Eguisheim (albo Egisheim) to urocza
wioska leżąca u stóp Wogezów na Alzackim Szlaku Win. Ale to już
wiecie. Z racji przepięknego położenia i zachowanego dawnego
układu urbanistycznego (oraz licznych sklepów z alzackim winem –
głównie delikatnym białym muskatem oraz takimż gazowanym w typie
szampańskim zwanym, z racji praw autorskich, cremant) jest dosyć
licznie odwiedzana przez turystów. Starówka, mimo, że niewielka
potrafi zaskoczyć – z wierzchu typowe kolorowe alzackie
szachownice, w głębi oryginalne zakamarki dawnej wsi.
Do tego w
samym sercu osady, tuż obok kościoła mamy prawdziwy zamek. Z
kaplicą poświęconą lokalnemu notablowi, który został świętym.
A wcześniej papieżem.
Wychodzi, że Eguisheim to takie dużo
mniejsze i starsze alzackie Wadowice, tylko z tarte flambee zamiast
kremówek. No i ma zameczek.
Trochę ubarwiam, nie wiem czy Bruno, hrabia
Egisheim-Dagsburg (spowinowacony z najmożniejszymi rodami ówczesnego
Cesarstwa, oraz samą dynastią salicką, od Konrada II był młodszy,
od Henryka III starszy; wspomniana w poprzednim wpisie Hildegarda była z hrabiów Egisheim-Dagsburg) znał ów alzacki przysmak – a nasz Karol
Wojtyła wuzetki, zwane też kremówkami zajadał aż mu się uszy trzęsły – ale obaj
zostali wybrani na biskupów Rzymu. W XX wieku przez konklawe, w XI z
poruczenia cesarskiego.
Hrabia Bruno przyjął miano Leona,
Dziewiątego papieża o tym imieniu (Pierwszy powstrzymał Attylę,
Trzeci koronował Karola Wielkiego, Trzynasty stanął w obliczu antyludzkiego socjalizmu, a obecny, Czternasty jest wielką niewiadomą, ale
wyglądam pontyfikatu z pewną nadzieją), i żył w niezwykle
ciekawych czasach. Oto bowiem chrześcijaństwo wciąż stanowiło
jedność, choć różnice między Katolicyzmem a Prawosławiem
narastały coraz bardziej. Po podbiciu przez muzułmanów patriarszych
stolic w Jerozolimie, Antiochii i Aleksandrii na placu boju pozostali tylko patriarcha Konstantynopola i biskup Rzymu. Jeden grecki, drugi
łaciński. Obaj mieli swoich spokrewnionych cesarzy, obaj chcieli wieść prym w
świecie chrześcijańskim.
Leon przygotował się na wojnę
całkiem nieźle – otaczając się naprawdę zgraną ekipą
świetnych polityków z Hildebrandem czy Humbertem z Silva Candida
na czele. Tego ostatniego wysłał do Konstantynopola jako legata by
negocjował zażegnanie sporów z patriarchą Michałem Cerulariuszem
oraz pomoc Bizancjum w walce z Normanami. Jak te negocjacje poszły
wszyscy wiemy. Zarówno papiescy legaci, jak i patriarcha okazali się
ludźmi nieustępliwymi i zbyt dumnymi by próbować załagodzić
spory. Michał obłożył anatemą legatów, ci na ołtarzu Hagii
Sophii złożyli bullę wyklinającą patriarchę. Był rok 1054,
zachodnie (bo wschodnie to Ormianie, Gruzini, Koptowie, nestorianie) chrześcijaństwo oficjalnie rozpadło się na gałąź
katolicką i prawosławną.
W praktyce, bo w teorii patriarcha
nie mógł legatów przeklnąć gdyż nie byli już legatami. Leon IX
– późniejszy święty – akurat wziął był i zmarł (a sam
patriarcha konstantynopolitański wyklął tylko owych legatów – na
czele z Humbertem - personalnie). Alzatczyka bowiem chwilę wcześniej
ułapił potomek wikingów Robert Guiscard. I osadził w więzieniu.
Kiedy papież wreszcie wyszedł na wolność (i oddał najeźdźcom
Apulię, wspaniały przyczółek do ataku na Sycylię) był już na
tyle słaby, że szybciutko odszedł do Domu Pana. Niestety, nikomu
nie chciało się odkręcać wzajemnych klątw – a rychło i na
Wschodzie i na Zachodzie zaroiło się od lokalnych problemów,
takich jak najazd Turków Seldżuckich czy spór o inwestyturę.
Europejska jedność, od pewnego czasu iluzoryczna, pękła na dobre,
i każde władztwo musiało opowiedzieć się po którejś ze stron
Wielkiej Schizmy Wschodniej. A kiedy jedność raz pękła – dalsze
rozłamy były tylko kwestią czasu.
Jednym z następnych
papieży, Grzegorzem VII został wspominany wcześniej Hildebrand.
Tak, ten od Canossy i konfliktu z Henrykiem IV, cesarzem i krewnym
hrabiego Brunona. Grzegorz też został świętym, acz nie za
politykę, tylko jak Leon IX za dokończenie zaczętej przez hrabiego
Egisheim-Dagsburg reformy kluniackiej w kościele (opaci z Cluny także z Leonem współpracowali, a byli to najznamienitsi intelektualiści
owych czasów – Kościół od zawsze był w awangardzie nauki).
A
potem przyszły krucjaty, wzajemne rzezie i wyrwa – nawet mimo Unii
Florenckiej – stała się zbyt głęboka. Istnieje zresztą do dziś
– i miała ogromny wpływ na historię Europy i całego Świata.
A
wszystko zaczęło się w niewielkim alzackim miasteczku (dziś
technicznie to wieś) Eguisheim. Ciekawe jak często podróżując po Świecie człowiek z niewiedzy omija takie smaczki. I jak dużo jest
ich u nas w Polsce?
![]() |
Eguisheim od frontu... |
![]() |
...i od zakrystii. |
![]() |
Zamek w Eguiheim |
![]() |
Rynek w Wadowicach |
![]() |
Tarte flambee |
![]() |
Lateran - przez wieki siedziba biskupa Rzymu |
Hagia Sophia - przez wieki siedziba patriarchy Konstantynopola |
![]() |
Jeden z normandzkich zamków w Apulii |
![]() |
Klasztor w mojej rodzinnej Warcie - przed zniszczeniem przez Rosjan z olbrzymią biblioteką |
IV krucjata - mozaika z epoki |
![]() |
Domniemany grobowiec Krysty w Górze |
Na koniec jeszcze co do papieży:
można wiele zarzucać Leonowi czy Grzegorzowi, rozwiązłość,
przedkładanie rzeczy świeckich nad duchowe, nepotyzm, symonię
(choć reforma kluniacka z takimi patologiami walczyła przecież) –
ale przynajmniej nie byli bałbochwalcami...
Nieusankcjonowany przez Kościół obiekt kultu w Ameryce Południowej |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz