Tłumacz

16 czerwca 2022

Czwartkowy targ cz. 1

    Ostatnio na blogu było o pożądanych w Starożytności towarach, bursztynie i purpurze (a jakiś czas wcześniej, wielokrotnie zresztą, o dziś powszechnej, ale niegdyś także niezwykle cennej soli), które to dobra – luksusowe, jakby nie patrzeć – były przez wieki stymulatorami rozwoju handlu, geografii i nowych idei. A jak handel, to i miejsce gdzie można, hm, handlować. Znaczy się: targ.

Antyczne centrum handlowe

    Na początek małe wyjaśnienie: otóż ja osobiście rozróżniam targ od bazaru (rynek, suk, market – jakby tego nie nazywał). W moim rodzinnym mieście, Warcie, od Średniowiecza co czwartek (w czasach niemieckiej okupacji ubogacania kulturowego Europy Środkowej przeniesiony na wtorek) odbywa się właśnie targ – dość senne zazwyczaj miasteczko tętni wtedy życiem (za mojej młodości bardziej niż teraz), zjeżdża się tu cała okolica...
    - Phi – prychnęła z lekką pogardą znajoma Łodzianka której kilkanaście lat temu opowiadałem o tej jednodniowej transformacji Warty – Nie ma się czym chwalić, u nas to pełno takich, na Górniaku, na Dolnej, Zielony Rynek... I zawsze tam tłok.
    Cóż, przekonana o swej wyższości nie dała sobie wyjaśnić zasadniczej różnicy – warcki targ nie był czymś zwyczajnym, codziennym. Było to wydarzenievolens nolens – niecodzienne. Cykliczne, owszem, ale inne. Na targ – w przeciwieństwie do codziennych ryneczków – chodziło się bowiem po rzeczy niekoniecznie potrzebne na jutro. Była to – piszę z perspektywy przełomu XX i XXI wieku, a nawet wcześniejszej – okazja do kupna nowej miotły, nowego koszyka, nowych garnków, a także inwentarza gospodarczego. Dziś, kiedy na dobre zagościła nowoczesność i drobne rolnictwo upadło (dzięki ci, Unio E***pejska) niewielu mieszkańców – jeśli jacyś w ogóle – są zainteresowani kupnem świni, krowy czy nowego konia. Nie ma popytu, nie ma podaży – a i podejrzewam, że S***pid i tzw. ekolodzy także dołożyli co nieco. Ja jeszcze pamiętam, że na placu targowym (na targowicy, jak mówi się u nas) był wcale duży wydzielony kwartał dla sprzedawców zwierząt.

Targ na początku lat 90-tych XX wieku i na początku XXI wieku
(foto z arch. Autora)

    Swoją drogą na tym cotygodniowym zlocie było wtedy – w czasach transformacji ustrojowej w Polsce – wszystko. Oprócz ubrań, sprzętów AGD czy RTV, albo chemii domowej (wszystko to powoli pojawiało się w sklepach, ale dla tak dynamicznego społeczeństwa jakim byliśmy po zrzuceniu jarzma komunistycznej okupacji i likwidacji niewydolnej socjalistycznej gospodarki wszystko działo się za mało i za wolno) trafiały się takie cymesy jak chociażby Automat Kałasznikowa (AK-47). Śp Dziadek nie zdecydował się na kupno, chwilę zaś później handlarza z terenów b. ZSRS pogoniła policja. Targowe eldorado zakończyło się wraz z przełomem wieków. Zaczęły powstawać sklepy wielkopowierzchniowe (w moim mieście na szczęście bardzo późno) z szerokim asortymentem, dobrobyt spowszedniał a wieś, będąca wielkim odbiorcą dóbr konsumpcyjnych w związku z upadkiem małego rolnictwa zaczęła się wyludniać.
    Także rozwój nowych technik komunikacyjnych zadał spory cios naszemu warckiemu targowi. Targ bowiem od zawsze był miejscem spotkań towarzyskich (ot, kieliszek dla zdrowotności nie zaszkodzi) – oraz wymiany najświeższych informacji. Odkąd jest telewizja, internety czy telefony komórkowe (a społeczeństwo coraz bardziej się alienuje) nie ma już potrzeby by odbywać cotygodniowych spotkań.
    - Kiedyś targ to nie było to co to teraz – westchnęła znajoma starszej daty – Byli tacy, co to do kościoła w niedzielę nie poszli, a na targ musieli, choćby i obłożnie chorzy.

Rynek współcześnie

    Niestety, takich prawdziwych targowiczan jest coraz mniej – wiek robi swoje – choć nadal moje miasto w czwartek bardzo się zmienia. Przyjezdni oprócz robienia zakupów (miejscowe sklepy najwyższe obroty mają w czwartki właśnie) tłumnie odwiedzają też urzędy – wysłanie listu tego dnia wymaga naprawdę wiele cierpliwości. A i wśród sprzedających próżno szukać międzynarodowego towarzystwa obecnego tu te 20-30 lat temu, kiedy tłumnie handlowali z nami mieszkańcy Azji Południowo-Wschodniej i obywatele byłego ZSRS. Znajomy Gruzin, Koba (czyli Józef – i tak jak inny słynny gruziński Koba także pochodzi z Gori) na wieść o tym, że pochodzę z Warty od razu się zaśmiał:
    - Znam. Handlowałem tam częściami samochodowymi na początku lat 90-tych. Co czwartek.
    W każdym razie średniowieczna tradycja warckich czwartkowych targów powoli – ku mojej rozpaczy – zdaje się przemijać ("Ludzie dalej tam przychodzą kupować, zwłaszcza ciuchy" – na moje jeremiady odpowiada Mama), już część targowicy przeznaczono podobno pod zabudowę mieszkalną, a powstała kilka lat temu hala targowa nigdy nie jest zapełniona (w latach 90-tych w czwartki po mieście trudno było się poruszać – oprócz olbrzymiego placu także okoliczne ulice zapełnione były prowizorycznymi straganami i setkami kupujących; do dziś mamy znaki zakazu zatrzymywania się obowiązujące tylko w dni targowe). Oby nie było tak, że za kilka-kilkanaście lat warcki targ całkiem zniknie – i pozostanie tylko nazwa ulicy (swoją drogą położonej dość daleko od współczesnej targowicy, bo przy starym rynku, na którym targi odbywały się do połowy XX wieku).

Targ na rynku w Dwudziestoleciu (foto z arch. I. Ślipka via Warta Wspomnień)

    Tak, że jeśliby ktoś chciał zobaczyć ostatki średniowiecznej tradycji, od wieków stymulującej przepływ towarów, informacji i informacji to zapraszam do Warty. Może nawet uda się na jakimś stoisku trochę potargować – co przecież stanowi clou transakcji handlowej.

Ślady Średniowiecza w Warcie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Peruwiańska Giza cz. 1: Mały Nil 2

     Przyznam się, że długo myślałem nad tytułem tego dwuczęściowego wpisu – przez głowę przelatywało sporo pomysłów, w tym "Mały Nil ...