Akurat
wpis wypada w wigilię wspomnienia świętego biskupa Mikołaja z
Miry. Znaczy się: dzień przed Mikołajkami. W rodzinnej mojej
Warcie dzień odpustu, wszak najstarszy kościół jest pod wezwaniem
tego świętego (był to też dzień, kiedy za dzieciaka
znajdowaliśmy z Bratem prezenty w butach; nie wiem czy w innych
regionach Święty Mikołaj też na 6. grudnia chował tak prezenty,
ale u nas jeszcze raz na Wigilię przychodził, tym razem z workiem
na plecach; zarobiony koleś).
Wiem, wiem, pora na odpusty niby dobra, bo Adwent,
ale pogoda? No ja Was proszę. Opisywałem kiedyś na blogu, jak to
na Malcie spotkałem rozwiązanie tego problemu (na tym
śródziemnomorskim archipelagu w grudniu – przynajmniej dla nas –
jest ciepło, ale potrafi srogo przypadać): otóż w uroczym
miasteczku Siggiewi (kiedyś Citta Ferdinand) po prostu przeniesiono obchody święta patrona
na lipiec. Czy tam inny sierpień. U nas nie. U nas nie ma miękkiej
gry.
Traf chciał, że dopiero co byłem w miejscu, gdzie znów
spotkałem kościół pod takimż wezwaniem. Och, wcale nie jest to
dziwne, przez wieki czcigodny biskup Miry był jednym z najbardziej
popularnych świętych. Za patrona wzięli go marynarze, panny na
wydaniu, bednarze, piwowarzy, cukiernicy, gorzelnicy, kupcy, kanceliści - et cetera, et cetera - oraz miasto Bari, gdzie spoczywa (relikwie
wykradziono w czasie krucjat – handel lewantyński miał
najróżniejsze oblicza; w Bari spoczywa też nasza Bona Zygmuntowa;
wredne babsko z kondotierskiego rodu Sforzów). Był też święty
Mikołaj za jednego z silniejszych orędowników uważany, wedle
powszechnych plotek modlitwa doń robiła więcej krzywdy Złemu niźli do pozostałych wspomożycieli. Dlatego też kościołów mikołajskich
jest cała chmara (także w Prawosławiu, które poczciwego biskupa
darzy jeszcze większą estymą niż my, ale o tym za chwilę).
Tym
razem była to Istria – a raczej jej słoweńska nadmorska część,
tuż podle dawnej stolicy prowincji dziś zwanej Koperem (a ongiś Capodistria). Konkretnie
niewielkie miasteczko Ankaran (już w czasach rzymskich był tu
posterunek drogowy), a sam kościół kościołem już nie był. Tak,
wiem, stworzyłem już jeremiadę na ten temat po wizycie w dawnym
klasztornym kościele w Maastricht, zamienionym na księgarnię i
kawiarnię, ale tu wracam trochę do tematu. A o tamtym kto chce
sobie przeczyta.
Kościół w Ankaranie był dużo mniejszy niż
ten w Niderlandach, i niezbyt się wyróżniał z kwadratowej bryły
hotelu. Wyjątkiem była charakterystyczna wenecka wieża z XVI
wieku (Istria bowiem przez stulecia była częścią Najjaśniejszej Republiki Świętego Marka).
- Co to za wieża? - zapytałem
meldując się na ośrodku (oprócz hotelu były tu też bungalowy,
kemping, dwa baseny i plaża: olbrzymi kompleks rekreacyjny) –
Wygląda na kościelną.
- Taka jest – potwierdził recepcjonista – Jesteśmy w dawnym klasztorze.
Rzeczywiście, zaraz za recepcją znajdował się klasyczny kwadratowy wirydarz.
Cóż, jak W. Sz. Czytelnik jednak
kliknął w link te dwa akapity wcześniej będzie znał mój
stosunek do desakralizacji świątyń, ale tu sprawa sięga jeszcze
XVIII wieku. Otóż wtedy ten istniejący od kilkuset lat
benedyktyński klasztor władze Wenecji zwyczajnie zlikwidowały.
Pewnie żeby przejąć klasztorne dobra. Taka była moda, vide
działający po sąsiedzku cesarz Józef II; w nieodległym Ptuju –
dziś także słoweńskim – ostał się ino klasztor minorytów,
ponieważ ci prowadzili szkołę.
Ankarańscy benedyktyni żyli z
upraw wina i oliwek – mieli zresztą sporo przywilejów, a ich
produkty trafiały na stoły możnych. Do dziś zresztą na Istrii
wytwarza się doskonałą oliwę.
Dwadzieścia lat później
Republika Wenecka przestałą istnieć (ktoś powie: karma), a Ankaran
wraz z całą Istrią wszedł w skład Prowincji Iliryjskich ze
stolicą w – także dzisiaj słoweńską, a jakże – Ljubljaną.
Pełni oświeceniowych haseł zarządzający tym terytorium Francuzi
utworzyli w klasztornych budynkach lazaret. Następni właściciel,
Habsburgowie, utrzymali ten stan. Z początkiem XX wieku obiekt
przekształcono na hotel, a po II wojnie światowej, gdy tereny te
zajęła komunistyczna Jugosławia powstał cały – istniejący do
dziś – kompleks. Nazwy nie będę zdradzał, ale skoro wiemy, że
jesteśmy w Ankaranie, to kto chce to sobie znajdzie. Miejsce jest
całkiem urocze, benedyktyni wiedzieli gdzie się urządzić.
Nie
będę ukrywał, że desakralizacja tego obiektu mniej mnie zabolała
niż inne, te współczesne. Nawet Reformacja nie niszczyła obiektów
kultu tak jak komunizm i będący jego forpocztą modernizm. Takie
prawdziwe bezczeszczenie rozpoczęło się w czasach Wielkiej
Rewolucji Francuskiej (ha tfu) i trwa do dzisiaj.
Ale z drugiej
strony: czy to kogoś dziwi? Skoro Kościół, zamiast dać odpór
zagrożeniom sam stał się miękki. Jak ten Zły ma się przejmować, jeśli mędrcy podczas Vaticanum II orzekli, że właściwie to nie
wiadomo jak to z tym biskupem Mikołajem z Miry było – może
istniał, może nie istniał (a kto na soborze w małoazjatyckiej Nicei z Ariuszem się po pysku prał, co?), skoro tyle lat się ludzie doń modlą,
to niech się modlą, ale wycofujemy go z pierwszego szeregu (zdaje
się, że i Krzysztofa spotkał podobny los). Takie tam, plwanie na
tradycję, ku uciesze Złego. Cóż. Trwa Adwent. Mimo wszystko
przygotowujmy drogę Panu.
![]() |
| Gotycka warcka fara pw św Mikołaja |
| Kościół w Is-Siggiewi na Malcie |
| Cerkiew św Mikołaja w Chanii na Krecie |
![]() |
| Cerkiew św Mikołaja w Schei w Braszowie |
![]() |
| Księgarnia w Maastricht |
![]() |
| Wenecka wieża w Ankaran albo Ancarano |
- Taka jest – potwierdził recepcjonista – Jesteśmy w dawnym klasztorze.
Rzeczywiście, zaraz za recepcją znajdował się klasyczny kwadratowy wirydarz.
![]() |
| Dawny klasztorny dziedziniec |
![]() |
| Klasztor minorytów w Ptuju |
![]() |
| Tłocznia istriańskiej (czy tam istrockiej) oliwy |
![]() |
| Widok na Adriatyk |
![]() |
| Efekty każdej modernistycznej rewolucji |











































