Tłumacz

2 kwietnia 2020

Salvador Dali

   A teraz będzie trochę o sztuce. A raczej o pewnym sztukmistrzu, artyście czy też może – choć słowo to w czasach gdy ów człowiek żył i tworzył nie istniało – celebrycie.
   Salvador Dali, a właściwie Salvador Domènec Felip Jacint Dalí i Domènech, marquès de Dalí de Púbol. Twórca, jak to się mądrze dzisiaj mówi, interdyscyplinarny – bo i malarz, i rzeźbiarz, i – kolejne nowoczesne słowo – performer. Nawet pionier kinematografii. Postać tak bardzo nieprzeciętna, że właściwie można by o nim napisać całą książkę. Albo kilka. Zresztą napisano. I nakręcono kilka filmów. Polecam każdemu się zapoznać.
   A najlepiej pojechać do Katalonii odwiedzić tzw. Trójkąt Dalego – trzy miejscowości związane z artystą: Zamek Pubol – który podarował swojej Gali, o której za chwilę; Port Lligat w Cadaques i Figueres, miejsce urodzenia i śmierci artysty, gdzie w podarowanym od miasta fragmencie średniowiecznych murów obronnych stworzył Teatr – Muzeum Salvadora Dali.
Teatr - Muzeum Salvadora Dalego
   Chyba Figueres jest z nich najciekawsze – i najczęściej odwiedzane.
   Samo miasteczko położone jest tuż przy granicy hiszpańsko – francuskiej (nie jest to oczywiście granica Katalonii, która sięga dużo dalej; francuska część regionu zwie się Rossello/Roussillon i od Pokoju Pirenejskiego w 1714 roku jest częścią Francji; stolicą jest Perpinya, bardziej chyba znane we francuskiej formie Perpignan) w cieniu Pirenejów. Nad niewielkim centrum góruje potężna twierdza San Ferran z XVIII wieku, stojąca onegdaj zarówno na straży nowo powstałej państwowej granicy jak i na straży katalońskiej podległości Madrytowi (XVIII i XIX wiek to seria nieudanych powstań katalońskich przeciwko władzom hiszpańskim).
   Otoczony arkadami główny placyk miasta do dziś pełni ważną rolę w życiu katalońskiej społeczności – czasem tańczy się tam sardanę (za panowania generała Franco – którego Dali, jako monarchista, raczej popierał – zakazaną), czasem – czego byłem świadkiem – buduje się słynne castell, ludzkie wieże. Jest to rozrywka dla całej wspólnoty (pisałem już, że tak jak odpoczynek w sjestę jest obowiązkowy, tak i zabawa w czasie fiesty, święta, jest koniecznością) – najniższe piętro takiej ludzkiej wieży tworzy grupa najsilniejszych mężczyzn, na ich barkach stają kolejne poziomy – im wyżej, tym bardziej sfeminizowane: kobiety z natury są drobniejszej budowy, więc jako zwinniejsze i lżejsze mogą wdrapać się wyżej. Szczyt wieńczą najmłodsi uczestnicy zabawy – dzieci, które, jak wiadomo wszędzie wlezą, a i z racji słabiej zwapnionych kości ewentualny upadek nie jest tak groźny.
Kościół św Piotra
   Tuż obok – choć bliżej dawnych murów miejskich – wznosi się potężny gotycki kościół św. Piotra, miejsce chrztu Salvatora. Wewnątrz niezwykle pusty i ponury – to pokłosie walk w czasie Hiszpańskiej Wojny Domowej – panujący w Katalonii komuniści namiętnie niszczyli wtedy kościoły (nie ostały się też oryginalne plany słynnej i wciąż budowanej barcelońskiej bazyliki Świętej Rodziny – Sagrada Famillia – autorstwa innego genialnego Katalończyka Antonia Gaudiego) i wszystko co było związane z katolickością Hiszpanii.
Gargulec
   Dziś na terenie dawnego przykościelnego cmentarza znajduje się kilka kawiarnianych ogródków. Można tam przysiąść, odpocząć, wypić kawę (a że ja za kawą nie przepadam, zmuszony jestem wypić lampkę wina – herbaty zazwyczaj nie mają, a jak mają, to najczęściej miętę albo rumianek; wiadomo, w Śródziemnomorzu herbata to dla chorych jest) czekając na wejście do najważniejszej atrakcji miasteczka – Teatru – Muzeum Salvadora Dali (czasem można się nie doczekać, jak na przykład braknie biletów...).
Dawne mury obronne miasta.
  Jak wspominałem, władze miejskie oddały swemu najsłynniejszemu obywatelowi fragment obwarowań miejskich (po prostu nie było pomysłu na to co zrobić ze średniowieczną basztą, a wyburzyć było głupio) – Dali zamieszkał tam i stworzył poświęcone sobie samemu muzeum. Trochę to zakrawa na megalomanię – i takie w sumie jest – ale artysta znał swoją wartość (często co do centa) i sam wszystko tu zaplanował. Nie jest to więc muzeum poświęcone Dalemu, ale przezeń zaprojektowane. Artysta tu mieszkał, tu stworzył kilka zaskakujących przestrzennych kompozycji (zabawa z perspektywą i złudzeniami optycznymi – coś cudownego; nie będę zdradzał, trzeba samemu to zobaczyć), tu pracował. Jako, że mieszkał, jest też sypialnia (pokrywają ją wspaniałe freski, trochę surrealistyczne, zdobi zaś pozłacany szkielet – jak taki w muzeum zobaczycie, wiedzcie, że to sypialnia mistrza). Nad największą z sal góruje natomiast portret Gali.
Sypialnia Dalego
   Kim była Gala? Potomkini rosyjskiej szlachty, małżonka Salvadora (małżeństwo pozostało raczej nieskonsumowane, w związku z panicznym lękiem artysty przed kobietami, albo inną mizoginią), muza, modelka... I menadżer. To ona tak naprawdę sterowała Dalim, ona go wypromowała – można powiedzieć, że stworzyła. Prawdopodobnie bez Gali Salvador Dali byłby tylko jednym z wielu ekscentrycznych artystów XX wieku (mój krajan, Stanisław Szukalski nie miał żadnej Gali, dlatego na Świecie znają go głównie mieszkańcy Warty i Leonardo di Caprio, nazywający go swoim przybranym dziadkiem). Mówię: prawdopodobnie, bo sztuka podobno zawsze się obroni – ale to właśnie dzięki tej kobiecie mógł baron Pubol zostać tak wielkim ogólnoświatowym zjawiskiem – celebrytą (Dali swój baronowski zamek Pubol podarował właśnie Gali – przyjeżdżał tam tylko na jej listowne zaproszenie; był tam za jej życia dwa razy). Po śmierci małżonki Dali stał się całkowicie bezradny i właściwie nic wielkiego już nie stworzył.
Gala
   Choć to dziwne małżeństwo nie miało wiele wspólnego z tradycyjnym rozumieniem tej instytucji, to jednak na myśl ciśnie się stare powiedzenie, że może i owszem, mężczyzna jest głową rodziny, ale to kobieta jest szyją (szkoda, że nie wszyscy potrafią pojąć i zrozumieć taką różnicę płci).
   Salvador Dali odcisnął wyraźne piętno nie tylko na sztuce, ale i na sposobie jej pojmowania – i kreowania. Zdobył trwałe miejsce nawet w popkulturze, zwłaszcza jako autor surrealistycznych dzieł (oraz takiego właśnie zachowania – cóż, niewiele oddziela genialnego artystę od zwykłego świra; ten drugi za smarowanie sobie głowy ekskrementami zapewne trafiłby na oddział szpitala psychiatrycznego, może i do Warty). Swoją drogą na początku lat 90-tych XX stulecia znany z nieco surrealistycznych tekstów Kuba Sienkiewicz z zespołem Elektryczne Gitary nagrał piosenkę zainspirowaną jednym ze słynniejszych dzieł Dalego (nie, nie tymi kapiącymi zegarami), "Cztery głowy Lenina wystające znad pianina". Pragnę tylko nadmienić, że obraz ten stał się sporym skandalem, po którym socjalizujący surrealiści wyrzucili – oficjalnie i w ogóle – Dalego ze swojego grona. Cóż, każdy celebryta powie: "nie ważne, co piszą, ważne, żeby pisali" (artysta podczas swojego pobytu w Stanach Zjednoczonych zbierał wycinki prasowe na swój temat – nie czytał ich, a jedynie oceniał grubość pliku; jeśli był zbyt cienki, socjeta mogła spodziewać się jakiegoś skandalu).
   Na koniec – nazwa miasta Figueres pochodzi od "miejsce, gdzie rosną figowce"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Cziatura

     Zostajemy na blogu na terenach byłego ZSRS, acz w miejscu o dużo dłuższej i jeszcze mniej znanej w Polsce historii . Choć także będą po...