Tłumacz

31 grudnia 2022

Sylwestrowa wojna

    Nieodżałowanej pamięci profesor Wolniewicz wspaniale charakteryzował toczącą się od wielu lat w Europie wojnę między cywilizacjami i nie chodzi tu o starcie ukraińsko-rosyjskie trwające od 2014 roku na terytorium Ukrainy (tam akurat nie ma mowy o walce międzycywilizacyjnej), a o konflikt w Europie Zachodniej pomiędzy imigrantami i potomkami imigrantów a znacznie osłabionymi przez marksizm kulturowy społeczeństwami i organizmami państwowymi. O tym wewnętrznym niszczeniu tożsamości Europy już zresztą pisałem przy całkiem innej okazji.
    Słaby temat na sylwestrowy wpis – ktoś powie. Może i słaby, ale tak akurat wypadło, zwłaszcza, że najsilniej stan zagrożenia tej "bezobjawowej" wojny odczułem właśnie w Sylwestra w jednym z najbardziej "nowoczesnych" miast Europy, w Berlinie (i że w związku z konwencjonalną wojną toczącą się u naszych granic o tym zagrożeniu trochę zapominamy).
Berlin
    W poprzednim wpisie wspominałem, że do stolicy Niemiec najczęściej przyjeżdżałem zimą – na Sylwestra czy na Jarmarki Bożonarodzeniowe. Oczywiście, wszystko pracowniczo – zmiana daty to tylko zmiana daty, a Jarmark (z niemieckiego Jahrmarkt, doroczny targ) to w dzisiejszej formie tylko – dosyć droga – atrakcja turystyczna. Na berlińskich targowiskach kupić można badziewne pamiątki, grzane korzenne wino i – tu akurat nie mam przeciwwskazań – gorącą kapustę z kiełbasą: wszystko w cenach, hm, promocyjnych (tradycja bożonarodzeniowych targów od jakiegoś czasu odradza się i u nas – zwłaszcza w starych hanzeatyckich ośrodkach jak Kraków czy Wrocław – ale i tam na stoiskach jest ekstremalnie wręcz drogo). No ale skoro są klienci chcący takie miejsca odwiedzać – to nie mam nic przeciwko, z tego żyję.
Jarmark Bożonarodzeniowy na Placu Żandarmerii
    Tamtego roku byłem na berlińskich jarmarkach (bo w centrum jest ich tak naprawdę kilka, czy to na Placu Żandarmerii, czy koło Czerwonego Ratusza) kilka dni przed tragicznym zamachem terrorystycznym przeprowadzonym skradzioną polską ciężarówką. Nasz rodak przypłacił akcję życiem, ale zdążył jeszcze przeszkodzić terroryście w rozjechaniu większej liczby ludzi. Niemniej ofiar było sporo.
    Taka jest bowiem istota tej kulturowej wojny – atakować zwykłych ludzi (w Europie dzięki socjalistycznym ruchom pacyfistycznym rozbrojonych, a więc nie mogących się bronić), szerzyć postrach, wzbudzać uczucie niepewności. Wtedy takiemu rozbitemu i przerażonemu społeczeństwu łatwiej będzie można narzucić własną narrację – czy też może własną cywilizację z jej kodeksem postępowania: dla nas barbarzyńskim, ale przecież jakże prostym i jasnym, oferującym moralnie znacznie więcej niż prymitywny konsumpcjonizm rugujący rękami (to jest paradoks) kulturowych marksistów tradycje cywilizacji europejskiej.
Pomnik Marksa i Engelsa - twórców ideologii niszczącej cywilizację Europy
    Kilka tygodni później znowu byłem w Berlinie – tym razem z grupą chcącą świętować zakończenie roku na głównych placach stolicy Niemiec. Obchody Sylwestra są tu podobnie zorganizowane jak te nasze, jest jakaś scena, występy – choć oczywiście w żadnym polskim mieście nie gromadzą się takie tłumy (jest też dużo ciszej niż w Amsterdamie, o czym już pisałem). Tamtego roku człowiek mógł poczuć się jak w stanie wojennym: wszędzie uzbrojone wojsko, policja, na ulicach SKOT-y (czy ich niemieckie odpowiedniki), barierki...
    Pijanym imprezowiczom przeszkadzało to o tyle, że nie wszyscy mogli dostać się na miejsce głównych koncertów – ale efekt dla mnie był straszny. Do tej pory podróżowanie po Europie Zachodniej uznawałem za bezpieczne, teraz już nie. Nie jest dla mnie obecnie zaskoczeniem widok żołnierzy uzbrojonych po zęby żołnierzy, patrolujących ulice czy stojących przy najważniejszych atrakcjach turystycznych zachodnioeuropejskich miast, w miejscach, gdzie zbiera się tłum w który można uderzyć. Od kilku lat pod tym względem Europa Zachodnia przypomina chociażby Bliski Wschód – który przecież w odczuciu wielu składa się z Dzikich Krajów. Czujności państw zachodnioeuropejskich – mam nadzieję – nie osłabiła panika koronawirusowa: kiedy po tych kilku chudych latach turyści wrócili na Zachód wojskowi dalej stali w pogotowiu.
    W wielu miejscach pojawiły się też utrudnienia dla terrorystów – najczęściej po fakcie: wjazdu na barcelońską Ramblę bronią olbrzymie klomby a nicejska Promenada Anglików ogrodzona jest potężnymi zabetonowanymi pachołkami. Niestety, działalność armii terrorystycznej polega na tym, że zamachowcy są często pojedynczymi ludźmi i mają bardzo wiele pomysłów w jaki sposób zamordować jak najwięcej przypadkowych przechodniów. Niekoniecznie muszą użyć broni palnej. Może to być nóż, domowa bomba, samochód...
Katedra w Kolonii
Las Ramblas w Barcelonie
Promenada Anglików w Nicei
Tamiza w centrum Londynu
Pałac Królewski w Madrycie
Notre-Dame w Paryżu
    Nawet nie wiemy jakie mamy szczęście, że żyjemy w Polsce (chyba, że jeździmy za granicę nie na all inclusive, to wiemy): u nas jest bezpiecznie, spokojnie – jak nie w Europie – choć oczywiście w tym (a zaraz zeszłym) roku przyjęliśmy miliony uchodźców. Z tym, że głównie wojennych (wszak za granicą wschodnią mamy wspomnianą już tradycyjną krwawą wojnę, z armiami i czołgami – nawet, co tradycyjne w tym rejonie Świata, są tam okropne zbrodnie wojenne) a nie nielegalnych imigrantów z Azji i Afryki, wśród których – według zapewnień liderów islamskiego terroryzmu – znajduje się sporo bojowników gotowych umrzeć za sprawę (wszak wiadomo, że najlepiej prowadzić wojnę na terytorium wroga).
Stojący w centrum Berlina herb stolicy jednego z dwóch tradycyjnych europejskich agresorów
    I tego życzę Polsce w nadchodzącym roku – żeby nadal było u nas spokojnie. A pozostałym zaś, żeby się u nich uspokoiło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Enver i never

     Oczywiście wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO Linie z Nazca to nie jedyne geoglify w Ameryce Południowej. Geogli...