Najważniejszym w przeciągu dziejów
miastem powstałym w wyniku greckiej Wielkiej Kolonizacji bez
wątpienia jest twór zwany dziś Stambułem – forma ta po turecku
brzmi Istambul i ma niezwykle ciekawe pochodzenie, ale o tym później
– a wcześniej Byzantionem, Nowym Rzymem albo Constantinopolis. A
że miasto leży – między innymi, wszak spoczywa na dwóch
kontynentach – na Bałkanach, a one teraz na blogu królują, więc
zaskoczeniem nie jest temat wpisu.
Choć, oczywiście dużych
miast nie lubię – a Stambuł jest ogromny. W tak wielkim mieście,
liczącym kilkanaście milionów mieszkańców, chyba jeszcze nie byłem [EDIT: już byłem, Rio de Janeiro].
Ale ad rem: zrobimy tak, jak w przypadku Barcelony: zaczniemy od miasta współczesnego, a potem będziemy zgłębiać się coraz bardziej w czas i ziemię na której Stambuł wyrósł – i nie tylko na owe pierwotne siedem wzgórz.
Tak więc współczesny
Stambuł jest przede wszystkim miejscem tłocznym i niezwykle
zanieczyszczonym. Liczne stojące w korkach samochody dbają o to by
zarówno zabytkowe centrum, bogate dzielnice willowe jak i nowoczesne
wieżowce ginęły w oparach smogu – toksyczna zawiesina najlepiej
chyba widoczna jest o poranku – wjeżdżając do miasta od
europejskiej strony (zwykle podróż od granic miasta nad Bosfor trwa
kilka godzin – właśnie z powodu korków, ale także rozległości
miasta) wielokrotnie obserwowałem przebijające się przez opary
Słońce; wjeżdżając wieczorem słoneczne promienie ową chmurę
głaszczą.
Samo miasto sprawia na mnie wrażenie bardzo
azjatyckiego. Oczywiście, nie wiedziałem wielu azjatyckich miast,
ale te bliskowschodnie które udało mi się obejrzeć (swoją drogą
także będące przez wieki pod panowaniem Imperium Osmańskiego)
mają trochę inny charakter. I taki jest dla mnie współczesny
Stambuł – bliżej mu do Samarkandy niż Paryża. Najlepiej widać
to chyba w owym nowym ogromnym meczecie górującym nad miastem po
azjatyckiej stronie Bosforu.
Również spacerując po handlowych
dzielnicach miasta, gwarnych, nigdy niezasypiąjących, łatwiej o
kontrahentów z Azji Centralnej (gros tamtejszych ludów mówi
przecież językami ałtajskimi, z tureckim wszak blisko
spokrewnionymi) niż z Europy (choć trzeba przyznać, że my,
Polacy, z Turkami zawsze byliśmy blisko – czy to walcząc jak na
Podolu czy handlując tekstyliami jak na podłódzkich targowiskach).
Bo jest cały chyba Stambuł jednym wielkim targowiskiem. I to od
wieków: Bosfor to odwieczna droga handlowa wiodąca znad Morza Czarnego i Lewantu na Zachód, w dobie wojny trwającej na północ
od Turcji znowu zyskująca na znaczeniu.
Nie gdzie indziej niż w
Stambule kończył się słynny Jedwabny Szlak – owszem, w Wenecji
powiedzą inaczej, ale może dlatego, że większe wpływy w
ówczesnym Konstantynopolu mieli rywalizujący z Wenecjanami kupcy z
Genui.
Co zaś się tyczy wspomnianego Paryża – to spacerując
po centrum Stambułu można zauważyć, że XIX wiek – czas
powolnego upadku Wysokiej Porty Otomańskiej – to w tkance
miejskiej czas okcydentalizacji (oraz fascynacji Okcydentu Orientem, stąd i pierwsze w Stambule luksusowe europejskie hotele i słynna linia kolejowa Orient Express). Była ona może mniej udana niż w
Japonii, bo Osmanowie finalnie nie zmodernizowali państwa, ale
umożliwiła ona – ona i porażka w Wielkiej Wojnie – powstanie
Turcji. Nie wiem, czy W. Sz. Czytelnik zauważył – dopiero teraz
użyłem współczesnej nazwy kraju. Wcześniej zawsze pisałem o
Imperium Otomańskim albo Wysokiej Porcie – o Turcji można bowiem
mówić dopiero od lat 20-tych zeszłego stulecia, kiedy to jeden z
bohaterów wojennych Mustafa Kemal Pasza wygnał rodzinę sułtańską,
zlikwidował prawo szariatu i zakazał tradycyjnych strojów (zmienił
też alfabet – miast nieczytelnej wersji osmańskiej pisma
arabskiego wprowadził łacinkę w wersji opracowanej przez
Albańczyków i dostosowanej że do języków ałtajskich). Przyjął
pseudonim Ataturk, Ojciec Turków – i, mimo, że Turcja pozostała
krajem muzułmańskim, czczony jest jako Ojciec Narodu. Na olbrzymie
portrety tego dyktatora (nie wiem czemu słowo to musi być
nacechowane negatywnie – nie każda dyktatura jest zła) można
natknąć się na każdym kroku, a w Polonezkoy (Adampol, polska wieś
na azjatyckich przedmieściach Stambułu) w niewielkiej izbie pamięci
tureckiej Polonii jego zdjęcie wisi razem z twórcą nowoczesnej
Polski, Marszałkiem Piłsudskim.
Pisałem, że z Osmanami
mieliśmy naprawdę długą tradycję wzajemnych kontaktów – więc
(taki mały wtręt) Polak przyjeżdżający do Stambułu natrafi nie
tylko na miejsca gdzie kręcono Stawkę Większą niż Życie albo
gdzie umierał Mickiewicz – ale właśnie koniecznie udać się
musi do Polonezkoy.
Ataturk zrobił też jeszcze dwie rzeczy –
po około 1600 latach pozbawił miasto funkcji stołecznej: władze
nowej, świeckiej Turcji zakotwiczyły się w, dziś
pięciomilionowej, Ankarze (dawna Angora, miasto o także
wielotysiącletniej historii), oraz zmienił oficjalną nazwę
miasta. Owszem, Istambul funkcjonował już za Osmanów, ale
oficjalnie zwał się Konstantiniyye – Miasto Konstantyna. Skąd
zaś wziął się ów Stambuł? Otóż jest to jedna z tych
wspaniałych językowych katastrof zdarzających się w czasie
kontaktów pomiędzy obcymi kulturami. Otóż gdy pierwsi
tureckojęzyczni koczownicy pojawili się w Anatolii to była
greckojęzyczna (ostatnich Greków z Azji Mniejszej – tych
oczywiście którzy przeżyli rzezie – wysiedlono do niepodległej
Grecji po Wielkiej Wojnie i lokalnych konfliktach). Ale –
oczywiście – nie była głupia: kiedy tylko zobaczyła kolejną
falę najeźdźców doskonale wiedziała po co przyjechali: po
bogactwa Konstantynopola. Kiedy więc owi barbarzyńcy o coś – o
cokolwiek – się zapytali usłużni rolnicy chcąc pozbyć się
obcych ochoczo wskazali kierunek:
- Eis ten poli – Tamtędy do miasta.
Turecki język nie posiadał jednak tych samych głosek
co greka – więc w uszach najeźdźców brzmieć musiało to jakoś
tak: istenbuli. Łatwo stąd wyciągnęli wniosek, że tak właśnie
tak nazywa się potężne Miasto Konstantyna, stolica Imperium
Rzymskiego. Samo zaś Bizancjum – czyli Imperium Rzymskie, Turcy
Seldżuccy, poprzednicy Osmanów, zwali Bilad ar-Rum, i gdy podbili
Anatolię zaczęli rościć sobie prawa do tytułu władcy Rzymu nazywając swoje państwo Sułtanatem Rumu. O czym w następnej warstwie, gdy Contantinopolis zmieniało się w Konstantiniyye.
Bosfor w Stambule |
Ale ad rem: zrobimy tak, jak w przypadku Barcelony: zaczniemy od miasta współczesnego, a potem będziemy zgłębiać się coraz bardziej w czas i ziemię na której Stambuł wyrósł – i nie tylko na owe pierwotne siedem wzgórz.
Widok na miejsce pierwotnej lokalizacji Byzantionu |
Miasto i smog |
Nowy meczet w azjatyckiej części Stambułu |
Na straży szlaków handlowych |
Miasto biznesu |
Wieża na Galacie |
Portret Ojca Turków na Bazarze Egipskim |
Polski cmentarz w Adampolu |
- Eis ten poli – Tamtędy do miasta.
Symbol Konstantynopola - Hagia Sophia |
Artystyczna wizja zdobycia Konstantynopola |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz