Tłumacz

17 kwietnia 2023

Byzantion, Constantinopolis, Istambul cz. 1

    Najważniejszym w przeciągu dziejów miastem powstałym w wyniku greckiej Wielkiej Kolonizacji bez wątpienia jest twór zwany dziś Stambułem – forma ta po turecku brzmi Istambul i ma niezwykle ciekawe pochodzenie, ale o tym później – a wcześniej Byzantionem, Nowym Rzymem albo Constantinopolis. A że miasto leży – między innymi, wszak spoczywa na dwóch kontynentach – na Bałkanach, a one teraz na blogu królują, więc zaskoczeniem nie jest temat wpisu.
Bosfor w Stambule
    Choć, oczywiście dużych miast nie lubię – a Stambuł jest ogromny. W tak wielkim mieście, liczącym kilkanaście milionów mieszkańców, chyba jeszcze nie byłem [EDIT: już byłem, Rio de Janeiro].
    Ale ad rem: zrobimy tak, jak w przypadku Barcelony: zaczniemy od miasta współczesnego, a potem będziemy zgłębiać się coraz bardziej w czas i ziemię na której Stambuł wyrósł – i nie tylko na owe pierwotne siedem wzgórz.
Widok na miejsce pierwotnej lokalizacji Byzantionu
    Tak więc współczesny Stambuł jest przede wszystkim miejscem tłocznym i niezwykle zanieczyszczonym. Liczne stojące w korkach samochody dbają o to by zarówno zabytkowe centrum, bogate dzielnice willowe jak i nowoczesne wieżowce ginęły w oparach smogu – toksyczna zawiesina najlepiej chyba widoczna jest o poranku – wjeżdżając do miasta od europejskiej strony (zwykle podróż od granic miasta nad Bosfor trwa kilka godzin – właśnie z powodu korków, ale także rozległości miasta) wielokrotnie obserwowałem przebijające się przez opary Słońce; wjeżdżając wieczorem słoneczne promienie ową chmurę głaszczą.
Miasto i smog
    Samo miasto sprawia na mnie wrażenie bardzo azjatyckiego. Oczywiście, nie wiedziałem wielu azjatyckich miast, ale te bliskowschodnie które udało mi się obejrzeć (swoją drogą także będące przez wieki pod panowaniem Imperium Osmańskiego) mają trochę inny charakter. I taki jest dla mnie współczesny Stambuł – bliżej mu do Samarkandy niż Paryża. Najlepiej widać to chyba w owym nowym ogromnym meczecie górującym nad miastem po azjatyckiej stronie Bosforu.
Nowy meczet w azjatyckiej części Stambułu
    Również spacerując po handlowych dzielnicach miasta, gwarnych, nigdy niezasypiąjących, łatwiej o kontrahentów z Azji Centralnej (gros tamtejszych ludów mówi przecież językami ałtajskimi, z tureckim wszak blisko spokrewnionymi) niż z Europy (choć trzeba przyznać, że my, Polacy, z Turkami zawsze byliśmy blisko – czy to walcząc jak na Podolu czy handlując tekstyliami jak na podłódzkich targowiskach). Bo jest cały chyba Stambuł jednym wielkim targowiskiem. I to od wieków: Bosfor to odwieczna droga handlowa wiodąca znad Morza Czarnego i Lewantu na Zachód, w dobie wojny trwającej na północ od Turcji znowu zyskująca na znaczeniu.
Na straży szlaków handlowych
Miasto biznesu
    Nie gdzie indziej niż w Stambule kończył się słynny Jedwabny Szlak – owszem, w Wenecji powiedzą inaczej, ale może dlatego, że większe wpływy w ówczesnym Konstantynopolu mieli rywalizujący z Wenecjanami kupcy z Genui.
Wieża na Galacie
    Co zaś się tyczy wspomnianego Paryża – to spacerując po centrum Stambułu można zauważyć, że XIX wiek – czas powolnego upadku Wysokiej Porty Otomańskiej – to w tkance miejskiej czas okcydentalizacji (oraz fascynacji Okcydentu Orientem, stąd i pierwsze w Stambule luksusowe europejskie hotele i słynna linia kolejowa Orient Express). Była ona może mniej udana niż w Japonii, bo Osmanowie finalnie nie zmodernizowali państwa, ale umożliwiła ona – ona i porażka w Wielkiej Wojnie – powstanie Turcji. Nie wiem, czy W. Sz. Czytelnik zauważył – dopiero teraz użyłem współczesnej nazwy kraju. Wcześniej zawsze pisałem o Imperium Otomańskim albo Wysokiej Porcie – o Turcji można bowiem mówić dopiero od lat 20-tych zeszłego stulecia, kiedy to jeden z bohaterów wojennych Mustafa Kemal Pasza wygnał rodzinę sułtańską, zlikwidował prawo szariatu i zakazał tradycyjnych strojów (zmienił też alfabet – miast nieczytelnej wersji osmańskiej pisma arabskiego wprowadził łacinkę w wersji opracowanej przez Albańczyków i dostosowanej że do języków ałtajskich). Przyjął pseudonim Ataturk, Ojciec Turków – i, mimo, że Turcja pozostała krajem muzułmańskim, czczony jest jako Ojciec Narodu. Na olbrzymie portrety tego dyktatora (nie wiem czemu słowo to musi być nacechowane negatywnie – nie każda dyktatura jest zła) można natknąć się na każdym kroku, a w Polonezkoy (Adampol, polska wieś na azjatyckich przedmieściach Stambułu) w niewielkiej izbie pamięci tureckiej Polonii jego zdjęcie wisi razem z twórcą nowoczesnej Polski, Marszałkiem Piłsudskim.
Portret Ojca Turków na Bazarze Egipskim
    Pisałem, że z Osmanami mieliśmy naprawdę długą tradycję wzajemnych kontaktów – więc (taki mały wtręt) Polak przyjeżdżający do Stambułu natrafi nie tylko na miejsca gdzie kręcono Stawkę Większą niż Życie albo gdzie umierał Mickiewicz – ale właśnie koniecznie udać się musi do Polonezkoy.
Polski cmentarz w Adampolu
    Ataturk zrobił też jeszcze dwie rzeczy – po około 1600 latach pozbawił miasto funkcji stołecznej: władze nowej, świeckiej Turcji zakotwiczyły się w, dziś pięciomilionowej, Ankarze (dawna Angora, miasto o także wielotysiącletniej historii), oraz zmienił oficjalną nazwę miasta. Owszem, Istambul funkcjonował już za Osmanów, ale oficjalnie zwał się Konstantiniyye – Miasto Konstantyna. Skąd zaś wziął się ów Stambuł? Otóż jest to jedna z tych wspaniałych językowych katastrof zdarzających się w czasie kontaktów pomiędzy obcymi kulturami. Otóż gdy pierwsi tureckojęzyczni koczownicy pojawili się w Anatolii to była greckojęzyczna (ostatnich Greków z Azji Mniejszej – tych oczywiście którzy przeżyli rzezie – wysiedlono do niepodległej Grecji po Wielkiej Wojnie i lokalnych konfliktach). Ale – oczywiście – nie była głupia: kiedy tylko zobaczyła kolejną falę najeźdźców doskonale wiedziała po co przyjechali: po bogactwa Konstantynopola. Kiedy więc owi barbarzyńcy o coś – o cokolwiek – się zapytali usłużni rolnicy chcąc pozbyć się obcych ochoczo wskazali kierunek:
    - Eis ten poli – Tamtędy do miasta.
Symbol Konstantynopola - Hagia Sophia
    Turecki język nie posiadał jednak tych samych głosek co greka – więc w uszach najeźdźców brzmieć musiało to jakoś tak: istenbuli. Łatwo stąd wyciągnęli wniosek, że tak właśnie tak nazywa się potężne Miasto Konstantyna, stolica Imperium Rzymskiego. Samo zaś Bizancjum – czyli Imperium Rzymskie, Turcy Seldżuccy, poprzednicy Osmanów, zwali Bilad ar-Rum, i gdy podbili Anatolię zaczęli rościć sobie prawa do tytułu władcy Rzymu nazywając swoje państwo Sułtanatem Rumu. O czym w następnej warstwie, gdy Contantinopolis zmieniało się w Konstantiniyye.
Artystyczna wizja zdobycia Konstantynopola

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Klimat i krwawe ofiary cz. 1

     Od jakiegoś czasu się słyszy, że luminarze Unii E***pejskiej (i innych krajów należących do upadającej zachodniej cywilizacji) będą od ...