Tłumacz

26 kwietnia 2024

Enver i never

    Oczywiście wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO Linie z Nazca to nie jedyne geoglify w Ameryce Południowej.
Geoglify z Nazca
    Ba, w samym Peru jest ich całe mnóstwo, niektóre z nich widziałem, a o niektórych nawet wspominałem.
Kandelabr z Paracas
    Wbrew temu, co twierdzą Teoretycy Starożytnej Astronautyki nie wszystkie owe formy są antyczne. Podobnie jak mury domów w opisywanej już przeze mnie peruwiańskiej kampanii wyborczej także i zbocza gór służą współczesnemu wyrażaniu ekspresji.
Kamień wyborczy
    Często są to nazwy miejscowości, powitania, modlitwy, a czasem... No cóż, w Boliwii w drodze z Uyuni do Potosi na jednej z gór zauważyliśmy wykonaną na zboczu jednej z gór metodą geoglifu (usunięto wierzchnią warstwę kamieni; narażone na palące słońce, mróz i wiatr erodują i mają inny kolor niż warstwy leżące głębiej – działa tu i chemia, i fizyka) reklamę pizzerii. Już w tym przepięknym (eufemizm) kolonialnym mieście – przyznam, że całkowitym przypadkiem – natrafiliśmy na ów lokal. Niestety, wyglądało na to, że restauracja nie przetrwała czasu paniki koronawirusowej (a w Ameryce Południowej różne dziwy się wtedy działy), i zamknięta była na cztery spusty. Zresztą pewnie i tak nie mieli hawajskiej.
Potosi
    Ale by oglądać geoglify wcale nie trzeba opuszczać Europy. Ba, nie trzeba jechać też do gnijących ginących krajów Dzikiego Zachodu (zwłaszcza, że nie słyszałem o takich tworach ani we Francji ani w Niemczech; w Anglii zdaje się jest geoglif konia). Tak po prawdzie widziałem tylko jedną taką strukturę w Europie. Na Bałkanach.
    I nie, wcale nie chodzi o wspominanego na blogu i docenionego przez UNESCO bułgarskim Jeźdźcu z Madary. To po prostu olbrzymia płaskorzeźba, niech jej będzie, że petroglif. Ładna, ale to nie nasze hasło.

Jeździec z Madary
    Państwem o którym mówię jest jeden z najbardziej tajemniczych krajów Europy – Albania. Co prawda już jakiś czas temu o Albanii i Albańczykach było, teraz zresztą zamiast o Bałkanach na blogu pojawiają się wpisy o Południowej Ameryce – ale myślę, że będzie to miła odmiana, żeby W. Sz. Czytelnik się nie znudził. Poza tym na Półwysep Bałkański dostać się i łatwo, i szybko, i tanio, i Unii E***pejskiej nie ma (choć ku swojej zgubie Albańczycy dążą doń niczym ćma do świecy; szansa jest, że nie zdążą). Na dodatek geoglif jest w przepięknej okolicy, docenionej i wciągniętej przez UNESCO na Listę Światowego Dziedzictwa.
Berat
    Berat – bo o nim mowa – to naprawdę stare miasto, posiadające antyczny zamek i otoczone murami miejskimi stare miasto. Takie cacane i kamienne, jakich to brak w Ameryce Południowej (znaczy, są tam prekolumbijskie mury i twierdze, ale całkiem inne niż w Starym Świecie – a kiedy już żeśmy się spotkali, to stare, dobre zamki przechodziły do lamusa; strasznie mnie cieszą te nowożytne hiszpańskie, francuskie czy portugalskie forty czasem tam spotykane).

Uliczka w twierdzy starego miasta w Beracie
    Ale nie ma się co wgłębiać w wielowiekową historię miasta, bo geoglif pochodzi z dużo bliższej nam epoki – ba, część Czytelników bloga zapewne w niej się urodziła. Chodzi oczywiście o Zimną Wojnę – globalne starcie pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i Związkiem Socjalistycznych Republik Sowieckich.
    Albania w tym konflikcie nie miała oczywiście żadnego realnego znaczenia, choć oczywiście pierwotnie należała do obozu sowieckiego. W pewnym momencie jednak miejscowy dyktator Enver Hodża stwierdził, że w Związku Sowieckim to jednak nie jest prawdziwy komunizm i zerwał stosunki z Wielkim Bratem. Ludzie radzieccy nie zareagowali jakoś przesadnie, zwłaszcza, że Albania graniczyła tylko z kapitalistyczną Grecją i Jugosławią – owszem, socjalistyczną, ale pozującą pod rządami marszałka Tito na niezależną. Hodża przez jakiś czas współpracował jeszcze z Chińską Republiką Ludową, ale kiedy Deng rozpoczął i tam reformy, pogniewał się i totalnie zamknął Albanię przed wpływami zagranicznymi. Stworzył przy tym jeden z najbardziej paranoicznych systemów dyktatury na Świecie – chociażby nie budowano tam prostych dróg (żeby wraże – natowskie bądź sowieckie – samoloty nie wylądowały w czasie inwazji) oraz zabunkrowano cały kraj (każdy Albańczyk musiał mieć swój bunkier). Zdaje się jednak, że o tym już wspominałem.

Albański bunkier
    Poza tym, że totalnie zniszczył gospodarkę kraju a za pomocą Sigurimi, tajnej policji, wymordował tysiące ludzi, wprowadził także kult jednostki. Własnej, żeby nie było niedomówień. Nie wiem, czy uważał się za jakiegoś Skanderbega, największego bohatera Albanii, ale zamiast religii Albańczycy mieli wyznawać albańskość z Hodżą na czele. W efekcie albańskie miasta ozdobione zostały licznymi pomnikami dyktatora. A Tirana otrzymała nawet w związku z tym piramidę.

Piramida Hodży
    W Beracie postanowił uczcić się inaczej. Stare miasto położone jest tam na urwistym wzgórzu pomiędzy dwoma całkiem innymi górami – jedna jest skalista i strzelista, druga niższa i poprzecinana licznymi dolinami okresowych strumieni. Geolodzy mają wyjaśnienie na taki kształt gór (chronionych Parkiem Narodowym Tomori), ale ja wolę legendarną wykładnię – oto dwóch braci pokłóciło się (chyba o dziewoję żyjącą nad oddzielającą góry rzeką Osum; przepływa ona przez centrum nowego Beratu, z czasów osmańskich) i, jak to krewcy Bałkańczycy, zaczęło walczyć. Jeden rzucał kamieniami, a drugi ciął szablą – stąd i właśnie rysy na stokach Tomori.
    Taką właśnie scenografię w roku 1968 wykorzystał Hodża by napisać tam swoje imię, gdzie litery oddzielone były właśnie V-kształtnymi dolinkami przypominającymi miejsca po uderzeniach szabli. Wielkie ENVER.
    W roku 2012 albańscy studenci (w czasach, gdy studenci byli kreatywni choć oczywiście nadużywający alkoholu i wszetecznej mowy; dziś możliwe, że też nadużywają, ale zamiast kreatywności mają tiktoki czy inne takie wynalazki) odnowili dawny napis, ale ściągając wierzchnią warstwę gleby zamienili dwie pierwsze litery i wyszło NEVER.

Znikający geoglif "Never"
    Cóż, nie ma się co dziwić, rzeczywiście umęczył on Albanię strasznie, zresztą chyba do dziś Albańczycy jeszcze się nie otrząsnęli. W przeciwieństwie do przyrody na Tomori – która podobnie jak i Płaskowyż Nazca walczy z geoglifami. W Peru rysunki są regularnie odnawiane, ale tu nikt tego nie robi – kilka lat z rzędu odwiedzałem Berat, i z roku na rok widać go coraz mniej. Najwyraźniej brakło studentów, a sam geoglif niedługo znajdzie się w rubryce "forget".

Pamiątki po Zimnej Wojnie - wciąż widoczne
    Tak więc zachęcając do odwiedzin Albanii uciekam z powrotem na kontynent Ameryki Południowej, na pacyficzne wybrzeże Peru, gdzie oprócz geoglifów jest co oglądać. Choćby piramidy.
Najstarsze piramidy w Ameryce Południowej
    I byłbym zapomniał - tak mnie naszło - jeszcze jedna rzecz dotycząca nie tylko Beratu, ale i właściwie całej europejskiej kultury (oraz współczesnej Albanii). Oto będąc tu powiedzmy na przełomie sierpnia i września łatwo można skosztować owoców głożyny pospolitej (niektórzy zwą ją jujubą albo chińskimi daktylami; wcale nie chodzi tu o dawne konszachty Mao i Hodży). Nabyć je można bez żadnych charakterystycznych dla Unii E***pejskiej zbędnych ceregieli. Otóż rośliny z rodzaju głożyna (na przykład głożyna afrykańska z okolic Tunezji) badacze mitów utożsamiają z lotosem znanym z Odysei. Owoce te miały powodować senność i amnezję, co można podciągnąć pod działanie lekko psychodelicznych diaspor owego drzewka. Czy europejska głożyna też ma takie właściwości nie wiem, ale skoro Albańczycy, niepomni reżymu Hodży, tak garną się w struktury Unii E***pejskiej...
    Mnie nie otumaniły.
Głożyna w Beracie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Cziatura

     Zostajemy na blogu na terenach byłego ZSRS, acz w miejscu o dużo dłuższej i jeszcze mniej znanej w Polsce historii . Choć także będą po...