Tłumacz

18 stycznia 2023

Fryzjer

    Wbrew tytułowi wpis nie jest o tej najbardziej egalitarnej z gier, czasem niezbyt czystej, a o faktycznym zawodzie polegającym na obcinaniu ludziom włosów. Oraz o poruszanym w poprzednim wpisie jednym z najbardziej powszechnych toposów – jakim, to każdy sobie sprawdzi. I wiem, że miało być na blogu o Bałkanach, postanowiłem więc połączyć to wszystko i zacząć opowieść od Skopje – można odmieniać, dlatego równie dobrze mogę zacząć od Skopja – stolicy jakże bałkańskiej Macedonii Północnej (nawiązuje to też do piłki nożnej, wszak cała była Jugosławia kocha sporty zespołowe – choć Macedończycy akurat najbardziej szczypiorniaka; właśnie w Polsce odbywają się Mistrzostwa Świata w handball). Ale wracajmy już do tego fryzjera.
Stara Czarszija w Skopje
    Spacerując ulicami starej tureckiej dzielnicy Skopja – Starej Czarsziji – każdy turysta musi trafić na Bit Bazar, targowisko niekoniecznie turystyczne, ot zwykły bazar (wyjaśniałem kiedyś jaką różnicę widzę miedzy targiem a bazarem) na którym w rzeczy codziennego użytku zaopatrują się mieszkańcy macedońskiej stolicy. Otóż na jednej z odchodzących od bazaru uliczek – tej z zaskakującym schodkiem, wiodącą w stronę kwartału starówki okupowanego przez złotników – znajduje się zakład fryzjerski prowadzony przez – podobno – najstarszego golibrodę na całych Bałkanach.
Wejście na Bit Bazar
Codzienny bazar
    - Zaczynałem tu pracować w 74 lata temu – mówi z dumą – A teraz mam już 78 – z uśmiechem dwa razy porusza nożyczkami, a klienci kiwają głowami.
Najstarszy fryzjer na Bałkanach
    Ktoś powie: jak to, czterolatek zaczął pracować? Cóż, to normalne, że dzieci pomagają starszym – dopiero socjalistyczna nowoczesność wprowadziła fetysz książkowej nauki; kiedyś terminowano, ucząc się rzeczy przydatnych i tajników zawodu od Mistrza. Fakt, że była to bardzo żmudna nauka, tylko pot, krew i łzy – ale przecież wiadomo, że per aspera ad astra. Jeden z moich krewnych miał przyjemność przed wojną praktykować w zakładzie fryzjerskim – i przez pierwszy rok nawet nie dotknął nożyczek. Zawód trzeba było poznać od podstaw – wielki, obdarzony gigantycznym talentem Antoni "Antoine" Cierplikowski z Sieradza (wiecie, ten zwany "królem fryzjerów – fryzjerem królów) choć zaczął kontakt z fryzjerstwem w wieku 11 lat dopiero po kilku latach dostał możliwość pracy z klientkami (no, potem już poszło z górki).
Sieradzki Cierplikowski w czasach zarazy
    Ale Cierplikowski był fryzjerem damskim, artystą. Fryzjer męski artystą być nie musi – musi być przede wszystkim wytrawnym rzemieślnikiem, sam przez wiele lat strzygłem się u pana posiadającego patent mistrzowski fryzjerstwa – ale o tym za chwilę. Dlatego opisując mistrza ze Skopje użyłem słowa golibroda. To jedno z tych wspaniałych polskich słów będących opisem danej czynności – fakt, że najczęściej są one zabawne lub nacechowane negatywnie nie oznacza, że słowo golibroda takie jest (w przeciwieństwie do takich określeń jak jęczybuła, paliwoda, szambonurek – czy, używając nowoczesnych feminatywów, szambonurczyni). Broda bowiem, ewidentna oznaka męskości (a według legend także mądrości) musi być zadbana.
    Pozostałe włosy na głowie mają bowiem brzydką właściwość uciekania.
    Ale wracając do różnicy między fryzjerem damskim i męskim – męskie strzyżenie jest konserwatywne. Dojrzały mężczyzna do swojej fryzury jest bowiem niezwykle przywiązany – jak i do fryzjera, który wie jak klienta ostrzyc: tak jak poprzednio – stąd wcale nie dziwi szacowny wiek skopijskiego golibrody: taki Mistrz może pracować tak długo, jak długo strzyżony ma po operacji oboje uszu. Owszem, istnieje coś takiego jak moda męska – choćby owa słynna czeska płetwa, która nawet doczekała się wzmianek w popularnych piosenkach (i nie tylko jako "a najlepsza fryzura, jeśli jeszcze nie wiecie – krótko z przodu, długo z tyłu i wąsy na przedzie") – ale raz ułożona męska fryzura nie będzie zmieniana jak u pań co wizytę. Ot, różnice płci.
    Dodatkowo taki zakład fryzjerski spełnia u mężczyzn rolę magla: tu wymieniają się informacjami, opiniami – obowiązkowym elementem wystroju jest gazeta, najlepiej miejscowa; w takich miejscach rzadko zdarzają się dyskusje wykraczające poza lokalną społeczność.
Warcki rynek
    Niestety, takie miejsca odchodzą już w zapomnienie – zastępowane przez nowoczesne zakłady pełne równie dobrych specjalistów zwanych z obcej mowy barberami, niemniej pozbawione tego familiarnego charakteru.
    Także "mój" warcki Mistrz fryzjerski przeszedł już na emeryturę (o ile się orientuję nie obciął żadnemu z klientów ucha), więc byłem wielce zatroskany, że przybytek położony między farą a Magistratem zostanie zamknięty. Chodziłem tam za małego – na czerwony masywny fryzjerski trzeba było położyć specjalną deskę, by dzieciak mógł zobaczyć się w lustrze – i po dwudziestu, trzydziestu, latach nadal były tam te same czerwone fotele, i ta deska. Oraz wędkarze, dyskutujący o szczupakach – był też ów fryzjer członkiem a i przewodniczącym miejscowego koła PZW, wszak moje miasto leży nad dużą rzeką.
Rzeka Warta
    Na szczęście zakład przejął jeden z jego uczniów – i zarządził remont. Po którym, niestety lokal został gruntownie odnowiony i stracił cały urok. A przynajmniej tak mi się zdawało – właśnie znowu odwiedziłem owego golibrodę (nie barbera). I co? Solidne fotele wróciły, choć odnowione. Dalej na stoliku leżą gazety. Ba, w kącie stoi charakterystyczna używana w zimne dni koza (lokal jest w XIX-wiecznej kamienicy) choć oczywiście zamontowana jest i nowoczesna klimatyzacja. Brakuje paska do ostrzenia brzytwy, wędkarskich trofeów i patentu mistrzowskiego, no i rozmów jakby trochę mniej (ot, telefony komórkowe) – ale nadal są klienci, a w czwartki (bo jest targ i przyjeżdżają z okolicy) i w sobotę (bo przed Niedzielą) bardziej niż liczni. Lokal ocalał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Klimat i krwawe ofiary cz. 1

     Od jakiegoś czasu się słyszy, że luminarze Unii E***pejskiej (i innych krajów należących do upadającej zachodniej cywilizacji) będą od ...