Nieodżałowanej pamięci profesor
Wolniewicz wspaniale charakteryzował toczącą się od wielu lat w
Europie wojnę między cywilizacjami i nie chodzi tu o starcie
ukraińsko-rosyjskie trwające od 2014 roku na terytorium Ukrainy (tam akurat nie ma mowy o walce międzycywilizacyjnej), a
o konflikt w Europie Zachodniej pomiędzy imigrantami i potomkami
imigrantów a znacznie osłabionymi przez marksizm kulturowy
społeczeństwami i organizmami państwowymi. O tym wewnętrznym
niszczeniu tożsamości Europy już zresztą pisałem przy całkiem
innej okazji.
Słaby temat na sylwestrowy wpis – ktoś powie.
Może i słaby, ale tak akurat wypadło, zwłaszcza, że najsilniej
stan zagrożenia tej "bezobjawowej" wojny odczułem właśnie
w Sylwestra w jednym z najbardziej "nowoczesnych" miast
Europy, w Berlinie (i że w związku z konwencjonalną wojną toczącą
się u naszych granic o tym zagrożeniu trochę zapominamy).
Berlin |
W
poprzednim wpisie wspominałem, że do stolicy Niemiec najczęściej
przyjeżdżałem zimą – na Sylwestra czy na Jarmarki
Bożonarodzeniowe. Oczywiście, wszystko pracowniczo – zmiana daty
to tylko zmiana daty, a Jarmark (z niemieckiego Jahrmarkt, doroczny targ) to w dzisiejszej formie tylko – dosyć droga – atrakcja
turystyczna. Na berlińskich targowiskach kupić można badziewne
pamiątki, grzane korzenne wino i – tu akurat nie mam
przeciwwskazań – gorącą kapustę z kiełbasą: wszystko w
cenach, hm, promocyjnych (tradycja bożonarodzeniowych targów od
jakiegoś czasu odradza się i u nas – zwłaszcza w starych
hanzeatyckich ośrodkach jak Kraków czy Wrocław – ale i tam na
stoiskach jest ekstremalnie wręcz drogo). No ale skoro są klienci
chcący takie miejsca odwiedzać – to nie mam nic przeciwko, z tego
żyję.
Jarmark Bożonarodzeniowy na Placu Żandarmerii |
Tamtego roku byłem na berlińskich jarmarkach (bo w
centrum jest ich tak naprawdę kilka, czy to na Placu Żandarmerii,
czy koło Czerwonego Ratusza) kilka dni przed tragicznym zamachem
terrorystycznym przeprowadzonym skradzioną polską ciężarówką.
Nasz rodak przypłacił akcję życiem, ale zdążył jeszcze
przeszkodzić terroryście w rozjechaniu większej liczby ludzi.
Niemniej ofiar było sporo.
Taka jest bowiem istota tej
kulturowej wojny – atakować zwykłych ludzi (w Europie dzięki
socjalistycznym ruchom pacyfistycznym rozbrojonych, a więc nie
mogących się bronić), szerzyć postrach, wzbudzać uczucie
niepewności. Wtedy takiemu rozbitemu i przerażonemu społeczeństwu
łatwiej będzie można narzucić własną narrację – czy też
może własną cywilizację z jej kodeksem postępowania: dla nas
barbarzyńskim, ale przecież jakże prostym i jasnym, oferującym
moralnie znacznie więcej niż prymitywny konsumpcjonizm rugujący
rękami (to jest paradoks) kulturowych marksistów tradycje cywilizacji europejskiej.
Pomnik Marksa i Engelsa - twórców ideologii niszczącej cywilizację Europy |
Kilka tygodni później znowu byłem w
Berlinie – tym razem z grupą chcącą świętować zakończenie
roku na głównych placach stolicy Niemiec. Obchody Sylwestra są tu
podobnie zorganizowane jak te nasze, jest jakaś scena, występy –
choć oczywiście w żadnym polskim mieście nie gromadzą się takie
tłumy (jest też dużo ciszej niż w Amsterdamie, o czym już
pisałem). Tamtego roku człowiek mógł poczuć się jak w stanie
wojennym: wszędzie uzbrojone wojsko, policja, na ulicach SKOT-y (czy
ich niemieckie odpowiedniki), barierki...
Pijanym imprezowiczom
przeszkadzało to o tyle, że nie wszyscy mogli dostać się na
miejsce głównych koncertów – ale efekt dla mnie był straszny.
Do tej pory podróżowanie po Europie Zachodniej uznawałem za
bezpieczne, teraz już nie. Nie jest dla mnie obecnie zaskoczeniem
widok żołnierzy uzbrojonych po zęby żołnierzy, patrolujących
ulice czy stojących przy najważniejszych atrakcjach turystycznych
zachodnioeuropejskich miast, w miejscach, gdzie zbiera się tłum w
który można uderzyć. Od kilku lat pod tym względem Europa
Zachodnia przypomina chociażby Bliski Wschód – który przecież w
odczuciu wielu składa się z Dzikich Krajów. Czujności państw
zachodnioeuropejskich – mam nadzieję – nie osłabiła panika koronawirusowa: kiedy po tych kilku chudych latach turyści wrócili
na Zachód wojskowi dalej stali w pogotowiu.
W wielu miejscach
pojawiły się też utrudnienia dla terrorystów – najczęściej po
fakcie: wjazdu na barcelońską Ramblę bronią olbrzymie klomby a
nicejska Promenada Anglików ogrodzona jest potężnymi
zabetonowanymi pachołkami. Niestety, działalność armii
terrorystycznej polega na tym, że zamachowcy są często
pojedynczymi ludźmi i mają bardzo wiele pomysłów w jaki sposób
zamordować jak najwięcej przypadkowych przechodniów. Niekoniecznie
muszą użyć broni palnej. Może to być nóż, domowa bomba,
samochód...
Katedra w Kolonii |
Las Ramblas w Barcelonie |
Promenada Anglików w Nicei |
Tamiza w centrum Londynu |
Pałac Królewski w Madrycie |
Notre-Dame w Paryżu |
Nawet nie wiemy jakie mamy szczęście, że żyjemy
w Polsce (chyba, że jeździmy za granicę nie na all inclusive, to
wiemy): u nas jest bezpiecznie, spokojnie – jak nie w Europie –
choć oczywiście w tym (a zaraz zeszłym) roku przyjęliśmy miliony
uchodźców. Z tym, że głównie wojennych (wszak za granicą
wschodnią mamy wspomnianą już tradycyjną krwawą wojnę, z armiami i czołgami –
nawet, co tradycyjne w tym rejonie Świata, są tam okropne zbrodnie
wojenne) a nie nielegalnych imigrantów z Azji i Afryki, wśród
których – według zapewnień liderów islamskiego terroryzmu –
znajduje się sporo bojowników gotowych umrzeć za sprawę (wszak
wiadomo, że najlepiej prowadzić wojnę na terytorium wroga).
Stojący w centrum Berlina herb stolicy jednego z dwóch tradycyjnych europejskich agresorów |
I
tego życzę Polsce w nadchodzącym roku – żeby nadal było u nas
spokojnie. A pozostałym zaś, żeby się u nich uspokoiło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz