Wpis miał opowiadać o cegle adobe i
pustyniach w Starym Świecie – i nawet powstał – ale
demokratycznie zadecydowałem, że przesunę publikację na marzec,
żeby powrócić do tematu, o którym miałem już na blogu nie
wspominać – mianowicie panice koronawirusowej. Ponieważ jednak
się kończy (panika, mam nadzieję; nie blog – także mam
nadzieję) to stwierdziłem, że zrobię wpis podsumowujący
wszystkie moje dotychczasowe koronawirusowe przygody i/lub
przemyślenia. A – znów moja demokratyczna decyzja – najlepszym
miejscem by zakończyć blogowy wątek będzie położony w krainie
Erdely zamek Torscvar. Znaczy leżący w Siebenburgen Torzburg. To
jest Bran w Transylwanii.
|
Zamek Bran
|
Czyli największa turystyczna atrakcja
Rumunii.
Oraz najdroższa - bo skoro są klienci...
|
Zamkowy dziedziniec
|
Dlaczego? Otóż
przyjęło się, iż zamek był siedzibą Drakuli, strasznego
transylwańskiego księcia wampira, stworzonego przez Brama Stokera w
końcu XIX wieku. Przez jakiś czas nawet oficjalnie brańska
twierdza była przez rumuńskie władze promowana jako siedziba
historycznego Drakuli. Jak się można domyślać, wszystko to pic na
wodę i fotomontaż ambaje.
|
Zamkowe mury
|
Na pierwszy ogień pójdą wampiry.
Przyjmuje się, że upiór/wampir to istota z folkloru słowiańskiego,
nieboszczyk, który po śmierci nie chce przykładnie leżeć w
mogile, tylko z niej wstaje i ku utrapieniu żyjących szkodzi,
grandzi, zabija – ogólnie zachowuje się nieprzyzwoicie. Żeby
zapobiec takim niecnym wypadkom osobę podejrzewaną o to, że może
stać się upiorem (bo, na przykład, miała pypeć na nosie albo
zabiła kogo) chowano w dość specyficzny sposób. A to obcinano
zwłokom delikwenta głowę i składano ją w nogach, a to przebijano
kołkiem, a to wiązano – wierzono, że dzięki temu zmarły nie
wstanie z grobu (metody sprawdzały się, trup nie ożywał). Tak
zwane pochówki wampiryczne spotykano nawet w XVIII wieku – warto
dodać, że nie tylko wśród ludów słowiańskich (niestety, nie
możemy przywłaszczyć sobie wampirów na własność).
Na początku
XIX stulecia John Polidori, lekarz niejakiego George'a Byrona
popełnił był opowiadanie "Wampir", w którym z
nieciekawego nieumarłego typka uczynił pijącego krew arystokratę.
Temat podchwycił, i tego typu wampir na stałe zagościł w
powieściach grozy (często na poły pornograficznych – wszak czasy
wiktoriańskie to epoka pruderii na pokaz; pod purytańską maską
ukrywały się i kotłowały najprzeróżniejsze perwersje i
zboczenia). Blisko sto lat później taką postać stworzył też
Bram Stoker – i nadał mu imię Dracula, zaczerpnięte z historii
władcy Wołoszczyzny, Włada III Tepesa – Draculi.
Żyjący na
przełomie Średniowiecza i Renesansu hospodar (czyli książę)
wołoski Wład III Tepes (czytaj: Czepesz, Palownik) zasłynął –
jako chrześcijański władca – z pewnej nienawiści do Turków
Otomańskich (z których to imperium jego państewko graniczyło
przez Dunaj). Często też wbijał ich na pal – zresztą karę tą
stosował także w stosunku do własnych poddanych, dzięki czemu
przeszedł do historii jako władca surowy, ale potrafiący utrzymać
w kraju ład i porządek – stąd przydomek Palownik. Kiedy jakiś
czas potem wypłynęły na forum opinii publicznej wyczyny hospodara
otrzymał on łatkę okrutnika, ale bądźmy szczerzy – nie
odbiegał od standardów epoki. Choć nabawił się też i drugiego
pseudonimu: Draculea – Syn Diabła. Ojciec Włada, także Wład,
należał do antyislamskiego Zakonu Smoka, i nosił przydomek Draco.
Pech chciał, że bardzo podobnie w dialektach wołoskich brzmi słowo
diabeł – dracul. Stąd w historii ojciec Palownika nosi też miano
Diabła. Złe ludzkie języki, słaby pseudonim i powieść o
wampirach sprawiły, że na całym Świecie biedny władca jest
synonimem zła.
|
Popiersie Palownika na ruinach Starego Dworu w Bukareszcie
|
Podobno zamek Bran swoim wyglądem przypomina
siedzibę owego literackiego Drakuli – choć dzielny hospodar
wołoski Wład do Transylwanii zaglądał był tylko przejazdem
(m.in. złupił niedaleki Kronstadt, dziś Braszów) i jeśli
kiedykolwiek przebywał w Branie to – choć to przypuszczenie –
dzień, może dwa, jako więzień. Palownik rządził w Karpatach i
na Nizinie Naddunajskiej, za główne siedziby miał zamek Poenari
oraz miasto Targoviste, choć w wielu miejscach Wołoszczyzny miał
swoje rezydencje – na przykład w Bukareszcie jest to Curtea
Veche, Stary Dwór – obecnie w fazie rekonstrukcji. Sam zamek ma
jednak strasznie ciekawą historię. Powstał na początku XIII wieku
dzięki Krzyżakom (tym samym, co to wiecie: teutońska buta w
Prusach, Grunwald i inne takie) – drewniana warownia nazywała się
Dietrichstein i strzegła szlaków handlowych. Krzyżaków wkrótce
wypędzono – zakotwiczyli na długie wieki nad Bałtykiem – zamek
przetrwał dłużej, w 1370 roku zniszczyli go Turcy. Odbudował go
kilka lat później, już jako Torzburg/Tocsvar król węgierski i
polski Ludwik Wielki (u nas znany jako Andegaweński, bo i
faktycznie, niewiele ze swojej wielkości przelał na nasze państwo).
Na początku XVII wieku zamek płonie – i odbudowany zostaje w
stylu nawiązującym do zamków największego mocarstwa w regionie,
czyli Rzeczypospolitej. Co prawda niedługo później państwo
polsko-litewskie traci mocarstwową pozycję, ale attyki w kształcie
jaskółczych ogonów w Torzburgu zostają. W roku 1920 zamek, już
zwany Bran, zostaje podarowany przez mieszkańców Braszowa Marii, królowej Rumunii (wnuczka brytyjskiej Wiktorii, prowadziła się
nietęgo i wyznawała bahaizm), która przerabia fortecę na swoją
ulubioną letnią rezydencję – także dzisiejszy wystrój pochodzi właśnie
z początku XX wieku i próżno tam szukać śladów (w sumie
nieistniejących) Drakuli.
|
Zamek w Malborku - dzieło Krzyżaków nad Bałtykiem
|
|
Zamek w Niedzicy na pograniczu polsko-węgierskim
|
|
Wystawne wnętrza branskiego zamku
|
Mimo to nadal do Branu przybywają
tłumy wielbicieli hrabiego Drakuli, bo mimo, że oficjalnie już
nikt nie łączy zamku z literackim wampirem ani księciem Władem,
to nadal można na podzamkowym bazarze kupić pluszowego nietoperza z
wielkimi kłami. A raczej można było przed okresem paniki koronawirusowej, w zeszłym roku nietoperzy nie było – stragany
upstrzone były za to ohydną chińszczyzną (jakieś pokemony czy
inne badziewie) oraz portretami Włada Palownika (na wszystkich
obrazach z epoki wygląda jakby miał zeza i nosi fikuśną czapkę).
Wychodzi, że pluszowe nietoperze-wampiry zostały kolejnymi ofiarami paniki
koronawirusowej.
|
Bazar pod zamkiem
|
A co wspólnego mają wampiry (przynajmniej te
krwiopijne, literackie) z wirusem? Ano, i jedne i drugie właściwie
nie są żywe (pierwsze są nieumarłe, drugie nie wykazują cech
organizmów żywych, tylko się namnażają), i te, i te pasożytują
na ludziach, i zarówno jednym, jak i drugim nie zależy na
całkowitym unicestwieniu ludzkiej rasy (bo wtedy straciłyby
żywicieli). Oba też szerzą panikę, którą tylko spokój i
racjonalne myślenie może powstrzymać.
Różnica jest taka, że
wampir nie nabywa odporności na osinowy kołek, a wirus na szczepionki – owszem. Bo mutuje.
Niemniej, jak wspomniałem na
wstępie, panika koronawirusowa wydaje się mijać (osobiście
obstawiałem, że całkowita normalność to rok 2025, ale zobaczymy)
więc trzeba ją podsumować:
- Miłość w czasach zarazy cz. 1 –
czyli pierwsze spotkanie z paniką koronawirusową
- Miłość wczasach zarazy cz. 2 – opowieści ciąg dalszy, tym razem już w
Ojczyźnie
- Kuchnia w czasach zarazy – co jeść, kiedy upadnie
cywilizacja
- Podróż w czasach zarazy – o tym, jak mocno
turystyka dostała po tyłku
- Bunkry w czasach zarazy – bunkry
zawsze są spoko, można się do nich schować w razie czego
-
Powonienie w czasach zarazy – ciekawa teoria z pogranicza s-f i
biologii dotycząca wirusów
- Leprozorium – wizyta w dawnym
ośrodku odosobnienia dla zakażonych
- Panika w czasach zarazy –
czyli jak to niektórzy wcześniej, inni później, wracają do
normalności
I na koniec jeszcze rada: jeśli już koniecznie
będziecie chcieli odwiedzić Bran, to oprócz zamku wejdźcie też
do pobliskiego skansenu (a jeśli jesteście ponadnormatywnie duzi uważajcie na średniowieczne tajne przejście - można tam utknąć niczym Kubuś Puchatek w króliczej norze). Jest dużo ciekawszy.
|
Skansen w Branie
|
A za tydzień już
na pewno pustynia, cegła adobe i inne atrakcje. Prawdopodobnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz