Pierwszą część wpisu – i w
założeniu ostatnią – zakończyłem kontrowersją o miejscu
spoczynku doczesnych szczątków biskupa Wojciecha Sławnikowica. Czy
spoczywa na praskich Hradczanach w archikatedrze pod wezwaniem
świętych Wita, Wacława i Wojciecha (w językach niesłowiańskich
na popularnego Wojtka mówią Adalbert, więc w zachodnich bedekerach
miana patronów kościoła nie brzmią już tak ładnie jak po polsku
czy czesku) czy pod wspaniałą barokową konfesją w archikatedrze
(dzierżącej ten tytuł dużo dłużej niż praski odpowiednik) w
Gnieźnie.
Jako Polak muszę przychylać się do wersji polskich
kronikarzy, że książę Brzetysław pustosząc Wielkopolskę w
pierwszej połowie XI wieku ukradł szczątki przyrodniego
wojciechowego brata, Radzima (czyli Gaudentego, jak chcą na
Zachodzie), zresztą też biskupa (a nawet arcybiskupa) i świętego,
choć nie męczennika. Niemniej widząc (to znaczy: widzą to
archeolodzy, ja się ino podczepiam) ogrom zniszczeń i rabunków
jakie przyniósł czeski najazd skłaniam się jednak ku wersji
naszych południowych sąsiadów. Ale co tam.
Na pewno ramię
świętego jest w Rzymie. Co, właściwie, nie powinno dziwić.
Relikwie świętych wielokrotnie były przedmiotem handlu, grabieży
– czy jak owo ramię świętego Wojciecha – darów
dyplomatycznych. Święty Marek przecież pierwotnie nie spoczywał w
Wenecji. Ktoś zaraz powie, że to chrześcijański zabobon – ale
przecież jeden z towarzyszy Mahometa otrzymał pseudonim Balwierz,
bo nosił przy sobie jako amulet trzy włosy z brody Proroka. I choć
islam zakazuje oczywiście wiary w talizmany, to gdy osmańscy
żołdacy dotarli do grobu Skanderbega (było na blogu – narodowy
bohater Albanii) szczątki wodza rozgrabili właśnie jako amulety
mające dawać im militarny geniusz i siłę zmarłego. W Lezhy
znajduje się tylko cenotaf.
O innych kulturach z ich kultem
przodków czy innych mumii to właściwie nawet nie ma co wspominać.
W
każdym razie oddawanie czci – choć w wypadku chrześcijaństwa to
może za mocne słowo – wybitnym przodkom czy innym jednostkom jest
czymś normalnym. Poza tym czując ich opiekę (czy wstawiennictwo)
człowiek jakoś czuje się pewniej. We Włoszech swojego świętego
patrona ma przecież każda, najmniejsza nawet wioska czy
miasteczko.
U nas nie – w końcu to w Italii tysiące
mieszkańców oddawało głowę katu w czasach rzymskich, a później,
w Średniowieczu, bliskość stolca papieskiego sprawiało, że
łatwiej było dostrzec jakąś pobożną czy cnotliwą personę.
Zanim taka informacja dotarła do Rzymu z takiej Skandynawii czy znad
Wisły dwa razy pewnie zaginęła po drodze. Fakt, że jak już
docierały, to taki święty często stawał się dość popularny,
choć, tak jak w przypadku Wojciecha i Radzima, na Zachodzie znany
bywał pod nieco innym imieniem.
Na przykład gdyby ktoś dotarł do katalońskiej Girony i wszedł do przepięknej (fasada słynna z serialu "Gra o Tron") gotyckiej świątyni natknie się na kaplicę św Hiacynta. To oczywiście nasz Jacek od Pierogów, z możnego rodu Odrowążów. Patron tonących, wsławiony wykarmieniem pierogami obrońców obleganego przez Mongołów Lwowa.
Święty
Jacek jest też jedynym Polakiem umiejscowionym na dachu watykańskiej
kolumnady autorstwa Berniniego.
Karierę w Europie zrobił też
nasz święty (choć zdrajca) Stanisław Szczepanowski. W końcu imię
po biskupie ze Szczepanowa miał teść Ludwika XV, władca Lotaryngii
(i dwukrotny król Polski przy okazji) Stanisław Leszczyński.
Inni nasi święci bądź błogosławieni o słowiańskich imionach, taki Czesław czy Bogumił (ten drugi, podobnie jak i Stanisław są moimi osobistymi patronami, a ten pierwszy w rodzinie pojawia mi się bardzo często) nie zrobili międzynarodowej kariery, i czczeni są lokalnie – we Wrocławiu jak błogosławiony Czesław Odrowąż czy w okolicy Koła i Uniejowa, jak arcybiskup gnieźnieński Bogumił.
Brak lokalnych świętych w Północnej, Wschodniej i
Środkowej Europie wynika też z późnego dość dołączenia do
cywilizacji chrześcijańskiej – ot, nie udało nam się załapać
na ową wspominaną falę męczeństwa (święci Wojciech, Wacław
czy Gelert to wyjątki przecież, a Stanisław czy Jan z Pomuku
całkiem inna historia). Pierwsze kościoły musiały więc posiadać
relikwie (a taki był wymóg przecież) importowane – i tak Kraków
dostał głowę świętego Floriana – stąd i nazwa Florencja na
mapie miasta. Dziś czaszka ta spoczywa w trumnie świętego
Stanisława w barokowej konfesji na Wawelu i – jak wykazały
badania – należała do kobiety. Nie znaczy to oczywiście, że
patron strażaków i przewodników turystycznych był kobietą – ot
większa część relikwii była tworzona przez kontakt z oryginalnymi
szczątkami świętych. Świętość niejako przenosiła się na nowy
obiekt, i spokojnie już można było mu oddawać cześć.
Moje
miasto – Warta – jest na na tle polskich miejscowości chlubnym
wyjątkiem. W toku dziejów nabawiliśmy się bowiem własnego
świętego – Rafała z Proszowic (nomen omen ochrzczonego jako
Stanisław Budek). Ów urodzony w roku upadku Konstantynopola członek
zakonu bernardynów (piastował także stanowisko prowincjała),
polski patriota i intelektualista umierając wyraził życzenie, by
pochować go w naszym warckim klasztorze – rzeczywiście, udało
się go przywieźć i wyzionął ducha na początku 1534 roku w
miejscu, w którym za życia bardzo lubił przebywać i korzystać z
jednej z najbogatszych klasztornych bibliotek. Dziś podziwiać można
tumbę i rzeźbioną płytę zakonnika – po bibliotece w czasach
zaborów ślad zaginął (pewne tropy wiodą do Petersburga).
Jeden
z dwóch rynków warckich od czasu upadku komuny nosi imię właśnie
Błogosławionego ojca Rafała. Proszowita bowiem, ku naszej wielkiej
żałości, nie został jeszcze przez Watykan oficjalnie
kanonizowany. Tak po prawdzie beatyfikowany też nie został, i
przysługuje mu jedynie tytuł Sługi Bożego, ale nam to nie
przeszkadza. Zwłaszcza, że jakby co mamy jeszcze ojca Melchizedeka,
który także zmarły w opinii świętości w klasztorze
spoczywa.
Dobrze mieć jakichś pomagierów w życiu – bo bez
Boga ani do proga.
![]() |
Gniezno - miejsce pochówku świętego Wojciecha |
![]() |
Praga - miejsce pochówku świętego Wojciecha |
![]() |
Twierdza w Lezhy górująca nad dawnym grobem Skanderbega |
El Nino Compartido - mumia będąca obiektem kultu w Cuzco |
![]() |
Siena - miasto świętej Katarzyny ze - nomen omen -Sieny |
Na przykład gdyby ktoś dotarł do katalońskiej Girony i wszedł do przepięknej (fasada słynna z serialu "Gra o Tron") gotyckiej świątyni natknie się na kaplicę św Hiacynta. To oczywiście nasz Jacek od Pierogów, z możnego rodu Odrowążów. Patron tonących, wsławiony wykarmieniem pierogami obrońców obleganego przez Mongołów Lwowa.
![]() |
Katedra w Gironie |
![]() |
Kolumnada Berniniego w Rzymie |
Inni nasi święci bądź błogosławieni o słowiańskich imionach, taki Czesław czy Bogumił (ten drugi, podobnie jak i Stanisław są moimi osobistymi patronami, a ten pierwszy w rodzinie pojawia mi się bardzo często) nie zrobili międzynarodowej kariery, i czczeni są lokalnie – we Wrocławiu jak błogosławiony Czesław Odrowąż czy w okolicy Koła i Uniejowa, jak arcybiskup gnieźnieński Bogumił.
![]() |
Zamek w Uniejowie |
![]() |
Katedra na Wawelu - miejsce spoczynku świętego Stanisława i głowy świętego Floriana |
![]() |
Klasztor bernardynów w Warcie |
![]() |
Mały Rynek (Plac błogosławionego ojca Rafała) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz