A teraz będzie trochę o sztuce. A
raczej o pewnym sztukmistrzu, artyście czy też może – choć
słowo to w czasach gdy ów człowiek żył i tworzył nie istniało
– celebrycie.
Salvador Dali, a właściwie Salvador Domènec Felip Jacint Dalí i Domènech, marquès de Dalí de Púbol. Twórca,
jak to się mądrze dzisiaj mówi, interdyscyplinarny – bo i
malarz, i rzeźbiarz, i – kolejne nowoczesne słowo – performer.
Nawet pionier kinematografii. Postać tak bardzo nieprzeciętna, że
właściwie można by o nim napisać całą książkę. Albo kilka.
Zresztą napisano. I nakręcono kilka filmów. Polecam każdemu się
zapoznać.
A najlepiej pojechać do Katalonii
odwiedzić tzw. Trójkąt Dalego – trzy miejscowości związane z
artystą: Zamek Pubol – który podarował swojej Gali, o której
za chwilę; Port Lligat w Cadaques i Figueres, miejsce urodzenia i śmierci artysty, gdzie w podarowanym od miasta fragmencie
średniowiecznych murów obronnych stworzył Teatr – Muzeum
Salvadora Dali.
Teatr - Muzeum Salvadora Dalego |
Chyba Figueres jest z nich
najciekawsze – i najczęściej odwiedzane.
Samo miasteczko położone jest tuż
przy granicy hiszpańsko – francuskiej (nie jest to oczywiście
granica Katalonii, która sięga dużo dalej; francuska część
regionu zwie się Rossello/Roussillon i od Pokoju Pirenejskiego w 1714 roku
jest częścią Francji; stolicą jest Perpinya, bardziej chyba znane
we francuskiej formie Perpignan) w cieniu Pirenejów. Nad niewielkim
centrum góruje potężna twierdza San Ferran z XVIII wieku, stojąca
onegdaj zarówno na straży nowo powstałej państwowej granicy jak i
na straży katalońskiej podległości Madrytowi (XVIII i XIX wiek to
seria nieudanych powstań katalońskich przeciwko władzom
hiszpańskim).
Otoczony arkadami główny placyk
miasta do dziś pełni ważną rolę w życiu katalońskiej
społeczności – czasem tańczy się tam sardanę (za panowania
generała Franco – którego Dali, jako monarchista, raczej popierał
– zakazaną), czasem – czego byłem świadkiem – buduje się
słynne castell, ludzkie wieże. Jest to rozrywka dla całej
wspólnoty (pisałem już, że tak jak odpoczynek w sjestę jest
obowiązkowy, tak i zabawa w czasie fiesty, święta, jest
koniecznością) – najniższe piętro takiej ludzkiej wieży tworzy
grupa najsilniejszych mężczyzn, na ich barkach stają kolejne
poziomy – im wyżej, tym bardziej sfeminizowane: kobiety z natury
są drobniejszej budowy, więc jako zwinniejsze i lżejsze mogą
wdrapać się wyżej. Szczyt wieńczą najmłodsi uczestnicy zabawy –
dzieci, które, jak wiadomo wszędzie wlezą, a i z racji słabiej
zwapnionych kości ewentualny upadek nie jest tak groźny.
Kościół św Piotra |
Gargulec |
Dziś na terenie dawnego
przykościelnego cmentarza znajduje się kilka kawiarnianych
ogródków. Można tam przysiąść, odpocząć, wypić kawę (a że
ja za kawą nie przepadam, zmuszony jestem wypić lampkę wina –
herbaty zazwyczaj nie mają, a jak mają, to najczęściej miętę
albo rumianek; wiadomo, w Śródziemnomorzu herbata to dla chorych
jest) czekając na wejście do najważniejszej atrakcji miasteczka –
Teatru – Muzeum Salvadora Dali (czasem można się nie doczekać,
jak na przykład braknie biletów...).
Dawne mury obronne miasta. |
Jak wspominałem, władze miejskie
oddały swemu najsłynniejszemu obywatelowi fragment obwarowań
miejskich (po prostu nie było pomysłu na to co zrobić ze
średniowieczną basztą, a wyburzyć było głupio) – Dali
zamieszkał tam i stworzył poświęcone sobie samemu muzeum. Trochę
to zakrawa na megalomanię – i takie w sumie jest – ale artysta
znał swoją wartość (często co do centa) i sam wszystko tu
zaplanował. Nie jest to więc muzeum poświęcone Dalemu, ale
przezeń zaprojektowane. Artysta tu mieszkał, tu stworzył kilka
zaskakujących przestrzennych kompozycji (zabawa z perspektywą i
złudzeniami optycznymi – coś cudownego; nie będę zdradzał,
trzeba samemu to zobaczyć), tu pracował. Jako, że mieszkał, jest
też sypialnia (pokrywają ją wspaniałe freski, trochę
surrealistyczne, zdobi zaś pozłacany szkielet – jak taki w muzeum
zobaczycie, wiedzcie, że to sypialnia mistrza). Nad największą z
sal góruje natomiast portret Gali.
Sypialnia Dalego |
Kim była Gala? Potomkini rosyjskiej
szlachty, małżonka Salvadora (małżeństwo pozostało raczej
nieskonsumowane, w związku z panicznym lękiem artysty przed
kobietami, albo inną mizoginią), muza, modelka... I menadżer. To
ona tak naprawdę sterowała Dalim, ona go wypromowała – można
powiedzieć, że stworzyła. Prawdopodobnie bez Gali Salvador Dali
byłby tylko jednym z wielu ekscentrycznych artystów XX wieku (mój
krajan, Stanisław Szukalski nie miał żadnej Gali, dlatego na
Świecie znają go głównie mieszkańcy Warty i Leonardo di Caprio,
nazywający go swoim przybranym dziadkiem). Mówię: prawdopodobnie,
bo sztuka podobno zawsze się obroni – ale to właśnie dzięki tej
kobiecie mógł baron Pubol zostać tak wielkim ogólnoświatowym
zjawiskiem – celebrytą (Dali swój baronowski zamek Pubol
podarował właśnie Gali – przyjeżdżał tam tylko na jej
listowne zaproszenie; był tam za jej życia dwa razy). Po śmierci
małżonki Dali stał się całkowicie bezradny i właściwie nic
wielkiego już nie stworzył.
Gala |
Choć to dziwne małżeństwo nie
miało wiele wspólnego z tradycyjnym rozumieniem tej instytucji, to
jednak na myśl ciśnie się stare powiedzenie, że może i owszem,
mężczyzna jest głową rodziny, ale to kobieta jest szyją (szkoda,
że nie wszyscy potrafią pojąć i zrozumieć taką różnicę
płci).
Salvador Dali odcisnął wyraźne
piętno nie tylko na sztuce, ale i na sposobie jej pojmowania – i
kreowania. Zdobył trwałe miejsce nawet w popkulturze, zwłaszcza
jako autor surrealistycznych dzieł (oraz takiego właśnie
zachowania – cóż, niewiele oddziela genialnego artystę od
zwykłego świra; ten drugi za smarowanie sobie głowy ekskrementami
zapewne trafiłby na oddział szpitala psychiatrycznego, może i do
Warty). Swoją drogą na początku lat 90-tych XX stulecia znany z
nieco surrealistycznych tekstów Kuba Sienkiewicz z zespołem
Elektryczne Gitary nagrał piosenkę zainspirowaną jednym ze
słynniejszych dzieł Dalego (nie, nie tymi kapiącymi zegarami),
"Cztery głowy Lenina wystające znad pianina". Pragnę
tylko nadmienić, że obraz ten stał się sporym skandalem, po
którym socjalizujący surrealiści wyrzucili – oficjalnie i w
ogóle – Dalego ze swojego grona. Cóż, każdy celebryta powie:
"nie ważne, co piszą, ważne, żeby pisali" (artysta
podczas swojego pobytu w Stanach Zjednoczonych zbierał wycinki
prasowe na swój temat – nie czytał ich, a jedynie oceniał
grubość pliku; jeśli był zbyt cienki, socjeta mogła spodziewać
się jakiegoś skandalu).
Na koniec – nazwa miasta Figueres
pochodzi od "miejsce, gdzie rosną figowce"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz