Nie lubię na blogu pisać o wojnie –
no chyba, że w ujęciu historycznym, wszak wiadomo, że konflikt
pomiędzy populacjami jest czymś normalnym z punktu widzenia
biologii; jest też wojna niesamowitym stymulantem do rozwoju
cywilizacji – ale czasem się zdarza, zwłaszcza, że żyjemy w
okresie starcia cywilizacji, gdy Kultura Zachodu (gnijąca, bo
gnijąca) pada pod ciosami nie tylko zewnętrznych najeźdźców, ale
i socjalistycznego wroga wewnętrznego.
Ale czasem się zdarza,
choć nie ukrywam, że chodzi tu raczej o tą romantyczną,
wyidealizowaną wizję konfliktu – taką, która bezpowrotnie
minęła przy okazji Wielkiej Wojny, gdy honor, rycerskość i
człowieczeństwo zastąpione zostało – między innymi dzięki
rozwojowi technicznemu Ludzkości (i spowodowanego Wielką Rewolucją
Francuską moralnemu upadkowi Człowieka) – bezduszną i krwawą
hekatombą.
Tak, w czasach Wielkiej Wojny jeszcze chowano
poległych na wspólnych cmentarzach – wszak w życiu doczesnym
połączyła ich wspólna potrzeba.
Ale był to ostatni akord. Chwilę później Europa pokryła się skorupą krwi (piszę bowiem z perspektywy stricte europejskiej – może z innej ten romantyzm wojenny przemijał trochę inaczej, ale w końcu prysł; automat Kałasznikowa jest dziś w kilku państwowych herbach Dzikich Krajów), a kontynent opanowały – bądź opanować próbowały – różnego rodzaju zbrodnicze ideologie. Z jakichś względów były one socjalistyczne, i stawiały w centrum Świata nie Boga (religia była wrogiem najgorszym, zwłaszcza chrześcijańska) a Człowieka.
W przededniu zaś II Wojny Światowej Niemcy pokazały
zaś, że mocno do serca wzięły sobie słynną "mowę huńską"
cesarza Wilhelma z początków Wielkiej Wojny. I zbombardowały z
powietrza niebronioną baskijską Guernikę. Nie było ku temu
żadnych przesłanek – poza propagandowo-psychologicznymi. Zginęło
kilkuset cywilów, zniszczeniu uległo 70% zabudowy. Oczywiście nie
był to pierwszy w historii taki akt (choćby ostrzał Kalisza w
1914, przez Niemców, bo przez kogo), ale premierowy tak gwałtowny,
śmiercionośny i z wykorzystaniem nowoczesnych środków i
lotnictwa.
Guernica stała się przy okazji mimowolnym symbolem nowoczesnych wojennych zbrodni – przyczynił się do tego monumentalny i przejmujący fresk Pabla Picassa – ale sprzeciw przeciw tragedii był głównie artystyczny. Inne Guerniki nawet tego nie doświadczyły.
Bo kto – nie tylko na Świecie, do niedawna nawet w Polsce nie była to powszechna wiedza – wie, słyszał, o bombardowaniu Wielunia nad ranem pierwszego września '39?
No właśnie. Tu nikt fresku nie namalował, a winnych – zdaje się – nie ukarano. Życie straciło kilkaset osób, zniszczeniu uległo 75% tkanki miejskiej. A nie było to jedyne zniszczone przez Niemców polskie miasto – podkreślmy, że nie bronione. Możliwe, że był to też pierwszy akt II Wojny Światowej – bomby spaść miały na śpiące miasto wcześniej niż atak na Westerplatte (i te dwie pozycje nie wyczerpują listy potencjalnych początków wojny).
W
Wieluniu, położonym w dawnej Ziemi Rudzkiej, byłem kilka razy –
wszak nie mam daleko. To już pas wyżyn, niedaleko Załęczański
Park Krajobrazowy z jaskiniami, ostańcami wapiennymi i malowniczym
przełomem Warty, więc i krajobrazy, i kamienna architektura bliższa
Krakowowi niż Sieradzowi. Zabytków niestety zbyt dużo nie
pozostało – Luftwaffe było niezwykle skuteczne – ot, kolegium
pijarskie i resztki miejskich murów, z bramą udającą
ratusz.
Zamek podobnie jak w Sieradzu nie zachował się, choć
na fundamentach chwacko wznosi się klasycystyczny pałacyk. Przy rynku
kiedyś stał gotycki kościół św. Michała Archanioła –
resztki pozostałe po wrześniowych bombardowaniach rozebrano rok
później. Dziś można zobaczyć tylko zarys murów zniszczonej
świątyni. W tym roku jeśli dobrze liczę będzie 75. rocznica
zniszczenia miasta – nadal nieodbudowanego [EDIT: oczywiście, źle policzyłem, to już 85 lat].
Pierwszym celem
dzielnych niemieckich lotników (armia niemiecka była tak dzielna,
że większość kronik filmowych z Września '39 powstało kilka
tygodni później; dla celów propagandowych podpalono nawet leżący
między Wieluniem a Sieradzem Złoczew – by uwiecznić na taśmie
filmowej marsz wspaniałego Wermachtu; oczywiście nikt nie poniósł
konsekwencji tego czynu – poza pozbawionymi mienia mieszkańcami
oczywiście) był – i tu nawiązanie do tragicznych wydarzeń z
pierwszych dni kwietnia 2024 roku ze Strefy Gazy – jeden z
największych budynków w mieście, oznaczony czerwonym krzyżem
szpital. Był to atak całkowicie świadomy – wśród atakujących
był chociażby miejscowy Niemiec, absolwent wieluńskiego gimnazjum.
Tak miała przebiegać nowa, totalna wojna – pełna zbrodni na
cywilach i ludobójstw. Barbarzyńska i całkowicie obca Cywilizacji
Europejskiej. Ot, Niemcy okazali się prawdziwymi trendsetterami
Narodów (choć możliwe, że czerpali z pomysłów sowieckich –
choć trudno stwierdzić, czy wojna domowa w Rosji, albo tureckie
ludobójstwo Greków i Ormian, odbywały się w europejskim kręgu
kulturowym) – ale znaleźli licznych naśladowców, choćby w
czasie niedawnego (ha, to już ponad 30 lat) konfliktu w byłej
Jugosławii (właściwie: serii wojen, do dziś
niezakończonych).
Podobnie jak na Bliskim Wschodzie – tam
bowiem też wojna trwa, raz w większym, innym razem w mniejszym
natężeniu.
Obecnie w większym. I tak w wyniku celowego ataku
rakietowego wojska izraelskiego w niszczonej Strefie Gazy na
oznaczony i bezbronny konwój humanitarny zginęli ludzie. W tym i
Polak, niosący bezinteresownie pomoc napadniętym i mordowanym, jak
to już w naszej narodowej tradycji jest – i nie ważne kto jest
agresorem, a kto ofiarą: pomagamy także naszym wrogom. To
szlachetne – głupie, ale szlachetne (zwłaszcza widząc jak
zachowują się wobec Polski i Polaków ci, którym kiedyś i teraz
pomagamy). Najgorsze w tym wszystkim, że teraz Świat trochę
pokrzyczy (o dziwo, polskie władze jakoś tak nieskore do jakiejś
reakcji są, nie po raz pierwszy zresztą) i za tydzień wszyscy
zapomną. Może tylko wolontariuszy chcących pomagać ginącym
Palestyńczykom będzie mniej. Barbarzyństwo znowu wygra.
Niszczenie korzeni cywilizacji w Europie |
Cmentarz w Ulejowie k. Szadku - miejsce spoczynku żołnierzy obu stron Wielkiej Wojny |
Ale był to ostatni akord. Chwilę później Europa pokryła się skorupą krwi (piszę bowiem z perspektywy stricte europejskiej – może z innej ten romantyzm wojenny przemijał trochę inaczej, ale w końcu prysł; automat Kałasznikowa jest dziś w kilku państwowych herbach Dzikich Krajów), a kontynent opanowały – bądź opanować próbowały – różnego rodzaju zbrodnicze ideologie. Z jakichś względów były one socjalistyczne, i stawiały w centrum Świata nie Boga (religia była wrogiem najgorszym, zwłaszcza chrześcijańska) a Człowieka.
Okopy z czasów Bitwy Warszawskiej - Marki k. Warszawy |
Guernica stała się przy okazji mimowolnym symbolem nowoczesnych wojennych zbrodni – przyczynił się do tego monumentalny i przejmujący fresk Pabla Picassa – ale sprzeciw przeciw tragedii był głównie artystyczny. Inne Guerniki nawet tego nie doświadczyły.
Bo kto – nie tylko na Świecie, do niedawna nawet w Polsce nie była to powszechna wiedza – wie, słyszał, o bombardowaniu Wielunia nad ranem pierwszego września '39?
No właśnie. Tu nikt fresku nie namalował, a winnych – zdaje się – nie ukarano. Życie straciło kilkaset osób, zniszczeniu uległo 75% tkanki miejskiej. A nie było to jedyne zniszczone przez Niemców polskie miasto – podkreślmy, że nie bronione. Możliwe, że był to też pierwszy akt II Wojny Światowej – bomby spaść miały na śpiące miasto wcześniej niż atak na Westerplatte (i te dwie pozycje nie wyczerpują listy potencjalnych początków wojny).
Zbombardowana i rozebrana w 1940 synagoga we Warcie (foto z arch. J. Ślipka) |
Brama Krakowska z ratuszem i resztki murów obronnych |
Fundamenty wieluńskiej fary pw św. Michała Archanioła |
Sarajewo - ślady po ostrzale |
Zwykły dzień na Zachodnim Brzegu |
Tryumf barbarzyństwa |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz