Dolmeny to megalityczne budowle,
najczęściej grobowce, zbudowane z ogromnych kamieni, nierzadko
menhirów (to te podłużne głazy, które nosił Obelix). Występują
– licznie – w zachodniej Europie.
Z jednym wyjątkiem. Grobowcem korytarzowym w Borkowicach.
Jest to jedyny znany dolmen na wschód od Łaby – reszta megalitycznych grobowców na terenie współczesnej Polski ma zgoła inny charakter.
Z jednym wyjątkiem. Grobowcem korytarzowym w Borkowicach.
Jest to jedyny znany dolmen na wschód od Łaby – reszta megalitycznych grobowców na terenie współczesnej Polski ma zgoła inny charakter.
Dolmen |
Oprócz dolmena w Borkowicach znajdują
się mniej imponujące typowe dla ówczesnej kultury pucharów
lejkowatych grobowce bezkomorowe – znacznie jednak mniejsze od
konstrukcji w Dolicach czy Wietrzychowicach.
Akuratprzechodziłem z tragarzami
byłem w pobliskim Sławnie (urocze miasteczko, w znacznej mierze
zniszczone przez czerwonoarmistów w 1945 roku), więc postanowiłem
udać się do Borkowic. Jak? Ponieważ była niedziela pozostawała
tylko jedna możliwość. Palce-pięta. Łącznie jakieś 30
kilometrów tam i z powrotem (a miałem pewien deadline – musiałem
zdążyć na pociąg do Kołobrzegu). Ze sporym plecakiem i w sporym
– jak się okazało – upale.
Nie ukrywam, że liczyłem na
autostop.
Co okazało się nie być znowu aż tak dobrym rozwiązaniem. Drogi, jakimi się poruszałem nie należały do najczęściej uczęszczanych – jednak znów się nie zawiodłem na mieszkańcach polskiej prowincji (i to nie najweselszej, bo postpegieerowskiej): udało się finalnie zredukować kilometraż do niewiele ponad 10 kilometrów marszu w upale.
- Widziałem pana w kościele –
powiedział jeden z kierowców – Wsiadaj pan, podwiozę kawałek.
- Chcesz się pan dostać do Borkowic? - powtórzył moją wypowiedź inny – No tam nie jadę, ale wysadzę pana po drodze. Pokażę którędy iść dalej. Prosta droga. Ja z rybek wracam.
- My tu na żniwa przyjechali – odparło młode małżeństwo w aucie z rejestracją z odległego Hrubieszowa.
Generalnie lubię podróżować autostopem, sam też często zabieram podróżnych. Może czasem jest trochę strachu przed obcym podróżnikiem, ale zauważyłem, że im głębsza prowincja (i im starszy samochód) tym chętniej ludzie się zatrzymują. Ot, okazuje się, że Ciemnogród i zacofaństwo bardziej jest otwarte i przychylne obcemu niż młodzi, wykształceni i z wielkich ośrodków. Nawet w dobie obostrzeń spowodowanych paniką koronawirusową.
Najprzyjemniejsze spotkanie miałem z panami spod lokalnego gieesu. Jeden z gieroi na widok obcego turysty z aparatem fotograficznym zakrzyknął:
- Panie, zrób mi pan zdjęcie!
- Pewnie – odrzekłem – ale musisz się pan uśmiechnąć!
Efekt musicie ocenić sami.
W każdym razie droga upłynęła mi
przyjemnie (to znaczy pomiędzy morderczymi marszami w palącym
słońcu; nie było po równym, w końcu byłem na dość
pofałdowanym Pojezierzu Pomorskim) i dotarłem do Borkowic.
Miejscowi od razu wskazali mi właściwy kierunek. Ucieszyłem się.
Czasem bywa tak, że szukając jakichś niezbyt imponujących
(aczkolwiek cennych) zabytków to ja muszę autochtonom tłumaczyć,
że mają coś wyjątkowego. Tu mieszkańcy byli świadomi istnienia
megalitów.
- Nawet tabliczka jest – tłumaczyła zaczepiona pod sklepem niewiasta – To znaczy – zreflektowała się – Kiedyś była. Ale chyba jest nadal. W tamtą stronę pan pójdzie i potem w lewo w pierwszą polną drogę.
Podziękowałem i wszedłem do sklepu – tu zgrzyt, bo w owym sklepie nie mieli oranżady na miejscu; skandal, giees bez oranżady – wypiłem więc małą pepsi ku pokrzepieniu serc, zniszczeniu szkliwa na zębach i uzupełnieniu cukru. Po chwili ruszyłem w drogę. GPS pokazywał, że jestem blisko (skoro miałem współrzędne obiektu, zapytacie, po co pytałem miejscowych? Bo zawsze lubię wejść w interakcje z ludźmi, a poza tym wolałem na wszelki wypadek oszczędzać baterie). Po drodze zlokalizowałem jeszcze zarośnięte pokrzywami relikty założenia pałacowego (czy tam dworskiego), zapewne puszczonego z dymem przez krasnoarmiejców w 1945 i dotarłem na miejsce.
Uwaga, spojler alert: jeśli
spodziewacie się monumentalnego stanowiska archeologicznego, to
jesteście w wielkim błędzie. Dużo lepiej zabezpieczone są
Kamienne Kręgi w Odrach (jest tam rezerwat i płot) niż to, o wiele
starsze cmentarzysko. Ale może to i lepiej. Jedyny w tej części
świata dolmen stoi sobie nie niepokojony na skarpie nad doliną
miejscowego strumyka a obok rozciągają się dużo słabiej widoczne
grobowce bezkomorowe. Miejsce jest przyjemne – a że leżało w
lesie dawało także wytchnienie przed okropnym upałem jaki panował
tej niedzieli – i niezaśmiecone. Prawdopodobnie dlatego, że
niezbyt znane.
Zresztą może i dobrze? Nic niemal
nie zakłóca spokoju przedwiecznych mieszkańców tych ziem –
raczej niespokrewnionych z Gotami i Gepidami tworzącymi kilka
tysięcy lat później (na początku naszej ery) kamienne kręgi w
okolicy, ani tym bardziej ze Słowianami, którzy zajęli te ziemie
jakoś w okolicach VII/VIII stulecia po Chr.
Akurat
Sławno |
Co okazało się nie być znowu aż tak dobrym rozwiązaniem. Drogi, jakimi się poruszałem nie należały do najczęściej uczęszczanych – jednak znów się nie zawiodłem na mieszkańcach polskiej prowincji (i to nie najweselszej, bo postpegieerowskiej): udało się finalnie zredukować kilometraż do niewiele ponad 10 kilometrów marszu w upale.
PGR |
- Chcesz się pan dostać do Borkowic? - powtórzył moją wypowiedź inny – No tam nie jadę, ale wysadzę pana po drodze. Pokażę którędy iść dalej. Prosta droga. Ja z rybek wracam.
- My tu na żniwa przyjechali – odparło młode małżeństwo w aucie z rejestracją z odległego Hrubieszowa.
Generalnie lubię podróżować autostopem, sam też często zabieram podróżnych. Może czasem jest trochę strachu przed obcym podróżnikiem, ale zauważyłem, że im głębsza prowincja (i im starszy samochód) tym chętniej ludzie się zatrzymują. Ot, okazuje się, że Ciemnogród i zacofaństwo bardziej jest otwarte i przychylne obcemu niż młodzi, wykształceni i z wielkich ośrodków. Nawet w dobie obostrzeń spowodowanych paniką koronawirusową.
Najprzyjemniejsze spotkanie miałem z panami spod lokalnego gieesu. Jeden z gieroi na widok obcego turysty z aparatem fotograficznym zakrzyknął:
- Panie, zrób mi pan zdjęcie!
- Pewnie – odrzekłem – ale musisz się pan uśmiechnąć!
Efekt musicie ocenić sami.
Uśmiech roku |
- Nawet tabliczka jest – tłumaczyła zaczepiona pod sklepem niewiasta – To znaczy – zreflektowała się – Kiedyś była. Ale chyba jest nadal. W tamtą stronę pan pójdzie i potem w lewo w pierwszą polną drogę.
Podziękowałem i wszedłem do sklepu – tu zgrzyt, bo w owym sklepie nie mieli oranżady na miejscu; skandal, giees bez oranżady – wypiłem więc małą pepsi ku pokrzepieniu serc, zniszczeniu szkliwa na zębach i uzupełnieniu cukru. Po chwili ruszyłem w drogę. GPS pokazywał, że jestem blisko (skoro miałem współrzędne obiektu, zapytacie, po co pytałem miejscowych? Bo zawsze lubię wejść w interakcje z ludźmi, a poza tym wolałem na wszelki wypadek oszczędzać baterie). Po drodze zlokalizowałem jeszcze zarośnięte pokrzywami relikty założenia pałacowego (czy tam dworskiego), zapewne puszczonego z dymem przez krasnoarmiejców w 1945 i dotarłem na miejsce.
Relikty dworu |
Grobowiec bezkomorowy |
Cmentarzysko w Borkowicach |
Kamienne Kręgi w Odrach |
Jest więc grobowiec korytarzowy –
dolmen – w Borkowicach budowlą zagadkową i tajemniczą – i
chyba nie mniej zaawansowaną technicznie co bardziej znane
konstrukcje megalityczne ze Śródziemnomorza. Czy młodsze, takie
jak talayoty z Balearów, czy dużo starsze jak owe maltańskie świątynie. Swoją drogą duża część zachodnioeuropejskich
dolmenów wcale nie jest większa od tego naszego. Jak zwykle zresztą
nie mamy się czego wstydzić.
Dolmen z Borkowic |
Talayot w S'illot na Majorce |
Swiątynia w Ħaġar Qim na Malcie |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz