Ostatni jak do tej pory najazd na
Polskę hord ze Wschodu (początkowo we współpracy z hordami z
Zachodu, ech, to nasze położenie geopolityczne) zakończył się
zagładą elit Narodu, oktrojowaniem obcych kulturowo i
cywilizacyjnie władz okupacyjnych i – w wyniku zdrady jałtańskiej
– przesunięciem granic Polski daleko na Zachód.
Didaskalia
dla purystów językowych: powinno się chyba pisać Zdrada
Jałtańska, bo to konkretne – i tragiczne – wydarzenie, a
nie jakaś tam zdrada w kurorcie na Krymie (kurorty od tego są, vide
Ciechocinek), ale ogrom żalu jaki pozostawiła ta kolejna w czasie
II Wojny Światowej niesłowność "sojuszników" nie
pozwala mi psychicznie pisać tego wielką literą (zwrot "z
wielkiej litery" też chyba nie jest poprawny, trzeba by
jakiegoś Profesora spytać, Miodka albo Bralczyka). Po
didaskaliach.
Ad rem – oprócz granic na Zachód przesunięto
też część Polaków, przynajmniej fizycznie, bo mentalnie
wspaniale oddaje to nasz tuz światowej literatury, Stanisław Lem,
ze Lwowa rodem przecież, który swoją własną tułaczkę
skomentował, że Naród to nie szafa, nie da się go z kąta w kąt
przestawiać. Zabużanie trafili na tak zwane Ziemie Odzyskane, które
były aktualnie przez Armię Czerwoną ogołocone do zera, i musieli
rozpocząć egzystencję w nieznanym i niestabilnym miejscu (do dziś
Niemcy niezbyt chętnie – o ile w ogóle – uznają granicę na
Odrze i Nysie; o reperacjach nawet nie wspominam). Spacerując po
post-PGR-owskich wioskach do dziś widać tam ślady po tym wyrwaniu
z korzeniami. Nie, żebym coś miał do owych terenów, nie. Mimo, że
często kontakt z Polską urwał się tam w XI wieku, to jednak spora
ich część była polska dużo dłużej. A linia Odry i Nysy
Łużyckiej czy Sudety łatwiejsze są do obrony niż pola Niziny
Śląskiej i Wielkopolskiej (wzgórza i jeziora Pomorza nieźle
zabezpieczał Wał Pomorski, ale kiedy już sojusznicy w niszczeniu
Polski się pokłócili nie zapobiegł on najazdowi Armii Czerwonej na
Berlin). Co to, to nie. Bardziej boli, że ukradziono nam centra
kultury polskiej. Bo czy ktoś może sobie dziś wyobrazić Francję,
której zabiera się Marsylię i Lyon, a w zamian daje Brukselę i
Bilbao? Wszak miasta te miały w przeszłości kontakt z Najstarszą
Córą Kościoła. Ktoś, coś?
Właśnie. A my musimy żyć bez
Wilna i Lwowa.
I bez elit, wymordowanych w Katyniu, Dachau czy
Palmirach.
Ale wróćmy do tematu wpisu. Jak ktoś się po tytule
nie zorientował, że chodzi o Lwów, ten dudek. Zawsze wierny –
taką dewizę nosi to miasto, i rzeczywiście, zawsze takie było. W
końcu za coś otrzymało order Virtuti Militari – ten prawdziwy, a
nie komunistyczną podróbkę chętnie szafowaną zbrodniarzom w
czasach PRL.
Mimo znacznego – bardziej niż w Wilnie –
przetrzebienia polskiej ludności miasta (na sąsiednim Wołyniu
kilkaset tysięcy ofiar Rzezi Wołyńskiej wciąż woła o prawdę i godne pochówki)
dalej czuje się tu polskość. Główny rynek Starego Miasta,
lokowanego w czasach Kazimierza Wielkiego, jest totalnie polski. W
jednej z kamienic, należącej tradycyjnie do lwowskich arcybiskupów umierał król Michał I, potomek wareskich Rurykowiczów,
założycieli państwowości na Rusi (w bliższej perspektywie był
to syn Jeremiego Wiśniowieckiego, księcia – mimo równości
szlachty wobec prawa w Rzeczypospolitej potomkowie rodów panujących,
Giedyminowiczów czy Rurykowiczów właśnie, nosili dziedziczne
tytuły książęce; nie zmieniało to statusu prawnego nosiciela, i
taki Potocki, Wiśniowiecki czy Radziwiłł równy był choćby
takiemu panu Piekłasiewiczowi z Koziej Górki). Po sąsiedzku budynek posiadali Sobiescy, w tym i król Jan III. Najbrzydszym budynkiem jest tu
ratusz z czasów Habsburgów, przypominający swą koncepcją
dzisiejsze udoskonalenia zabytkowej tkanki miejskiej. Znaczy jest to
takie pudło nijak do całości nie pasujące.
W pobliskiej
katedrze rzymskokatolickiej (Lwów miał trzy katedry katolickie, to
chyba ewenement na skalę światową: rzymską, grecką i ormiańską)
król Jan Kazimierz składał Śluby Lwowskie, w których oddawał
Rzeczpospolitą pod opiekę Jasnogórskiej Pani, naszej Czarnej
Madonny. Tak pokrzepiony Naród pogonił szwedzkiego okupanta (a była
to wizyta najbardziej niszcząca – biedni Szwedzi z bogatej
Rzeczpospolitej wywozili to co się działo; Niemcy naziści nie
wiadomo kto i Armia Czerwona rabujący II Rzeczpospolitą jawią się
przy całej swej bezwzględności byli li tylko harcerzykami; mimo
takich grabieży nadal jest u nas co kraść, co udowadniają nam
kolejne rządy, ani chybi jesteśmy najbogatszym państwem Świata),
choć zapewne talenty wojskowe króla (jako ostatni nasz władca
regularnie spuszczał oklep Moskwiczanom), w przeciwieństwie do
politycznych wysokie, oraz kadra dowódcza ze Stefanem "Wojna
Partyzancka to to co lubię" Czarnieckiem też nie były bez
znaczenia.
Resztki murów miejskich i dwa arsenały dobitnie
świadczą w jak niebezpiecznym rejonie miasto powstało –
tatarskie zagony nieraz podchodziły pod Lwów.
A powstał trochę
wcześniej niż miasto Kazimierza Wielkiego. Jeden z wybitniejszych
Rurykowiczów, Daniel Halicki (jedyny w historii halicki król, nie kniaź), założył Lwów w
XIII wieku – i nazwał go na sześć swojego syna i następy – Lwa
Danielowicza. Rychło przeniesiono tu z Halicza ośrodek władzy
Rusi Czerwonej (po wspominanym chyba kiedyś na blogu Jarosławie Mądrym Ruś popadła w rozbicie dzielnicowe, zakończone najazdem
mongolskim i owym strasznym w skutkach jarzmem; tylko tereny które
zajęła Litwa i Polska uniknęły strasznego losu tatarskich – a
potem moskiewskich – niewolników) – resztki Wysokiego Zamku
nadal spoglądają na miasto. Zachował się do dziś plac centralny
tego pierwszego Lwowa. Dziś to Stary Rynek, całkiem niedaleko
potężnej lwowskiej starówki. Kiedy byłem tam ostatni raz –
długo przed paniką koronawirusową – był to zaniedbany i ponury
placyk. Zamiast odrestaurować miejsce ważne dla ruskich początków
miasta obecni włodarze miasta wolą podkreślać zasługi
współpracujących z Niemcami ukraińskich kolaborantów,
odpowiadających nie tylko za polskie ludobójstwo na Kresach ale za
inne zbrodnie i pogromy – także na Żydach.
Trochę głupio
wchodzić w zażyłe relacje z kimś takim, prawda? Swoją drogą –
był ktoś ostatnio we Wschodniej Małopolsce? Remontują zamek w
Żółkwi może? Uzdrowisko w Truskawcu kwitnie? Może jakieś drogi
porobili przez Starą Sól czy Sambor? Albo chociaż ten Stary Rynek
lwowski? Coś? W końcu mają tam jakieś 90% zabytków całego
państwa.
![]() |
| Symbol zmian w Polsce po II wojnie światowej |
![]() |
| Ciechocinek |
| Życie na Ziemiach Odzyskanych |
![]() |
| Polskie dziedzictwo w Wilnie |
![]() |
| Jeden z niemieckich obozów koncentracyjnych założony dla Polaków |
![]() |
| Lwowski rynek |
![]() |
| Ratusz lwowski |
![]() |
| Dziedziniec Włoski Kamienicy Królewskiej |
![]() |
| Archikatedra św Elżbiety |
![]() |
| Mury miejskie |
![]() |
| Stary Rynek we Lwowie |
![]() |
| Nieco zaniedbane podwórko na lwowskiej starówce |
| Niszczejące żupy solne Drohobycza |











Brak komentarzy:
Prześlij komentarz