Przez wieki górska rzeka Dunajec
tworzyła granicę pomiędzy dwoma potęgami wyrosłymi – i obecnie
nieco przytłumionymi – w tej części Świata: Królestwem Węgier
i Rzecząpospolitą. Co prawda utarło się przysłowie: Polak,
Węgier – dwa bratanki, i do szabli i do szklanki (lub: Lengyel,
magyar – két jó barát, együtt harcol, s issza borát)
ale na przestrzeni wieków stosunki między oboma mocarstwami
(a potem nie) bywały różne. I to mimo częstych w Średniowieczu
unii personalnych (częstych, nie częstych, ale mieliśmy wspólnych
władców, czy to pośród francuskich Andegawenów, czy litewskich
Jagiellonów). W każdym razie – był Dunajec granicą państwową,
a przy okazji także ważnym szlakiem handlowym (wino, sukno, sól –
et cetera; handel zawsze był zajęciem intratnym). Do ochrony –
zarówno pogranicza, jak i dukatodajnego traktu – wybudowano po obu
stronach rzeki liczne zamki. Jako, że rzeka wpływała w głąb
Rzeczypospolitej logiczne jest, że więcej tych obronnych budowli
było po stronie polskiej – ale miejscem akcji będzie zamek w
swych korzeniach węgierski – choć dziś znajduje się w Polsce.
Jezioro Czorsztyńskie |
Obecnie zamek Dunajec w Niedzicy, bo o
nim mowa, przegląda się w tafli sztucznego zbiornika wodnego – i
dodaje mu to wiele uroku (sam zbiornik do użytku oddany został –
przy protestach tzw. ekologów – w roku 1997, chwilę przed
Powodzią Tysiąclecia; uratował sporą liczbę istnień ludzkich
przed Wielką Wodą a przy okazji został kolejną atrakcją
turystyczną regionu). Kiedyś jednak górował nad doliną rzeki i
wraz z polskim (choć związanym z węgierską księżniczką św.
Kingą, tą od soli) zamkiem w Czorsztynie (dziś to ruiny –
malownicze, owszem, ale jednak przegrywają z Niedzicą; chociaż na
starych, kamiennych murach rośnie bardzo ciekawa flora) stanowił
wspaniały punkt obserwacyjny.
Zamek w Czorsztynie |
Co jednak średniowieczna
środkowoeuropejska warownia ma wspólnego z tytułowymi Inkami?
Okazuje się, że całkiem sporo. No, może trochę ubarwiam. Ale
może nie.
Ad rem. Rzecz dzieje się w XVI wieku.
Na Węgrzech dość gwałtownie wygasa (pod Mohaczem) miejscowa gałąź
dynastii Jagiellonów i władzę przejmują tam Habsburgowie. Ci
sami, którzy w innej części Świata patronują konkwiście –
czyli podbojowi Ameryk. Hernando Cortez zajmuje Meksyk, a jego kuzyn,
Franciszek Pizzaro ląduje w dzisiejszym Peru i opanowuje przeogromne
Tahuantinsuyu, inkaskie Imperium Czterech Części. Na ile pomógł
mu przypadek, czy też łut szczęścia – nie jest to tematem tego
wpisu. W każdym razie: Inkowie zostają pokonani, a Hiszpanie
oczarowani olbrzymimi ilościami złota, jakie znajdują w
indiańskich świątyniach (zachował się na przykład opis
Qoriqanchy – centrum kultowego w Qusqu, stolicy imperium; nawet
dziś robi wrażenie). Pizzaro wymusza od Inków okup – olbrzymi –
za Atahualpę, władcę państwa (finalnie Sapa Inka ginie w dość
niejasnych okolicznościach), potem jednak złoto przestaje płynąć
szerokim strumieniem do kies konkwistadorów. Zachodzi podejrzenie,
że Inkowie schowali gdzieś swoje skarby – tak dokładnie, że do
dziś ich nie znaleziono.
Cuzco |
Sami Inkowie – czy też może ich
arystokracja – przyjmuje chrześcijaństwo, zakłada barokowe szaty
i stapia się z przybyłą z Półwyspu Iberyjskiego szlachtą w
warstwę rządzącą nowo ustanowionym Wicekrólestwem Peru. Jeden z
potomków panującego do tej pory rodu, Inca Garcilaso de la Vega, na
początku XVII wieku spisuje kronikę, najważniejszy dokument
tamtych "ciekawych czasów". Inni przedstawiciele dynastii
Inków walczą z Hiszpanami aż do całkowitej porażki w roku 1783
(czyli przez jakieś 250 lat po konkwiście). Właśnie w czasie tego
ostatniego powstania inkaskiego zaczyna się klarować historia
Indian w Niedzicy. Oto córka inkaskiego rodu oraz galicyjskiego
emigranta Sebastiana Benesza wychodzi za mąż za brata słynnego
Tupaca Amaru II, zamordowanego w 1781 roku inicjatora indiańskiego
powstania i także – prawdopodobnie – potomka królewskiego ludu
(Tupac Amaru II do dziś cieszy się poważaniem wśród mieszkańców
Andów; któregoś razu, w drodze na preinkaskie ruiny, podziwialiśmy
panoramę tych niebotycznych gór i leżące daleko w dole
miasteczko, gdy nasz kierowca i przewodnik z pewną dumą, jako, że
pochodził z tych okolic, powiedział: "z tego miasteczka
pochodziła Rosa Noguera, matka Tupaca Amaru"). Umina, bo tak ma
dziewczę na imię, razem z ojcem, mężem i synem Antonio (tak jest
dramatyczniej, choć prawdopodobnie potomek przyszedł na świat już
w Europie) ucieka do Włoch. Plotka głosi, że owa niewiasta zabiera
ze sobą pęk kipu – czyli prekolumbijskiego pisma węzełkowego –
z informacjami dotyczącymi lokalizacji inkaskich skarbów oraz/lub
odrobinę owych precjozów.
Inkowie po konkwiście |
Znaczy się: jest łakomym kąskiem
dla żądnych złota Hiszpanów i zagrożeniem dla Inków, pragnących
ukryć i zachować swoje dziedzictwo. Kilkanaście lat później
prześladowcy wpadają na trop uciekinierów i w Wenecji ktoś
morduje męża Uminy. Chłop zasztyletowany kończy w jednym z
kanałów i znika z areny dziejów tak dokładnie, że dziś nie
wiadomo nawet jak miał na imię. Legenda mówi, że zbrodni dokonali
Hiszpanie, chcący raz na zawsze pozbyć się rodu władców Inków,
ale kto wie jakie były (i czyje) prawdziwe zamiary.
Wenecja |
Księżniczka musi się ukryć –
wraz z ojcem ucieka więc na koniec świata – w Karpaty, na dawne
(bo to już po zaborach) pogranicze polsko-węgierskie. Pobliskie
Pieniny nie są oczywiście Andami pośród których rozkwitło
Tahuantinsuyu, ale są całkiem malownicze. Przepiękna sceneria dla
ostatniego aktu dramatu: prześladowcy nawet tu dosięgają inkaską
księżniczkę. Czy są to Hiszpanie, czy komando indiańskich
partyzantów? To już nieistotne. Kobieta zostaje zamordowana, jej
syn znika – podobnie zresztą jak domniemany skarb i/lub kipu.
Zamek w Niedzicy |
I sprawa właściwie powinna się
zakończyć.
Ale nie. Syn Uminy, Antonio
Condorcanqui – jak nazywał się do tej pory potomek Inków –
staje się Antonem Beneszem, adoptowanym synem Wacława Benesza z
Moraw, dalekiego krewnego księżniczki (taki sprytny manewr jego
dziada, Sebastiana w celu ochrony wnuka; legenda wprowadza tu
emisariuszy tajemniczej rady Inków, organu d/s ochrony inkaskich
tajemnic; podobno zaaprobowali działania dziadka Sebastiana).
Mająca węgierskie korzenie rodzina
Beneszów zna tą opowieść. I kiedy Najlepsza z Możliwych Władz,
Władza Sowiecka, rozpoczyna okupację Polski (od 1920 roku zamek w
Niedzicy leży na terenie Rzeczypospolitej) młody socjalistyczny
działacz, potomek tej morawsko-węgierskiej rodziny przybywa do
warowni w 1946 roku i spod kamiennych schodów wydobywa... kipu.
Elegancko opakowane w szkatułkę z napisem "Dunajecz, Vigo,
Titicaca". Brzmi to niewiarygodnie – w Internetach nie takie
rzeczy się wypisuje, ale pytam o to znajomą pochodzącą właśnie
z tamtych rejonów. Dziewczyna przyznaje:
- To dość tajemnicza sprawa, ale
rzeczywiście: na zamku było indiańskie kipu. Leżało ukryte pod
kamiennymi schodkami. Mój dziadek je widział.
Titicaca |
Niestety, po indiańskich węzełkach
wszelki słuch ginie. Andrzej Benesz zostaje prominentnym
przedstawicielem władz okupacyjnych, ba, jako wicemarszałek Sejmu
PRL jest właściwie nietykalny. Więc i kipu także. W roku 1976
ginie w wypadku – ktoś mógłby powiedzieć, że w tajemniczym,
ktoś inny, że po prostu nie miał szczęścia. A kipu znika.
Kipu |
Klasyczny zwolennik teorii spiskowej –
tu opuszczamy bowiem "fakty"; historia się skończyła na
tą chwilę – powie: to nie był przypadek. Ktoś albo chciał
przejąć owo kipu dla siebie, albo wręcz przeciwnie – pragnął,
żeby zniknęło na zawsze. Czyli z jednej strony rządni skarbów
"konkwistadorzy" (może Władza Ludowa?) a z drugiej...
Inkowie? Potomkowie owego hipotetycznego komanda uciszającego ową
księżniczkę – renegatkę? Świetny pomysł na książkę (ba,
nawet niejaki pan Rowiński popełnił coś na kształt) – byleby
tylko Dan Brown się o tym nie dowiedział, bo podejrzewam, że jest
w stanie skiepścić nawet tak sensacyjną i wspaniałą historię.
Ma chłop dar.
Wracając do kipu, Niedzicy i spisków.
Czy Beneszowie – skoro wiedzieli o artefakcie – znali kogoś, kto
mógłby, kto byłby w stanie z indiańskich węzełków wyciągnąć
jakąś informację? Byłaby to niezła sensacja, kipu jest do dziś
nie odczytane. A może, abstrahując od zawartości inkaskiej
wiadomości, wiedzieli o miejscu ukrycia prekolumbijskiego skarbu?
Złota? Jeśli tak – czy zdążyli wydobyć precjoza – oni albo
ktoś inny? A może...
Mimo sporego sprzeciwu społecznego
przeforsowano decyzję o budowie tamy na Dunajcu. Czy tylko dlatego,
żeby stworzyć zbiornik retencyjny i niewielką elektrownię? A może
dlatego, żeby uniemożliwić dostanie się do inkaskiego skarbu. Bo
może to nie jest złoto, a jakaś tajemna wiedza?
Mulder i Scully tego nie rozwiążą.
Ale musicie przyznać, że to dobra
teoria.
Do Niedzicy nie jest daleko, polecam
się przejechać. Tuż obok zamku i tamy znajduje się – w końcu
to miejsce turystyczne – niewielki bazar z chińszczyzną, ale –
niestety – nie ma tam pluszowych Inków ani kipu z napisem
Niedzica. A szkoda. Pod rumuńskim (obecnie, kiedyś węgierskim)
zamkiem Bran na pęczki jest pluszowych nietoperzy, symboli Drakuli,
mimo, że Wład Palownik nigdy tam nie był. A u nas kipu było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz