Kilka ostatnich wpisów popełniłem
byłem o Zakaukaziu, konkretniej zaś o Gruzji. To region gdzie
pośród głębokich dolin Kaukazu i Małego Kaukazu spotykają się
wpływy świata koczowników Wielkiego Stepu, antycznych cywilizacji
Żyznego Półksiężyca, greckiej Wielkiej Kolonizacji czy Imperium
Romanum (o wschodnim chrześcijaństwie, islamie i sowieckim ateizmie
na wspominki brak miejsca). Nie ukrywam, że takie stykowe obszary
nie dość, że są niezwykle urokliwe, to jeszcze genialnie
twórcze. |
Barok - czas wielokulturowego bogactwa Rzeczypospolitej
|
Przecież przez kilkaset lat i Rzeczpospolita Obojga
Narodów była takim państwem – żeby nie powiedzieć imperium,
całą cywilizacją – kwitnącym właśnie na pograniczu kultur.
Trudny (nie tylko dla nas, dla Zakaukazia też) XIX wiek, zabory,
okupacje niemiecka i radziecka XX wieku (i związane z nimi
ludobójstwa i ruchy migracyjne), fajnopolackie odmóżdżanie
sprawiły, że to bogactwo I Rzeczpospolitej zachowało się tylko
gdzieniegdzie. W innych miejscach trzeba mocno szukać. |
Podlasie - meczet tatarski
|
Zawieszenie
polskiej kultury między Wschodem a Zachodem sprawiło, że powstała
kultura ani wschodnia, ani zachodnia – polska po prostu, przez
wieki atrakcyjna dla licznych przybyszów oraz ościennych kraików –
w Jassach czy Moskwie nasza mowa była przecież językiem dworu u
zarania Nowożytności. Dawało nam to przewagę w starciu
zarówno przeciwko wrogom z Zachodu, jak i Wschodu (o Północy i
Południu nie zapominajmy). Jaka to szkoda, że w tym naszym
anarchistycznym imperium wykształciła się pośród rządzącej
szlachty idea pacyfizmu i niechęć do jakichkolwiek niemal wojen
zaborczych – mocarstwo, które przestaje być agresywne (a nasze
właściwie ledwo co zaczynało takim być) w końcu upada,
najczęściej pod ciosami ościennych nuworyszy, pełnych agresji oraz w
nosie mających konwenanse i kulturę. Niemniej czasami nasze zagony
opuszczały gościnne ziemie Rzeczypospolitej – a to by sobie
zdobyć Moskwę, a to by dla Ojczyzny ratowania rzucać się przez
morze w Danii. Lisowczykami straszono dzieci w okolicznych krajach
jeszcze kilkadziesiąt lat po rozwiązaniu formacji. Ostatnią chyba
chwalebną akcją oręża I Rzeczypospolitej była tak zwana Odsiecz
Wiedeńska. Kraj chylił się już wtedy ku upadkowi, choć bogactwo
magnaterii jeszcze maskowało zły stan gospodarki, ale król Jan III
zebrał armię, i – ryzykując rozłąkę z królową-małżonką,
a związek mieli ognisty, iście barokowy – pojechał na złamanie
karku by uratować Europę przed turecką nawałą. |
Pałac w Wilanowie, miejsce igraszek króla Jana i królowej Marysieńki
|
Ale to już
wiecie. Połączone siły polsko-niemieckie dwa dni przekradały się
przez zarośla Lasu Wiedeńskiego (jakby nie patrzeć pasmo
alpejskie, choć nie wysokie), wreszcie na ruinach kościółka na
szczycie Kahlenbergu odprawiono mszę i ruszono na tyły obozu
tureckiego. Bojąc się zasadzek król Jan pierwszą posłał
piechotę (BPP, jak pisał Sapkowski w Sadze o Wiedźminie), ale gdy
okazało się, że Turcy nieprzesadnie byli przygotowani, ruszył
wraz ze swoimi pancernymi zagonami husarii, a wraz z nim i konnica
aliantów (w walkach wyróżnił się młodziutki Eugeniusz
Sabaudzki, wkrótce jeden z największych dowódców europejskich).
Żeby – o czym pewnie też wiecie – nie konfudować
sprzymierzeńców i obrońców miasta (poinformowanych wszak o
nadejściu odsieczy) wschodnim stylem ubioru naszych wojsk kazał
król naszym odpowiednio się przepasać. Atak ciężkiej konnicy,
tej pancernej pięści epoki renesansu i baroku, zniósł wojska
tureckie (choć nie rozbił ich – tego Sobieski dokonał niedługo
pod Parkanami, łamiąc osmański kręgosłup; od tego czasu Wysoka
Porta już tylko się cofała; głównodowodzący, wezyr Czarny
Stefan, czyli Kara Mustafa, na rozkaz sułtana został stracony).
Wiedeń był wolny, Europa uratowana. A Polska została jak zwykle
moralnym zwycięzcą – bo faktycznych zysków z całej akcji nie
było. Cesarz Leopold, podrażniony dumnym zachowaniem naszego władcy
(oraz zazdrosny o sławę) zadbał, byśmy nic nie wygrali – a po
niecałych stu latach zajęciem Spisza jego potomkowie rozpoczęli
rozbiór Rzeczypospolitej (i całkiem niesłusznie uważani byli za
najłagodniejszych zaborców – a oni po prostu po mistrzowsku
wykorzystywali zasadę divide et impera; do dziś za to
płacimy). |
Współczesna panorama Wiednia z Kahlenbergu
|
|
Hofburg - siedziba cesarzy skąd dzielono i rządzono
|
Króla Jana upamiętniono za to niewielką tablicą w
sercu Wiednia.
|
Tablica upamiętniająca mszę dziękczynną po zwycięstwie pod Wiedniem
|
Odbudowano także kościółek na Kahlenbergu.
Dziś zarządzają nim zakonnicy z Polski – i to głównie nasi
rodacy podejmują trud wjechania na to górujące nad austriacką
stolicą wzgórze Lasu Wiedeńskiego. |
Kościół na Kahlenbergu
|
Kilka lat temu zaproponowano
– oczywiście polskimi środkami – wzniesienie tam pomnika
upamiętniającego ową szarżę znoszącą tureckie oblężenie.
Wybrano projekt, zbudowano cokół i... Niczym cesarz Leopold
konserwator zabytków (czy inna taka instytucja) w Wiedniu budowę
zablokował. Oficjalnie bo nie pasował artystycznie, choć pewnie są
i inne powody. Spacerując bowiem uliczkami Inner Stadt, wiedeńskiej
starówki, można dojść do wniosku, że, przynajmniej kulinarnie,
po latach to oblegający wygrali. Może też chodzić o zwykłą
zawiść i niechęć do przyznawania Polakom ważnego miejsca w
dziejach Europy. |
Gdzie jest król?
|
Nie chcą też Wiedeńczycy pamiętać o
nieoczywistym efekcie Odsieczy Wiedeńskiej, takim, z którym
spotykają się na co dzień. Nie tylko zresztą oni – bo większość
Zachodniego Świata (więc nie chodzi tu o jeden z kulinarnych
symboli miasta, czekoladowy tort Sachera, chodzi o inny; w rodzinę
Sacherów wżenił się niejaki von Masoch, przyjmując nazwisko
Sacher-Masoch, niezbyt sprawny pisarz, działający m.in we Lwowie, w
swych erotycznych powieściach jak Wenus w futrze zdefiniował
zboczenie zwane dziś od nazwiska masochizmem). Ale o tym
postanowiłem zrobić następny wpis – bo ten jest trochę o
niewdzięczności (a w domyśle: o tym, że Machiavelli to był
jednak szczwany lis, i żeby bawić się w politykę trzeba nie tylko
znać jego Księcia, ale i doń się stosować; jak i do Sun
Tzu). |
Serce starego Wiednia - katedra
|
Pomnik króla Jana znajduje się natomiast w Gdańsku –
dokąd został wygnany ze Lwowa, gdzie powstał, przez zajmujących
te ziemie w wyniku Zdrady Jałtańskiej sowietów. |
Lwowski pomnik Jana III w Gdańsku
|
I na koniec a propos sowietów: po II wojnie światowej Austria została podzielona na cztery strefy okupacyjne - rychło jednak wraże wojska opuściły kraj, choć pozostało po nich trochę pomników. Na przykład taki wystawiony w podzięce Armii Czerwonej. Do dziś zresztą zdobi on ulice Wiednia. Czemu nie zniknie? Raz, że ZSRS wycofując się miało jako jeden z warunków postawić pozostawienie takich monumentów. Dwa - Austriacy stwierdzili, że to część historii ich kraju, i nie lza pomnika usuwać. Bardzo to mądre, tolerancyjne i tak dalej. Wychodzi więc, że zerwanie tureckiego oblężenia przez Polaków musi być dla nich rzeczą gorszą niż Anschluss czy sowiecka okupacja... |
Armia Czerwona > Jan III Sobieski
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz