Tłumacz

1 sierpnia 2022

Braszów - na końcu Świata cz. 2

    Jeśli braszowski kupiec wrócił ze Wschodu stawał się bogatym człowiekiem. Pierwsze co robił w takiej sytuacji to biegł do miejscowej fary – a był to potężny gotycki kościół, największa tego typu budowla w tej części Europy położna na wschód od Wiednia (wszak mieszkańców stać było na postawienie tego molocha) i składał tam jako votum suwenir z podróży – najczęściej były to drogocenne perskie czy ormiańskie dywany. Dziś dawna fara to przekształcony w muzeum zbór protestancki, posiadający właśnie sporą kolekcję kupieckich darów. Nazywana jest ona Czarnym Kościołem, choć właściwie wcale nie jest tego koloru.

Czarny Kościół - ani czarny, ani kościół
    Odpowiedź jest prosta – kiedyś kościół (po tym jak został zborem, o czym za chwilę) zapalił się, i potężne mury zostały okopcone. Przez stulecia nikt z tym nic nie robił, więc do budowli przylgnęła nazwa Czarny Kościół – aż w końcu kilkanaście lat temu ściany oczyszczono i turyści mają dziś zagwozdkę.

Siedmiogród

    Czemu zaś został zborem? Ano, jak każda kupiecka społeczność Braszowianie podatni byli na wpływy reformacji – tutaj akurat rozpoczął ją Jan Honter (Johannes Honterus) – i trafiła na podatny grunt. Stworzył też ów rewolucjonista pierwszą niekatolicką szkołę (możliwe, że była to inspiracja dla powstania wspomnianej w poprzednim wpisie najstarszej szkoły rumuńskiej/wołoskiej istniejącej w dzielnicy Schei). Niemniej, jako, że Siedmiogród znajdował się na styku kultur i religii to Reformacja nie miała tam tak krwawego przebiegu jak w Zachodniej Europie. Właściwie to przypominała tą naszą, polską – gdzie różne konfesje właściwie bezboleśnie ze sobą koegzystowały. Swoją drogą był Honterus wykładowcą Akademii Krakowskiej – i nie jest to jedyne polonicum w Siedmiogrodzie. Kilkukrotnie mieliśmy wspólnych władców, czasem przedstawiciele naszych dynastii zostawali zwierzchnikami krainy, raz transylwański magnat został – bardzo dobrym – władcą Rzeczypospolitej (chodzi tu o Stefana Batorego; na Świecie ród znany jest bardziej z wyczynów kuzynki Stefana, Elżbiety, Krwawej Hrabiny). O Józefie Bemie nie wspominając.

Braszowski rynek
    Tym niemniej reformacja w Siedmiogrodzie przypominała naszą. Może dlatego, że handlowano z przedstawicielami innych kultur? Na Bałkanach siedzieli muzułmanie, po szlakach konkurencję robili Żydzi i Ormianie, w Schei i Karpatach mieszkali prawosławni (albo i jacy poganie) – a tu, w mieście może i owszem, sąsiad miał inną koncepcję Zbawienia, ale przynajmniej posługiwał się tym samym kodem kulturowym.
Przedmieście Schei
    Może dlatego, że za murami miejskimi był – jak wspominałem – ten nieprzyjazny Świat? Zresztą każde siedmiogrodzkie miasteczko czy wioska miały w tamtym czasie jakieś fortyfikacje – świadczy to o tym, że niebezpieczeństwo faktycznie istniało, nie było wynikiem jakichś fobii czy paranoi. Tatarzy, Turcy, Wołosi, Połowcy – nie raz atakowali Burzenland – stąd i pomysł (jak wiadomo nie do końca udany) sprowadzenia tu Krzyżaków.
Fragment murów miejskich Braszowa
    Ewenementem Siedmiogrodu – oprócz królewskich zamków w typie Branu/Torcsvaru/Torzburga i murów miejskich są więc inne typy twierdz: w wioskach często funkcjonowały silnie umocnione kościoły – czy zbory – warowne, a jeśli wspólnotę było stać nieopodal sioła wznoszono tak zwane zamki chłopskie – warownie o charakterze typowo refugialnym (brak było wież mieszkalnych – bo i brak było stałych mieszkańców), gdzie wieśniacy mieli zawczasu przygotowane schronienia na wypadek najazdu obcych. Takie atrakcje można znaleźć już w promieniu kilkunastu kilometrów od Braszowa – na przykład olbrzymi chłopski zamek (obecnie mozolnie odbudowywany) w Rasznowie/Rosenau/Barcarozsnyo (skądinąd miejscowość znana z kompleksu skoczni narciarskich używanych w konkursach Pucharu Świata) czy (niedawno odremontowany) warowny kościół/zbór protestancki w Codlei/Feketehalom/Zeiden.

Zamek w Bran

    Sascy osadnicy oraz ich sąsiedzi (między innymi Seklerzy – dziś uważający się za Węgrów, kiedyś raczej odrębna nacja) dzięki tym fortyfikacjom budowali sobie tutaj – na krańcach cywilizacji zachodnioeuropejskiej – bezpieczną przystań, na tyle trwałą, że dopiero II Wojna Światowa a potem komunistyczny nacjonalizm Caucescu niemal zniszczyły to wielowiekowe dziedzictwo. To znaczy – zniszczyły. Choć oczywiście Węgrzy i Sasi Siedmiogrodzcy jeszcze tu mieszkają, jako obywatele Rumunii – od kilkunastu lat normalni, a nie drugiej kategorii - więc pewnie zostaną. Zwłaszcza, że Rumunia bardzo szybko się rozwija, a poziom życia ciągle wzrasta (głównie w Bukareszcie i większych miastach co prawda, ale na to się nic nie poradzi).

Siedmiogrodzkie miasteczko - Codlea
    Dzisiaj też Karpaty są o wiele bardziej przyjazne niż kilkaset lat temu. Nikt nie najeżdża już siedmiogrodzkich wiosek i miasteczek – choć nie możemy zapominać, że nadal górujące nad Burzenlandem góry są dzikie – jest to jedna z przyczyn tego, że w Rumunii żyje 20 procent europejskich niedźwiedzi. Są one także odstrzeliwane, a urban legend plotka głosi, że w jednej z braszowskich knajp można nawet niedźwiedziego steku spróbować...
    Na moje nieszczęście rzadko kiedy mam tyle czasu, by owej knajpy poszukać – a jak już jest chwila, to nijak restauracja owa nie chce zostać znaleziona. I tak od kilku ładnych lat.
    Raz byłem bliski – już w Bucegach – trafienia do niedźwiedziej jadłodajni, ale o tym zrobię osobny wpis.
Koniec Świata

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Cziatura

     Zostajemy na blogu na terenach byłego ZSRS, acz w miejscu o dużo dłuższej i jeszcze mniej znanej w Polsce historii . Choć także będą po...