Regionem Świata w którym przebywam (EDIT: onegdaj tak bywało) najczęściej – nie licząc oczywiście Polski – jest bez
wątpienia Katalonia. Mógłbym oczywiście powiedzieć, że to
dlatego, że w onej przepiękniej krainie zakochałem się bez
pamięci, że mnie zauroczyła – jak to często piszą różnej
maści podróżniczy blogerzy – ale łgałbym. A tego nie lubię.
Jest bowiem Katalonia relatywnie łatwo
dostępnym "ciepłym krajem", niezbyt przesadnie drogim,
spokojnym (to się niestety zmienia – nie mówię tu o
demonstracjach katalońskich separatystów, a raczej o efektach tzw. ubogacania kulturowego Zachodniej Europy), pełnym zabytków i do
tego modnym miejscem. W ramach pracy w turystyce w nadmorskich
kurortach siedziałem i po kilka tygodni w roku – choćby w
osławionym Lloret de Mar.
Lloret de Mar. Panorama |
Bóg mi świadkiem jednak, że ani
razu nie poszedłem na jakąkolwiek dyskotekę. Po prostu jest to dla
mnie zbyt nudne (nie to, żebym miał coś przeciwko alkoholowi i
zalegalizowanym narkotykom, nie). Owszem, uczestniczyłem w kilku
festynach, raz nawet mi się podobało – trafiłem na występ
cover-bandu Nirvany. Nie jest co prawda trudno naśladować tą
chwytliwą i dosyć prostą muzykę, ale wokalista był całkiem
podobny – a na pewno wystylizowany – do Kurta. "Hey, wait!".
Prawie jak oryginał. |
W każdym razie z racji obowiązków w
Katalonii zmuszony jestem odwiedzać miejsca dość oklepane (z tego
m.in. powodu nie udało mi się jeszcze zobaczyć owych przecudnych
romańskich kościółków w malowniczej La Vall de Boi,
docenionych wpisem na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości
UNESCO, rzymskich zabytków Tarragony, ani tym bardziej historycznej
stolicy Aragonii – Jaxy – choć ona już właśnie w pobliskiej
Aragonii leży) turystycznie, choć dajcie mi tylko trochę czasu, a
w każdym z nich znajdę coś – przy najmniej dla mnie –
interesującego.
No ale czym jest ta Katalonia? Hiszpan
powie, że to część Hiszpanii, w której mówią dziwnym dialektem
(język kataloński jest niezbyt zrozumiały dla Kastylijczyka),
Katalończyk – że to okupowane przez Kastylijczyków od 1714 roku
mające własną kulturę i tradycję państwo.
Można zauważyć, że są to zdania
zgoła odmienne. Nie mnie oceniać, choć chyba troszkę bliżej mi
do stanowiska Katalończyków. Żeby trochę przybliżyć całą
sytuację wypadałoby przedstawić historię owych ziem. Postaram się
zrobić to w miarę krótko.
Pierwotnych mieszkańców Półwyspu
Iberyjskiego (zapewne żyjący w Pirenejach Baskowie są ich
potomkami) kolejno opanowywali Celtowie, Kartagińczycy, Rzymianie i
Wizygoci. Władcy tych ostatnich w czasie sporów dynastycznych
"zaprosili" wprost z Afryki siły Saracenów. Ich wódz,
Tarik (imię przetrwało we współczesnej nazwie jednego ze Słupów
Herkulesa: Dżabal Tarik, Gibraltar, Góra Tarika) w 711 roku po Chrystusie
rozprawił się z Wizygotami (następnie Arabowie przekroczyli
Pireneje i Roku Pańskiego 732 pod Poitires zostali powstrzymani przez
Karola Młota). Kilka lat później Pelagiusz – czy też Pelayo –
rozpoczął zbrojny opór przeciwko Muzułmanom. Jego potomków
wsparł w tej misji sam Karol Wielki – w celu ochrony swojego
cesarstwa zasponsorował kilka pirenejskich marchii – w tym
Aragonię czy hrabstwo Barcelony - i tak mniej więcej zaczyna się
rekonkwista.
Barcelona. Panorama |
W wyniku 700-letniej kampanii wojskowej, zakończonej w
1492 roku, na Półwyspie Iberyjskim powstały trzy chrześcijańskie
królestwa: Portugalii, Kastylii i Leonu oraz Aragonii (w skład
Korony Aragońskiej wchodziła Stara Aragonia, Katalonia, rejon
Walencji i Baleary; najważniejszym miastem była Barcelona, choć
przez pewien czas Aragończycy panowali także nad Neapolem i
fragmentami Grecji). W pewnym momencie wszystkie te państwa zostały
zjednoczone przez Habsburgów, potem z unii wystąpiła Portugalia, a
Kastylia i Katalonia pozostały pod berłem wspólnego monarchy. W
1714 roku zawieszono kataloński parlament oraz osobne prawa.
Poskutkowało to oczywiście serią większych i mniejszych powstań
(ostatnie walki odbywały się w czasie wojny domowej 1936-1939),
nieskutecznych jednak.
Rekonkwista: "Podbój Majorki". Fresk z zamku w Barcelonie |
Obecnie Katalonia ma szeroką
autonomię w ramach Królestwa Hiszpanii (Generał Franco, twórca
współczesnego państwa, usilnie tępił wszelkie przejawy
katalońskiego nacjonalizmu; to zabawne, że socjaliści hiszpańscy,
tak mocno potępiający dyktatora, murem stoją za frankistowską
dewizą "Jedna, Wielka, Niepodzielna" odmawiając
Katalończykom prawa do samostanowienia), kataloński jest językiem
urzędowym na równi z hiszpańskim, ba, ma nawet wyższy status,
ponieważ jest głównym językiem wykładowym na katalońskich
uniwersytetach.
Uniwersytet w Gironie |
Jak dalej potoczy się sytuacja,
trudno powiedzieć. Słabe, tak charakterystyczne dla Zachodniej
Europy początku XXI wieku, rządy zapewne w końcu ugną się pod
presją separatystów – a na to tylko czekają Szkoci, belgijscy
Flamandowie czy włoska Liga Północna. O tradycyjnym kotle
bałkańskim nie wspominam. Zresztą warto pamiętać, że granice
państwowe to nie jest ryty w kamieniu Dekalog – one po prostu się
zmieniają.
"Obyś żył w ciekawych czasach"
– mówi stara, chińska klątwa.
A wracając do Katalonii: na ich
mieszkańców woła się "Polacos" – "Polacy".
Czy to z racji szeleszczącego w uszach Hiszpanów języka, czy może
podobnej historii – bo oba te kraje były onegdaj mocarstwami, a
potem zniknęły z mapy Świata – trudno orzec.
Co zaś do określeń narodów, to
przypomniała mi się taka zabawna anegdotka. Siedzieliśmy sobie w
kawiarence w Gironie (przepiękne miasto, warte osobnego wpisu) i
czekaliśmy na nasze zamówienie. Ja – tradycyjnie – wziąłem
herbatę, choć w Śródziemnomorzu ktoś pijący ten napój
traktowany jest jako osoba chora (to znaczy przeziębiona na
przykład; nie, że jakoś umysłowo; po prostu wszyscy wiedzą, że
ziółka – a tak traktowana jest tam herbata – pije się kiedy
organizm nie domaga), koledzy natomiast dużą kawę. Duża kawa, o
czym dowiedziałem się później, nazywana jest amerykanką. Zresztą
kawy staram się unikać, to skąd mam wiedzieć takie rzeczy. W
każdym razie czekamy na nasze napoje.
- Americanos? - pani kawiarniana
podchodzi do stolika i pyta się, komu podać kawę.
- No! Polacos! - odpowiadam, święcie
oburzony, że ktoś pomylił nas z Jankesami.
Girona |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz