Tłumacz

25 listopada 2022

Ukryta świątynia

    Leżąca nieopodal Huacaypaty (to jest głównego placu miasta) w Cuzco Qoricancha (w keczua: Złoty Dziedziniec), znana też jako Coricancha (ach, ta ortografia języków andyjskich) była najważniejszym kultowym miejscem całego inkaskiego Tahuantinsuyu, Imperium Czterech Części. Kronikarze czasów konkwisty pozostawili nam barwny opis miejsca, pełnego złota i przepychu. Według nich na dziedzińcu świątyni (czy raczej zespołu świątyń) znajdowały się odlane ze szczerego kruszcu (złoto, złoto, złoto) naturalnej wielkości dary ziemi, Pachamamy, dzięki którym funkcjonowało imperium: lamy, alpaki, świnki morskie, komosa, ziemniaki... Kukurydza miała w tym towarzystwie status specjalny, ponieważ jej kolby stworzono z dużo rzadszego i przez to cenniejszego srebra. W części kompleksu poświęconej Inti, bogu-słońcu na uwagę zasługiwał potężny złoty dysk, zresztą wszystkie ściany Coricanchy wyłożone miały być płytami z tego kruszcu. W niszach świątyni spoczywały zaś mumie byłych - a właściwie to wciąż obecnych: mumifikacja niejako przedłużała życie w myśl miejscowych wierzeń, niejako zapewniała życie wieczne na ziemi – władców imperium. Mumiom tym przynoszono – na złotych półmiskach oczywiście – co jakiś czas pokarm.
    Niestety, ze wspaniałości Coricanchy nie zachowało się nic. Złoto zrabowali konkwistadorzy (choć wspaniały złoty dysk Inti zniknąć miał krótko przed podbojem; według jednej z legend miano wynieść do z miasta tajemnymi tunelami wiodącymi do Sacsayhuaman – lub tam go ukryć – i wywieźć nad Titicacę, skąd Inti miał pochodzić, oraz zatopić w głębinach jeziora; pewien trop wiedzie też nad Dunajec), mumie zniknęły (możliwe, że za sprawą inkaskich kapłanów) lub spalili je misjonarze jako obiekty bałbochwalczej czci, zaś sama Coricancha na długie wieki zaginęła w pomroce dziejów.
Kompleks klasztoru dominikańskiego w Cuzco
    Pewne było tylko, że na miejscu dawnego kompleksu swój przepiękny barokowy klasztor (w myśl wspominanych przeze mnie zasad wytłuszczonych w Libellus responsionum przez świętego Grzegorza I Wielkiego) postawili andyjscy misjonarze – fratrzy z Zakonu Kaznodziejskiego, Ordo Praedicatorum, szczególnie predystynowani do takich działań. W krajach anglosaskich do tych zakonników przylgnęło określenie Czarni Bracia, Blackfriars, z racji czarnej kapy narzucanej w wypadku opuszczenia murów klasztornych na biały habit, ale w Polsce zwykliśmy ich – od imienia założyciela, św. Dominika Guzmana – zwać dominikanami. I pod takim też wezwaniem był przyklasztorny kościół, wspaniały przykład andyjskiego baroku mestizo, który wzniesiono na miejscu Coricanchy.
Wirydarz klasztoru w miejscu głównego placu Coricanchy
    Aż nagle zdarzył się cud. No, choć może to za dużo powiedziane. Cuzco i Święta Dolina leżą na obszarze tak zwanego pacyficznego pierścienia ognia, więc zjawiska wulkaniczne i trzęsienia ziemi są tu na porządku dziennym. I w roku 1950 ziemia się zatrzęsła, naruszając mury barokowego klasztoru dominikanów. Spomiędzy pęknięć i skruszeń wyłoniły się – całe i nie zniszczone – cyklopowe kamienie ścian Coricanchy. Okazało się, że – oprócz wyposażenia i drewnianych dachów – inkaska świątynia (czy też będąc ścisłym kompleks świątyń) przetrwała w całości ukryta w barokowych murach klasztoru. Konkwistadorzy nie byli w stanie naruszyć struktury murów, a praktyczni bracia od św. Dominika po prostu wykorzystali je jako podbudowę pod swój konwent.
Coricancha
    Oczywiście, ruin i murów cyklopowych w Cuzco jest cała masa – jeden z pałaców Sapa Inki nabawił się kolonialnego dachu i jest dziś rezydencją biskupa, szczątki innego oglądać można vis-a-vis kościoła św. Dominika – ale Coricancha to Corichancha: to centrum duchowe całego Tahuantinsuyu.
Mury Pałacu Biskupiego w Cuzco
    To stąd wyruszały inkaskie procesje niosące mumie władców na główny plac Imperium Huacaypata (dzisiejsza Plaza de Armes leżąca na jego miejscu jest odrobinę mniejsza) gdzie odbywały się wszystkie uroczystości państwowo-religijne. Zresztą także po konkwiście najważniejsze wydarzenia historyczne miały tutaj miejsce, jak chociażby rozerwanie końmi potomka panującej dynastii Jose Gabriela Condorcanqui, znanego jako Tupac Amaru II. Indiańskie zamieszki sprawiły, że hiszpański wicekról w końcu przeniósł się do Limy, która jest dla Cuzco tym, czym Warszawa dla Krakowa (m.in. jest tam mniejszy smog).
Plaza de Armas w Cuzco
    Mnie udało się wejść do Coricanchy (nie jest to jakieś trudne – ot, kupuje się bilet) wieczorem, w czasie dość krótkiego na tych szerokościach geograficznych zmierzchu. Prekolumbijskie mury faktycznie robią wrażenie – olbrzymie kamienie łączone bez zaprawy są tu bardzo dokładnie do siebie dopasowane – i faktycznie trudno by było wetknąć coś pomiędzy, choćby kartkę papieru. Ale przecież było to centrum religijne olbrzymiego imperium, musiało być zrobione elegancko i trwale (wszak to krużganki klasztoru i barokowe nadbudówki nie ostały się trzęsieniu ziemi, cyklopowe mury stoją), więc doskonałość wykonania nie może dziwić. Do tego pewnie sami władcy nadzorowali wznoszenie konstrukcji – wszak miało być to miejsce ich ziemskiego pobytu po śmierci, najlepiej na zawsze. Co jak wiemy – podobnie jak w przypadku egipskich faraonów – nie udało się.
Dawne świątynie
    Same – gołe dziś – ściany, oświetlane lekkim tylko światłem lamp robiły naprawdę mistyczne wrażenie. Można sobie wyobrażać tylko jak wyglądały obłożone złotem, w którym odbijał się drżący czerwony płomień pochodni niesionej przez miejscowego kapłana. Wrażenie musiało – i takie zapewne być miało – być nieziemskie. Kopia jednej z owych złotych płyt – wedle kronikarza który ją odwzorował (nie był on niestety artystą-plastykiem) najważniejszej, przedstawiającej w pigułce inkaską kosmogonię/mitologię/pogląd na wszechświat – dziś z powrotem wisi na ścianach kompleksu świątyń, choć moim zdaniem w niewielkiej tylko mierze oddaje przepych i bogactwo dawnej Coricanchy.
Złota płyta z Coricanchy
    A samo miejsce, zachowane i odkryte przypadkiem, uświęcone wiarą wielu pokoleń Indian, do dziś jest przecież miejscem kultu. Niedaleko złotej patery Inków, w ciemnej, barokowej kaplicy wisi kopia cudownego obrazu Czarnej Madonny. Naszego, Jasnogórskiego. Ot, taka koneksja polsko-inkaska, możliwe przecież, że nie jedyna.
Kościół dominikański i Coricancha

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Cziatura

     Zostajemy na blogu na terenach byłego ZSRS, acz w miejscu o dużo dłuższej i jeszcze mniej znanej w Polsce historii . Choć także będą po...