Tłumacz

23 grudnia 2022

Niebo nad Berlinem

    Niebo nad Berlinem (zdaje się, że był taki film – w takim razie podobieństwo tytułu wpisu z produkcji filmowej jest czysto przypadkowe; zresztą film nie był ani o meteorologii ani o alianckich nalotach; w sumie wpis też nie będzie) bywa ponure, zaciągnięte ołowianymi chmurami – wszak klimat Brandenburgii jest kontynentalny morski, a i pobliskie rzeki i (dawne) bagna produkują sporo wilgoci. Zresztą nawet jak jest przejrzyste i błękitne to w moim odczuciu sprawia wrażenie takiego ciężkiego. Niewesołego. Niemieckiego.
Symbol Berlina - Brama Brandenburska oraz wyjątkowo bezchmurne niebo.
    Może dlatego, że najczęściej do Berlina przyjeżdżałem w grudniu, gdy dni – oprócz tego, że pochmurne – są także krótkie? Ale latem też było mi tam duszno.
    Najpierw trochę historii: Berlin zaczyna się jako dwie słowiańskie osady – później lokowane jako miasta: Barlin i Kolno. Dziś nie ma po nich śladu – berlińska starówka została zrównana z ziemią pod koniec II Wojny Światowej, a odbudowany Nikolaiviertel tylko udaje stare miasto.
Nikolaiviertel
    Warto dodać, że na terenie dzisiejszego Berlina, w grodzie Kopanica (Koepenick) swoją siedzibę miał słowiański książę (no, albo inny władyka) Jaksa, będący lennikiem władców Polski. Zresztą to nie jedyne polonica – raz, że nie było stąd do Polski daleko, dwa – władano z Berlina sporym kawałkiem naszej Ojczyzny. Przez wiele lat nie można też było wznieść Reichstagu, ogólnoniemieckiego parlamentu, ponieważ hrabia Raczyński (nota bene zasłużony dla Cesarstwa Niemieckiego dyplomata) nie chciał oddać swojej ziemi pod budowę. Stara Kancelaria Rzeszy mieściła się zaś w nieistniejącym Pałacu Radziwiłłów – może to był jeden z powodów, dla których Adolf Hitler postanowił wznieść monumentalną Nową Kancelarię – po której, jak i po bunkrze pod nią, miejscem (zwolennicy teorii spiskowych dodaliby teraz: domniemanej) śmierci tego socjalistycznego zbrodniarza, nie ma dziś najmniejszego śladu. Stoją tam bloki mieszkalne i miejski szalet – choć kiedyś była także tablica informacyjna. Z tego co kojarzę od paru lat już jej nie ma.
Nieistniejąca tablica informacyjna w miejscu Nowej Kancelarii Rzeszy
    Zresztą Niemcy nie do końca rozliczyli się – i zrobić tego nie chcą – z trudną przeszłością XX wieku. Postawili w Berlinie pomnik pomordowanych Żydów, Romów – a jakoś Słowian (boć nie tylko Polaków mordowano) nie ma. Zamiast tego Berlińczycy wolą ponieść się Ostalgie – czyli nostalgii za DDR. Ot, na straganach można kupić czapki krasnoarmiejców z rybiego futra, a w restauracji zjeść soljankę (jeden z elementów berlińskiego street-foodu, o którym popełnię krótki wpis). Nawet światła na przejściach dla pieszych nawiązują stylizacją do komunistycznego zielonego ludka. Nie wiem natomiast, czy to ostalgia czy efekt wypranego mózgu zachodnich społeczeństw, ale w centrum miasta stoi sobie jak gdyby nigdy nic pomnik Marksa i Engelsa.
Pomnik zbrodniarzy
    Na niemal nieistniejącym dziś już Murze Berlińskim miasto zbija kapitał turystyczny – checkpoint "Charlie", jeden z trzech ("Alfa" i "Bravo" położone były poza centrum) legalnych przejść granicznych przez mur to dziś atrakcja, zaś fragmenty zapory czy innych instalacji obronnych zachowano w tkance miasta.
Macdonalds ukryty za Checkpointem Charlie
NRD-owska wieżyczka obserwacyjna
    Miasta, które po 1989 roku jest olbrzymim placem budowy. Ostatnio odbudowano nawet zamek Hohenzollernów – czego władze sowieckiej strefy okupacyjnej odmawiały jako symbolu pruskiego militaryzmu (a warto zaznaczyć, że całe zabytkowe centrum było w strefie radzieckiej) – choć przecież taki Plac Żandarmerii, miejsce, gdzie pierwotnie stały koszary pruskiej armii i gdzie Fryderyk Wielki zmuszał soldatów do maszerowania tym nieludzkim krokiem pruskim, już od dawna jest odnowiony. Podobnie jak katolicki kościół Św. Jadwigi Śląskiej czy budynki Uniwersytetu Humboldta.
Katedra Francuska na Placu Żandarmerii
    Stoi też, nad brzegiem Sprewy w Nikolaiviertel dumny pomnik św. Jerzego zabijającego smoka – odwzorowujący herb Moskwy, jako symbol braterstwa między Prusami Hohenzollernów i Moskwą Romanowów (pomijam fakt, że następcy carów do dziś zajmują drugą ze stolic państwa Hohenzollernów, i nawet odmawiają jej historycznej nazwy).
Berliński herb Moskwy
    I właściwie to mniej więcej wszystko jeśli chodzi o taką część architektoniczno-zabytkową, mógłbym już więcej do Berlina nie przyjeżdżać. Tym bardziej, że jeśli chodzi o część ludzką (a to nie tylko street-food) to z miastem jest mi całkiem nie po drodze. Z jednej strony "progresywne" (warto odczytać ten przymiotnik jako "zepsute" – takie dekadenckie było przecież już w XX-leciu, i wiemy jak to się skończyło), mam tu takie odczucia jak – co opisywałem – w Amsterdamie. Z drugiej – tu po raz pierwszy ujrzałem na własne oczy to, o czym tylko słyszałem: w Europie Zachodniej toczy się wojna cywilizacji. Krwawa. Te dwie strony Berlina – dekadencka i imigrancka – w końcu się ze sobą zderzą. Wygra ta, która będzie bardziej bezwzględna, dość powiedzieć, że różnego rodzaju kolorowe parady jakiś czas temu opuściły centrum miasta i odbywają się z daleka od dzielnic w których obecnie panuje restrykcyjne prawo religijne uchodźców.
Wyspa Muzeów
    To tyle smutnych rozważań, wróćmy na chwilę do początku poprzedniego akapitu: "mniej więcej wszystko". Na sam koniec zostawiłem bowiem największy skarb Berlina – wpisaną na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO Museuminsel, Wyspę Muzeów (to nie jedyny taki wpis, w Berlinie są także cenne modernistyczne zespoły mieszkaniowe, ale... No mnie nie porwały). To kompleks przewspaniałych obiektów zawierających prawdziwe skarby, cudem przetrwały oba socjalistyczne reżimy i II Wojnę Światową (możliwe, że przetrwają też napór obu tych spierających się obecnie w Berlinie sił – kulturowego marksizmu i islamu). Brama Isztar, Ołtarz Pergamoński (kiedy miewałem chwilę czasu – a w mojej pracy to trudne – akurat bywał w remoncie; chyba już zakończonym), dom z Aleppo – to prawdziwe skarby Ludzkości i trzeba – absolutnie trzeba – je zobaczyć, zwłaszcza, że z Polski mamy doprawdy rzut kamieniem i niezłe połączenie. Zresztą poza tymi olbrzymimi dziełami na Wyspie Muzeów mamy tysiące innych precjozów, nieraz bardzo misternie wykonanych.
Misternie wykonany rzymski wisior

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Enver i never

     Oczywiście wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO Linie z Nazca to nie jedyne geoglify w Ameryce Południowej. Geogli...