Był gorący – jak to czasem bywa u
nas – lipiec Roku Pańskiego 2010 a my z kolegami właśnie
dojeżdżaliśmy do leżącej w dawnych Prusach miejscowości
Grunwald. Wraz z nami na pola leżące dookoła niewielkiej wioski
przybyło jeszcze kilka, może kilkanaście, tysięcy innych osób –
na delikatnie falujących błoniach miała się bowiem odbyć
inscenizacja wielkiej średniowiecznej bitwy połączonych wojsk
polsko-litewskich z armią państwa Zakonu Krzyżackiego. Tamtego
roku oprawa była wyjątkowo bogata – wszak chodziło o okrągłą
sześćsetną rocznicę starcia. Była to wielka atrakcja także dla
tych, będących zapewne w większości, widzów, którzy na co dzień
historią i średniowiecznymi bitwami się nie interesują.
|
Pomnik Bitwy Grunwaldzkiej
|
Mimo
wczesnej pory już był skwar – na niebie ani jednej chmurki i
palące słońce. Zasiedliśmy na udającym trybunę pobliskim
wzgórzu i czekaliśmy na rozpoczęcie batalii. Swoją drogą
oryginalną bitwę też obserwowali gapie – w mniejszej ilości
zapewne – ale taka była tradycja, aż do nadejścia nowoczesności
(plus/minus początek XX wieku): cywile z bezpiecznej odległości
obserwowali sobie wojaczkę.
Podobno w 1410 roku również było
skwarnie.
|
Współczesne pole bitwy
|
W każdym razie: usiedliśmy i czekaliśmy na
rozpoczęcie przedstawienia. Trochę to potrwało – a wciąż
przybywali nowi widzowie – więc może to i pora na krótkie
resumee:
15. lipca 1410 na polach pomiędzy wsiami Grunwald i
Tannenberg (dlatego dla Niemców bitwa to to starcie właśnie pod
Tannenbergiem – pierwsze; drugie, niezwykle ważne dla niemieckiej
mitologii w III Rzeszy odbyło się w czasie Wielkiej Wojny, gdy
marszałek von Hindenburg pokonał wojska Imperium Rosyjskiego; była
to dziejowa zemsta na żywiole słowiańskim po średniowiecznej
porażce Zakonu Krzyżackiego – tak to interpretowano w ówczesnych
Niemczech) spotkało się ponad 60 tysięcy wojska by okładać się
różnego rodzaju bronią, obcinać kończyny i dekapitować się
nawzajem. Liczniejsze wojska (o kilkanaście tysięcy) były po
stronie najeźdźcy – koalicji polsko-litewskiej dowodzonej przez
Giedyminowiczów Jagiełłę (Władysława) i Witolda Wielkiego
(Aleksandra); w jej skład wchodzili także rycerze z księstw
mazowieckich, ruskich, Tatarzy i czescy najemnicy z Janem Żiżką na
czele (który miał później zostać głównym wodzem Husytów),
choć jeśli chodzi o trzon armii – ciężką jazdę i dobrze
wyekwipowaną piechotę wojska Zakonu Krzyżackiego (wraz z gośćmi
z zachodniej Europy i śląskimi sprzymierzeńcami) dysproporcje nie
były aż takie wielkie. Obie strony posiadały też prawdziwą
prochową artylerię – na razie tylko jako nowoczesną ciekawostkę,
ale już za kilkanaście lat Czesi z Żiżką na czele mieli rozwinąć
ją w naprawdę groźną broń. W między czasie wojska zajęły już
swoje miejsca – jak chce kronikarz Jan Długosz nasi ukryli się w pobliskim
lesie, co w palącym lipcowym słońcu mogło mieć spore znaczenie –
obie armie były bowiem silnie opancerzone. |
Zbroja z epoki
|
Nam bez pancerzy na
otwartej przestrzeni było wystarczająco gorąco. Tymczasem zaczęła
się inscenizacja – ot niedobrzy Krzyżacy uciążliwi byli dla
mieszkańców siół – i tak się też rozpoczęło przedstawienie:
pirotechnicznym pokazem palenia strzechy. |
Pirotechnika |
Potem zaś nastąpiła
scena którą zna każdy w Polsce (a przynajmniej znał jeszcze kilka
lat temu, nie wiem jak teraz z wiedzą młodzieży) – oto do króla
Jagiełły przyjeżdżają dwaj krzyżaccy posłowie. Zarówno opis u
Sienkiewicza, jak i inscenizacja w filmie Forda opierają się dość
wiernie na przekazie z epoki – Jan Długosz pisząc swoją kronikę
czerpał wiedzę z pierwszej ręki: "...król zaś zamierzał
włożyć hełm i ruszyć do boju. Nagle zostaje zapowiedzianych dwu
heroldów prowadzonych pod osłoną rycerzy polskich celem uniknięcia
zaczepek. Jeden z nich, króla rzymskiego, miał w herbie czarnego
orła na złotym polu, a drugi, księcia szczecińskiego, czerwonego
gryfa na białym polu. Wyszli oni z wojska wrogów niosąc w rękach
obnażone miecze, bez pochew, domagając się przyprowadzenia ich
przed oblicze króla. Wysłał ich do króla Władysława mistrz
pruski Ulryk dodając nadto dumne zlecenie, by podniecić króla do
podjęcia niezwłocznie bitwy i stanięcia w szeregach do walki. Król
polski Władysław zobaczywszy ich, przekonany, że przychodzą z
jakimś nowym, niezwykłym poselstwem, [...] wysłuchuje heroldów.
Ci oddawszy jako tako honory królowi przedstawiają treść swego
poselstwa po niemiecku w następujących słowach: "Najjaśniejszy
królu! Wielki mistrz pruski Ulryk posyła tobie i twojemu bratu
przez nas tu obecnych posłów dwa miecze, ku pomocy, byś z nim i z
jego wojskami mniej się ociągał i odważniej, niż to okazujesz,
walczył, a także żebyś się dalej nie chował i pozostając dalej
w lasach i gajach, nie odwlekał dalej walki. Jeżeli zaś uważasz,
że masz zbyt ciasną przestrzeń do rozwinięcia szeregów, mistrz
pruski Ulryk, by cię przynęcić do walki, ustąpi ci, jak daleko
chcesz, z równiny, którą zajął swoim wojskiem, albo wreszcie
wybierz jakiekolwiek pole bitwy, byś tylko dalej nie odwlekał
walki". Zauważono zaś, że w momencie przemawiania poselstwa
wojsko krzyżackie potwierdzając swoje oświadczenie przekazane
przez heroldów, wycofało się na znacznie rozleglejsze pole, by dać
czynem dowód wierności tajnym zleceniom danym swym heroldom. [...]
Król Władysław, wysłuchawszy pełnych pychy i zuchwalstwa słów
posłów krzyżackich, przyjął miecze z ich rąk i bez gniewu i
jakichkolwiek niechęci, lecz zalany łzami odpowiada heroldom bez
namysłu, z dziwną tylko, jakby z nieba daną pokorą, cierpliwością
i skromnością. "Chociaż - rzecze - nie potrzebuje mieczów
mych wrogów, bo mam w mym wojsku wystarczającą ich ilość, w imię
Boga jednak dla uzyskania większej pomocy, opieki i obrony w mej
słusznej sprawie przyjmuję tę dwa miecze przyniesione przez was, a
przysłane przez wrogów pragnących krwi i zguby mojej oraz mego
wojska."
|
Krzyżackie poselstwo
|
Następnie, wedle słów kronikarza, Jagiełło dalej odwołuje
się do Boga oraz świętych i z pokorą prosi, by przynieśli mu oni zwycięstwo,
gdyż walczy w słusznej sprawie. O ile więc fakt wysłania posłów
z mieczami znajduje potwierdzenie w innych źródłach – o tyle
relacja Długosza wygląda na nieco sfabrykowaną. Cóż, cny kanonik
był naprawdę świetnym propagandzistą, o czym w kolejnych częściach
wpisu.
Tymczasem na polu walki po pamiętnej wymianie zdań obie
armie ruszają do boju.
|
Bitwa |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz