Tłumacz

11 października 2024

Panońscy Słowianie

    Przed Nowym Rokiem było o wizycie w pierwszej stolicy (no, właściwie to w stołecznym koczowisku) bułgarskich chanów (no, właściwie to protobułgarskich kaganów) – i wspominałem tam o dawnej słowiańskiej stolicy leżącej u wrót Bałkanów. Obiecałem też zrobić o tym wpis – więc i jest. Owszem, z delikatną, kilkumiesięczną, obsuwą – ale tylko dlatego, że akurat wpadło kilka wpisów o podróży po Ameryce Południowej.
    Więc wracamy do Europy.
    Oto ruszyliśmy na wyprawę do dawnej Jugosławii, celem były głownie zimnowojenne pozostałości po marszałku Tito – opisywane zresztą na blogu podziemna baza lotnicza Żeljawa i jedna z willi Józefa Broza (oczywiście, nie dało się przy tym nie wspominać o wojnach z końca XX wieku, lecz to inna historia), ale po drodze mieliśmy Węgry z Niziną Panońską i dawnym sowieckim lotniskiem podle Balatonu, gdzie zrobiliśmy sobie urbexowy nocleg tranzytowy. Dość deszczowy, trzeba przyznać, ale udało się natrafić na nieprzeciekający budynek.

Urbex po węgiersku
    Rankiem droga do Chorwacji biegła przez miejscowość Zalavar, leżącą pomiędzy Małym a normalnym Balatonem. Dziś to niewielka wioska nad rzeką Zala (nazwa po węgiersku, Zalavar, znaczy właściwie Gród nad Zalą, Zalawski Gród, coś takiego) – ale dla wtajemniczonych była to właśnie dawna stolica Słowian pannońskich – Blatnohrad (Błotny Gród; rzeka Zala w IX i X wieku zwała się Błotna, całkiem słusznie, ale o tym później; po węgiersku błoto to sar). Władało z niej kilku władców będących zasadniczo lennikami Państwa Wschodniofrankijskiego (właściwie to cesarstwa Karolingów), z których najbardziej znany jest pierwszy, Pribina, uznawany za twórcę Księstwa Błatneńskiego.
Blatnohrad
    Jesteśmy w IX wieku, więc niewiele wiemy o tym władcy. Słowacy uważają, że przybył do Panonii z Nitry, gdzie wcześniej był udzielnym księciem pokonanym przez Wielkie Morawy, ale inni historycy i archeolodzy nie potwierdzają istnienia Księstwa Nitrzańskiego, czyniąc tym Słowakom wielki despekt – bo ci budują na tym tworze politycznym podstawy swojego bytu narodowego (po Wielkich Morawach i Czechach tereny te opanowali Piastowie, a potem Węgrzy – i siedzieli tam do początków XX wieku). W każdym razie Pribina lawirował między sąsiednimi potęgami, przekazał swe władztwo (cesarskie lenno) synowi, ale potem Frankowie zajęli księstwo. Na chwilę jeszcze uzyskuje niepodległość, by zostać podbite przez Węgrów. Ot, jedno z wielu efemerycznych państw w Europie Środkowej, powstających i ginących jeszcze w XX wieku. Wszak niedaleko Banat, usiłujący wybić się na niepodległość w 1918 roku (moje ulubione to Republika Świętnańska, dziś w Polsce – była jednym z najmniejszych państw uznawanych na arenie międzynarodowej).
    A Zalavar był właśnie stolicą Księstwa Błatneńskiego. Byliśmy w pobliżu, grzechem byłoby więc nie odwiedzić pozostałości Blatnohradu. Zdołałem namówić kilku współtowarzyszy podróży – i w padającym deszczu ruszyliśmy ku przygodzie: to znaczy podjechaliśmy nad rzeczkę Zala, po wielu dniach wiosennych opadów mocno przybrałej i ruszyliśmy przez łąkę ku grodzisku.
    Ha. Nie bez przyczyny Słowianie zwać musieli ją Błotna. Łąka okazała się być podmokłą młaką z wodą po kolana. Gdy rzeka była jeszcze nieuregulowana – dziś to właściwie smutny kanał – gród (prawdopodobnie wyspa przerobiona na obronne wzgórze; takie konstrukcje stawiano przez kilkaset lat, poszukiwanie jednej z nich, tożsamej z zamkiem w mojej rodzinnej Warcie na blogu już opisywałem) musiał być naprawdę trudny do zdobycia, choć zapewne także niemiły do zamieszkania. Kiedy znowu spłonął przeniesiono osadę dalej od rzeki i komarów.
Grodzisko i młaka
    Nam się jednak udało. Brodząc niczym czaple w zimnej, sięgającej kolan wodzie, oczywiście. Wiosna tamecznego roku była bowiem na południu Węgier dość chłodna i bardzo deszczowa (a jechaliśmy w rewir dużo brutalniejszego klimatu Góry Dynarskie przecież). Po przebrnięciu przez młakę (to podmokła łąka, terminologia biologiczna) pozostało nam jeszcze wdrapać się na całkiem strome zbocza fortyfikacji. Gdy była to siedziba księcia Pribiny musiało być jeszcze bardziej strome, dodatkowo wzmocnione drewnianą palisadą – zresztą doskonale znamy to z naszego podwórka (a kto nie zna, bo chodził do gimnazjum czy coś, to niech jedzie do Poznania na Ostrów Tumski i zobaczy pozostałości najpotężniejszej twierdzy X-wiecznej Europy).
Podziemna baza lotnicza w Górach Dynarskich
    W każdym razie – zdobyliśmy Blatnohrad, dzielnie walcząc z zarastającymi powoli stanowisko pokrzywami. Dla kogoś, kto nie wiedział, gdzie się znalazł grodzisko mogło być lekko rozczarowujące – choć w centralnym punkcie znajdowały się pozostałości całkiem sporego kościoła – także średniowiecznego, choć już z czasów gdy tereny te włączono do Węgier. Ale była to ostatnia faza zasiedlenia grodziska (podobnie jak kaliskie Zawodzie – spłonęło, i pozostały resztki grodowego kościoła – też polecam odwiedzić).
Resztki kościoła
    Kościół w Zalavarze był jednakowoż dużo potężniejszą konstrukcją niż ten na Zawodziu. A wybudowany został dokładnie w miejscu, gdzie stało kamienne palatium książąt błatneńskich – tak jak na poznańskim Ostrowie Tumskim, gdzie pod kościołem Wniebowzięcia NMP odkryto pozostałości piastowskiego pałacu (właściwie to palatium, ale nie chcę używać tego słowa w kolejnych zdaniach; ot, jest to niegodne stylistycznie, a poza tym w Poznaniu znaleziono szczątki bogato, po bizantyjsku, zdobionej kaplicy i resztki warsztatów jubilerskich, więc nie przekreślajmy słowa pałac).
Kaliskie Zawodzie współcześnie
    Kiedy już nacieszyliśmy się Blatnohrodem okazało się, że na teren grodziska wiodła dużo lepsza – i niezbyt mocno podtopiona – droga. I właściwie głupotą było przedzieranie się przez młakę. Cóż, może i tak, ale co to za przyjemność iść łatwiejszą drogą. I tak zresztą bylibyśmy przemoczeni, bo deszcz nie ustawał, a tak, to zawsze jakaś przygoda, rekompensująca może trochę niedostatki siedziby księcia Prbiny. Buty wysuszyliśmy na samochodowym silniku.
    A co zostało po Słowianach pannońskich? Ano, wraz z Awarami (od słowa Awar podobno pochodzi nasze określenie "olbrzym") zostawili współczesnym Węgrom trochę DNA (są więc Madziarzy w jakimś procencie Słowianami, choć słynne Lengyel as Magyar ket jo barat powstało dużo później). Do dziś w Panonii istnieje też sporo słowiańskich toponimów – chociażby najważniejszy węgierski dopływ Dunaju Cisa czy nieodległy od Zalavaru Balaton.

Balaton

    Także wioska Tihany, o której wspominałem przy okazji ohydnych lawendowych lodów to przecież słowiańskie Cichań, miejsce gdzie jest cicho.

Tihany i jego paprykowe domy

   Taka to historia – ale przypomnę, że nasze wczesnopiastowskie grodziska bardziej imponujące są. Giecz, Grzybowo, Ostrów Lednicki. Ba, nawet wspaniały rezerwat archeologiczny w Poznaniu. Szkoda tylko, że na miejscu grodu na Górze Lecha w Gnieźnie wyrosło współczesne miasto.

Giecz - fundamenty wczesnopiastowskiego palatium
    Szkoda dla archeologów, oczywiście.
Widok na Górę Lecha w Gnieźnie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Panońscy Słowianie

     Przed Nowym Rokiem było o wizycie w pierwszej stolicy (no, właściwie to w stołecznym koczowisku ) bułgarskich chanów (no, właściwie to...