Tłumacz

31 października 2025

Mons Pius

Lwowski rynek
   
Spacerując uliczkami naszego starego Lwowa prędzej czy później każdy natknie się na dziwny budynek o architekturze rodem z Kaukazu – na katedrę ormiańską.

Katedra ormiańska
    Leżące na Zakaukaziu Armenia i Gruzja to – tylko przypomnę – dwa najstarsze chrześcijańskie kraje na Świecie – jeszcze przed Etiopią i Imperium Rzymskim.

Krzyż świętej Niko z Gruzji
    Trafi też spacerowicz być może do pobliskiej restauracji, zwącej się Mons Pius – co dla każdego nieodciętego jeszcze przez modernizm od korzeni łacińskiej kultury europejskiej znaczyć będzie Czysta Góra. Nazwa w sam raz dla knajpy obok katedry, do tego może też chodzić o Ararat – świętą górę Ormian, dziś leżącą w Turcji. To tam – też przypomnę różnej maści nowocześniakom – osiąść miała Arka Noego. I tak, wiem, jest to też nazwa ormiańskiego koniaku. Podobno jednak – niestety nie znam żadnego z ormiańskich dialektów, nie jestem w stanie zweryfikować tej informacji; jako multilingwista płynnie – podkreślam: płynnie – milczę w siedemnastu językach – jest to kalambour. I znaczy w ichniej mowie Mięso i Piwo. Cóż. To na Kaukazie zacząć miała się produkcja wina, o czym pisze Dobra Księga (a Noe jako pierwszy w historii miał się owym winem urżnąć), więc ucztowanie i Ormianie jak najbardziej może iść w parze. Archeolodzy twierdzą podobnie – o tych początkach winiarstwa znaczy się.

Mons Pius
    Skąd jednak ci Ormianie we Lwowie? Na dodatek z własną katedrą – dziś ormiańską, kiedyś ormiańskokatolicką? Z handlu. Od czasów starożytnych Naród ten (archeolodzy i historycy spierają się, czy znane z babilońskich tabliczek klinowych państwo Urartu z IX wieku przed Chrystusem to kraj przodków Ormian; nazwa niepokojąco podobna do Araratu) zajmował kluczowe miejsce między Kaukazem, Międzyrzeczem, Persja i Anatolią. A kiedy jeszcze zaczął tamtędy przebiegać Jedwabny Szlak, to właściwie nic nie pozostało Ormianom, jak tylko się bogacić. Stare lwowskie przysłowie o armeńskich zdolnościach kupieckich mówiło tak: gdy jeden Ormianin się rodzi, dwóch Żydów płacze. Obie te nacje przybyły do Lwowa właśnie w celach handlowych (synagogi nie przetrwała wizyty Niemców nazistów niewiadomokogo w mieście).

Pozostałości jednej z lwowskich synagog
    Dzięki kontaktom ormiańskim Rzeczpospolita – w przeciwieństwie do Zachodniej Europy – miała dostęp do tanich przypraw w ilościach dla innych państw nieosiągalnych. Nasza staropolska kuchnia była tak korzenna, że dla gości z Zachodu właściwie niejadalna. Dla nas współczesnych pewnie zresztą też.

Słynna ryba w pierniku
    Ormianie tak pokochali Rzeczpospolitą, że nawet weszli w unię kościelną z Rzymem (stąd i katedra była ormiańskokatolicka). Echa tej decyzji szeroko rozeszły się po całym Wschodzie. Ormiański kronikarz w perskim państwie Abbasydów (szach Abbas Wielki umożliwił swym ormiańskim poddanym – mimo, że sam muzułmanin – odbudowę własnych centrów kościelnych i sanktuariów) Arakel z Tebryzu pisze o tym z niesmakiem i zgrozą. Dzieło to przetłumaczono na polski, można się samemu zapoznać. Pośrednim efektem tej kościelnej unii był śp ksiądz Isakowicz-Zalewski (obrońca pamięci ofiar Rzezi Wołyńskiej, jeden z najwspanialszych polskich kapłanów przełomu wieków) i secesyjny wystrój lwowskiej katedry (o ormiańskich przodkach Henryka Sienkiewicza nie wspominam, bo to za nudne; o innym Ormianinie, Ignacym Łukasiewiczu, który we Lwowie rozpoczął erę nafty i ropy naftowej też nie – może przy innej okazji się rozpiszę, bo wzmianki kiedyś na blogu były).

Prezbiterium z XIV wieku i freski Mehoffera
    Prezbiterium ozdobił sam wielki Mehoffer, ale mnie najbardziej urzekają freski w nawie, autorstwa Jana Henryka Rosena. A zwłaszcza – jako, że zbliża się Święto Zmarłych, a zaraz po nim Dzień Zaduszny – obraz zatytułowany Pogrzeb Świętego Odilona. W półmroku katedry, gdy rozbrzmiewa ormiański śpiew, prezentuje się on nad wyraz mistycznie, łącząc, jak i cała Rzeczpospolita, tradycje Wschodu i Zachodu. Odilon był jednym z pierwszych opatów kluniackich, zasłynął wprowadzeniem Dnia Zadusznego – czyli czasu w którym modlimy się za dusze wszystkich zmarłych, nie tylko tych zbawionych (wspaniale się to komponuje z tradycją słowiańskich dziadów – stąd może u nas taką estymą darzymy te święta). Świętego Odilona, leżącego na marach w pełnych szatach liturgicznych niosą tu pogrążeni w modlitwie mnisi. Ale zakonnicy nie są tu sami: towarzyszą im eteryczne kształty – duchy, dusze, ot Świętych obcowanie. Kroczący pierwszy, najmłodszy mnich, niewiele sobie z tego robi. Pochyla głowę, pogrążony jest w modlitwie, ale i w doczesności. Ten środkowy, w wieku dojrzałym, już wie, że Tamten Świat się zbliża. Unosi głowę, ale dalej kroczy przez ten żywot. Ostatni z tragarzy jest już u kresu ziemskiej podróży. Rozgląda się jakby wiedząc, że sam za chwilę stanie się jedną z owych eterycznych postaci. Wspaniały i poetycki to fresk, przedstawiający topos przemijania i przypominający, że wszyscy jesteśmy śmiertelni, i że też możemy potrzebować na Tamtym Świecie modlitw żyjących.

Katedra ormiańska i secesyjne freski
    W modlitwie warto – jeżeli jeszcze jesteśmy przy temacie Lwowa – wspomnieć też tych, dzięki którym miasto zostało polskie po I Wojnie Światowej. Ich kwatera znajduje się na tym cudownym Cmentarzu Łyczakowskim – jednej ze świętych metropolii Narodu Polskiego Nagromadzenie wielkich Rodaków jest tam przepotężne (Banach, Ordon, Konopnicka, Grottger, Baczewscy); groby mniej znanych znikają, niszczone przez czas i obecnych administratorów oraz użytkowników cmentarza. Zresztą sama część z pochówkami Orląt Lwowskich – bo o niej mówię – też miała zniknąć. Udało się jej przetrwać (monumentalnej kolumnadzie nie dały rady nawet sowieckie czołgi) i odnowiona została staraniami zwykłych Polaków (w latach 90-tych teren porządkować zaczęli pracownicy jednej z naszych firm). Zawsze gdy tam jestem ogarnia mnie potworne wzruszenie. Słowa grzęzną w ściśniętym gardle, oczy wilgotnieją. Oddali życie za Polskę, po śmierci zostali zdradzeni i tą Ojczyznę im – i nam – ukradziono. I dalej się ją kradnie i sprzedaje, często za garść szklanych paciorków czy dwie bele perkalu. Ot, efekt zniszczenia narodowych elit.

Cmentarz Orląt Lwowskich na Cmentarzu Łyczakowskim
    Jeden z Obrońców Lwowa, anonimowy, spoczywa w Warszawie, w Grobie Nieznanego Żołnierza.
Grób Nieznanego Zołnierza w Warszawie, resztki Pałacu Saskiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Mons Pius

Lwowski rynek     Spacerując uliczkami naszego starego Lwowa prędzej czy później każdy natknie się na dziwny budynek o architekturze rodem ...