Tłumacz

28 kwietnia 2023

Byzantion, Constantinopolis, Istambul cz. 4

    Tak więc znowu byłem w Stambule i aż przebierałem nóżkami żeby zobaczyć otworzone po remoncie dawne rzymskie cysterny na wodę – mianowicie położone pod samiuśkim centrum miasta (historycznym – obecnie takim jest leżąca po drugiej stronie Złotego Rogu Galata – tam są protesty, ewenty i inne takie, również modne kafejki w europejskim stylu) Cysterny Bazyliki i Teodozjusza.
Wieża, orientacyjny punkt Galaty
    Położona podle kościoła Mądrości Bożej i powstała w podobnym okresie Cysterna Bazyliki, zwana też Zatopioną albo Yerebatan Sarnici – olbrzymia – była też oblegana przez turystów, więc by nie stać w kolejce musiałem posłużyć się znajomościami: zostałem wpuszczony wejściem dla grup – ot takie deputaty. Zszedłem pod powierzchnię i oniemiałem.
Cysterna Bazyliki
    Olbrzymia hala wypełniona lasem kolumn, sklepiona charakterystyczną rzymską cegłą naprawdę robi przeogromne wrażenie. Do tego zmieniające się (może aż nazbyt kolorowe niestety) oświetlenie i stojące w wodzie rzeźby (to akurat można było sobie darować) tworzą iście magiczny spektakl. A to nie jedyne ciekawostki tego miejsca – o nich będzie na końcu.
Podziemna galeria sztuki
Cysterna Bazyliki
Cysterna Bazyliki
    Tak, zgadza się, dużo tutaj zdjęć – ale naprawdę warto wejść do środka. Miesiąc później odwiedziłem podziemia w samym Rzymie; tamtejsze akwedukty, cysterny i kanały na pewno są starsze, choć nie tak imponujące. Jedno, co mnie w Wiecznym Mieście zachwyciło bardziej to temperatura: akurat trafiłem na falę upału i wejście do podziemi, mimo ogromnej wilgotności, przyniosło wspaniałe orzeźwienie. W Stambule nie było tak gorąco, więc i radość z ochłody tak wielka nie była (a i tu, i tu oddychało się równie ciężko jak w dżungli).
Podziemny Rzym
    Druga z odwiedzonych konstrukcji, Cysterna Teodozjusza jest trochę starsza od Cysterny Bazyliki (Teodozjusz II walczył z Sasanidami, założył uniwersytet, wygnał Żydów i pomógł upaść Cesarstwu Zachodniorzymskiemu; za cysternę koło Hagia Sophia odpowiedzialny jest Justynian Wielki), choć mniejsza.
Cysterna Teodozjusza
Sklepienie cysterny
    Jest też, może to i fajne (kiedyś wspominałem, że nie lubię tego słowa - ale czasem zdarza się użyć), ale mnie ani ziębi ani parzy, bardziej multimedialna. Na ceglanych ścianach pomieszczenia co jakiś czas wyświetlane są filmy czy inne animacje.
Cysterna multimedialna
    Warto też dodać, że same cysterny, choć przepiękne, są tylko li creme de la creme, wisienką na torcie, całego antycznego systemu dystrybucji i magazynowania sprowadzanej z daleka do miasta bezcennej wody. W przeciwieństwie do samych zbiorników nie zachował się aż tak dobrze, niemniej w krajobrazie nadal sterczą pozostałości potężnych akweduktów, zarówno w Stambule, jak i w jego okolicach.
Przejazd pod akweduktem
    Cóż, ostatnia część opisu Stambułu to właściwie same zdjęcia, kiedyś już na blogu takie wpisy były, bywa. Ale skoro już znalazłem się pod ziemią – w Cysternie Bazyliki – to znalazłem ślady najstarszej warstwy miasta. Greckiego Byzantionu. Ta kolonia Megary powstała w około 668 roku przed Chrystusem. Wieść niesie, że założyciel miasta, Byzos, od jednej z wyroczni otrzymał wróżbę iż musi założyć osadę na przeciw miasta ślepców. Za takich uznał innych Megaryjczyków, twórców leżącego na drugim brzegu Bosforu Chalkedonu – ponieważ nie zauważyli oni jak dogodne miejsce do założenia kolonii mają tuż przed nosem. Byzantion zniszczyły rzymskie legiony oraz Goci, i to paradoksalnie pomogło miastu: Konstantyn Wielki dumał nad założeniem nowej stolicy na terenie małoazjatyckiej Troady, gdzieś w okolicach Troi, ale finalnie zdecydował się na lokalizację nad Bosforem – nie musiał właściwie nic wyburzać, wystarczyło tylko poprawić zaopatrzenie miejsca w wodę. I do budowy podziemnych cystern użyto ni mniej ni więcej tylko fragmentów starego Byzantionu. Właśnie zwiedzając Cysternę Bazyliki można natknąć się na owe kawałki.
Kolumny z recyklingu
Ślady Byzantionu
    To, że budowniczowie ułożyli je jak bądź pokazuje, w jak uprzywilejowanej pozycji jesteśmy dziś jako turyści: tych rzeźb nikt miał już nie oglądać.
Greckie dziedzictwo
    Kończąc opis Stambułu stwierdziłem, że jeszcze nie opuszczę miasta – podczas ostatniej wizyty odwiedziłem bowiem pewne muzeum poświęcone chyba najważniejszemu wydarzeniu w dziejach miasta...

Panorama 1453


Warstwy miasta:

24 kwietnia 2023

Byzantion, Constantinopolis, Istambul cz. 3

    Jak wspominałem w poprzedniej części: głównym celem wizyty w Stambule było zjedzenie tureckiego kebaba odnalezienie śladów dawnego rzymskiego miasta i – w mniejszym stopniu – przez wieki głównego centrum chrześcijaństwa. Wbrew pozorom nie było to takie proste – choć oczywiście rzymskie mury Konstantynopola wciąż trwają.
Mury Konstantynopola
    Prawie sześćset lat przebudów spowodowało, że najwspanialszych śladów po Rzymianach musiałem szukać pod ziemią – oryginalnie Byzantion cierpiał na niedostatki wody, więc budując nową stolicę Konstantyn Wielki (i jego następcy) musiał temu zaradzić: genialni inżynierowie stworzyli więc – wykorzystywane do dzisiaj – systemy podziemnych cystern i doprowadzających doń wodę akweduktów. Pech chciał, że gdy pierwszy raz w czasach paniki koronawirusowej odwiedziłem Stambuł owe cysterny były w remoncie. Jak nie urok, to przemarsz wojsk, jak mówi Paulo Coelho stare, chińskie przysłowie.
    Pozostało mi poszukać antycznych śladów na powierzchni. Cóż, owszem: nie ma ich za wiele, ale te które są to prawdziwe creme de la creme: chociażby słynna Kolumna Konstantyna (dziś zwana Cemberlitas), kiedyś na Forum Konstantyna, dziś podle Krytego Bazaru. Straszne jest, że turyści nie zachwycają się konstrukcją lecąc w te pędy na stragany.
Kolumna Konstantyna na Forum
    Swoją drogą – mały life-hack – taniej jest na stoiskach dookoła Wielkiego Bazaru. Ot, kupcy nie muszą płacić niezwykle wysokich czynszów. A i potargować się można, co przecież od zawsze było istotą handlu.
Kryty Bazar
    Inne pozostałości Imperium Romanum to oczywiście wspaniała konstrukcja z czasów Justyniana Wielkiego: Kościół Mądrości Bożej.
Hagia Sophia
    Dziś obudowana późniejszymi dostawkami bryła świątyni nadal imponuje geniuszem architektonicznym – stoi niewzruszona ponad półtora tysiąca lat (uważny obserwator dostrzeże ślady trzęsień ziemi, ale i natura nie powaliła tego cudu). O artyzmie Bizantyjczyków zdobiących wnętrza nawet nie ma co mówić – trzeba je samemu zobaczyć.
Wnętrze dawnego Kościoła Mądrości Bożej
    Oczywiście, wnętrze ozdabiano także później – wszak w czasach osmańskich i ponownie od niedawna znajduje się tu meczet – ale ja poluję na runiczne średniowieczne napisy wyryte przez Normanów z gwardii przybocznej basileusa (to tytuł cesarzy bizantyjskich, z greki znaczy tyle co król), niestety wciąż trwa remont balkonów na których są owe akty wandalizmu sprzed tysiąca lat.
Miejsce koronacji biznatyjskich basileusów
    Dużo rzadziej odwiedzany przez turystów jest – jeśli mnie pamięć nie myli – odrobinę starszy kościół św. Ireny – czyli Bożego Pokoju (EDIT: jest w podobnym wieku, ale stoi na miejscu pierwszej katedry).
Kościół Bożego Pokoju
    Znajduje się on na terenie kompleksu pałacowego Topkapi i jeszcze kilka lat po upadku Konstantynopola był wykorzystywany jako świątynia, a nigdy jako meczet. Zachował także w zasadzie swój pierwotny wygląd z czasów późnego antyku (czy, jak kto woli, bardzo wczesnego średniowiecza – może delikatnie przebudowano w VIII wieku), choć wewnątrz jest dziś pusty. Jak mógł wyglądać w czasach świetności? Cóż, by to sobie wyobrazić wypadałoby zajrzeć do Hagia Sophia, albo pojechać do Rawenny, ostatniej stolicy Imperium Zachodniorzymskiego – tam wszak zachowały się wpisane (podobnie jak centrum Stambułu) na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO wczesnośredniowieczne mozaiki.
Puste wnętrza kościoła św. Ireny
    Ale wróćmy przed Hagia Sophia. Widać tu niedaleko trochę stanowisk archeologicznych (znaczy: kamieni takich, i potłuczonych cegieł) z początków Konstantynopola – bo nie z czasów greckiego Byzantionu – oraz pewien deptak.
Widok na Hagia Sophia sprzed Błękitnego Meczetu
    To znaczy: kiedyś był tam ów słynny Hipodrom, centrum rozrywki (ach, te wyścigi kwadryg), miejsce życia politycznego, rzezi w czasie powstania Nika (przypominam, że ówczesny władca Justynian miał przydomek Wielki; jemu i cesarskiej małżonce, byłej tancerce Teodorze wspaniale tyłek obrabia Prokopiusz z Cezarei w nieco plotkarskiej i antyrządowej Historii Sekretnej) i innych wielkich wydarzeń w dziejach miasta.
Hipodrom
    Przypominam, że w czasach budowy Błękitnego Meczetu teren ten zasypano gruzem, i współczesny poziom gruntu jest wyższy od antycznego. Widać to doskonale przy – wciąż stojących na swych miejscach – charakterystycznych obeliskach, w tym jednym przywiezionym z Egiptu, by wyznaczały tor jazdy rydwanów. Obelisk Teodozjusza, wzniesiony oryginalnie Totmesa III w XV wieku przed Chrystusem to w sumie najstarszy zabytek miasta, choć do Konstantynopola przybył dopiero w Roku Pańskim 390.
Egipski obelisk
    Jest tu też słynna Wężowa Kolumna z Delf – rzeźba upamiętniająca zwycięstwo Greków nad Persami. Dziś węże nie mają głów, ale nadal stanowią obiekt czci Teoretyków Starożytnej Astronautyki, gdyż – jakoby – stworzono je w dziś nie znanej technologii, dzięki czemu nie poddają się erozji (didaskalia: poddają). Swoją drogą władcy Konstantynopola gromadzili w swej stolicy nie tylko relikwie chrześcijańskich świętych. Zwozili tutaj co się dało – i słynny Zeus Olimpijski dłuta Fidiasza tu właśnie, podczas jednego z pożarów, zakończył swą egzystencję.
Wężowa Kolumna z Delf
    I na tym w sumie skończyłbym opis Stambułu, ale ostatnim razem udało się wejść do otwartych po remoncie cystern Konstantynopola – więc nie byłbym sobą gdybym o tym nie napisał.
Cysterna Bazyliki
    Nie wspomniałem za to o urokach stambulskich bazarów i miejscowej kuchni – ale z premedytacją. Tego powinien każdy zaznać organoleptycznie, bo to iście orientalne przeżycie. Zresztą mnie łażenie po sklepach i knajpach niezbyt rajcuje, więc po co miałbym jakoś szerzej się rozwodzić?
Kebap w knajpie, w tle ajran i przystawki
    Dobra – szczerze? Na Bazarze Egipskim nakupowałem miejscowych przypraw, zachwycałem się ulicznymi budami z kebapem (kebap, nie kebab) zapijanym ajranem, a iskander kebap zjedzony nad Złotym Rogiem urzekł mnie dokumentnie. Żeby to opisać musiałbym całkowicie poświęcić się kulinarnym podróżom Adamasa.
Iskander kebap

21 kwietnia 2023

Byzantion, Constantinopolis, Istambul cz. 2

    Potężne mury Konstantynopola do dziś stoją tak jak stały przez setki (nawet można by napisać: tysiące) lat – i o geniuszu ich twórców świadczy, że jedynego, i to też niewielkiego, uszczerbku doznały właściwie tylko w wyniku katastrof naturalnych – czyli licznych na tym terenie trzęsień ziemi.
Mury Konstantynopola
    Samo miasto zdobyte zostało – przez te kilka tysięcy lat historii – zaledwie dwa razy. Co prawda grecki Byzantion został zrównany z ziemią przez Rzymian pod dowództwem Septymiusa Sewera w 195 roku po Chrystusie, a to co odbudował Karakalla spalili Goci. Gdy niecałe 70 lat potem na gruzach greckiej kolonii powstała stolica Imperium Romanum, otoczona potężnymi fortyfikacjami okazała się być niemal nie do zdobycia – pomijając te wspomniane dwa wypadki. Za pierwszym razem podpuszczeni przez Wenecjan krzyżowcy haniebnie ograbili i spalili miasto (w efekcie do Europy napłynęły setki przechowywanych w Konstantynopolu relikwii i traktatów naukowych a samo miasto stało się stolicą efemerycznego Cesarstwa Łacińskiego), za ostatnim Mehmet II zakończył bizantyjski etap historii miasta ustanawiając tu drugą – po Edirne, Adrianopolu – i ostatnią zarazem europejską stolicę Osmanów.
Pozostałości Adrianopola w Edirne
    W przeciwieństwie do krzyżowców nowi zdobywcy nie tylko palili i grabili – ale także budowali, chcieli bowiem założyć tu trwałą siedzibę – choć Mehmet Zdobywca świadom był zmiennych kolei ludzkich losów, a posiadając zmysł artystyczny urzeczony wspaniałością dzieł kościoła Mądrości Bożej nie pozwolił ich zniszczyć – islam zakazuje ukazywania ludzi i istot żywych, ani tym bardziej Boga, a takie były tematy mozaik Hagii Sophii – a tylko zakrył delikatnym tynkiem; dziś, po ponownym przekształceniu w meczet (Ataturk stworzył tam muzeum) te cuda pozakrywane są płóciennymi płachtami.
Wnętrze Hagia Sophia
    Co takiego budowali? Oprócz siedzib władców każde osmańskie miasto musiało mieć trzy budowle: cami, han i hamam. Podróżując po Bałkanach (bo teraz na blogu wałkuję ten temat) co i rusz je spotykam, więc pewnie poświęcę im osobny wpis, więc tu tylko krótko.
Panorama osmańskiego miasta - Sarajewo
    Cami – czytamy "dżami" – to oczywiście meczet. W językach bałkańskich zwie się on xhamia (albański), tzami (greka) czy dzamija (języki południowosłowiańskie), ale chodzi o miejsce modłów i życia politycznego (sensu stricte meczet, podobnie jak synagoga. nie jest świątynią). Pierwszy muzułmański lud, Arabowie, nie miał własnych tradycji budowlanych, więc wzorował się na dużo bardziej cywilizowanych sąsiadach. Turcy Osmańscy, też przecież koczownicy z pochodzenia, czerpali z tradycji chociażby Bizantyjczyków. A kiedy już zdobyli Kościół Mądrości Bożej zachwycili się geniuszem tej konstrukcji – i wszystkie chyba osmańskie meczety są efektem tej fascynacji. Także te najwspanialsze, wznoszone przez genialnego Sinana (sam architekt pochodził z chrześcijańskiej rodziny z Azji Mniejszej, przeszedł na islam, ale nie był Turkiem). Najwspanialszy jest w Edirne.
Kompleks Selima Pijaka w Edirne
    Swoją drogą nasi polscy muzułmanie, też przecież niegdyś koczownicy, Tatarzy, meczety wznosili toćka w toćkę jak drewniane cerkwie i kościoły okolicznej ludności – ot, architekci byli z Podlasia.
Tatarski meczet na Podlasiu
    Han zaś to nic innego jak karawanseraj. O bałkańskich już na blogu było, więc nie ma się co rozpisywać (dobra, i tak o nich kiedyś wspomnę) – w samym centrum Stambułu jest ich jeszcze kilka, zwłaszcza w okolicach Wielkiego Bazaru, ale takich średnio zachowanych. Te zajazdy służyły osmańskim urzędnikom, podróżnikom i przede wszystkim kupcom – przy meczecie i karawanseraju bazarycarsi, czarszi, po turecku – wyrastały same, choć często potem pod opiekę brali je władcy, budując nieraz olbrzymie kryte targowiska. Cóż, pieniądz jest pieniądz.
Wejście do hanu w Sarajewie
    Ostatni obowiązkowy punkt osmańskiego miasta to hamam. Mówiąc krótko: jest to łaźnia. Islam wymaga od wiernych rytualnego obmycia się przed modlitwą, ale z tureckich łaźni korzystano dużo częściej – Osmanowie połączyli tu rzymskie tradycje życia publicznego z własnymi nakazami religijnymi. W sumie podtrzymali tą tradycję – w zachodniej Europie publiczne łaźnie zanikły, ale raczej nie z powodu upadku rzymskiej kultury. Raczej z powodu rozwoju nauki: jakieś mądre głowy stwierdziły, że skoro zarazę roznosi morowe powietrze to kąpiel, oczyszczając pory w skórze, powoduje łatwiejsze zakażenie; swoją drogą w dawnej Polsce, mimo przysłowia iż częste mycie skraca życie (jest to trochę przedbobon) łaźnie nie straciły na popularności, a słynny piwosz książę Leszek Biały wizytę w takiej bani przypłacił nawet życiem. Hamamy, podobnie jak ich rzymscy protoplaści, były rozdzielnopłciowe. Co prawda nie odmawiano kobietom utrzymywania higieny, ale musiały to robić w innych godzinach niż mężczyźni. Do wyjątków należały hamamy podwójne – jak na przykład w Skopje, dziś galeria sztuki – gdzie dla obu płci były osobne pomieszczenia. Zdarzyło mi się taki prawdziwy hamam – z 1575 roku – w Stambule odwiedzić, i polecam każdemu (o czym zrobię chyba osobny wpis).
Cami i hamam na skopiańskiej czarsziji
    Tak więc zaroił się Konstantynopol od wyżej wymienionych budynków – choć trzeba przyznać, że odbyło się to kosztem wcześniejszych budowli. Z tkanki miejskiej zniknęła chociażby jedna z najważniejszych świątyń w historii chrześcijaństwa – Kościół Świętych Apostołów. Konstantyn Wielki stworzył ów budynek jako własne mauzoleum – bardzo lubił, gdy nazywano go równym Apostołom – oraz miejsce gromadzenia szczątków pierwszych uczniów Jezusa (sporą część relikwii zrabowali krzyżowcy). Nie zniszczono kościołów Mądrości Bożej i Bożego Pokoju – Zofii i Ireny, choć ten pierwszy został meczetem. Swoją drogą jeśli porównamy pierwszy osmański meczet w obrębie murów Konstantynopola z Hagia Sophia to wtedy zobaczymy ile najeźdźcy zawdzięczają pokonanym.
Osmański meczet z czasów podboju miasta
    Zwłaszcza, gdy pójdziemy później do Błękitnego Meczetu – w zamierzeniu mającemu przyćmić potęgę kościoła Mądrości Bożej (nie udało się – dopiero meczet Selima Pijaka autorstwa Sinana – o czym wspominałem wyżej – prawie-że dorównał świątyni z czasów Justyniana), a w rzeczywistości na stałe zmieniającemu tkankę centrum Konstantynopola.
    Gruzem powstałym w czasie jego konstrukcji zasypano niedaleki hipodrom – centrum rzymskiego i bizantyjskiego miasta, założonego przez Konstantyna Wielkiego jako Nova Roma i Constantinopolis. Śladów tego miasta chciałem poszukać gdy pierwszy raz odwiedziłem Stambuł.
Hipodrom

17 kwietnia 2023

Byzantion, Constantinopolis, Istambul cz. 1

    Najważniejszym w przeciągu dziejów miastem powstałym w wyniku greckiej Wielkiej Kolonizacji bez wątpienia jest twór zwany dziś Stambułem – forma ta po turecku brzmi Istambul i ma niezwykle ciekawe pochodzenie, ale o tym później – a wcześniej Byzantionem, Nowym Rzymem albo Constantinopolis. A że miasto leży – między innymi, wszak spoczywa na dwóch kontynentach – na Bałkanach, a one teraz na blogu królują, więc zaskoczeniem nie jest temat wpisu.
Bosfor w Stambule
    Choć, oczywiście dużych miast nie lubię – a Stambuł jest ogromny. W tak wielkim mieście, liczącym kilkanaście milionów mieszkańców, chyba jeszcze nie byłem [EDIT: już byłem, Rio de Janeiro].
    Ale ad rem: zrobimy tak, jak w przypadku Barcelony: zaczniemy od miasta współczesnego, a potem będziemy zgłębiać się coraz bardziej w czas i ziemię na której Stambuł wyrósł – i nie tylko na owe pierwotne siedem wzgórz.
Widok na miejsce pierwotnej lokalizacji Byzantionu
    Tak więc współczesny Stambuł jest przede wszystkim miejscem tłocznym i niezwykle zanieczyszczonym. Liczne stojące w korkach samochody dbają o to by zarówno zabytkowe centrum, bogate dzielnice willowe jak i nowoczesne wieżowce ginęły w oparach smogu – toksyczna zawiesina najlepiej chyba widoczna jest o poranku – wjeżdżając do miasta od europejskiej strony (zwykle podróż od granic miasta nad Bosfor trwa kilka godzin – właśnie z powodu korków, ale także rozległości miasta) wielokrotnie obserwowałem przebijające się przez opary Słońce; wjeżdżając wieczorem słoneczne promienie ową chmurę głaszczą.
Miasto i smog
    Samo miasto sprawia na mnie wrażenie bardzo azjatyckiego. Oczywiście, nie wiedziałem wielu azjatyckich miast, ale te bliskowschodnie które udało mi się obejrzeć (swoją drogą także będące przez wieki pod panowaniem Imperium Osmańskiego) mają trochę inny charakter. I taki jest dla mnie współczesny Stambuł – bliżej mu do Samarkandy niż Paryża. Najlepiej widać to chyba w owym nowym ogromnym meczecie górującym nad miastem po azjatyckiej stronie Bosforu.
Nowy meczet w azjatyckiej części Stambułu
    Również spacerując po handlowych dzielnicach miasta, gwarnych, nigdy niezasypiąjących, łatwiej o kontrahentów z Azji Centralnej (gros tamtejszych ludów mówi przecież językami ałtajskimi, z tureckim wszak blisko spokrewnionymi) niż z Europy (choć trzeba przyznać, że my, Polacy, z Turkami zawsze byliśmy blisko – czy to walcząc jak na Podolu czy handlując tekstyliami jak na podłódzkich targowiskach). Bo jest cały chyba Stambuł jednym wielkim targowiskiem. I to od wieków: Bosfor to odwieczna droga handlowa wiodąca znad Morza Czarnego i Lewantu na Zachód, w dobie wojny trwającej na północ od Turcji znowu zyskująca na znaczeniu.
Na straży szlaków handlowych
Miasto biznesu
    Nie gdzie indziej niż w Stambule kończył się słynny Jedwabny Szlak – owszem, w Wenecji powiedzą inaczej, ale może dlatego, że większe wpływy w ówczesnym Konstantynopolu mieli rywalizujący z Wenecjanami kupcy z Genui.
Wieża na Galacie
    Co zaś się tyczy wspomnianego Paryża – to spacerując po centrum Stambułu można zauważyć, że XIX wiek – czas powolnego upadku Wysokiej Porty Otomańskiej – to w tkance miejskiej czas okcydentalizacji (oraz fascynacji Okcydentu Orientem, stąd i pierwsze w Stambule luksusowe europejskie hotele i słynna linia kolejowa Orient Express). Była ona może mniej udana niż w Japonii, bo Osmanowie finalnie nie zmodernizowali państwa, ale umożliwiła ona – ona i porażka w Wielkiej Wojnie – powstanie Turcji. Nie wiem, czy W. Sz. Czytelnik zauważył – dopiero teraz użyłem współczesnej nazwy kraju. Wcześniej zawsze pisałem o Imperium Otomańskim albo Wysokiej Porcie – o Turcji można bowiem mówić dopiero od lat 20-tych zeszłego stulecia, kiedy to jeden z bohaterów wojennych Mustafa Kemal Pasza wygnał rodzinę sułtańską, zlikwidował prawo szariatu i zakazał tradycyjnych strojów (zmienił też alfabet – miast nieczytelnej wersji osmańskiej pisma arabskiego wprowadził łacinkę w wersji opracowanej przez Albańczyków i dostosowanej że do języków ałtajskich). Przyjął pseudonim Ataturk, Ojciec Turków – i, mimo, że Turcja pozostała krajem muzułmańskim, czczony jest jako Ojciec Narodu. Na olbrzymie portrety tego dyktatora (nie wiem czemu słowo to musi być nacechowane negatywnie – nie każda dyktatura jest zła) można natknąć się na każdym kroku, a w Polonezkoy (Adampol, polska wieś na azjatyckich przedmieściach Stambułu) w niewielkiej izbie pamięci tureckiej Polonii jego zdjęcie wisi razem z twórcą nowoczesnej Polski, Marszałkiem Piłsudskim.
Portret Ojca Turków na Bazarze Egipskim
    Pisałem, że z Osmanami mieliśmy naprawdę długą tradycję wzajemnych kontaktów – więc (taki mały wtręt) Polak przyjeżdżający do Stambułu natrafi nie tylko na miejsca gdzie kręcono Stawkę Większą niż Życie albo gdzie umierał Mickiewicz – ale właśnie koniecznie udać się musi do Polonezkoy.
Polski cmentarz w Adampolu
    Ataturk zrobił też jeszcze dwie rzeczy – po około 1600 latach pozbawił miasto funkcji stołecznej: władze nowej, świeckiej Turcji zakotwiczyły się w, dziś pięciomilionowej, Ankarze (dawna Angora, miasto o także wielotysiącletniej historii), oraz zmienił oficjalną nazwę miasta. Owszem, Istambul funkcjonował już za Osmanów, ale oficjalnie zwał się Konstantiniyye – Miasto Konstantyna. Skąd zaś wziął się ów Stambuł? Otóż jest to jedna z tych wspaniałych językowych katastrof zdarzających się w czasie kontaktów pomiędzy obcymi kulturami. Otóż gdy pierwsi tureckojęzyczni koczownicy pojawili się w Anatolii to była greckojęzyczna (ostatnich Greków z Azji Mniejszej – tych oczywiście którzy przeżyli rzezie – wysiedlono do niepodległej Grecji po Wielkiej Wojnie i lokalnych konfliktach). Ale – oczywiście – nie była głupia: kiedy tylko zobaczyła kolejną falę najeźdźców doskonale wiedziała po co przyjechali: po bogactwa Konstantynopola. Kiedy więc owi barbarzyńcy o coś – o cokolwiek – się zapytali usłużni rolnicy chcąc pozbyć się obcych ochoczo wskazali kierunek:
    - Eis ten poli – Tamtędy do miasta.
Symbol Konstantynopola - Hagia Sophia
    Turecki język nie posiadał jednak tych samych głosek co greka – więc w uszach najeźdźców brzmieć musiało to jakoś tak: istenbuli. Łatwo stąd wyciągnęli wniosek, że tak właśnie tak nazywa się potężne Miasto Konstantyna, stolica Imperium Rzymskiego. Samo zaś Bizancjum – czyli Imperium Rzymskie, Turcy Seldżuccy, poprzednicy Osmanów, zwali Bilad ar-Rum, i gdy podbili Anatolię zaczęli rościć sobie prawa do tytułu władcy Rzymu nazywając swoje państwo Sułtanatem Rumu. O czym w następnej warstwie, gdy Contantinopolis zmieniało się w Konstantiniyye.
Artystyczna wizja zdobycia Konstantynopola

Najchętniej czytane

Enver i never

     Oczywiście wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO Linie z Nazca to nie jedyne geoglify w Ameryce Południowej. Geogli...