Tłumacz

22 lipca 2022

Krzyżacy cz. 1

    Dopiero co było o najstarszym polskim święcie narodowym, obchodzonym co prawda tylko w XV wieku, a tu chcąc dalej pisać o Krzyżakach przytrafia się 22. Lipca, czyli data oktrojowanego przez sowieckich okupantów tzw. święta z okazji rocznicy uchwalenia Manifestu PKWN (uroczystość tą obchodzono – czasem szerokim łukiem – tylko w wieku XX, i tak powinno pozostać). Oficjalnie dokument ów, tworzący tzw. Polskę Lubelską, czyli zalążek sowieckiej kolonii zwanej później PRL-em wymyślono, podpisano i opublikowano 22. lipca 1944 roku w Lublinie, pierwszym dużym polskim mieście wyzwolonym przez Armię Czerwoną spod faszystowskiej okupacji. Dzień ten stał się mitem założycielskim komunistycznego tworu udającego Polskę.

Lublin
    I oczywiście jest totalnym kłamstwem, jak wszystko, co stworzą komuniści. Manifest Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego powstał i został podpisany w Moskwie, ogłoszono go 21. lipca w Chełmie Lubelskim a Lublin wcale nie został wyzwolony, przeszedł tylko spod jednej okupacji pod drugą. Nie był też pierwszym większym polskim miastem – Niemcy opuścili już wiele innych naszych miast (m.in Lwów), ale tereny leżące na wschodzie, za haniebną Linią Curzona właśnie zostały – w wyniku zdrady USA i Wielkiej Brytanii – oddane (ukradzione Polsce, tak naprawdę) Stalinowi i ZSRS. Pojałtańskie granice nadal zresztą trwają w Europie Środkowo-Wschodniej, jako wyrzut na sumieniu Aliantów.

Efekty wkroczenia Armii Czerwonej

    Nowy, sowiecki, okupant potrzebował wroga – czy raczej: Wroga – dzięki któremu mógłby pozować na wyzwoliciela, i taki Wróg był na wyciągnięcie ręki: nazistowska III Rzesza. Narracja o wyzwoleniu Polski przez sowietów była tak wspaniale prowadzona (a poza tym, jak każde perfekcyjne kłamstwo, nosiła znamiona prawdy – wszak Moskwa rzeczywiście przepędziła Niemców), że nawet dziś spora część (głównie ta postępowa i nowoczesna) naszego społeczeństwa w to wierzy. Małe didaskalia: polecam przeczytać "Wyjście z cienia" nieodżałowanej pamięci Janusza A. Zajdla, tam pokazany jest mechanizm działania sowietów w czasie zajmowania ziem polskich. A wracając do sedna: Wróg był, na dodatek idealny. Wszak z żywiołem niemieckim Polacy potykali się od X wieku, od zwycięskiej bitwy pod Cedynią, poprzez heroiczną obronę Głogowa (okrucieństwo wojsk cesarskich podkreślano na lekcjach historii we wczesnej podstawówce), przez potyczki z Zakonem Krzyżackim po rozbiory i Kulturkampf (swoją drogą zrobienie z Prusaków najgorszego z zaborców sprawiało, że Moskwa była tym mniejszym złem – co było nieprawdą). A jak dodamy do tego, że zarówno II, jak i III Rzesza Niemiecka na Wschodzie odwoływały się do krzyżackiego dziedzictwa (mocno je przy tym naciągając) nic dziwnego, że dla sowietów krzyżak był wrogiem doskonałym. Książkowym wręcz szwarccharakterem. Zygfrydem de Loewe połączonym ze zbójcerzem Hegemonem.
    Swoją drogą ten pruski Drang nach Osten w znacznej mierze przyczynił się do powstania Armii Czerwonej – po Wielkiej Wojnie w Inflantach miejscowi Łotysze tak się bali Niemców Bałtyckich i ich hegemonii, że przystali do bolszewików. Pierwsze jednostki Gwardii Czerwonej były złożone z łotewskich strzelców. Ironią losu jest, że ci sami Łotysze jakieś 20 lat później najzacieklej walczyli z sowietami ramię w ramię z Niemcami (ostatniego łotewskiego partyzanta zabito dopiero bodajże w latach 70-tych XX wieku).

Zamek w Rydze
Dom Bractwa Czarnogłowych

    Ale wracajmy do krzyżaków, do Zakonu Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie. Trzeba jasno powiedzieć, że w przeciwieństwie do sowietów coś budowali, tworzyli. Na terenach swojego państwa zakonnego wprowadzili porządek, zachodnioeuropejską kulturę i cywilizację – która trwała tam aż do 1945 roku (po podziale tych ziem Warmia i Mazury mimo wymiany ludności pozostały w orbicie kultury europejskiej, ale Sambia została całkowicie zaorana). To, czy metody narzucania zachodniego stylu życia Prusom były właściwe czy nie – to już inna sprawa. Zgodnie z dzisiejszymi standardami raczej nie, jednak ówczesnym bardziej podobała się sprawność działania Zakonu oraz jego sukcesy w walce z poganami i innowiercami. Owszem, były też porażki – wielokrotnie z Litwinami, raz a porządnie z prawosławnymi Rusinami pod wodzą księcia Nowogrodu Aleksandra Newskiego na Jeziorze Pejpus – ale zakonna dyplomacja ustępowała sprawnością chyba li tylko papieskiej (i to nie jestem pewien, wszak papieży też wielokrotnie rozgrywali).

Jezioro Pejpus
    Rodząca się wtedy Rzeczpospolita przyjęła troszkę inną strategię – postawiła, może przypadkiem, na fuzję różnych kultur – z dominującą nutą zachodnioeuropejskiej kultury polskiej. Powstały w ten sposób twór – imperium właściwie – o powierzchni prawie miliona kilometrów kwadratowych został najmożniejszym państwem Europy. Potem oczywiście przeminął, ale takie są koleje historii.
Stare miasto w Lublinie
    Sam Lublin ma w tym procesie miejsce szczególne – tu wszak zawarto Unię Lubelską, umowę między Koroną Królestwa Polskiego i Wielkim Księstwem Litewskim stanowiącą fundament przyszłej Rzeczypospolitej. Tu też zwycięzca spod Grunwaldu, Władysław Jagiełło, planował stworzyć stolicę swoich terytoriów – czego pozostałości oglądać można na lubelskim zamku (przez jakiś czas będącym ciężkim sowieckim więzieniem w którym mordowano polskich patriotów). Gotycka kaplica dekorowana jest tam rusko-bizantyjskimi malowidłami i stanowi jeden (jeśli nie jedyny taki) z najwspanialszych przykładów przenikania się kultur w Europie.
Zamek w Lublinie
Kaplica Świętej Trójcy
    Krzyżackie gotyckie zamki, choć perfekcyjne w swojej konstrukcji, są tylko zachodnioeuropejskie. Mimo, że przecież sam Zakon wywodzi się – podobnie jak wspominani przeze mnie na blogu templariusze – z Outremer.

Zamek w Malborku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Klimat i krwawe ofiary cz. 1

     Od jakiegoś czasu się słyszy, że luminarze Unii E***pejskiej (i innych krajów należących do upadającej zachodniej cywilizacji) będą od ...