Tłumacz

17 czerwca 2022

Czwartkowy targ cz. 2

    Poprzedni wpis był – wyjątkowo – w czwartek, gdyż opowiadał był właśnie o czwartkowym jakże istotnym dla mojej rodzinnej społeczności wydarzeniu jakim był – i jest – targ.
    Jak wspominałem jego historia sięga Średniowiecza i przywilejów handlowych wystawionych bodajże przez króla Władysława Jagiełłę (a może był to sam donator praw miejskich, książę sieradzki Leszek Czarny? Ech, zawodna ta ludzka pamięć, a szukać po źródłach nie mam czasu, bo póki co jestem w rozjazdach, jak następną zarazę wymyślą to poszukam informacji) – ale już wcześniej miasto Warta otrzymało prawo składu: kupiec podróżując szlakiem handlowym musiał obowiązkowo zatrzymać się w mieście i wystawić swój towar (albo zapłacić, proste), istniała tu też komora celna. Oprócz tego miasto miało prawo organizować cztery jarmarki – aż się prosi napisać: doroczne jarmarki, ale byłby to trochę pleonazm, wszak jarmark, Jahrmarkt, to tyle co doroczny targ.

Rynek warcki

    To nie jedyne niemieckie słowo dotyczące handlu – miasta w średniowiecznej Polsce zakładano wszak na prawach pochodzących z terenów Cesarstwa Niemieckiego, zasadźcami i pierwszymi mieszczanami (przynajmniej na początku) byli obywatele niemieckojęzyczni – stąd znajomość tego języka wśród patrycjatu musiała być znaczna. Także Warta na początku swojej miejskiej drogi (około 1255 roku) otrzymała obok słowiańskiej nazwę Liebewarde, szybko jednak zanikłą. Także wśród zanotowanych średniowiecznych mieszczan warckich imion stricte niemieckich jest jak na lekarstwo, przydomków zaś wcale (ciekawostka: wedle legendy miasto założyli niemieccy jeńcy wojenni – nie ma na to żadnych dowodów oraz trudno zlokalizować z której to wojny mieliby pochodzić). Handlowo-urbanistycznym słowem pochodzenia niemieckiego jest rynek. Wywodzi się on od niemieckiego Ring – okrąg, bowiem główny plac nowolokowanych miast, ozdobiony ratuszem i zabudową śródrynkową, rzeczywiście miał kształt kręgu.

Rynek w Sieradzu, niegdyś z ratuszem na środku, obecnie z nowoczesną zabudową śródrynkową

    Po spolszczeniu Ring został rynkiem – i z racji funkcji – słowo to stało się synonimem germańskiego marketu. Także i u mnie, we Warcie (wiem, powinienem napisać "w Warcie", ale my mówimy "we"; oraz "lo kogo" a nie "dla kogo"; i do tego "jesce" mazurzymy) pierwotne targi odbywały się właśnie na starym rynku - zachowało się jeszcze kilka zdjęć z takich targów (stąd i ulica Targowa, znajdująca się tuż obok). Zdjęcia pochodzą z fanpage Warta Wspomnień, na który zapraszam.

Ratusz w oryginalnej formie (foto z arch. I. Ślipka via Warta Wspomnień, koloryzowane)

    Ratusz z 1812 roku (zniszczony ubogacony kulturowo przez Niemców w 1939, następnie odbudowany) nie stoi już na środku, więc trochę trwało zanim połączyłem niemiecki Ring z rynkiem – u mnie tego nie było.

Targ na rynku w przededniu II Wojny Światowej (foto z arch. I. Ślipka via Warta Wspomnień)

    Jako, że dzień targowy był niejako świętem i zlotem okolicznych mieszkańców wykorzystywali to też Niemcy w latach II Wojny Światowej. Śp Dziadek opowiadał jak to któregoś wtorku (Niemcy zmienili datę targu z czwartku na wtorek) zapędzono – zbrojnie – wszystkich targowiczan na ruiny przepięknej warckiej synagogi i dokonano egzekucji dziesięciu miejscowych Żydów, obywateli Polski, w zemście za śmierć hitlerowskiego żandarma. Jednym z zamordowanych był nasz rabin – pętlę musiał założyć mu własny syn. Tak oto do Warty wkraczała nowoczesna, zjednoczona Europa – niszcząc wielokulturowe dziedzictwo Rzeczypospolitej.

Nieistniejąca synagoga (foto z Warta Wspomnień, koloryzowane)

    Potem, w czasach sowieckiej okupacji targ dostarczał na lokalny rynek najpotrzebniejszych produktów – wszak w socjalistyczną gospodarkę planowaną niedobory były wpisane jako jej charakterystyczny znak rozpoznawczy. W międzyczasie powoli odchodził też zwyczaj targowania się – istota handlu: wszak władze komunistyczne ustalały ceny odgórnie, często niezgodnie z logiką i wartością usług/produktów. A w naszym regionie targowanie się – i transakcja – miały dość szczególny przebieg.
    Wiązały się one ze... Spożywaniem alkoholu. W wyniku długich negocjacji ustalano wreszcie cenę i wtedy kupujący zobligowany był poczęstować sprzedającego – i siebie – kieliszkiem gorzałki. Bez takiego przepicia transakcja nie była ważna. Oczywiście, dotyczyło to kupna/sprzedaży naprawdę wartościowych rzeczy czy innego dobytku: konia czy krowy. Chłop, którego żona wysłała po nową miotłę i koszyk do domu wracał pijany tylko dlatego, że targ był także spotkaniem towarzyskim a nie z powodu zajadłych targów.

Targ na przełomie lat 40/50-tych XX wieku (foto z arch. I. Ślipka via Warta Wspomnień)

    Niestety, zastąpienie koni przez rowery czy później samochody całkiem tą tradycję w niwecz obróciło: o ile bowiem mądre zwierzę znało drogę do domu, i mogło pana odtransportować to rower, choćby i najlepszy, nigdy się tego nie nauczył.
    Ale zostawmy już te miłe (i te tragiczne) wspomnienia z targu – bo nie wszędzie nowoczesność zabiła jeszcze sztukę targowania. I o tym będą następne wpisy.

Targi z przełomu XX i XXI wieku

    Zdjęcia archiwalne – via fanpage Warta Wspomnień – pochodzą głównie z archiwum śp Ireneusza Ślipka, naszego zasłużonego regionalisty.


I na koniec, jakby to powiedział prof. Bralczyk, słowo o słowie – nasze, słowiańskie określenie oznaczające targ przeniknęło chociażby do języków skandynawskich (świadczy to o intensywnych kontaktach skandynawsko-słowiańskich we wczesnym Średniowieczu). Trg oznacza tam plac. Również etymologia nazw takich rumuńskich miast jak Targu Mures (po węgiersku Marosvasarhely, po niemiecku Neumarkt am Mieresch) czy Targoviste (miejsce śmierci niesławnej pamięci Słońca Karpat Nicolae Ceausescu i jego równie niesławnej małżonki Eleny) jest dla nas bardzo łatwa do rozszyfrowania.

Wolin/Jomsborg - miejsce spotkań i targów słowiańsko-wikińskich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Cziatura

     Zostajemy na blogu na terenach byłego ZSRS, acz w miejscu o dużo dłuższej i jeszcze mniej znanej w Polsce historii . Choć także będą po...