Stanisław Moniuszko napisał "Straszny Dwór", Pan Samochodzik przeżywał przygody w "Niesamowitym Dworze", a ja prezentuję "Malowany Dwór". Może mniej znany, ale za to jak najbardziej realny. Sprawdziłem organoleptycznie.
Zadzim to spora wieś gminna leżąca
po sąsiedzku mojej rodzinnej Warty, znana z powiedzenia "sadzim
na Zadzim". Może gryps jest mniej znany od "lecim na
Szczecin" czy "jadą na Radom", ale u nas o Zadzimiu
tak czy siak się wspomina. Od czasu do czasu zdarza mi się tam
pracować (w Szczecinie też; ale w Radomiu jeszcze się nie udało,
przypadek?), więc widzę, jak miejscowość się zmienia.
Ostatnio na przykład zrewitalizowano
(czyli odbudowano po latach radzieckiej okupacji – kiedy to o
zabytki, zwłaszcza prowincjonalne, dbano z różną intensywnością;
zwłaszcza o te niesłuszne ideologicznie, jak mienie poniemieckie na
tzw. Ziemiach Odzyskanych albo – jak tu – pozostałości
ziemiańskich rezydencji II Rzeczypospolitej) popałacowy park.
- Musisz tam koniecznie zajrzeć –
stwierdził pochodzący stamtąd kolega – Naprawdę ładnie to
wygląda.
No i zajrzałem. Akurat był początek
listopada, czyli o dwadzieścia siedem godzin, drogi kolego, dzień
krótszy od najdłuższego dosyć szybko robiło się ciemno – co
naprawionemu parkowi dodawało uroku. Był bowiem iluminowany.
Spacerując alejkami (w tym jedną, wysadzaną dereniami) trafiłem w
końcu i pod pałac.
Bryła centralnej parkowej budowli
powoli wyłaniała się spomiędzy drzew.
|
Park i pałac w Zadzimiu
|
- Ładnie odnowiony – stwierdziłem
– Taki mocno pastelowy.
|
Pałac w Zadzimiu
|
Z każdym krokiem pojmowałem jednak
swoją pomyłkę – oto bowiem pałac nie został jeszcze
odrestaurowany! Obudowano go na razie – by nie straszył –
planszami z wizualizacją remontu. Ale! Nie byle jakimi, bo ręczne
malowanymi. Zazwyczaj przywiesza się – o ile w ogóle – siatki z
lichym komputerowym nadrukiem, a tu – bez mała dzieło sztuki.
W dzień sprawdziłem: dekoracja naprawdę
wygląda po prostu fajnie.
|
Malowany dwór
|
No i bardzo dobrze by było, żeby
sam dwór też wrócił do dni świetności (i też wyglądał fajnie - rety, jak ja nie lubię tego słowa).
Bo chyba najwyższa pora, żeby zająć
się tego typu zabytkami. Jak już wspominałem, stosunek władz
okupacyjnych powojennej Polski do tego typu (i nie tylko tego) zabytków był różny.
Często w kompleksach pałacowych lokowano – zwłaszcza na tzw.
Ziemiach Odzyskanych, ale nie tylko – szkoły, ośrodki rolnicze,
PGR-y, a te instytucje z różnym skutkiem dbały o powierzone sobie
dobra (wyjątkiem, oczywiście, są PGR-y: one nie dbały wcale) –
i ślady przeszłości tracono.
|
Zbór w Lądku-Zdroju
|
W mojej najbliższej okolicy: pałac w
Małkowie, związany z postacią Władysława Stanisława Reymonta
(pisarz w gościnie u dziedziczek Pstrokońskich robił to, co umiał
najlepiej – alkoholizował się) niszczał przez wiele lat – na
szczęście obecnie został odnowiony i wraca do dawnej świetności.
Dużo potężniejszy i równie malowniczo położony pałac w Krąkowie
nie miał tyle szczęścia.
|
Pałac w Krąkowie
|
- Pamiętam – powiedziała moja Mama
widząc ruiny – jak jeszcze niedawno mieszkali tam ludzie.
Niedawno, znaczy się pod koniec lat 50-tych. Ale przecież były tam
normalne mieszkania. A dziś... Szkoda gadać.
Pałac, w kształcie litery H, dumnie
wznoszący się na pagórku nad wsią niedługo prawdopodobnie
zupełnie zniknie z krajobrazu. Wielka szkoda.
Najgorzej pod tym względem było
chyba na Dolnym Śląsku – bo tam też było najwięcej olbrzymich
niemieckich majątków. Pozostałości po nich miały – wedle
sowieckiej władzy – zniknąć na zawsze. W wielu miejscach się
udało, ale na szczęście nie wszędzie. Dziś okolice Jeleniej Góry
z dumą reklamują się jako Dolina Pałaców i Ogrodów, w ulotkach
informując, że jest tu więcej zamków i pałaców na kilometr
kwadratowy niż nad Loarą.
|
Zamek w Ratnie Dolnym
|
|
Pałac Schaffgotschów w Kamiennej Górze
|
Gorszy jednak niż pałace los spotkał
setki dworów szlacheckich – zbudowane z drewna i niekonserwowane
nie miały prawa przetrwać sowieckiej okupacji (a po drodze były
przecież jeszcze zabory, powstania, rabacje, dwie wojny światowe...)
- dziś już znalezienie prawdziwego staropolskiego dworku graniczy z
cudem; gdzieniegdzie tylko zachowały się resztki przydworskich
parków bądź zabudowań. Te budowle (a właściwie punkty
zarządzania majątkiem szlacheckim – niewielkim przedsiębiorstwem
rolnym) zniknęły już na zawsze.
|
Ocalały dwór szlachecki w Łodzi
|
Kiedy pracowałem i zwiedzałem Szkocję jeden z kolegów stwierdził:
- Ale tu fajnie. W każdej wiosce stoi
zamek albo rezydencja.
|
Zamek w Braemer w Grampianach
|
- Owszem – odparłem – Ale to
dlatego, że nie mieli wojny i komuny. U nas też po wioskach stały,
ale zniknęły.
|
Zamek w Glamis
|
Kolega zamilkł, ale po chwili
kiwnięciem głowy przyznał mi rację. Dwory, pałace i zamki były
– ale zniknęły.
Fajnie (grrr...), że Zadzimiu – miejscowości
jak by nie było dość prowincjonalnej i niezbyt turystycznej – są (może delikatnie
odległe) plany rewitalizacji pałacu. Ba, przepiękny miejscowy
kościół także jest dziś w remoncie. Tylko jakoś bar Zakątek
leżący nie opodal nie chce się zrewitalizować – a w dobie
paniki koronawirusowej to już na pewno.
|
Kościół św Małgorzaty w Zadzimiu
|
Co zaś do malowanego dworu – o
swojej pomyłce powiedziałem wspominanemu wyżej koledze:
- No cóż – roześmiał się –
Muszę powiedzieć wujkowi który to malował, że ktoś dał się
nabrać.
- Bo namalował bardzo fajnie –
przyznałem, po czym z udawanym smutkiem stwierdziłem – Tylko nie
mów mu, że była noc, a osoba która się nabrała nie dysponuje
zbyt sokolim wzrokiem...
|
Bar Zakątek
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz