Drugim obok Złotych Piasków
najbardziej znanym bułgarskim kurortem jest Słoneczny Brzeg. Jego
sława nie bierze się oczywiście z istnienia znanego także w
Polsce koniaku tej nazwy, a z olbrzymiej szerokiej plaży, ciepłego
morza i dużo łatwiejszego dostępu do hoteli. Leży bowiem
Słoneczny Brzeg, w przeciwieństwie do Złotych Piasków na
obszernej (jak na miejscowe standardy) nadmorskiej nizinie, może
więc spokojnie się rozrastać w mniej chaotyczny sposób – co
czyni ku uciesze fascynatów architektury spod znaku mafijnego
baroku.
Słoneczny Brzeg i Nesebyr |
Żeby jednak była jasność – nadal są to Bałkany,
więc tuż obok nowoczesnych kompleksów hotelowych można natknąć
się na obozowiska miejscowych koczowników, bałkańskich Cyganów.
Sami na siebie wolą mówić Roma (albo Sinti, w zależności od
reprezentowanej grupy), ale ja wolę naszą tradycyjną formę, która
kojarzy się przecież z barwnym życiem w taborze, grze na
skrzypcach i niezbyt uczciwym handlem końmi (o miednicach i
patelniach miedzianych nie mówię, bo w sumie nikt już o nich nie
pamięta). Zresztą na Niemców też mówimy Niemcy, a nie
Deutschowie – jak źle by się forma na n nie kojarzyła.
Bałkańscy koczownicy |
Ale
zostawmy już Niemców i Cyganów – ma Słoneczny Brzeg po
sąsiedzku (krótki spacer po rzadkich w tej części świata
nadmorskich wydmach i po wąskiej grobli z malowniczym wiatrakiem)
prawdziwe precjozum, najładniejsze miasto Bułgarii –
Nesebyr.
Nesebyr, albo Nesebar, Nessebar, Nesebur, Mesemvrija –
a właściwie założoną przez Greków z Megary w VI wieku przed
Chrystusem Mesembrię. W przeciwieństwie do mających podobną
historię Tomis czy Odessos leżące na cypelku miasto nie miało
gdzie się rozwijać, zachowało się więc tu dużo więcej zabytków
niż w Konstancy czy Warnie. Na dodatek istnieją one –
przynajmniej w części – na powierzchni, więc nie trzeba ich
specjalnie szukać. Już sama brama wejściowa i okalające miasto
pozostałości murów miejskich potrafią urzec – a pokazują nam
1500 lat historii: Greków, Rzymian i Bizantyjczyków.
Antyczne mury |
Po czasach
dominacji bułgarskiej pozostało w mieście kilka emblematycznych
(to chyba pierwsze użycie tego cudownego słowa na blogu) cerkwi, w
tym i najbardziej pocztówkowa Chrystusa Pantokratora.
Najsłynniejsza widokówka z Nesebyru |
Spora
część miejscowych kościołów jest jednak ruinami, w tym
najstarszy (przełom V i VI wieku naszej ery) i największy –
katedra Hagia Sophia.
Hagia Sophia |
Uważny obserwator zauważy, że
budowniczowie stosowali recykling.
Budowlany recykling |
Pośród innych zabytkowych –
całe miasto wpisane jest, całkiem słusznie, na Listę Dziedzictwa
Ludzkości UNESCO – cerkwi zachowanych w różnym stanie
najciekawsza dla mnie jest jedna, zachowująca jeszcze resztki tak
zwanego stylu nesebarskiego, ale wzniesiona już za panowania
tureckiego. Niczym nie przypomina ona kościoła, do tego jest mocno
wkopana w ziemię – ponieważ wznoszone wtedy chrześcijańskie
świątynie nie mogły być wyższe niż Turek na koniu (tylko oni
mogli jeździć wierzchem, i na poddanych – i innowiercze świątynie
- musieli spozierać z góry). Warto odwiedzić też kilka innych budowli, zamienionych na muzea.
Cerkiew św. Szczepana z XIII wieku |
Reszta starego miasta – wielki
turystyczny targ, to trochę obniża ocenę miejsca – zabudowana
jest charakterystycznymi domkami których parter jest kamienny, a dużo
obszerniejsze piętro drewniane. Definiują one to, co Bułgarzy zwą
dziś własnym stylem narodowym, ale – Bogiem a prawdą – są to
typowe tureckie domki, charakterystyczne zarówno dla całych
Bałkanów (polecam Ochrydę i Berat) jak i Azji Mniejszej. Niemniej
wyglądają niezwykle uroczo i malowniczo.
Typowa zabudowa z czasów osmańskich |
W części z nich
zlokalizowane są niewielkie sklepiki, gdzie nabyć można produkty
dla Bułgarii najbardziej charakterystyczne – pochodne olejku
różanego. W czasach tureckich w dolinach między Starą Płaniną a
Rodopami zaczęto uprawę niemal na masową skalę tych kwiatów i
dziś Bułgaria to jeden z największych producentów róż (nie
produkuje za to pieczarek; są one sprowadzane z Polski, światowego
potentata w ich hodowli). Jako, że ja używam głównie białego
jelenia, mnie te sklepiki mniej kręcą – choć zapach wydobywający
się z nich jest przecudny.
Centrum miasta |
I właśnie o różanym zapachu, ale
w dużo milszym mi wydaniu muszę napisać na koniec opowiastki o
Nesebyrze. Otóż spacerując krętymi i chaotycznymi uliczkami
dawnej Mesembrii trafić można, całkiem przypadkiem, oczywiście,
na winiarnię. Teren Bałkanów od Starożytności był miejscem
uprawy winorośli, tak choćby międzynarodowych odmian jak muskat
(wino muszkatołowe ma wspaniały owocowy aromat, może mało męski,
ale polecam), ba, nawet za czasów nastawionych antyalkoholowo Turków
(nie wszystkich, weźmy sułtana Selima Pijaka) winnice przetrwały
(pono dlatego, by zapewnić sułtańskiej armii rodzynki), więc nie
jest to niczym dziwnym. W tej winiarni jednak znalazłem dwa
występujące tylko tutaj trunki, i nie będę ukrywał, że stały
się one dla mnie powodem wielu kolejnych wizyt w
Nesebyrze.
Bułgarskie winnice w górach Starej Płaniny |
Pierwsze to czerwona messembria, zrobiona z
endemicznej bułgarskiej odmiany mawrud. Esencjonalne takie. Jako
ciekawostkę mogę dodać, że dojrzewa w dębowych beczkach w
cieple, jak niektóre ze znanych iberyjskich win wzmacnianych. Drugie
to właśnie pachnąca różami – naprawdę, po otwarciu butelki
roznosi się lekko cytrusowy aromat właśnie kwiatu róży – biała
messembria. To wino kupażowane – czyli składające się z kilku
odmian: oprócz mawrudu także z tego cudownego muskatu. Trudno te
trunki dostać w Polsce – choć na upartego jest to możliwe –
ale po co to robić, jak można jechać do Nesebyru i spacerując
cudownymi uliczkami starego miasta samemu znaleźć ową
winiarnię.
Nazwy oczywiście nie podaję, jak i tak naprawdę
nie zachęcam do spożywania, bo wiadomo, alkohol to najgorsza
trucizna, i tylko powyżej 18. roku życia.
Serio, ten różany
aromat jest obłędny.
Widok na Morze Czarne |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz