty "Józef" z 1817 roku, ale pierwsze wielkie piece stanęły tu za czasów panowania Wazów. Było to też ówczesne centrum odlewnictwa i produkcji zbrojeniowej.

Huta w Samsonowie

   W Starachowicach, Sielpi czy Maleńcu istnieją też muzea poświęcone miejscowemu przemysłowi.
   
Właściwie każda wioska czy miasteczko w okolicy ma jakieś pozostałości z czasów świetności Zagłębia Staropolskiego. A jak nie takie, to kamieniołom.

   
Oprócz bowiem pozyskiwania rudy darniowej od niepamiętnych czasów (dobra, od pamiętnych: od neolitu i wydobycia krzemienia) pozyskiwano na Wyżynie Kieleckiej materiał skalny. Głównie wapienie – powstałe w czasach gdy okolica była tropikalnym morzem. Nic więc dziwnego, że co krok można natknąć się na kawałki amonitów, belemnitów czy innych trylobitów. Z okresów troszkę późniejszych mamy też pozostałości dinozaurów, ale ze smutkiem muszę skonstatować, że najstarsze znane nauce gady z tej grupy nie pochodzą z terenów Gór Świętokrzyskich – te szczątki znaleziono bowiem na Dolnym Śląsku koło Opola, jakieś 200 kilometrów od Kielc (po prawdzie podopolskie silezaurydy zostały zdetronizowane przez znaleziska znad jeziora Niassa, ale przecież nie będziemy się czepiać szczegółów). Miejscowe dinozaury są ciut młodsze (i, oczywiście, na tyle niewielkie, że szanse iż zobaczymy je w jakiejś odsłonie Parku Jurajskiego są porównywalne z tymi, które ma socjalizm na zbudowanie dobrobytu). Ale przecież o dinozaurach miało nie być, miał to być tylko klikbajt.

   
To wracamy do rudy. Nazwa nie jest przypadkowa. Związki żelaza
barwią glebę czy skały na kolor czerwony – rudy (nieraz są to naprawdę wspaniałe barwne formacje). Myszkując po okolicznych terenach co i rusz natykałem się na takie żelaziste barwy – czy to w okolicach Wielunia, czy w Zachełmiu.

Olewin koło Wielunia

    O Wieluniu słyszał każdy kto ma choć niewielkie pojęcie o historii Polski – wszak to miasto 1. września zostało bestialsko zaatakowane przez niemiecką nazistowską Luftwaffe – jest to jedno z wydarzeń przyjmowane za rozpoczęcie II wojny światowej (oczywiście za atak na cywilne obiekty typu szpital nikt nie poniósł odpowiedzialności – ale historia tej polskiej Guerniki to temat na inną opowieść) – a o Zachełmiu – tylko nieliczni geolodzy, paru kamieniarzy i paleontolodzy.

Kościół farny w Wieluniu po 1939 roku

    Jakiś czas temu w niewielkiej tej wiosce funkcjonował kamieniołom z którego wydobywano rudy – znaczy z zawartością żelaza – kamień. Aż pewnego razu znaleziono tam prawdziwą bombę.
   
Dobra: nieprawdziwą. Ale prawdziwą w sumie też można by tam było znaleźć, w końcu Kielecczyzna, w związku z warunkami naturalnymi, była często-gęsto obiektem działań partyzanckich (już u progu
Średniowiecza pisano, że jest to słowiańska specjalność), chociażby walk przeciwko niemieckim czy radzieckim okupantom Polski.
    Ustalmy więc, że bomba była jednak tylko metaforyczna.
  
Otóż w kamieniołomie w Zachełmiu, oprócz śladów morskiego życia z przed 395 milionów lat znaleziono także – uwaga – najstarsze tropy zwierzęcia lądowego. Nie jakiegoś tam płazoryba – zwierzaka lądowego! W dużym uproszczeniu: pra-pra-pra wszystkich grup lądowych kręgowców – a więc także i dinozaurów, i ludzi.
    Takiej okazji nie mogłem przegapić. Przedzierając się przez niegościnne ostępy Po krótkim spacerze dotarłem do kamieniołomu – była jesień, słoneczny dzień, więc czerwono-różowe ściany dawnych wyrobisk wraz z żółknącymi liśćmi brzóz tworzyły naprawdę przeuroczą kompozycję. Sam kamieniołom był dosyć spory – więc znalezienie przedpotopowych śladów mogło okazać się bardzo trudne – jeśli nie niemożliwe.

Kamieniołom w Zachełmiu

    Na całe szczęście ktoś wpadł na genialny pomysł i w nieczynnej kopalni (bo czym innym jest kamieniołom, jeśli nie kopalnią – odkrywkową – kamienia?) stworzył niewielką ścieżkę dydaktyczną. Przy każdej ciekawej skamieniałości była tablica informacyjna. Dzięki temu w miarę szybko zlokalizowałem te jedyne w swoim rodzaju ślady odciśnięte onegdaj (395 milionów lat BP) w miękkim nadmorskim piasku.

Skamieniałości sprzed 395 mln lat

    Cóż.
 
Na całe szczęście jestem człowiekiem obdarzonym sporą wyobraźnią, więc potrafiłem sobie zwizualizować stworzenie zostawiające te czarne plamy ślady. Ktoś z mniejszą wyobraźnią, albo wychowany w społeczeństwie konsumpcyjnym, w którym wszystko dostaje się na tacy, mógłby mieć problem.

Najstarsze ślady stóp (po lewej) i Autor (po prawej) - względnie odwrotnie.

    Bowiem ślady z Zachełmia mogą przyprawić turystę o tzw syndrom paryski. To znaczy: mogą rozczarować. Kilkukrotnie zresztą opisywałem już na blogu miejsca, które są cenne, ważne, ale które nie wywołują u gościa żywszego bicia serca. Pośród miejsc które osobiście odwiedziłem najbardziej syndrom paryski dotknął mnie w boliwijskim Tiwanaku, ale znajomi byli na przykład rozczarowani wizytą w peruwiańskim Kotosh.
   
Cóż, takie jest ryzyko związane z odkrywaniem nowych miejsc: nie zawsze oczekiwania wytrzymują spotkanie z rzeczywistością.
    Z drugiej jednak strony zdarzają się przecież rzeczy serendypne.
   
A. I miał być jeszcze dąb Bartek. W końcu rośnie sobie w pobliżu. I nie jest też najstarszym drzewem w Polsce, ale na pewno najbardziej znanym.

Dąb Bartek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Enver i never

     Oczywiście wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO Linie z Nazca to nie jedyne geoglify w Ameryce Południowej. Geogli...