Tłumacz

24 lipca 2020

Prypeć cz. 2 - Miasto tajemnic

   Tak, że tego. Życie w Prypeci przeminęło.
  Oczywiście, jeśli nie liczyć paru stalkerów ukrywających się w opuszczonym mieście. Zresztą teraz dla nich zaczął się trudny okres, ale o tym na koniec.
   W każdym razie: życie przeminęło – zostało kilka tajemnic.
Telewizja kłamie!
  Oczywiście, nie dotyczą one samej katastrofy – tu fakty są (po latach) znane. Gorzej jest z usuwaniem skutków owego wydarzenia. Tu wciąż brak danych – zresztą może wcale ich nie ma, jeśli akcja była organizowana na bieżąco, mogły się niektóre informacje nie zapisać. Poza tym ilość ofiar jest nieznana – oficjalnie wybuch pochłonął (jeśli mnie pamięć nie myli, a może mylić) 17 istnień ludzkich – w tym kierowcę który zginął w wypadku samochodowym. Opowiadał mi o tym były pracownik elektrowni Siergiej, strażak uczestniczący w tamtej akcji ratunkowej. Przy pomniku w Sławutyczu wskazywał twarze przyjaciół którzy odeszli i komentował:
    - Ta kobieta pomagała zdejmować ubrania z poparzonych strażaków uczestniczących w akcji. Przyjęła tak wielką dawkę promieniowania, że zmarła niemal od razu.
Centrum Sławutycza
   Ubrania te zresztą dalej są w podziemiach szpitala w Prypeci – i będą jeszcze długo. Promieniowanie zabija wszystkie drobnoustroje które mogłyby rozłożyć materiał. No chyba, że je ktoś zabierze. Organizator wyjazdu opowiadał nam, jak to pewnego razu dwóch uczestników wzięło sobie na pamiątkę takie ubrania. Oczywiście, zostali zatrzymani na granicy – informacja dla podróżnych: na granicach państwowych przejeżdżacie przez bramki dozymetryczne, wykrywające promieniowanie radioaktywne (ma to zapobiec chociażby przemytowi materiałów rozszczepialnych). Trudno skomentować to zachowanie. To znaczy mógłbym, ale przecież na bloga może zajrzeć jakiś nieletni, a wtedy wyjdzie, że deprawuję młodzież.
   Wracając do tematu – łączna liczba ofiar jest trudna do oszacowania. Nie wiadomo tak naprawdę ile osób zmarło na chorobę popromienną, u ilu rozwinął się nowotwór (głównie tarczycy, która wchłania jod – a po wybuchu sporo w powietrzu było radioaktywnego izotopu tego pierwiastka), ilu ludzi odczuło skutki wybuchu w psychice (samobójstwo, alkoholizm). I, zapewne, nigdy poznana nie będzie.
Panorama
   Jedno co jest pewne – zagrożenie okazało się mniejsze niż na początku sądzono. Dużo mniejsze. Dziś można postrzegać ewakuację Prypeci jako nadmierną ostrożność – wtedy nie wiedziano tego (oczywiście są miejsca, gdzie skażenie jest wysokie – chwytak, którym ściągano z dachu elementy konstrukcji reaktora, ubrania w szpitalu, ów słynny Czerwony Las, oficjalnie zneutralizowany, zaorany i nieistniejący; widziałem te drzewa – z bezpiecznej odległości, czyli z daleka). Podobnie akcja podawania płynu Lugola dzieciom w PRL-u też uważana jest za akcję na wyrost, która w niczym nie pomogła. Ważne, że nie zaszkodziła. Mimo tego elektrownie jądrowe nadal budzą irracjonalny lęk w naszym społeczeństwie. Może kiedyś się to zmieni, zobaczymy.
Chwytak
   Ale wracajmy do tajemnic. Okazało się, że nie całe miasto zostało wysiedlone. Co najmniej do roku 1991 działała w Prypeci fabryka Jupiter – zakład produkujący radioodbiorniki. Konia z rzędem temu, kto widział kiedykolwiek radio tej marki. Myśmy w środku nie znaleźli. Nie zeszliśmy też do podziemi fabryki. Raz, że zalane, dwa – jest tam wysokie promieniowanie. Bardzo możliwe, że był to zakład wzbogacania uranu na potrzeby wojska. Bardzo, bardzo możliwe. Swoją drogą pierwsza radziecka bomba powstała z uranu wydobytego w dolnośląskich Kowarach. Taka tam, ciekawostka i polski wątek.
Fabryka Jupiter
  Kilka kilometrów od elektrowni leży – a właściwie stoi – niezwykle ciekawa konstrukcja. Oficjalnie – oczywiście – był to obóz Pionierów (czyli masowego, radzieckiego harcerstwa – zabawa polegała na indoktrynowaniu dzieciaków od małego; jak mawiał twórca behawioryzmu John Watson: "dajcie mi dziecko, a zrobię z niego kogo będę chciał"; każdy socjalizm stosuje się do tej zasady, czy sowiecki, czy nazistowski – mistrzami są jednak Kimowie z KRLD). Ale pioniera z rzędem temu, kto kiedyś zobaczył tu bawiące się dzieci. Naprawdę jest to niewielkie miasteczko, Czarnobyl-2, w którym mieszkała obsługa owej konstrukcji: radzieckiego radaru pozahoryzontalnego Duga-2 (oznaczenie RŁU-1). Zwanego też Okiem Moskwy. Miało to służyć do wykrywania nadlatujących balistycznych pocisków amerykańskich – oraz Bóg wie do czego jeszcze.
Oko Moskwy
  Ciekawe, czy umiejscowienie tego radaru koło elektrowni atomowej jest tylko-li przypadkiem? Czy może elektrownia miała za zadanie być tarczą dla radaru? Po katastrofie czarnobylskiej okazało się jednak, że promieniowanie radioaktywne zakłóca pracę radaru i odtąd cała konstrukcja stoi nieużywana.
  Po awarii zastanawiano się także, jak wielki będzie wpływ zanieczyszczeń na życie i zdrowie człowieka. Reaktory typu RBMK były chłodzone wodą – i również ta część miejscowego ekosystemu została skażona. Co prawda w okolicznych zbiornikach żyją ryby (tak wielkie i liczne, że każdy wędkarz popłakałby się ze szczęścia), ale ja odradzam ich spożywanie (dobra, jadłem u samosiołów rybę, ale odłowioną z rzeki, czyli większość zanieczyszczeń już dawno spłynęła do Morza Czarnego i dalej, do Wszechoceanu – a przynajmniej tak to sobie tłumaczę; zanieczyszczenia lubią kumulować się na przykład w mule rzecznym). Mogą być skażone. To znaczy, na pewno są. Na przełomie lat 80-tych i 90-tych zeszłego stulecia założono w okolicy eksperymentalną fermę norek. Zwierzęta karmiono miejscowymi rybami – okazało się, że w ich ciałach (norek, znaczy się) odkładają się radioaktywne zanieczyszczenia – założono, że podobnie kumulowałyby się w organizmie człowieczym (po to między innymi, o czym już pisałem, co jakiś czas bada się babuszki-samosiółki). Jednak – uwaga – okazało się, że radioaktywne nie są skórki owych norek. Więc robiono z nich futra. Ciekawe, czy takie wcale-nie-radioaktywne-skądże futro byłoby odporne na mole?
Samosioły
Eksperymentalna ferma norek
   Z ciekawostek zony pozostają jeszcze dwa nieukończone bloki elektrowni: 5 i 6. Te miały być już innego typu, chłodzone powietrzem. Po tym drugim zostały tylko fundamenty, ale blok nr 5 jest ukończony w jakichś 95%. Właściwie wystarczyłoby dowieźć pręty paliwowe, i mamy działający reaktor. Przynajmniej kiedyś – dziś to już nie. Oczywiście wejście na teren Piątki jest zakazane, dlatego nasz organizator musiał zająć czymś ochronę. Taka konwencja. Potem tylko był lekko nieswój:
    - Pozwolicie – powiedział – że przez chwilę będę mówił trochę mniej.
  Pozwoliliśmy, doskonale ową konwencję rozumieliśmy.
Blok nr 5
  Cóż, na pewno Czarnobylska Strefa Wykluczenia jest warta odwiedzenia ale...
  Do niedawna na Zachodzie data 26. kwietnia kojarzyła się głównie z bestialskim nalotem Niemców nazistów na hiszpańską Guernikę (strategia ta, terroryzująca ludność, wymyślona w czasie hiszpańskiej wojny domowej wielokrotnie była stosowana potem we wrześniu 1939 roku – na przykład w Wieluniu; oczywiście, nikt nie został ukarany) – obecnie, po emisji serialu "Czarnobyl" Zachód wie już nieco więcej o tym dniu. Przez co w zonie zrobił się niemiłosierny tłok (epidemia koronowirusa znów ten stan rzeczy zmieniła) – najgorzej wyszli na tym stalkerzy: nie mają już swojego miejsca odosobnienia.
Chłodnia kominowa
  Dodajmy jeszcze do tego, że oficjalnie Czarnobylska Strefa Wykluczenia jest zamknięta dla zwiedzających.
   Tak to działa na Wschodzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Enver i never

     Oczywiście wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO Linie z Nazca to nie jedyne geoglify w Ameryce Południowej. Geogli...