Dopiero co było o najstarszym polskim
święcie narodowym, obchodzonym co prawda tylko w XV wieku, a tu
chcąc dalej pisać o Krzyżakach przytrafia się 22. Lipca, czyli
data oktrojowanego przez sowieckich okupantów tzw. święta z okazji
rocznicy uchwalenia Manifestu PKWN (uroczystość tą obchodzono –
czasem szerokim łukiem – tylko w wieku XX, i tak powinno
pozostać). Oficjalnie dokument ów, tworzący tzw. Polskę Lubelską,
czyli zalążek sowieckiej kolonii zwanej później PRL-em wymyślono,
podpisano i opublikowano 22. lipca 1944 roku w Lublinie, pierwszym
dużym polskim mieście wyzwolonym przez Armię Czerwoną spod
faszystowskiej okupacji. Dzień ten stał się mitem założycielskim
komunistycznego tworu udającego Polskę.
|
Lublin |
I oczywiście jest
totalnym kłamstwem, jak wszystko, co stworzą komuniści. Manifest
Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego powstał i został podpisany
w Moskwie, ogłoszono go 21. lipca w Chełmie Lubelskim a Lublin wcale
nie został wyzwolony, przeszedł tylko spod jednej okupacji pod
drugą. Nie był też pierwszym większym polskim miastem – Niemcy
opuścili już wiele innych naszych miast (m.in Lwów), ale tereny
leżące na wschodzie, za haniebną Linią Curzona właśnie zostały
– w wyniku zdrady USA i Wielkiej Brytanii – oddane (ukradzione
Polsce, tak naprawdę) Stalinowi i ZSRS. Pojałtańskie granice nadal
zresztą trwają w Europie Środkowo-Wschodniej, jako wyrzut na
sumieniu Aliantów.
|
Efekty wkroczenia Armii Czerwonej
|
Nowy, sowiecki, okupant potrzebował wroga –
czy raczej: Wroga – dzięki któremu mógłby pozować na wyzwoliciela, i taki Wróg był na wyciągnięcie ręki: nazistowska
III Rzesza. Narracja o wyzwoleniu Polski przez sowietów była tak
wspaniale prowadzona (a poza tym, jak każde perfekcyjne kłamstwo,
nosiła znamiona prawdy – wszak Moskwa rzeczywiście przepędziła
Niemców), że nawet dziś spora część (głównie ta postępowa i nowoczesna) naszego społeczeństwa w to wierzy. Małe didaskalia:
polecam przeczytać "Wyjście z cienia" nieodżałowanej
pamięci Janusza A. Zajdla, tam pokazany jest mechanizm działania
sowietów w czasie zajmowania ziem polskich. A wracając do sedna:
Wróg był, na dodatek idealny. Wszak z żywiołem niemieckim Polacy
potykali się od X wieku, od zwycięskiej bitwy pod Cedynią, poprzez
heroiczną obronę Głogowa (okrucieństwo wojsk cesarskich
podkreślano na lekcjach historii we wczesnej podstawówce), przez
potyczki z Zakonem Krzyżackim po rozbiory i Kulturkampf (swoją
drogą zrobienie z Prusaków najgorszego z zaborców sprawiało, że
Moskwa była tym mniejszym złem – co było nieprawdą). A jak
dodamy do tego, że zarówno II, jak i III Rzesza Niemiecka na
Wschodzie odwoływały się do krzyżackiego dziedzictwa (mocno je
przy tym naciągając) nic dziwnego, że dla sowietów krzyżak był
wrogiem doskonałym. Książkowym wręcz szwarccharakterem. Zygfrydem
de Loewe połączonym ze zbójcerzem Hegemonem.
Swoją drogą ten
pruski Drang nach Osten w znacznej mierze przyczynił się do
powstania Armii Czerwonej – po Wielkiej Wojnie w Inflantach
miejscowi Łotysze tak się bali Niemców Bałtyckich i ich hegemonii, że przystali do bolszewików. Pierwsze jednostki Gwardii
Czerwonej były złożone z łotewskich strzelców. Ironią losu
jest, że ci sami Łotysze jakieś 20 lat później najzacieklej
walczyli z sowietami ramię w ramię z Niemcami (ostatniego
łotewskiego partyzanta zabito dopiero bodajże w latach 70-tych XX
wieku).
|
Zamek w Rydze
|
|
Dom Bractwa Czarnogłowych
|
Ale wracajmy do krzyżaków, do Zakonu Najświętszej
Maryi Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie. Trzeba jasno powiedzieć,
że w przeciwieństwie do sowietów coś budowali, tworzyli. Na
terenach swojego państwa zakonnego wprowadzili porządek,
zachodnioeuropejską kulturę i cywilizację – która trwała tam
aż do 1945 roku (po podziale tych ziem Warmia i Mazury mimo wymiany
ludności pozostały w orbicie kultury europejskiej, ale Sambia
została całkowicie zaorana). To, czy metody narzucania zachodniego
stylu życia Prusom były właściwe czy nie – to już inna sprawa.
Zgodnie z dzisiejszymi standardami raczej nie, jednak ówczesnym
bardziej podobała się sprawność działania Zakonu oraz jego
sukcesy w walce z poganami i innowiercami. Owszem, były też porażki
– wielokrotnie z Litwinami, raz a porządnie z prawosławnymi
Rusinami pod wodzą księcia Nowogrodu Aleksandra Newskiego na
Jeziorze Pejpus – ale zakonna dyplomacja ustępowała sprawnością
chyba li tylko papieskiej (i to nie jestem pewien, wszak papieży też
wielokrotnie rozgrywali).
|
Jezioro Pejpus
|
Rodząca się wtedy Rzeczpospolita
przyjęła troszkę inną strategię – postawiła, może
przypadkiem, na fuzję różnych kultur – z dominującą nutą
zachodnioeuropejskiej kultury polskiej. Powstały w ten sposób twór
– imperium właściwie – o powierzchni prawie miliona kilometrów
kwadratowych został najmożniejszym państwem Europy. Potem
oczywiście przeminął, ale takie są koleje historii.
|
Stare miasto w Lublinie
|
Sam Lublin ma
w tym procesie miejsce szczególne – tu wszak zawarto Unię
Lubelską, umowę między Koroną Królestwa Polskiego i Wielkim
Księstwem Litewskim stanowiącą fundament przyszłej
Rzeczypospolitej. Tu też zwycięzca spod Grunwaldu, Władysław
Jagiełło, planował stworzyć stolicę swoich terytoriów – czego
pozostałości oglądać można na lubelskim zamku (przez jakiś czas
będącym ciężkim sowieckim więzieniem w którym mordowano
polskich patriotów). Gotycka kaplica dekorowana jest tam
rusko-bizantyjskimi malowidłami i stanowi jeden (jeśli nie jedyny taki)
z najwspanialszych przykładów przenikania się kultur w
Europie. |
Zamek w Lublinie
|
|
Kaplica Świętej Trójcy
|
Krzyżackie gotyckie zamki, choć perfekcyjne w swojej
konstrukcji, są tylko zachodnioeuropejskie. Mimo, że przecież sam
Zakon wywodzi się – podobnie jak wspominani przeze mnie na blogu
templariusze – z Outremer. |
Zamek w Malborku |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz