Jednym ze szwajcarskich kantonów gdzie
świąteczną potrawą bywa kot jest kanton Appenzell (a raczej dwa
kantony, ale o tym może później). Kanton wiejski i niewielki, taki
w sumie nasz powiat maksymalnie, ale niezwykle malowniczo położony
– jak to zwykle w Alpach.
Tak, to schronisko (właściwie to
knajpka i niewielki gościniec na zboczu Ebenalpu, schronisko jest na
szczycie) Aescher Gasthaus am Berg, uznawane przez National
Geographic za jeden z najładniejszych lanszaftów na Świecie to w
Appenzellu.
Miejscowymi jaskiniami – i kaplicą wewnątrz –
jakoś mniej osób się podnieca.
Oprócz wspaniałych widoków
(na przykład na Säntis, najwyższy szczyt kantonu) słynie
Appenzell także z bardzo dobrego piwa (a do piwa także sera) oraz psa
appenzellera, zdaje się w swym założeniu pasterskiego (podobno nie
chyta, ale to musiałby potwierdzić drugi – po Fredim Kamionce
Gmina Burzenin – najsłynniejszy pies w polskich Internetach,
niejaki Sworzeñ; nie wiem tylko, czy psy czytają blogi).
Swoją
drogą w Appenzellu i sąsiednim Sankt Gallen bywa, że na większe
święta konsumuje się także psy – nie wiem, czy dlatego, że
koty się skończyły (jak w 2001 roku w Argentynie w czasie
wielkiego kryzysu), czy zwyczajnie, z apetytem. Dla różnej maści
oburzonych bambinistów przypominam, że wszystkie ssaki są dla
człowieka jadalne, a psy – jedzone w Szwajcarii rzadziej niż koty –
są przysmakiem na Dalekim Wschodzie. Były też ważnym źródłem białka w prekolumbijskich Amerykach. Syte społeczeństwo nigdy nie
zrozumie głodnego.
Z jeszcze jednej rzeczy kanton Appenzell (czy
też dokładniej Appenzell-Innerrhoden) jest znany. Oto jest to jedyny
– obok także niezbyt wielkiego kantonu Glarus – kanton, gdzie panuje
prawdziwa bezpośrednia demokracja. Taka, w której każdy obywatel
ma głos – i na dodatek ów obywatel może się personalnie
wypowiedzieć na temat głosowania. Proszę zobaczyć jaka to
różnica: u nas, żeby obywatel mógł wyrazić opinię należy
zebrać ileś tam tysięcy podpisów, dostarczyć to do parlamentu
(gdzie w teorii zasiadają wybrani przez Naród przedstawiciele;
ordynacja wyborcza sprawia, że do sejmu wchodzą nie ci, na których
się głosuje, a tacy politykierzy, którzy są wysoko na partyjnych
listach; często są to indywidua pozbawione nie tylko moralności,
co w polityce jest w sumie rzeczą niezbędną, ale i będące
kognitywnymi immakulatami o zerowych wręcz umiejętnościach; albo
zwykli kłamcy i jurgieltnicy), a i tak nie ma pewności, że owe podpisy nie
zostaną zmielone w sejmowej niszczarce. Oto raz w roku (w Appenzell
zdaje się pod koniec kwietnia, w Glarus na początku maja) wszyscy
obywatele zbierają się na głównym placu stolicy kantonu – także
Appenzell – i głosują nad przedstawionymi problemami czy
ustawami. Głosują w sposób najlepszy z możliwych: przez publiczne
podniesienie ręki (przeciwnicy tego sposobu podnoszą larum, że to
jak to, że głosowanie powinno być tajne – ale gdzie tam: jeżeli
podejmujesz jakąś decyzję, miej odwagę dać tej decyzji swoją
twarz; i w razie czego ponieść konsekwencje nieprzemyślanego
podniesienia ręki; odpowiedzialność, ot co!). Przed głosowaniem
każdy obywatel ma też prawo publicznie – z ambony ustawianej na
tą okoliczność na Landsgemeidenplatz (Plac Zgromadzenia Ludowego)
– na dany temat się wypowiedzieć.
Znamy to doskonale z
historii – tak funkcjonowała demokracja ateńska, słowiańskie
wiece czy germańskie tingi. I taka forma rządów (mówię to jako
przeciwnik demokracji) działa. Ale tylko li w małych
społecznościach. Większe twory, ludniejsze, zwyczajnie nie są w
stanie tak funkcjonować. Weźmy chociażby liberum veto, tą źrenicę
Złotej Szlacheckiej Wolności. Jeden poseł mógł zerwać cały
sejm – i w teorii miało to powstrzymać zapędy absolutystyczne w
Rzeczypospolitej. Ale wystarczyło tylko, by ów człowiek był
opłacony przez jakieś lobby (podobnie jak dzisiaj, zazwyczaj
zagraniczne). Wtedy każda reforma czy próba wzmocnienia państwa
łatwo mogła być zablokowana. W Appenzell-Innerrhoden jest jakieś 15
tysięcy mieszkańców.
Appenzell-Innerrhoden, bo jest jeszcze
Appenzell-Ausserrhoden: w czasach Reformacji kanton podzielił się na
dwa półkanatony – katolicki (Innerrhoden) i protestancki
(Ausserrhoden). Ot, po prostu mieszkańcy się dogadali, żeby pewnie
nie doszło do rozlewu krwi: my sobie, wy sobie (znaczy: oczywiście, że doszło, stracono m.in właściciela lokalnego zameczku, za nazbyt agresywną protestancką propagandę). Ten stan formalnie
(czyli od końca XVI wieku) trwał do 1997, kiedy Konfederacja
Szwajcarska zlikwidowała półkantony, a oba twory zyskały status
osobnego kantonu. Z tym, że w głosowaniu kantonalnym (czy jak to
się tam zwie) mają tylko po pół głosu – pozostałe kantony zaś
po jednym (zazwyczaj). Centralna osada, wieś Appenzell, znajduje się w części
katolickiej.
I to w sumie zabawne – dziś wieś Appenzell ma
jakieś 5 tysięcy mieszkańców (moje rodzinne miasto niecałe 3,500),
a położone całkiem niedaleko w kantonie Sankt Gallen
(utworzonego z ziem potężnego opactwa; to właśnie z tych włości
wydzielone został – po Wojnach Appenzellskich w XV zdaje się
wieku – kanton Appenzell; historia Szwajcarii to pasmo
nieustających wojen, nie tylko z Burgundczykami czy Habsburgami, ale
głównie pomiędzy poszczególnymi krainami; przypominam jak zginął
Zwingli) miasteczko Werdenberg jakieś 40-50 osób. Domów,
charakterystycznych drewnianych, z kamiennym parterem i
podpiwniczeniem, jest 69.
Obie osady mają własne zamki (a my, we Warcie, szukamy swojego od Potopu).
![]() |
Seealpsee i Säntis, najwyższy szczyt Appenzellu |
![]() |
Schronisko Aescher |
![]() |
Jaskinie Ebenalpu |
![]() |
Alpy Appenzellskie na etykiecie i w rzeczywistości |
![]() |
Pasterski pies appenzellerski w wersji pluszowej |
![]() |
Bezwłosy pies andyjski w wersji leniwej |
![]() |
Głosujący na Placu Zgromadzenia Ludowego |
![]() |
Zameczek w Appenzellu |
![]() |
Appenzell |
![]() |
Werdenberg |
![]() |
Panorama Werdenbergu |