Był początek września – jak to nad
Morzem Czarnym jeszcze niewiarygodnie skwarny (nawet w Dobrudży –
przecież o dwa-trzy stopnie chłodniejszej niż południowa część
bułgarskiego wybrzeża), czyli niemal zupełnie inny niż nad
Bałtykiem.
Czarnomorskie wybrzeże |
O dobruskim wybrzeżu na blogu zresztą było całkiem
dużo, pojawiła się także wzmianek o Varna Gold, Złocie Warny –
odnalezionym po kilku tysiącach lat zestawie darów grobowych
złożonych głownie z – jak się twierdzi – najstarszego złota
obrobionego przez Człowieka. Właściwie było to kilkanaście
zestawów, a ilość precjozów jeszcze dziś budzić może sporą
zazdrość. Nic więc dziwnego, że czarnomorskie wybrzeże Bułgarii
od razu wciągnięte zostało na listę potencjalnych Atlantyd oraz
miejsce - także potencjalnego - Potopu.
Varna Gold |
O ważności i potędze kultury
Varna utwierdzono się kilkadziesiąt lat później, gdy na początku
XXI wieku niedaleko niewielkiego miasteczka Prowadia odkryto
neolityczną osadę sprzed około 7500 lat, łączoną ową kulturą.
Osada – rychło okrzyknięta miastem – była nieco starsza od
naszych kujawskich megalitów, więc postanowiłem ją odwiedzić.
Stanowisko archeologiczne Solnicata |
Z
wybrzeża do Prowadii dotrzeć nie jest łatwo – wynająłem więc
samochód i ruszyłem w interior. Wcześniej – dużo wcześniej –
dopytałem się via jeden z portali społecznościowych o dostępność
Solnicaty. To czynne stanowisko archeologiczne, zwiedzać je można
tylko w czasie gdy przebywają tam naukowcy. Na początku września
akurat przebywali, trwał siedemnasty sezon prac wykopaliskowych.
Mając zapewnienia o dostępie do miejsca czym prędzej ruszyłem w interior, na Zachód – poprzez pola przekwitłego i wysuszonego
słonecznika.
Słoneczniki |
Ta pochodząca z Ameryki roślina masowo w Bułgarii
pojawiła się te sto lat temu, kiedy po Wojnach Bałkańskich do
kraju przestała spływać grecka i turecka oliwa. Dla niezłej, acz
tłustej, bułgarskiej kuchni był to prawdziwy dramat. Rozwiązaniem
okazały się właśnie słoneczniki, doskonała roślina oleista –
i do dziś gros zużywanego w kuchni oleju jest słonecznikowa.
Ale
to już wiecie. Dotarłem do owej Prowadii, miasteczka niewielkiego, choć
ozdobionego średniowieczną twierdzą, minaretami z czasów
osmańskich oraz ormiańskim kościołem fundacji Stanisława
Rzewuskiego i ruszyłem do Solnicaty, kilka kilometrów za
miasto.
Owecz - zamek górujący nad Prowadiją |
Ruiny osmańskiego meczetu w Prowadiji |
Pani archeolog oprowadzająca mnie po prehistorycznej
osadzie (a raczej dookoła niej: wewnątrz wciąż trwały prace
wykopaliskowe, i sporo być miało niezabezpieczonych dziur) mówiła
po angielsku – choć bułgarski i polski są językami słowiańskimi
to raczej trudno by nam było się dogadać w sprawie faz
konstrukcyjnych osady. Zamieszkiwanej w szczytowym okresie przez
około 250 osób – co jak na tamten okres stanowić musiało
prawdziwą metropolię: stąd i posądzenie osady o bycie
miastem.
Solnicata - neolityczne miasto |
Poza tym – przynajmniej w późniejszym okresie - ludność trudniła się raczej handlem i rzemiosłem niż
rolnictwem, więc była jakby bardziej miejska niż wiejska. Czym zaś
handlowano? Ano tym, co udało się w Solnicacie wyprodukować.
Współczesna nazwa miejsca mówi nam, co to było: sól. O tym, jak
ważna to substancja, i o miejscach jej produkcji, na blogu było już
wielokrotnie. Pierwsza osada powstała tu właśnie dlatego, że z
ziemi wytryskiwały tu słone źródła (a także było niewielkie
obronne wzgórze oraz rzeka dostarczająca słodką wodę). Pierwotna
wioska otoczona została palisadą a sól uzyskiwano z solanki w
najstarszy ze znanych sposobów: odparowywano nad ogniskiem nalaną
do glinianych dzbanów solankę. Proces trwał około tygodnia i
archeolodzy uważają, że dawał około 20 kilogramów soli –
wystarczało na własne potrzeby i na lokalną wymianę na niewielką
skalę. Swoją drogą metoda ta do dziś wykorzystywana jest
chociażby w Drohobyczu.
Warzenie soli w Drohobyczu |
W tropikach nie trzeba rozpalać
ognisk.
Terasy solne w Maras w Andach |
Człowiek jest jednak istotą, która będzie zawsze
dążyła do poprawienia swego losu (na swą własną zgubę – bo
jak już osiągnie odpowiedni poziom, to rozpoczyna się społeczna
degrengolada, cywilizacja się sypie, i trzeba zaczynać od początku)
– jakiś racjonalizator, sołtys, książę, król, wpadł na iście
szatański pomysł – i rozpoczął przemysłową produkcję soli.
Sama wioska była zbyt mała, więc na błoniach wykopano owalny dół
z poprzecznymi garbami – pomiędzy te garby wstawiano dzbany z
solanką oraz drewno. Wydajność wzrosła do 240 kilogramów soli
tygodniowo. Z jednego dołu.
- Ile było takich konstrukcji? -
zapytałem.
- Odkryliśmy dziewięć – odparła pani
archeolog.
To było bogactwo. Nic dziwnego, że otrzymaną sól
chowano w wiosce, tym razem otoczonej już głęboką fosą i grubym
kamiennym – megalitycznym – murem z potężną bramą i mostem
zwodzonym nad fosą.
Dawna brama miejska |
Mur ten został zniszczony przez trzęsienie ziemi, ale mieszkańcy Solnicaty wykorzystali to do stworzenia całego
kompleksu umocnień. Oprócz murów stworzyli także system czegoś
wyglądającego na przypory, gwiaździście rozchodzących się
kamiennych ostróg. Dla mnie miało to podpierać i umacniać struktury
obronne, pani archeolog stwierdziła jednak, że konstrukcje te miały
utrudniać atak – napastnicy nie mogli bowiem podejść pod mur
całym stadem (jesteśmy w neolicie, wielka armia liczy najwyżej
kilkadziesiąt osób – podobno), owe konstrukcje rozbijały ich
szyki, przez co byli łatwiejszym celem dla obrońców. Nie jestem
historykiem wojskowości, ale nie wydaje mi się, żeby była to
jakaś przesadnie wielka przeszkoda do pokonania.
Tajemnicze gwiaździste ostrogi |
Zwłaszcza, że
w wyniku prac wykopaliskowych znaleziono w obrębie osady sporo
grotów strzał. Mogło to wskazywać na oblężenie grodu –
potwierdzają to znaleziska na pobliskim cmentarzysku. Pochówki są
dość niechlujne, a jeden ze zmarłych miał dodatkowo dzidę wbitą
w plecy.
Naczynie użytkowane przez mieszkańców |
Wygląda więc na to, że osada była atakowana – choć
czy zdobyta, skoro zdołano pochować swoich zmarłych? Trudno
powiedzieć. Może kilka razy udało się odeprzeć ataki
napastników, a za ostatnim razem nie? Albo obrońcy – zmęczeni
ciągłym zagrożeniem – po prostu odeszli zabierając część
majątku (czyli sól) umożliwiając sobie start w nowym miejscu?
Mnie wydaje się bardziej prawdopodobna pierwsza wersja. W końcu
bogaty będzie bronił swojego majątku aż do końca.
Góry soli |
Jeszcze
jedna ciekawostka, dotycząca konstrukcji potężnych (jak na owe
czasy – 4500 lat przed Chrystusem) fortyfikacji. Skoro w szczytowym
okresie mieszkało w osadzie 250 osób (a nie wszyscy mogli
uczestniczyć w budowaniu), kto wzniósł rekonstruowane dziś przez
archeologów potężne struktury? Starożytni kosmici? Cóż. Zrobiła
to sól – włodarze miasta zapewne, nomen omen, słono zapłacili
okolicznym rolnikom za ich pracę. Zapewne też rolnicze wioski
żywiły panów na Solnicacie – tak długo, aż cały system się
posypał i ktoś – watażka, najemnik, paleosocjalista, stwierdził,
że może jednak lepiej będzie po prostu zabrać bogatym i oddać
biednym sobie. I taki był – prawdopodobnie – koniec owego
neolitycznego miasta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz