Tłumacz

8 października 2020

Polski dolmen

  Dolmeny to megalityczne budowle, najczęściej grobowce, zbudowane z ogromnych kamieni, nierzadko menhirów (to te podłużne głazy, które nosił Obelix). Występują – licznie – w zachodniej Europie.
    
Z jednym wyjątkiem. Grobowcem korytarzowym w Borkowicach.

  Jest to jedyny znany dolmen na wschód od Łaby – reszta megalitycznych grobowców na terenie współczesnej Polski ma zgoła inny charakter.

Dolmen
  Dlaczego więc w Borkowicach istnieje tak nietypowa konstrukcja? Trudno powiedzieć. Może została zbudowana przez jakiegoś nobilitowanego uchodźcę z terenów zachodnioeuropejskich? Wygląda na to, że byliśmy multi-kulti zanim nawet powstaliśmy.
    Oprócz dolmena w Borkowicach znajdują się mniej imponujące typowe dla ówczesnej kultury pucharów lejkowatych grobowce bezkomorowe – znacznie jednak mniejsze od konstrukcji w Dolicach czy Wietrzychowicach.
  Akurat przechodziłem z tragarzami byłem w pobliskim Sławnie
(urocze miasteczko, w znacznej mierze zniszczone przez czerwonoarmistów w 1945 roku), więc postanowiłem udać się do Borkowic. Jak? Ponieważ była niedziela pozostawała tylko jedna możliwość. Palce-pięta. Łącznie jakieś 30 kilometrów tam i z powrotem (a miałem pewien deadline – musiałem zdążyć na pociąg do Kołobrzegu). Ze sporym plecakiem i w sporym – jak się okazało – upale.
Sławno
  Nie ukrywam, że liczyłem na autostop.
  Co okazało się nie być znowu aż tak dobrym rozwiązaniem. Drogi, jakimi się poruszałem nie należały do najczęściej uczęszczanych – jednak znów się nie zawiodłem na mieszkańcach polskiej prowincji
(i to nie najweselszej, bo postpegieerowskiej): udało się finalnie zredukować kilometraż do niewiele ponad 10 kilometrów marszu w upale.
PGR
  - Widziałem pana w kościele – powiedział jeden z kierowców – Wsiadaj pan, podwiozę kawałek.
   - Chcesz się pan dostać do Borkowic? - powtórzył moją wypowiedź inny – No tam nie jadę, ale wysadzę pana po drodze. Pokażę którędy iść dalej. Prosta droga. Ja z rybek wracam.
  - My tu na żniwa przyjechali – odparło młode małżeństwo w aucie z rejestracją z odległego Hrubieszowa.
  Generalnie lubię podróżować autostopem, sam też często zabieram podróżnych. Może czasem jest trochę strachu przed obcym podróżnikiem, ale zauważyłem, że im głębsza prowincja (i im starszy samochód) tym chętniej ludzie się zatrzymują. Ot, okazuje się, że Ciemnogród i zacofaństwo bardziej jest otwarte i przychylne obcemu niż młodzi, wykształceni i z wielkich ośrodków. Nawet w dobie obostrzeń spowodowanych paniką koronawirusową.
  Najprzyjemniejsze spotkanie miałem z panami spod lokalnego gieesu. Jeden z gieroi na widok obcego turysty z aparatem fotograficznym zakrzyknął:

  - Panie, zrób mi pan zdjęcie!
  - Pewnie – odrzekłem – ale musisz się pan uśmiechnąć!
  Efekt musicie ocenić sami.

Uśmiech roku
  W każdym razie droga upłynęła mi przyjemnie (to znaczy pomiędzy morderczymi marszami w palącym słońcu; nie było po równym, w końcu byłem na dość pofałdowanym Pojezierzu Pomorskim) i dotarłem do Borkowic. Miejscowi od razu wskazali mi właściwy kierunek. Ucieszyłem się. Czasem bywa tak, że szukając jakichś niezbyt imponujących (aczkolwiek cennych) zabytków to ja muszę autochtonom tłumaczyć, że mają coś wyjątkowego. Tu mieszkańcy byli świadomi istnienia megalitów.
  - Nawet tabliczka jest – tłumaczyła zaczepiona pod sklepem niewiasta – To znaczy – zreflektowała się – Kiedyś była. Ale chyba jest nadal. W tamtą stronę pan pójdzie i potem w lewo w pierwszą polną drogę.

  Podziękowałem i wszedłem do sklepu – tu zgrzyt, bo w owym sklepie nie mieli oranżady na miejscu; skandal, giees bez oranżady – wypiłem więc małą pepsi ku pokrzepieniu serc, zniszczeniu szkliwa na zębach i uzupełnieniu cukru. Po chwili ruszyłem w drogę. GPS pokazywał, że jestem blisko (skoro miałem współrzędne obiektu, zapytacie, po co pytałem miejscowych? Bo zawsze lubię wejść w interakcje z ludźmi, a poza tym wolałem na wszelki wypadek oszczędzać baterie). Po drodze zlokalizowałem jeszcze zarośnięte pokrzywami relikty założenia pałacowego (czy tam dworskiego), zapewne puszczonego z dymem przez krasnoarmiejców w 1945 i dotarłem na miejsce.
Relikty dworu
      Uwaga, spojler alert: jeśli spodziewacie się monumentalnego stanowiska archeologicznego, to jesteście w wielkim błędzie. Dużo lepiej zabezpieczone są Kamienne Kręgi w Odrach (jest tam rezerwat i płot) niż to, o wiele starsze cmentarzysko. Ale może to i lepiej. Jedyny w tej części świata dolmen stoi sobie nie niepokojony na skarpie nad doliną miejscowego strumyka a obok rozciągają się dużo słabiej widoczne grobowce bezkomorowe. Miejsce jest przyjemne – a że leżało w lesie dawało także wytchnienie przed okropnym upałem jaki panował tej niedzieli – i niezaśmiecone. Prawdopodobnie dlatego, że niezbyt znane.
Grobowiec bezkomorowy
Cmentarzysko w Borkowicach
  Zresztą może i dobrze? Nic niemal nie zakłóca spokoju przedwiecznych mieszkańców tych ziem – raczej
niespokrewnionych z Gotami i Gepidami tworzącymi kilka tysięcy lat później (na początku naszej ery) kamienne kręgi w okolicy, ani tym bardziej ze Słowianami, którzy zajęli te ziemie jakoś w okolicach VII/VIII stulecia po Chr.
Kamienne Kręgi w Odrach
  Jest więc grobowiec korytarzowy – dolmen – w Borkowicach budowlą zagadkową i tajemniczą – i chyba nie mniej zaawansowaną technicznie co bardziej znane konstrukcje megalityczne ze Śródziemnomorza. Czy młodsze, takie jak talayoty z Balearów, czy dużo starsze jak owe maltańskie świątynie. Swoją drogą duża część zachodnioeuropejskich dolmenów wcale nie jest większa od tego naszego. Jak zwykle zresztą nie mamy się czego wstydzić.
Dolmen z Borkowic
Talayot w S'illot na Majorce
Swiątynia w Ħaġar Qim na Malcie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Cziatura

     Zostajemy na blogu na terenach byłego ZSRS, acz w miejscu o dużo dłuższej i jeszcze mniej znanej w Polsce historii . Choć także będą po...