Tłumacz

9 lipca 2021

Piłka kopana

    Właściwie kilka kolejnych – już przygotowanych wpisów – miało być o pełnej (bo m.in. dżunglowej) egzotyce, ale skoro akurat mam chwilę czasu (mimo paniki koronawirusowej europejska turystyka odrobinę drgnęła – to znaczy nie to, żeby Europejczycy jakoś tłumnie zaczęli podróżować, nie, w drzewiej zatłoczonych miejscach nadal jest strasznie pusto, ale Polacy, jak zwykle wbrew trendom już się ruszyli i jeżdżą po Europie dosyć licznie; a ja z nimi – jak się sezon skończy to pewnie coś o tym napiszę) a w Europie i Ameryce Południowej toczą się mistrzostwa obu tych kontynentów w piłkę nożną, to i wpis będzie o tym najbardziej z egalitarnym ze sportów.

Stadion Olimpijski w Barcelonie

    No bo tak naprawdę zasady są jasne i proste (cytując trenera Górskiego: chodzi o to, żeby strzelić jedną bramkę więcej od przeciwnika), trzeba tylko umieć ową piłkę kopnąć – nie ważny jest wzrost, waga, inteligencja, kolor skóry, płeć – ino umiejętności. Jeśli jesteś dobry – jesteś po prostu bogaty. Nic dziwnego, że w każdym niemal zakątku Świata dzieciaki kopią coś – starą puszkę, butelkę, kamień, worek z sianem, cokolwiek – marząc o międzynarodowej karierze. Niektórym się udaje, stają się idolami dla milionów ludzi i żywą zachętą dla następnych pokoleń. Wielu swoją szansę zmarnuje – ale to też jest naturalne, bardzo darwinistyczne nawet.

Stadion Narodowy w Warszawie

    Do tego jest piłka nożna sportem kolektywnym. Owszem, są gwiazdy, ale jak to się mówi: nec Hercules contra plures (w wolnym tłumaczeniu: i Ronaldo d*pa, kiedy ludzi kupa; Ronaldo Luis Nazairo de Lima oczywiście, nie Cristiano Ronaldo, choć do obu tych wielkich piłkarzy można by to powiedzenie zastosować – jak i do jednego z najlepszych piłkarzy przełomu drugiej i trzeciej dekady XXI wieku, Roberta Lewandowskiego). Bez drużyny się nie uda, i kropka nawet Diego Maradona musiał pomagać sobie ręką. Może właśnie dlatego sporty drużynowe wywołują silniejsze reakcje wśród kibiców – łatwiej im utożsamiać się z grupą (do której przecież sami mogliby należeć, jeśli tylko bardziej przykładali się kiedyś do treningów, mieli więcej talentu albo szczęścia) niż z pojedynczym atletą, stającym na przeciw innych gladiatorów (w Rzymie walki gladiatorów owszem, cieszyły się popularnością, ale prawdziwe emocje rozpalały wyścigi rydwanów – a raczej rywalizacja pomiędzy poszczególnymi korporacjami woźniców; sieneńskie palio może być odległym echem tegoż). Teraz każdy, kto pamięta Małyszomanię puknie się w głowę – przecież na początku XXI wieku cała Polska oszalała na punkcie niewielkiego skoczka narciarskiego z Wisły (ba, pojawili się godni następcy pana Adama, mistrzowie Świata czy olimpijscy), uprawiającego dyscyplinę tyleż niszową, co niebezpieczną. Zgadzam się – jednak w stosunku do piłki nożnej zachodzą tu pewne różnice. Chociażby to, że większość kibiców raczej nie chciałaby lecieć łbem na dół z prędkością 100 kilometrów na godzinę, a strzelić bramkę na Wembley, Narodowym albo sąsiednim boisku chce (a w teorii nawet może) każdy. Poza tym sukcesy Małysza przyszły w czasach, kiedy w Polsce było dosyć smutno – i to nie tylko na niwie sportowej. Wszystko szło źle, a tu nagle chłopak znikąd, zdałoby się zmarnowany talent, okazuje się być najlepszy na Świecie (i to jak najlepszy). Polacy po prostu potrzebowali takiego idola – i pojawił się najdoskonalszy z możliwych. Wkrótce potem reprezentacja Polski w piłce nożnej po wielu latach awansowała na Mistrzostwa Świata (jak się na nich zaprezentowała, to inna sprawa), a w kraju zaczęło się trochę lepiej dziać.

Campo w Sienie
Amfiteatr w Puli
Rzymski Circus Maximus współcześnie

    Zresztą może to nie był przypadek. Zapewne są badania ekonomistów pokazujące, jaki wpływ na gospodarkę mają sukcesy w sporcie – ja ich nie znam, ba, nawet nie szukałem, ale mogę się domyślać, że sukcesy sportowców napędzają konsumpcję (a pieniądz, jak wiadomo, musi krążyć). Mało tego – sukces dowartościowuje, więc kibic zwycięskiej drużyny staje się, przynajmniej na chwilę, szczęśliwszy, lepszy. Chce być częścią tego kolektywu, lepiej pracować dla swojego kraju. Wiedzieli o tym dawni kapitaliści (przy wielu fabrykach powstawały zespoły sportowe, na przykład Bayer Leverkusen w Niemczech, nasze KSZO Ostrowiec Świętokrzyski), wiedzieli inwestujący w sport komuniści (Partizan i Crvena Zvezda z Belgradu, Zenit Leningrad St Petersburg; sukcesy polskich piłkarzy w latach 70. i 80. XX wieku były dla sowieckich okupantów naszego kraju wspaniałym prezentem) – także dzisiejsi marksiści, pragnący zniszczyć współczesną cywilizację, o tym wiedzą, dlatego tak bardzo atakują wszelkie przejawy radości ze zwycięstw polskich sportowców, a hektolitry kalumnii wylewanych na – fakt, czasem dość szemrane – środowiska kibicowskie wołają o pomstę do Nieba. Kibicowanie należy zniszczyć, ponieważ tworzy ono więzy w grupie (najlepszym przykładem jest Duma Katalonii, FC Barcelona – klub sportowy który stał się symbolem całego Narodu) – a wtedy strasznie trudno jest marksistowskiej ideologii wkroczyć, i zawładnąć rzędem dusz.

"Więcej niż klub" - stadion FC Barcelona
Basen w Prypeci - w zdrowym ciele zdrowy, komunistyczny, duch

    Do tego sport wspaniale potrafi rozsławiać kraj – w moim przypadku Polskę – na Świecie. Dotyczy to zwłaszcza piłki nożnej – bo owszem: Robert Kubica czy Iga Świątek zdobyli sporą popularność, ale o takich tuzach jak Kamil Stoch, Robert Korzeniowski, Leszek Blanik czy Mariusz Wlazły wiedzą tylko fani poszczególnych dyscyplin. A o Robercie Lewandowskim (rety, sami Robertowie – wychodzi, że to dobre imię dla polskiego sportowca; szkoda, że Robert Mateja nie wykorzystał swojego potencjału w skokach narciarskich) wiedzą wszyscy, w najdalszym zakątku Świata.

Wygrane przez Polskę MS w siatkówkę, AD 2014

    - Skąd jesteście? Z Polski? Lewandowski!
    No, właściwie to Lefantoski, Leuantoski, Lebandoki, w zależności od tego, gdzie jesteśmy. Nawet jeśli dla miejscowych Polska jest całkiem anonimowa, to dzięki istnieniu i grze pana Roberta wiedzą o nas. Nie jest to też pierwszy piłkarz z naszego kraju znany globalnie. Jakiś czas temu w reprezentacji bodajże Hondurasu grał pan o imieniu Oscar Boniek Garcia – nazwany tak cześć Zbigniewa Bońka.

Boisko w Parku Narodowym Tambopata

    Ogólnie kraje Ameryki Łacińskiej – biedne – mają na punkcie piłki wielkiego bzika. Nazwanie dziecka po piłkarzu nie jest tam niczym dziwnym. Nawet powstanie w Argentynie kościoła Maradony nie powinno dziwić. Angielski trener Bill Shankly mówił, że futbol to nie jest kwestia życia i śmierci – chodzi o coś więcej, i miał trochę racji. Pisałem o emocjach, o wpływie wyników sportowych na gospodarkę i zacieśnianie się więzi społecznych (gry zespołowe występowały w wielu kulturach – stąd do dziś spory skąd wywodzi się piłka nożna; głowami wrogów grano w Azji, w Amerykach używano kauczukowych piłek, w Europie świńskich pęcherzy – ale współczesne zasady to dzieło Anglików). W Ameryce Łacińskiej widać to chyba najbardziej – kiedy w roku 2018 reprezentacja Peru (swoją drogą rewelacja tegorocznego Copa America) awansowała na Mistrzostwa Świata po raz pierwszy od 1982 roku ludzie oszaleli. Sprzedawali mieszkania, samochody, wydawali wszystkie oszczędności, by tylko pojechać do Rosji (dla Polaków to trochę dziwne, ale pamiętajmy, że przez wiele lat "wyjazd" do ZSRS również dla nas kończył się utratą wszystkich oszczędności) i obejrzeć – chociaż z daleka – stadion, na którym będzie grała ich reprezentacja w drodze do niechybnego finału. Nie do końca się udało, ale na szczęście żaden z piłkarzy nie strzelił gola samobójczego: zdobywca takiej bramki na MŚ '94, Kolumbijczyk Andres Escobar, został zastrzelony przez kibica. A co do Mundialu 1982, Peru i Polski:
    - Jesteście z Polski? - zdziwił się spotkany przypadkowo mieszkaniec LimyCinco uno! - zakrzyknął – Cinco uno!
    Cinco uno – czyli "Pięć jeden". Na początku nie zrozumieliśmy, ale rozentuzjazmowany Latynos kontynuował.
    - Cinco uno! Pięć do jednego. Byłem wtedy mały, miałem wtedy dwa lata, ale pamiętam! Graliśmy z Polską, do przerwy było 0:0, a potem 5:1. Mieliście świetny zespół, zdobyliście medal. Boniek, Lato. Na Lato wołaliśmy Lato-calato, bo nie miał włosów (didaskalia: calato znaczy golas). To było tyle lat temu. Ale teraz znowu awansowaliśmy. Może spotkamy się jeszcze raz, wtedy weźmiemy rewanż. Będzie ciężko, bo macie Lewandowskiego, ale damy radę.
    Jako, że na rosyjskim mundialu obie reprezentacje nie wyszły ze swoich grup Peruwiańczycy na rewanż będą musieli poczekać, ale co tam. Limańczyk i tak miał nadzieję – bo to jeszcze jedno, co daje kibicowanie: nadzieję. Że Dawid pokona Goliata. Wiarę, że mimo przeciwności uda się wygrać, że jak nie teraz, to następnym razem. I miłość do drużyny, która sprawia, że łzy kibica – szczęścia czy goryczy – zawsze są autentyczne.
    A co do decydujących faz EURO 2020 i Copa America 2021 to w chwili tworzenia wpisu jeszcze nie wiem, kto wygrał (i nie wiem, czy – w związku z wyjazdami – uda się obejrzeć decydujące spotkania). Na razie znam pary półfinałowe czempionatu europejskiego, Włochy – Hiszpania i Anglia – Dania, oraz południowoamerykańskiego: Brazylia - Peru i Argentyna - Kolumbia. Będzie ciekawie.

Strefa kibica EURO 2020, Rzym, AD 2021

    Serce by chciało Danię i Peru, ale rozum podpowiada Włochy i Brazylię.



EDIT: rozum wygrywa z sercem 1:0 - Peru i Dania odpadły w półfinałach, i choć Brazylia przegrała południowoamerykański finał, to jednak Włochy okazały się najlepsze w Europie.

3 komentarze:

  1. No i rozum wygrywa z sercem 1:0 - Peru i Dania odpadły w półfinałach, i choć Brazylia przegrała południowoamerykański finał, to jednak Włochy okazały się najlepsze w Europie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mamy tu osoby trenujące piłkę? Wiecie, że możecie analizować swoje ciało w celu kontroli efektów? https://inbodypoland.pl/pilka_nozna/

    OdpowiedzUsuń
  3. O. A Mundial 2022 bez Włochów...

    OdpowiedzUsuń

Najchętniej czytane

Cziatura

     Zostajemy na blogu na terenach byłego ZSRS, acz w miejscu o dużo dłuższej i jeszcze mniej znanej w Polsce historii . Choć także będą po...