Tłumacz

25 listopada 2024

Kolchida cz. 1

    Jak wspominałem w poprzednim wpisie – w centrum Kutaisi, jednego z większych miast Gruzji, stoi dumnie fontanna przypominająca, że Imeretia jest jednym z miejsc (najważniejszym), w którym lokalizuje się mityczną Kolchidę.
Fontanna w Kutaisi z kopiami skarbów Kolchidy
    Co to takiego ta Kolchida właściwie przypominać nie powinienem, ale są – niewielkie – szanse, że wpis przeczyta jakiś nowocześniak, odcięty już zupełnie od korzeni europejskiej kultury (do której – bądź może z której – także Gruzja czerpie, o czym za chwilę) i zdziwi się nazwę tą słysząc.
Grecka ekumena
    Kraina ta występuje między innymi w micie o Jazonie – który wraz z bandą bohaterów, Argonautom, wypłynął z rodzinnego polis na poszukiwanie legendarnego już wtedy Złotego Runa. Odnalezienie artefaktu miało umożliwić mu – w dużym skrócie – przejęcie Ojcowizny. Syn Ajzona et consores przeżyli wiele przygód, i wreszcie dotarli do leżącej na rubieżach greckiej ekumeny Kolchidy, gdzie ów skarb przechowywano. Jazon, dzięki zakochanej w nim miejscowej księżniczce Medei Złote Runo zdobył i wrócił do Grecji – kochankę oczywiście zostawiając i narażając się na jej krwawą (w końcu to grecka mitologia) zemstę. Swoją drogą źle nie zrobił – była bowiem kobieta groźną czarodziejką, trucicielką (Medea do swych zabójczych eksperymentów używała niewielkiego uroczego kwiatka, zimowita; choć rośnie i u nas w jego nazwie gatunkowej nadal tkwi słowo colchis, kolchidzki; z której części uzyskuje się truciznę wiem, ale nie powiem, żeby w razie czego nie być pociągnięty do współodpowiedzialności) – generalnie, cytując klasyka, to zła kobieta była.
Miejsce narodzin mitów
    A Złote Runo? Zawisło jako trofeum w jednej z greckich świątyń, a potem zaginęło w pomroce dziejów. Co to zaś było? Dla kogoś, kto hodował owce albo zbójował z Janosikiem heej rzecz jest oczywista – to owcza skóra z włosiem, runem właśnie. Złoty kolor nadać jej miało – tu Ameryki nie odkrywam – złoto. A raczej pył, piasek, który ze złotodajnych rzek Zakaukazia, takich jak płynąca przez Imeretię Rioni, pozyskiwano przez tysiąclecia.
Złotodajna Rioni
    Jesteśmy nad Morzem Czarnym, na jego wybrzeżach znaleziono najstarsze stworzone przez Człowieka złote precjoza, metal ten obrabiano więc tu od bardzo dawna. Ostatnio spotkałem się z teorią, że jest on dla nas tak atrakcyjny, bo się błyszczy – tak, jak na afrykańskich sawannach, gdy nasi antenaci zeszli z drzew, błyszczały kałuże z drogocenną wodą. Byłaby więc chciwość wprogramowana w nasze mózgi – i powstrzymanie się o niej dopiero świadczyć może o naszym pełnym człowieczeństwie i umiejętności opanowania najniższych pierwotnych instynktów. Ciekawe.

Varna Gold - najstarsze znane złoto znad Morza Czarnego
    W każdym razie złotodajny piasek z Rioni uzyskiwano właśnie dzięki kosmatym owczym skórą – wodę ze złotem przepuszczano przez wełnę, na włóknach której osadzały się drobinki metalu. Co ciekawe do dziś tą metodę stosuje się w Stanach (Turkmenistan, Uzbekistan, Kazachstan) leżących w Azji Środkowej, w dawnej Baktrii i Magdianie, w Siedmiorzeczu, nad Oksusem (Amu-Daria, Syr-Daria – te rejony spowodowanej przez komunistów klęski ekologicznej która to powaliła Jezioro Aralskie). Niektórzy badacze zresztą w tamtych rejonach Ziemi lokalizują Kolchidę – i to w jej poszukiwaniu (między innymi) Aleksander Wielki zapędzał się na Wschód.
Aleksander Wielki
    Najczęściej jednak granice antycznego greckiego Świata sięgają do pasm górskich Kaukazu – i bardzo możliwe, że już wtedy żyli tam ludzie mówiący językami kartwelskimi, przodkowie Gruzinów. Jeśli zaś dodamy do tego bliskość Araratu (święta góra Ormian) i chyba najstarsze ślady produkcji wina Gruzję (czy Armenię) potraktować trzeba nie jako beneficjenta greko-rzymskiej (czy bliskowschodniej) tradycji, a jako element ją współtworzący (Celtowie, Germanie czy Słowianie powiedzieć tego o sobie nie mogą). Może dlatego odkrytą w XX wieku jaskinię Gruzini nazwali imieniem Prometeusza – mitycznego herosa, tytana, który ukradłszy bogom ogień właśnie na kamiennych szczytach Kaukazu cierpiał męki.
Wejście do Jaskini Prometeusza
    Dobra, współczesny – turystyczny – wystrój groty Gruzini strasznie skiepścili. Może komuś podobają się barwy jakie w normalnym Świecie osiągają tylko będące na silnych środkach psychodelicznych kameleony, ale ja fanem nie jestem.

Jaskinia Prometeusza
Magiczne kolorki
Pełna psychodelia
   
Miłośnikiem tych kolorów był chyba miejscowy pies - o przygodach z psami (choć mam kynofobię) na blogu było przy okazji trekingu po kanionie rzeki Apurimac, stąd wiadomo: miejscowych psów warto słuchać - zwierzę razem z nami do jaskini weszło, i ewidentnie prowadziło do wyjścia. W zamian za zwyczajowy bakszysz, oczywiście - w postaci smakołyków.

Rzadka chwila gdy podziwiać można bogatą szatę naciekową we w miarę neutralnych barwach
    Cóż, tu miała znajdować się dalsza opowieść o atrakcjach - przyrodniczych - Imeretii, ale postanowiłem rozpić wpis na dwie części. Może wcale nie był za długi, ale jak zobaczyłem ilość zdjęć - to żeby nie przesadzić postanowiłem kanion rzeki Okace zostawić na drugą część. Nie jest może tak potężny jak opisywany kiedyś przeze mnie peruwiański Kanion Cotahuasi, ale równie dziki. I gwarantujący niezapomniane przeżycia.
Atrakcje nad rzeką Okace

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Kolchida cz. 1

     Jak wspominałem w poprzednim wpisie – w centrum Kutaisi, jednego z większych miast Gruzji, stoi dumnie fontanna przypominająca, że Imer...