Tłumacz

24 października 2025

Semper fidelis

    Ostatni jak do tej pory najazd na Polskę hord ze Wschodu (początkowo we współpracy z hordami z Zachodu, ech, to nasze położenie geopolityczne) zakończył się zagładą elit Narodu, oktrojowaniem obcych kulturowo i cywilizacyjnie władz okupacyjnych i – w wyniku zdrady jałtańskiej – przesunięciem granic Polski daleko na Zachód.
Symbol zmian w Polsce po II wojnie światowej
    Didaskalia dla purystów językowych: powinno się chyba pisać Zdrada Jałtańska, bo to konkretne – i tragiczne – wydarzenie, a nie jakaś tam zdrada w kurorcie na Krymie (kurorty od tego są, vide Ciechocinek), ale ogrom żalu jaki pozostawiła ta kolejna w czasie II Wojny Światowej niesłowność "sojuszników" nie pozwala mi psychicznie pisać tego wielką literą (zwrot "z wielkiej litery" też chyba nie jest poprawny, trzeba by jakiegoś Profesora spytać, Miodka albo Bralczyka). Po didaskaliach.

Ciechocinek
    Ad rem – oprócz granic na Zachód przesunięto też część Polaków, przynajmniej fizycznie, bo mentalnie wspaniale oddaje to nasz tuz światowej literatury, Stanisław Lem, ze Lwowa rodem przecież, który swoją własną tułaczkę skomentował, że Naród to nie szafa, nie da się go z kąta w kąt przestawiać. Zabużanie trafili na tak zwane Ziemie Odzyskane, które były aktualnie przez Armię Czerwoną ogołocone do zera, i musieli rozpocząć egzystencję w nieznanym i niestabilnym miejscu (do dziś Niemcy niezbyt chętnie – o ile w ogóle – uznają granicę na Odrze i Nysie; o reperacjach nawet nie wspominam). Spacerując po post-PGR-owskich wioskach do dziś widać tam ślady po tym wyrwaniu z korzeniami. Nie, żebym coś miał do owych terenów, nie. Mimo, że często kontakt z Polską urwał się tam w XI wieku, to jednak spora ich część była polska dużo dłużej. A linia Odry i Nysy Łużyckiej czy Sudety łatwiejsze są do obrony niż pola Niziny Śląskiej i Wielkopolskiej (wzgórza i jeziora Pomorza nieźle zabezpieczał Wał Pomorski, ale kiedy już sojusznicy w niszczeniu Polski się pokłócili nie zapobiegł on najazdowi Armii Czerwonej na Berlin). Co to, to nie. Bardziej boli, że ukradziono nam centra kultury polskiej. Bo czy ktoś może sobie dziś wyobrazić Francję, której zabiera się Marsylię i Lyon, a w zamian daje Brukselę i Bilbao? Wszak miasta te miały w przeszłości kontakt z Najstarszą Córą Kościoła. Ktoś, coś?

Życie na Ziemiach Odzyskanych
    Właśnie. A my musimy żyć bez Wilna i Lwowa.

Polskie dziedzictwo w Wilnie
    I bez elit, wymordowanych w Katyniu, Dachau czy Palmirach.

Jeden z niemieckich obozów koncentracyjnych założony dla Polaków
    Ale wróćmy do tematu wpisu. Jak ktoś się po tytule nie zorientował, że chodzi o Lwów, ten dudek. Zawsze wierny – taką dewizę nosi to miasto, i rzeczywiście, zawsze takie było. W końcu za coś otrzymało order Virtuti Militari – ten prawdziwy, a nie komunistyczną podróbkę chętnie szafowaną zbrodniarzom w czasach PRL.

Lwowski rynek
    Mimo znacznego – bardziej niż w Wilnie – przetrzebienia polskiej ludności miasta (na sąsiednim Wołyniu kilkaset tysięcy ofiar Rzezi Wołyńskiej wciąż woła o prawdę i godne pochówki) dalej czuje się tu polskość. Główny rynek Starego Miasta, lokowanego w czasach Kazimierza Wielkiego, jest totalnie polski. W jednej z kamienic, należącej tradycyjnie do lwowskich arcybiskupów umierał król Michał I, potomek wareskich Rurykowiczów, założycieli państwowości na Rusi (w bliższej perspektywie był to syn Jeremiego Wiśniowieckiego, księcia – mimo równości szlachty wobec prawa w Rzeczypospolitej potomkowie rodów panujących, Giedyminowiczów czy Rurykowiczów właśnie, nosili dziedziczne tytuły książęce; nie zmieniało to statusu prawnego nosiciela, i taki Potocki, Wiśniowiecki czy Radziwiłł równy był choćby takiemu panu Piekłasiewiczowi z Koziej Górki). Po sąsiedzku budynek posiadali Sobiescy, w tym i król Jan III. Najbrzydszym budynkiem jest tu ratusz z czasów Habsburgów, przypominający swą koncepcją dzisiejsze udoskonalenia zabytkowej tkanki miejskiej. Znaczy jest to takie pudło nijak do całości nie pasujące.
Ratusz lwowski
Dziedziniec Włoski Kamienicy Królewskiej
    W pobliskiej katedrze rzymskokatolickiej (Lwów miał trzy katedry katolickie, to chyba ewenement na skalę światową: rzymską, grecką i ormiańską) król Jan Kazimierz składał Śluby Lwowskie, w których oddawał Rzeczpospolitą pod opiekę Jasnogórskiej Pani, naszej Czarnej Madonny. Tak pokrzepiony Naród pogonił szwedzkiego okupanta (a była to wizyta najbardziej niszcząca – biedni Szwedzi z bogatej Rzeczpospolitej wywozili to co się działo; Niemcy naziści nie wiadomo kto i Armia Czerwona rabujący II Rzeczpospolitą jawią się przy całej swej bezwzględności byli li tylko harcerzykami; mimo takich grabieży nadal jest u nas co kraść, co udowadniają nam kolejne rządy, ani chybi jesteśmy najbogatszym państwem Świata), choć zapewne talenty wojskowe króla (jako ostatni nasz władca regularnie spuszczał oklep Moskwiczanom), w przeciwieństwie do politycznych wysokie, oraz kadra dowódcza ze Stefanem "Wojna Partyzancka to to co lubię" Czarnieckiem też nie były bez znaczenia.
Archikatedra św Elżbiety
    Resztki murów miejskich i dwa arsenały dobitnie świadczą w jak niebezpiecznym rejonie miasto powstało – tatarskie zagony nieraz podchodziły pod Lwów.
Mury miejskie
    A powstał trochę wcześniej niż miasto Kazimierza Wielkiego. Jeden z wybitniejszych Rurykowiczów, Daniel Halicki (jedyny w historii halicki król, nie kniaź), założył Lwów w XIII wieku – i nazwał go na sześć swojego syna i następy – Lwa Danielowicza. Rychło przeniesiono tu z Halicza ośrodek władzy Rusi Czerwonej (po wspominanym chyba kiedyś na blogu Jarosławie Mądrym Ruś popadła w rozbicie dzielnicowe, zakończone najazdem mongolskim i owym strasznym w skutkach jarzmem; tylko tereny które zajęła Litwa i Polska uniknęły strasznego losu tatarskich – a potem moskiewskich – niewolników) – resztki Wysokiego Zamku nadal spoglądają na miasto. Zachował się do dziś plac centralny tego pierwszego Lwowa. Dziś to Stary Rynek, całkiem niedaleko potężnej lwowskiej starówki. Kiedy byłem tam ostatni raz – długo przed paniką koronawirusową – był to zaniedbany i ponury placyk. Zamiast odrestaurować miejsce ważne dla ruskich początków miasta obecni włodarze miasta wolą podkreślać zasługi współpracujących z Niemcami ukraińskich kolaborantów, odpowiadających nie tylko za polskie ludobójstwo na Kresach ale za inne zbrodnie i pogromy – także na Żydach.
Stary Rynek we Lwowie
    Trochę głupio wchodzić w zażyłe relacje z kimś takim, prawda? Swoją drogą – był ktoś ostatnio we Wschodniej Małopolsce? Remontują zamek w Żółkwi może? Uzdrowisko w Truskawcu kwitnie? Może jakieś drogi porobili przez Starą Sól czy Sambor? Albo chociaż ten Stary Rynek lwowski? Coś? W końcu mają tam jakieś 90% zabytków całego państwa.
Nieco zaniedbane podwórko na lwowskiej starówce
Niszczejące żupy solne Drohobycza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Semper fidelis

     Ostatni jak do tej pory najazd na Polskę hord ze Wschodu (początkowo we współpracy z hordami z Zachodu, ech, to nasze położenie geopol...