Był 11. maja 1940 roku. Kilka dni
wcześniej wojska niemieckie przekroczyły granice Królestwa
Niderlandów i, choć Holendrzy próbowali stawiać opór, chwacko
posuwały się naprzód. Niderlandzki rząd początkowo odmawiał
jakichkolwiek negocjacji, ale po usłyszeniu komunikatu iż setka
teutońskich bombowców leci na Rotterdam głośno zawołał:
"Negocjujmy warunki kapitulacji". Niemieckie bombowce tym
okrzykiem się nie przejęły (według legendy 2/3 floty nie
zauważyło flary wzywającej do powrotu na lotnisko), Rotterdam
został zniszczony (zginęło jakieś 1000 osób), a Niderlandy
poddały się. Dziś, w centralnym punkcie miasta, podle Muzeum
Morskiego, stoi statua upamiętniająca to tragiczne
wydarzenie.
 |
Pomnik Rozdarte Miasto
|
Swoją drogą taka sobie, zresztą W. Sz. Czytelnik
zna moje zapatrywanie na
sztukę nowoczesną.
 |
Dom z sześcianów
|
W każdym razie
Rotterdam – dziś największy w Europie i trzeci na Świecie port
morski – został zrównany z ziemią. Bombardowanie i niszczenie
miast nie jest oczywiście czymś nowym, w poprzednim wpisie było o
Brukseli, której to centrum zaorane zostało swego czasu przez
francuską artylerię. Pozostaje kwestia odbudowania tkanki
miejskiej. Grote-Markt jest przepiękny i wpisany na Listę
Dziedzictwa Ludzkości UNESCO, Rotterdam zaś...
 |
Port w Rotterdamie
|
.jpg) |
Kanały w centrum miasta
|
 |
Odbudowana Bruksela
|
Na powyższych
zdjęciach można sobie porównać. Ohydne blokowisko w stylu amerykańskich
metropolii, całkiem bez duszy. Nawet te budynki, których stan
zniszczenia pozwalał na odbudowę też są jakieś nie takie.
 |
Szczątki rotterdamskiej starówki
|
A
reklamowana jako Kaplica Sykstyńska Holandii (bo Rotterdam leży
zarówno w Niderlandach, jak i w
Holandii, w przeciwieństwie do
Amsterdamu, Południowej) hala targowa (spełnia także funkcje
mieszkalne, taki postmodernizm) jest zwykłym centrum handlowym z
bohomazem u sufitu. Pomysł przyrównania
Wygnania z Raju pędzla
Michała Anioła Buonarottiego do papryk, bakłażanów i gąsienicy
pazia królowej mógł narodzić się tylko w społeczeństwie
ograbionym z poczucia
estetyki. Znaczy:
nowoczesnym.
 |
Hala targowa
|
Bombardowanie
Rotterdamu, tragiczne w skutkach, zmieniło także zapatrywania
Aliantów na działania wojsk niemieckich. Do tego momentu
brytyjskie
(głównie) bombowce zrzucały na miasta
Rzeszy ulotki propagandowe
nawołujące do zaprzestania działań wojennych czy szkalujące
przywódców zwycięskiego państwa. Naprawdę, musiało to mieć
olbrzymi psychologiczny efekt. A przynajmniej wpływ na pękające ze
śmiechu przepony Niemców,
en masse stojących przy swoim zwycięskim
Führerze i potężnym Wermachcie. Opowiastki o nazistowskim ruchu
oporu to powojenna projekcja, mająca na celu wybielić Niemców –
którzy przecież w latach II Wojny Światowej nic nie wiedzieli o
własnych zbrodniach,
pewnie byli na wakacjach.
 |
Miejsce po Kancelarii Rzeszy w Berlinie
|
Kumulacją
alianckich bombardowań Rzeszy był chyba nalot na Drezno –
niebronione miasto, dziś odbudowane, także zostało zniszczone.
Ktoś powie, że była to zbrodnia wojenna. Cóż, może mieć rację,
ale zapomina, że była to odpowiedź na niemieckie ataki na
niebroniące się miasta. Zresztą Drezno nie było jedyne (z
większych niemieckich miast tylko łużycki Zgorzelec przetrwał
wojnę bez szwanku; ostatnio anonimowy darczyńca zafundował miastu
rewitalizację starówki).
 |
Drezno |
Zastanawia mnie – widząc reakcję
po bombardowaniu Rotterdamu – co alianci robili kilka miesięcy
wcześniej, kiedy Luftwaffe zrównało z ziemią
Wieluń, miasto
otwarte i niebronione (do dziś ta zbrodnia nie istnieje w
świadomości Zachodu, nikt nie namalował
wieluńskiej Guerniki).
 |
Fundamenty wieluńskiej fary, zniszczonej w bombardowaniu 1. Września 1939
|
Kilka tygodni krwawych bombardowań
Warszawy zaowocowały konferencją w Abbeville i typową felonią –
czyli zdradą sojusznika w obliczu agresji wspólnego wroga. Ucieczki
z pola walki, znaczy się. Starówka warszawska wpisana na Listę
Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO została jako przykład
dokładnej odbudowy miasta. Nie byłoby tego wpisu, gdyby nie
wspominana zdrada sojuszników.
Co właściwie nie powinno
dziwić. Każdy patrzy swego. I będzie patrzył. Zwłaszcza, że –
w przeciwieństwie do państw wyrosłych na gruzach imperium Karola
Wielkiego – nie mamy z Zachodem przesadnie wspólnej historii.
Nadal jesteśmy dla nich miejscem ubi sunt leones. Do tego nie
potrafimy pokazać im naszych zasług dla ochrony kontynentu, bo nie
umiemy – mam nadzieję, że z głupoty, a nie z premedytacji –
w politykę historyczną.
 |
Okopy z czasów Bitwy Warszawskiej 1920 roku
|
Czasy zdają się nadchodzić ciężkie,
więc może warto się zastanowić, czy mądrym jest opierać się na
krajach, które nami systemowo gardzą, i które już raz (ba, żeby
tylko) nas zdradziły. Moim zdaniem owszem, wchodźmy w sojusze, ale
nie ufajmy. I sami troszczmy się o siebie, bo nikt inny tego nie
zrobi. Nie przejmujmy się też zapatrzonymi w Zachód ojkofobami.
A. Jeszcze jedno. Arthur "Bombowiec" Harris, brytyjski wojskowy atakujący z powietrza niemieckie miasta, za cel wybrał akurat to związane z władcami Polski. Paranoik powiedziałby, że to nie przypadek.