Tłumacz

8 grudnia 2023

Prehistoryczne miasto

    Był początek września – jak to nad Morzem Czarnym jeszcze niewiarygodnie skwarny (nawet w Dobrudży – przecież o dwa-trzy stopnie chłodniejszej niż południowa część bułgarskiego wybrzeża), czyli niemal zupełnie inny niż nad Bałtykiem.
Czarnomorskie wybrzeże
    O dobruskim wybrzeżu na blogu zresztą było całkiem dużo, pojawiła się także wzmianek o Varna Gold, Złocie Warny – odnalezionym po kilku tysiącach lat zestawie darów grobowych złożonych głownie z – jak się twierdzi – najstarszego złota obrobionego przez Człowieka. Właściwie było to kilkanaście zestawów, a ilość precjozów jeszcze dziś budzić może sporą zazdrość. Nic więc dziwnego, że czarnomorskie wybrzeże Bułgarii od razu wciągnięte zostało na listę potencjalnych Atlantyd oraz miejsce - także potencjalnego - Potopu.
Varna Gold
    O ważności i potędze kultury Varna utwierdzono się kilkadziesiąt lat później, gdy na początku XXI wieku niedaleko niewielkiego miasteczka Prowadia odkryto neolityczną osadę sprzed około 7500 lat, łączoną ową kulturą. Osada – rychło okrzyknięta miastem – była nieco starsza od naszych kujawskich megalitów, więc postanowiłem ją odwiedzić.
Stanowisko archeologiczne Solnicata
    Z wybrzeża do Prowadii dotrzeć nie jest łatwo – wynająłem więc samochód i ruszyłem w interior. Wcześniej – dużo wcześniej – dopytałem się via jeden z portali społecznościowych o dostępność Solnicaty. To czynne stanowisko archeologiczne, zwiedzać je można tylko w czasie gdy przebywają tam naukowcy. Na początku września akurat przebywali, trwał siedemnasty sezon prac wykopaliskowych. Mając zapewnienia o dostępie do miejsca czym prędzej ruszyłem w interior, na Zachód – poprzez pola przekwitłego i wysuszonego słonecznika.
Słoneczniki
    Ta pochodząca z Ameryki roślina masowo w Bułgarii pojawiła się te sto lat temu, kiedy po Wojnach Bałkańskich do kraju przestała spływać grecka i turecka oliwa. Dla niezłej, acz tłustej, bułgarskiej kuchni był to prawdziwy dramat. Rozwiązaniem okazały się właśnie słoneczniki, doskonała roślina oleista – i do dziś gros zużywanego w kuchni oleju jest słonecznikowa.
    Ale to już wiecie. Dotarłem do owej Prowadii, miasteczka niewielkiego, choć ozdobionego średniowieczną twierdzą, minaretami z czasów osmańskich oraz ormiańskim kościołem fundacji Stanisława Rzewuskiego i ruszyłem do Solnicaty, kilka kilometrów za miasto.
Owecz - zamek górujący nad Prowadiją
Ruiny osmańskiego meczetu w Prowadiji
    Pani archeolog oprowadzająca mnie po prehistorycznej osadzie (a raczej dookoła niej: wewnątrz wciąż trwały prace wykopaliskowe, i sporo być miało niezabezpieczonych dziur) mówiła po angielsku – choć bułgarski i polski są językami słowiańskimi to raczej trudno by nam było się dogadać w sprawie faz konstrukcyjnych osady. Zamieszkiwanej w szczytowym okresie przez około 250 osób – co jak na tamten okres stanowić musiało prawdziwą metropolię: stąd i posądzenie osady o bycie miastem.
Solnicata - neolityczne miasto
    Poza tym – przynajmniej w późniejszym okresie - ludność trudniła się raczej handlem i rzemiosłem niż rolnictwem, więc była jakby bardziej miejska niż wiejska. Czym zaś handlowano? Ano tym, co udało się w Solnicacie wyprodukować. Współczesna nazwa miejsca mówi nam, co to było: sól. O tym, jak ważna to substancja, i o miejscach jej produkcji, na blogu było już wielokrotnie. Pierwsza osada powstała tu właśnie dlatego, że z ziemi wytryskiwały tu słone źródła (a także było niewielkie obronne wzgórze oraz rzeka dostarczająca słodką wodę). Pierwotna wioska otoczona została palisadą a sól uzyskiwano z solanki w najstarszy ze znanych sposobów: odparowywano nad ogniskiem nalaną do glinianych dzbanów solankę. Proces trwał około tygodnia i archeolodzy uważają, że dawał około 20 kilogramów soli – wystarczało na własne potrzeby i na lokalną wymianę na niewielką skalę. Swoją drogą metoda ta do dziś wykorzystywana jest chociażby w Drohobyczu.
Warzenie soli w Drohobyczu
    W tropikach nie trzeba rozpalać ognisk.
Terasy solne w Maras w Andach
    Człowiek jest jednak istotą, która będzie zawsze dążyła do poprawienia swego losu (na swą własną zgubę – bo jak już osiągnie odpowiedni poziom, to rozpoczyna się społeczna degrengolada, cywilizacja się sypie, i trzeba zaczynać od początku) – jakiś racjonalizator, sołtys, książę, król, wpadł na iście szatański pomysł – i rozpoczął przemysłową produkcję soli. Sama wioska była zbyt mała, więc na błoniach wykopano owalny dół z poprzecznymi garbami – pomiędzy te garby wstawiano dzbany z solanką oraz drewno. Wydajność wzrosła do 240 kilogramów soli tygodniowo. Z jednego dołu.
    - Ile było takich konstrukcji? - zapytałem.
    - Odkryliśmy dziewięć – odparła pani archeolog.
    To było bogactwo. Nic dziwnego, że otrzymaną sól chowano w wiosce, tym razem otoczonej już głęboką fosą i grubym kamiennym – megalitycznym – murem z potężną bramą i mostem zwodzonym nad fosą.
Dawna brama miejska
    Mur ten został zniszczony przez trzęsienie ziemi, ale mieszkańcy Solnicaty wykorzystali to do stworzenia całego kompleksu umocnień. Oprócz murów stworzyli także system czegoś wyglądającego na przypory, gwiaździście rozchodzących się kamiennych ostróg. Dla mnie miało to podpierać i umacniać struktury obronne, pani archeolog stwierdziła jednak, że konstrukcje te miały utrudniać atak – napastnicy nie mogli bowiem podejść pod mur całym stadem (jesteśmy w neolicie, wielka armia liczy najwyżej kilkadziesiąt osób – podobno), owe konstrukcje rozbijały ich szyki, przez co byli łatwiejszym celem dla obrońców. Nie jestem historykiem wojskowości, ale nie wydaje mi się, żeby była to jakaś przesadnie wielka przeszkoda do pokonania.
Tajemnicze gwiaździste ostrogi
    Zwłaszcza, że w wyniku prac wykopaliskowych znaleziono w obrębie osady sporo grotów strzał. Mogło to wskazywać na oblężenie grodu – potwierdzają to znaleziska na pobliskim cmentarzysku. Pochówki są dość niechlujne, a jeden ze zmarłych miał dodatkowo dzidę wbitą w plecy.
Naczynie użytkowane przez mieszkańców
    Wygląda więc na to, że osada była atakowana – choć czy zdobyta, skoro zdołano pochować swoich zmarłych? Trudno powiedzieć. Może kilka razy udało się odeprzeć ataki napastników, a za ostatnim razem nie? Albo obrońcy – zmęczeni ciągłym zagrożeniem – po prostu odeszli zabierając część majątku (czyli sól) umożliwiając sobie start w nowym miejscu? Mnie wydaje się bardziej prawdopodobna pierwsza wersja. W końcu bogaty będzie bronił swojego majątku aż do końca.
Góry soli
    Jeszcze jedna ciekawostka, dotycząca konstrukcji potężnych (jak na owe czasy – 4500 lat przed Chrystusem) fortyfikacji. Skoro w szczytowym okresie mieszkało w osadzie 250 osób (a nie wszyscy mogli uczestniczyć w budowaniu), kto wzniósł rekonstruowane dziś przez archeologów potężne struktury? Starożytni kosmici? Cóż. Zrobiła to sól – włodarze miasta zapewne, nomen omen, słono zapłacili okolicznym rolnikom za ich pracę. Zapewne też rolnicze wioski żywiły panów na Solnicacie – tak długo, aż cały system się posypał i ktoś – watażka, najemnik, paleosocjalista, stwierdził, że może jednak lepiej będzie po prostu zabrać bogatym i oddać biednym sobie. I taki był – prawdopodobnie – koniec owego neolitycznego miasta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Cziatura

     Zostajemy na blogu na terenach byłego ZSRS, acz w miejscu o dużo dłuższej i jeszcze mniej znanej w Polsce historii . Choć także będą po...