Tłumacz

30 września 2022

Smog

    Wziąłem głęboki oddech i zakaszlałem – tak, że nie powstydziłby się ani żaden stary wiarus ani chory na gruźlicę dziad proszalny.
    - Palisz papierosy? - zapytała słysząc tą wagnerowską w brzmieniu symfonię koleżanka.
    - Skądże! - obruszyłem się, kiedy już przestałem się krztusić – Po prostu dopiero co wróciłem z Boliwii.
    - Dopiero co? Wróciłeś dwa tygodnie temu, a kaszlesz tak, że myślałam, że wypalasz ze dwie paczki dziennie.
    Otóż to. Kilkanaście dni po pobycie w La Paz (czy Potosi – ogólnie: trzy tygodnie siedziałem w Boliwii, głównie w miastach) – a ja dalej cherlałem jak umierający Waryński na warszawskiej Cytadeli. Dlaczego?
    Odpowiedź przynosi tytuł wpisu: Smog.

La Paz

    Niech nikt, nawet z Krakowa, kto nie wyjeżdżał z Polski nie mówi mi, że mamy w miastach smog. Możemy mieć co najwyżej smożek, smożątko. La Paz – to trzecie pod względem liczby ludności miasto Boliwii – bije Europę na głowę. Oraz na kilka innych części ciała. Wspaniała niebieska poświata jest tam tak gęsta, że można by spokojnie postawić w powietrzu kubek – a ten na tych spalinach będzie sobie swobodnie stał. Nie żartuję! (no, prawie).
    Ale ab ovo: La Paz (właściwie Neustra Senora de La Paz – Miasto Matki Boskiej Pokoju) zostało założone krótko po konkwiście w wysokogórskiej (jesteśmy na Altiplano, otoczeni niebotycznymi szczytami Andów) kotlinie przez grupkę Hiszpanów z okazji zawarcia pokoju – pokoju pomiędzy zdobywcami, wszak Europejczycy w Nowym Świecie dość szybko wzięli się za łby, vide los Franciszka Pizzara czy jego mordercy Diego de Almeidy juniora. Warto zapamiętać położenie miasta. Z okresu kolonialnego zostało kilka kościołów i domów, podobnie z XIX wieku (może nie tak dużo jak by się zdawało – ten okres to notoryczne przewroty, zamachy stanu, rewolucje – to i budować nie było komu; niemniej udało się znaleźć hotel stworzony w jednej z takich onegdaj luksusowych wielkomiejskich kamienic – oczywiście ciepłej wody i wi-fi nie było). Ciekawostką jest dworzec autobusowy zaprojektowany przez Gustawa Eiffela oraz budynki rządowe – bo choć konstytucyjną stolicą Boliwii jest przeurocze Sucre – to stolicą de facto jest właśnie La Paz.

Stare miasto La Paz nocą
Dworzec autobusowy

    Ma też miasto kilka atrakcji turystycznych, takich jak chociażby Targ Czarownic czy komunikację publiczną w postaci kolejek gondolowych – a trochę za miastem mistyczną Dolinę Księżycową i topniejący lodowiec z którego czerpie wodę – ale wszystko to tonie w potwornej chemicznej mgle. W smogu.

Dolina Księżycowa - efekty erozji piaskowca
Lodowce nad La Paz

    Och, oczywiście, nie jest to ten znany z opowiadań smog londyński – wytworzony przez przemysł, pełen związków siarki, odpowiedzialny za śmierć tysięcy, jeśli nie dziesiątek tysięcy ludzi. W La Paz nie ma wielkich przemysłowych kominów, nie ogrzewa się też domów starymi piecami z którymi usiłuje się walczyć w Polsce (ciekawe, czy dalej tak chętnie w związku ze zmianami na rynku paliw kopalnych – jeśli wiecie co mam na myśli). Nie. Tu za smog odpowiadają w dużej mierze te same czynniki co u nas.

Samochody i ukształtowanie terenu w kwaśnym deszczu

    Samochody i ukształtowanie terenu. Oprócz bowiem transportu publicznego w postaci kolejek gondolowych po La Paz jeżdżą setki colectivos – miejskich busików – i tysiące innych aut (te liczby mogą być niedoszacowane oczywiście, miasto ma prawie 800 tysięcy mieszkańców). I spora część z nich nie jest pierwszej młodości. Do tego – jak wspominałem – leży La Paz w kotlinie, z której spaliny nie mają gdzie się wydostać. Kiedy się je naprodukuje, po prostu zalegają. A pamiętajmy, że na brzegu kotliny rozrosło się El Alto (z budynkami w stylu nowoandyjskim), po którym też jeżdżą kolejne dziesiątki tysięcy aut – i których spaliny spływają łagodnie na dół – czyli nad La Paz; tak więc atmosferę miasta naprawdę można kroić nożem.

Autobus czerwony

    Nic więc dziwnego, że spora część mieszkańców miasta chodziła w maseczkach zanim to było modne.
    Wyobraźcie sobie jaki to musi być szok dla Gringo – który przebywając na wysokości prawie 4000 metrów (nic dziwnego, że Boliwia wygrywała Copa America tylko wtedy, kiedy była jego gospodarzem) i tak ledwo, ledwo łapie powietrze. W La Paz (względnie innym boliwijskim mieście, ale La Paz najgorsze) zaciąga się i zamiast śladowych ilości tlenu pochłania związki siarki, azotu, czad, tlenki ołowiu, substancje smoliste...
    A dodajmy do tego jeszcze jeden myk, jedną boliwijską licentia poetica – oto wspomniane colectivos mają rury wydechowe wyprowadzone niczym kominy traktorów. Spaliny więc po wylocie nie uderzają w ziemię czy bruk, tylko wystrzeliwują niebiesko-czarną chmurą na wysokości – wysokości takiej, aby przechodzącemu Białasowi dmuchnąć prosto w uchylone usta (nozdrza już są zatkane pyłem znajdującym się w powietrzu). Cała spalina prosto w płuco!

Kominy colectivos

    Miejscowym – ponad 60% mieszkańców Boliwii to Indianie, nie słynący ze stolemowego wzrostu – podmuch z rury może najwyżej potargać bujną, kruczoczarną czuprynę.
    I nikt mi nie wmówi, że to starego typu piece robią smog.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Cziatura

     Zostajemy na blogu na terenach byłego ZSRS, acz w miejscu o dużo dłuższej i jeszcze mniej znanej w Polsce historii . Choć także będą po...