Wziąłem głęboki oddech i
zakaszlałem – tak, że nie powstydziłby się ani żaden stary
wiarus ani chory na gruźlicę dziad proszalny.
- Palisz
papierosy? - zapytała słysząc tą wagnerowską w brzmieniu
symfonię koleżanka.
- Skądże! - obruszyłem się, kiedy już
przestałem się krztusić – Po prostu dopiero co wróciłem z
Boliwii.
- Dopiero co? Wróciłeś dwa tygodnie temu, a kaszlesz
tak, że myślałam, że wypalasz ze dwie paczki dziennie.
Otóż to. Kilkanaście dni po pobycie
w La Paz (czy Potosi – ogólnie: trzy tygodnie siedziałem w
Boliwii, głównie w miastach) – a ja dalej cherlałem jak
umierający Waryński na warszawskiej Cytadeli. Dlaczego?
Odpowiedź
przynosi tytuł wpisu: Smog.
|
La Paz
|
Niech nikt, nawet z Krakowa, kto nie
wyjeżdżał z Polski nie mówi mi, że mamy w miastach smog. Możemy
mieć co najwyżej smożek, smożątko. La Paz – to trzecie pod
względem liczby ludności miasto Boliwii – bije Europę na głowę.
Oraz na kilka innych części ciała. Wspaniała niebieska poświata
jest tam tak gęsta, że można by spokojnie postawić w powietrzu
kubek – a ten na tych spalinach będzie sobie swobodnie stał. Nie
żartuję! (no, prawie).
Ale ab ovo: La Paz (właściwie Neustra
Senora de La Paz – Miasto Matki Boskiej Pokoju) zostało założone
krótko po konkwiście w wysokogórskiej (jesteśmy na Altiplano,
otoczeni niebotycznymi szczytami Andów) kotlinie przez grupkę
Hiszpanów z okazji zawarcia pokoju – pokoju pomiędzy zdobywcami,
wszak Europejczycy w Nowym Świecie dość szybko wzięli się za
łby, vide los Franciszka Pizzara czy jego mordercy Diego de Almeidy
juniora. Warto zapamiętać położenie miasta. Z okresu kolonialnego
zostało kilka kościołów i domów, podobnie z XIX wieku (może nie
tak dużo jak by się zdawało – ten okres to notoryczne przewroty,
zamachy stanu, rewolucje – to i budować nie było komu; niemniej
udało się znaleźć hotel stworzony w jednej z takich onegdaj
luksusowych wielkomiejskich kamienic – oczywiście ciepłej wody i
wi-fi nie było). Ciekawostką jest dworzec autobusowy zaprojektowany
przez Gustawa Eiffela oraz budynki rządowe – bo choć
konstytucyjną stolicą Boliwii jest przeurocze Sucre – to stolicą
de facto jest właśnie La Paz.
|
Stare miasto La Paz nocą
|
|
Dworzec autobusowy |
Ma też miasto kilka atrakcji
turystycznych, takich jak chociażby Targ Czarownic czy komunikację
publiczną w postaci kolejek gondolowych – a trochę za miastem
mistyczną Dolinę Księżycową i topniejący lodowiec z którego
czerpie wodę – ale wszystko to tonie w potwornej chemicznej mgle. W
smogu.
|
Dolina Księżycowa - efekty erozji piaskowca
|
|
Lodowce nad La Paz |
Och, oczywiście, nie jest to ten znany z opowiadań smog
londyński – wytworzony przez przemysł, pełen związków siarki,
odpowiedzialny za śmierć tysięcy, jeśli nie dziesiątek tysięcy
ludzi. W La Paz nie ma wielkich przemysłowych kominów, nie ogrzewa
się też domów starymi piecami z którymi usiłuje się walczyć w
Polsce (ciekawe, czy dalej tak chętnie w związku ze zmianami na
rynku paliw kopalnych – jeśli wiecie co mam na myśli). Nie. Tu za
smog odpowiadają w dużej mierze te same czynniki co u
nas.
|
Samochody i ukształtowanie terenu w kwaśnym deszczu
|
Samochody i ukształtowanie terenu. Oprócz bowiem
transportu publicznego w postaci kolejek gondolowych po La Paz jeżdżą
setki colectivos – miejskich busików – i tysiące innych aut (te
liczby mogą być niedoszacowane oczywiście, miasto ma prawie 800
tysięcy mieszkańców). I spora część z nich nie jest pierwszej
młodości. Do tego – jak wspominałem – leży La Paz w kotlinie,
z której spaliny nie mają gdzie się wydostać. Kiedy się je
naprodukuje, po prostu zalegają. A pamiętajmy, że na brzegu
kotliny rozrosło się El Alto (z budynkami w stylu nowoandyjskim),
po którym też jeżdżą kolejne dziesiątki tysięcy aut – i
których spaliny spływają łagodnie na dół – czyli nad La Paz;
tak więc atmosferę miasta naprawdę można kroić nożem.
|
Autobus czerwony
|
Nic
więc dziwnego, że spora część mieszkańców miasta chodziła w
maseczkach zanim to było modne.
Wyobraźcie sobie jaki to musi
być szok dla Gringo – który przebywając na wysokości prawie
4000 metrów (nic dziwnego, że Boliwia wygrywała Copa America tylko
wtedy, kiedy była jego gospodarzem) i tak ledwo, ledwo łapie
powietrze. W La Paz (względnie innym boliwijskim mieście, ale La
Paz najgorsze) zaciąga się i zamiast śladowych ilości tlenu
pochłania związki siarki, azotu, czad, tlenki ołowiu, substancje
smoliste...
A dodajmy do tego jeszcze jeden myk, jedną
boliwijską licentia poetica – oto wspomniane colectivos mają rury
wydechowe wyprowadzone niczym kominy traktorów. Spaliny więc po
wylocie nie uderzają w ziemię czy bruk, tylko wystrzeliwują
niebiesko-czarną chmurą na wysokości – wysokości takiej, aby
przechodzącemu Białasowi dmuchnąć prosto w uchylone usta (nozdrza
już są zatkane pyłem znajdującym się w powietrzu). Cała spalina
prosto w płuco!
|
Kominy colectivos
|
Miejscowym – ponad 60% mieszkańców Boliwii
to Indianie, nie słynący ze stolemowego wzrostu – podmuch z rury
może najwyżej potargać bujną, kruczoczarną czuprynę.
I nikt
mi nie wmówi, że to starego typu piece robią smog.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz