Tak, że tego. Życie w Prypeci
przeminęło.
Oczywiście, jeśli nie liczyć paru
stalkerów ukrywających się w opuszczonym mieście. Zresztą teraz
dla nich zaczął się trudny okres, ale o tym na koniec.
W każdym razie: życie przeminęło –
zostało kilka tajemnic.
Telewizja kłamie! |
Oczywiście, nie dotyczą one samej katastrofy – tu fakty są (po latach) znane. Gorzej jest z
usuwaniem skutków owego wydarzenia. Tu wciąż brak danych –
zresztą może wcale ich nie ma, jeśli akcja była organizowana na
bieżąco, mogły się niektóre informacje nie zapisać. Poza tym
ilość ofiar jest nieznana – oficjalnie wybuch pochłonął (jeśli
mnie pamięć nie myli, a może mylić) 17 istnień ludzkich – w
tym kierowcę który zginął w wypadku samochodowym. Opowiadał mi o
tym były pracownik elektrowni Siergiej, strażak uczestniczący w
tamtej akcji ratunkowej. Przy pomniku w Sławutyczu wskazywał twarze
przyjaciół którzy odeszli i komentował:
- Ta kobieta pomagała zdejmować ubrania z poparzonych strażaków uczestniczących w akcji. Przyjęła tak wielką dawkę promieniowania, że zmarła niemal od razu.
- Ta kobieta pomagała zdejmować ubrania z poparzonych strażaków uczestniczących w akcji. Przyjęła tak wielką dawkę promieniowania, że zmarła niemal od razu.
Centrum Sławutycza |
Ubrania te zresztą dalej są w
podziemiach szpitala w Prypeci – i będą jeszcze długo.
Promieniowanie zabija wszystkie drobnoustroje które mogłyby
rozłożyć materiał. No chyba, że je ktoś zabierze. Organizator
wyjazdu opowiadał nam, jak to pewnego razu dwóch uczestników
wzięło sobie na pamiątkę takie ubrania. Oczywiście, zostali
zatrzymani na granicy – informacja dla podróżnych: na granicach
państwowych przejeżdżacie przez bramki dozymetryczne, wykrywające
promieniowanie radioaktywne (ma to zapobiec chociażby przemytowi
materiałów rozszczepialnych). Trudno skomentować to zachowanie. To
znaczy mógłbym, ale przecież na bloga może zajrzeć jakiś
nieletni, a wtedy wyjdzie, że deprawuję młodzież.
Wracając do tematu – łączna
liczba ofiar jest trudna do oszacowania. Nie wiadomo tak naprawdę
ile osób zmarło na chorobę popromienną, u ilu rozwinął się
nowotwór (głównie tarczycy, która wchłania jod – a po wybuchu
sporo w powietrzu było radioaktywnego izotopu tego pierwiastka), ilu
ludzi odczuło skutki wybuchu w psychice (samobójstwo, alkoholizm).
I, zapewne, nigdy poznana nie będzie.
Panorama |
Jedno co jest pewne – zagrożenie
okazało się mniejsze niż na początku sądzono. Dużo mniejsze.
Dziś można postrzegać ewakuację Prypeci jako nadmierną
ostrożność – wtedy nie wiedziano tego (oczywiście są miejsca,
gdzie skażenie jest wysokie – chwytak, którym ściągano z dachu elementy konstrukcji reaktora, ubrania w szpitalu, ów słynny
Czerwony Las, oficjalnie zneutralizowany, zaorany i nieistniejący;
widziałem te drzewa – z bezpiecznej odległości, czyli z daleka).
Podobnie akcja podawania płynu Lugola dzieciom w PRL-u też uważana
jest za akcję na wyrost, która w niczym nie pomogła. Ważne, że
nie zaszkodziła. Mimo tego elektrownie jądrowe nadal budzą
irracjonalny lęk w naszym społeczeństwie. Może kiedyś się to
zmieni, zobaczymy.
Chwytak |
Ale wracajmy do tajemnic. Okazało
się, że nie całe miasto zostało wysiedlone. Co najmniej do roku
1991 działała w Prypeci fabryka Jupiter – zakład produkujący
radioodbiorniki. Konia z rzędem temu, kto widział kiedykolwiek
radio tej marki. Myśmy w środku nie znaleźli. Nie zeszliśmy też
do podziemi fabryki. Raz, że zalane, dwa – jest tam wysokie
promieniowanie. Bardzo możliwe, że był to zakład wzbogacania
uranu na potrzeby wojska. Bardzo, bardzo możliwe. Swoją drogą
pierwsza radziecka bomba powstała z uranu wydobytego w dolnośląskich
Kowarach. Taka tam, ciekawostka i polski wątek.
Fabryka Jupiter |
Kilka kilometrów od elektrowni leży
– a właściwie stoi – niezwykle ciekawa konstrukcja. Oficjalnie
– oczywiście – był to obóz Pionierów (czyli masowego,
radzieckiego harcerstwa – zabawa polegała na indoktrynowaniu
dzieciaków od małego; jak mawiał twórca behawioryzmu John Watson: "dajcie
mi dziecko, a zrobię z niego kogo będę chciał"; każdy socjalizm stosuje
się do tej zasady, czy sowiecki, czy nazistowski – mistrzami są
jednak Kimowie z KRLD). Ale pioniera z rzędem temu, kto kiedyś
zobaczył tu bawiące się dzieci. Naprawdę jest to niewielkie
miasteczko, Czarnobyl-2, w którym mieszkała obsługa owej
konstrukcji: radzieckiego radaru pozahoryzontalnego Duga-2
(oznaczenie RŁU-1). Zwanego też Okiem Moskwy. Miało to służyć
do wykrywania nadlatujących balistycznych pocisków amerykańskich –
oraz Bóg wie do czego jeszcze.
Oko Moskwy |
Ciekawe, czy umiejscowienie tego
radaru koło elektrowni atomowej jest tylko-li przypadkiem? Czy może
elektrownia miała za zadanie być tarczą dla radaru? Po katastrofie
czarnobylskiej okazało się jednak, że promieniowanie radioaktywne
zakłóca pracę radaru i odtąd cała konstrukcja stoi nieużywana.
Po awarii zastanawiano się także,
jak wielki będzie wpływ zanieczyszczeń na życie i zdrowie
człowieka. Reaktory typu RBMK były chłodzone wodą – i również
ta część miejscowego ekosystemu została skażona. Co prawda w
okolicznych zbiornikach żyją ryby (tak wielkie i liczne, że każdy
wędkarz popłakałby się ze szczęścia), ale ja odradzam ich
spożywanie (dobra, jadłem u samosiołów rybę, ale odłowioną z
rzeki, czyli większość zanieczyszczeń już dawno spłynęła do
Morza Czarnego i dalej, do Wszechoceanu – a przynajmniej tak to
sobie tłumaczę; zanieczyszczenia lubią kumulować się na przykład
w mule rzecznym). Mogą być skażone. To znaczy, na pewno są. Na
przełomie lat 80-tych i 90-tych zeszłego stulecia założono w
okolicy eksperymentalną fermę norek. Zwierzęta karmiono
miejscowymi rybami – okazało się, że w ich ciałach (norek,
znaczy się) odkładają się radioaktywne zanieczyszczenia –
założono, że podobnie kumulowałyby się w organizmie człowieczym
(po to między innymi, o czym już pisałem, co jakiś czas bada się
babuszki-samosiółki). Jednak – uwaga – okazało się, że
radioaktywne nie są skórki owych norek. Więc robiono z nich futra.
Ciekawe, czy takie wcale-nie-radioaktywne-skądże futro byłoby
odporne na mole?
Samosioły |
Eksperymentalna ferma norek |
Z ciekawostek zony pozostają jeszcze
dwa nieukończone bloki elektrowni: 5 i 6. Te miały być już innego
typu, chłodzone powietrzem. Po tym drugim zostały tylko fundamenty,
ale blok nr 5 jest ukończony w jakichś 95%. Właściwie
wystarczyłoby dowieźć pręty paliwowe, i mamy działający
reaktor. Przynajmniej kiedyś – dziś to już nie. Oczywiście
wejście na teren Piątki jest zakazane, dlatego nasz organizator
musiał zająć czymś ochronę. Taka konwencja. Potem tylko był
lekko nieswój:
- Pozwolicie – powiedział – że przez chwilę będę mówił trochę mniej.
- Pozwolicie – powiedział – że przez chwilę będę mówił trochę mniej.
Cóż, na pewno Czarnobylska Strefa
Wykluczenia jest warta odwiedzenia ale...
Do niedawna na Zachodzie data 26. kwietnia kojarzyła się głównie z bestialskim nalotem Niemców
nazistów na hiszpańską Guernikę (strategia ta, terroryzująca
ludność, wymyślona w czasie hiszpańskiej wojny domowej
wielokrotnie była stosowana potem we wrześniu 1939 roku – na
przykład w Wieluniu; oczywiście, nikt nie został ukarany) –
obecnie, po emisji serialu "Czarnobyl" Zachód wie już
nieco więcej o tym dniu. Przez co w zonie zrobił się niemiłosierny
tłok (epidemia koronowirusa znów ten stan rzeczy zmieniła) –
najgorzej wyszli na tym stalkerzy: nie mają już swojego miejsca
odosobnienia.
Chłodnia kominowa |
Dodajmy jeszcze do tego, że
oficjalnie Czarnobylska Strefa Wykluczenia jest zamknięta dla
zwiedzających.
Tak to działa na Wschodzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz