Tłumacz

29 października 2020

Smaczne chwasty

     Dobra – ile można o zabytkach i historii pisać.
    Skoro jakiś czas temu się zapowiedziałem, że będzie o jedzeniu chwastów – no to być musi. Jakbym słowa nie dotrzymał byłbym jako cymbał brzmiący politykiem. A na to jestem zbyt uczciwy – tak mnie Mama wychowała.

Babka lekarska
    Poza tym wpis o "Kuchni w czasach zarazy" miał całkiem sporo wyświetleń – więc można pociągnąć dalej te kulinarne peregrynacje podróże Adamasa.
    No i jeśli – albo raczej kiedy – przyjdzie ogólnoświatowy kryzys albo jaka wojna warto wiedzieć co można zjeść – i do tego smacznie.
    Na przykład mrówki można zjeść – o czym już pisałem – i termity (choć tych ostatnich w naszym klimacie nie uświadczysz). Albo pędraki chrabąszcza (smakują jak kurczak) czy pasikoniki (skrzyżowanie czipsów i popkornu). Lub – ewentualnie – chwasty.
    W ramach prowadzonych przeze mnie zajęć z survivalu zawsze pokazuję – i sam zjadam – najsmaczniejsze rośliny występujące w naszym otoczeniu. Od razu zaznaczam – nie jestem ekspertem, takim jest chociażby pan Łukasz Łuczaj, ja po prostu lubię zjeść.
    Wiosną będzie to pokrzywa – o której już pisałem – ale na zieloną sałatkę nadadzą się młode liście mniszka lekarskiego (czyli popularnego mlecyka), krwawnika pospolitego czy szczawiu (albo szczawika – to ta koniczyna o sercowatych listkach, czasemuprawiana w doniczkach w wersji ozdobnej; kiedyś zjadłem takiego hodowlanego kwiatka koledze, o którym wspominałem w kontekście pięknego miasta Tossa de Mar; potem zawsze chował doniczkę jak przychodziłem). Młode liście lipy albo klonu też są smaczne.
Pokrzywa
    A babka lekarska – Plantago officinalis – to nie tylko świetny opatrunek na rany, ale i niezły dodatek do naleśników (jeno bierzcie młode liście, stare są łykowate).
   
Ale żeby nie robić tu całego zielnika – zresztą sporo jest w Internetach rad co jeść jak się umiera z głodu jest weganem – to ograniczę się do trzech chwastów, które każdy miał w ogródku (chyba, że ktoś nie ma ogródka – wtedy mógł takiego chwasta spotkać gdzie indziej: w doniczce, na klombie, na trawniku, w przerwach między płytami chodnikowymi).

   
Na początek totalny odlot. Gatunek przywleczony do Europy
z Ameryki Południowej. Tam na każdym szanującym się bazarze można kupić tą roślinę, zwaną pacoyuyo cimarron na pęczki. U nas? Chwast. Nikt nawet nie zwróci na nią uwagi, ba, większość osób nie wie nawet jak się ona nazywa.
Peruwiański targ
    W sumie może i dobrze, bo nazwę ma średnią: żółtlica owłosiona, Galinsoga quadriradiata.
    Tja.
    Ale smakowo – to jest bomba. Lubicie pestki słonecznika? On też pochodzi z Ameryki, i smakuje podobnie jak żółtlica. Na surowo – jako dodatek do kanapek, do twarożku – po prostu ekstra. Żeby się najeść pewnie trzeba by zjeść tego jakieś niebotyczne ilości, ale ten smak. Polecam, zdecydowanie polecam.
Pacoyuyo cimarron
    Druga roślina jest gatunkiem rodzimym. Kiedyś rzadki – ale odkąd pierwsi neolityczni rolnicy rozpoczęli na naszych ziemiach karczunek lasów i uprawę zbóż i warzyw pojawiła się ona. Kocha świeżo przekopaną ziemię, rośnie jak na drożdżach, może być bladoniebieska albo purpurowoczerwona – komosa biała, Chenopodium album.
    Lebioda.
    Szpinak ubogich.
Lebioda
   Znana potrawa głodowa – wczesną wiosną używana jako substytut mąki – bo jest bardzo pożywna. I smaczna. Przez cały okres wegetacji można używać jej liści jako dodatku do jajecznicy, do makaronów, do zup. Nawet można zjeść na surowo. Ale prawdziwe oblicze pokazuje pod koniec lata – kiedy zaczyna wydawać drobne i niepozorne owoce.
    I to jest hit – niezwykle pożywne i smaczne.
    Ktoś powie: nie będę jadł lebiody. To dla jakichś biednych wieśniaków. Po czym, jako, że jest nowoczesny, pobiegnie do marketu i kupi trochę modnej ostatnio quinuy. Quinua pochodzi z Andów i naprawdę nazywa się komosa ryżowa. Ma większe owoce niż nasza komosa biała, lebioda, ale dużo mniej intensywne w smaku. I droższe. A jedyny koszt pozyskania nasion lebiody to schylić się po nie (dobra – są pożywne, ale schylać się trzeba po wielokroć, bo naprawdę są drobne).
    Trzeci bohater dzisiejszego wpisu nazywa się ładnie: gwiazdnica pospolita, Stellaria vulgaris. Smakuje za to mniej wyraziście od dwóch poprzednich. Może lekko orzechowo? W każdym razie jest dosyć krucha i ma przepiękne białe kwiatki – malutkie, kilka milimetrów średnicy. Ma ten plus nad poprzednimi roślinami, że właściwie jest dostępna cały rok. W czasie łagodnej zimy świeże pędy gwiazdnicy bez trudu znajdziemy pod śniegiem nawet (albo w doniczce, jak ktoś nie ma ogródka).
Gwiazdnica i mrówki
    Z połączenia tych mocy tych roślin może powstać naprawdę bombowa potrawa. I na dodatek międzykontynentalna.
Chwasty
    Podsmażam czosnek (Eurazja) i paprykę chili (Ameryka Południowa) na oleju – niech będzie słonecznikowy, z Ameryki Środkowej, dodaję ugotowany makaron – najładniej wyglądają piórka (wynaleziony w Chinach), konserwową kukurydzę (Ameryka) a na sam koniec posiekaną żółtlicę, gwiazdnicę i liście lebiody (można dodać też nasiona – lebiodzianą kaszę). Ale zieleninę naprawdę na ostatku – tak, żeby się tylko lekko zblanszowała. Swoją drogą jak ktoś nie ma akurat ząbków czosnku można użyć także zielone części rośliny (albo genialny czosnek niedźwiedzi – byleby nie pomylić z silnie trującą konwalią majową) albo popularny chwast czosnaczek pospolity. A żeby nie było całkiem bezzwierzęco – finalnym produktem dorzuconym do potrawy niech będzie ser. Kozi, a co.
Chwastowe jedzenie
    Na talerzu jest więc smacznie i kolorowo (a je się przede wszystkim oczami) – do pełnej tęczy brakuje jeszcze niebieskiego – ja używam płatków rośliny pochodzącej z Bliskiego Wschodu – chabra bławatka (swoją drogą z kwiatów tej rośliny można zrobić

wino – ma piękną barwę denaturatu i wspaniały, łagodny smak; z mniszka lekarskiego wino trąci delikatnie gruszką).
Chaber bławatek
    Jak się komuś zaś nie chce chwastów w nadmiernej liczbie szukać – wtedy wracamy do żółtlicy. Rośnie na każdej grządce, wystarczy jej nie wypielić – i mamy materiał na pesto. Czosnek, orzechy laskowe (wspominałem kiedyś, że od tysiącleci w naszym klimacie były podstawą diety – tym żywili się neolityczni budowniczowie megalitów) zamiast piniowych, makaron – i voila! Ja na talerzu smak łamię owocostanami typowo okrajkowego krzewu Rubus sp., czyli maliną. Bo lubię. A poza tym ładnie wygląda.

Makaron z pesto żółtlicowym przybrany gwiazdnicą i maliną

    Co prawda z tymi potrawami trzeba będzie poczekać do wiosny – ale warto. I już na zaś mówię: smacznego.

PS: jakby ktoś potrzebował fioletowego na talerzu to kwiaty fiołka nie dość, że jadalne, to jeszcze delikatne w smaku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Enver i never

     Oczywiście wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO Linie z Nazca to nie jedyne geoglify w Ameryce Południowej. Geogli...