Natura nie znosi próżni – gdy tylko
wycofano zwierzęce karawany i zmieniono szlaki komunikacyjne od razu
powstały nowe rodzaje karawanserajów, prawdziwe miejsca obsługi
podróżnych (w sumie autostradowe MOP-y tak naprawdę zastępują
dawne karczmy, austerie, zajazdy, karawanseraje). I podróżując do
Marrakeszu właśnie zajechałem – wraz ze wspomnianym w poprzedniej części właścicielem wielbłądów – do takiego
nowoczesnego karawanseraju.
|
Współczesny karawanseraj
|
Była to ni mniej ni więcej dość
ponura wioska wyrosła na środku niczego (a właściwie na środku
wysokich gór) prawdopodobnie tylko dla obsługi pasażerów.
Kierowcy rejsowych autobusów doskonale o tym wiedzieli, mieli
znajomych karczmarzy, koło restauracji których zatrzymywali się z
podróżnymi w zamian za ciepły posiłek (jest to zresztą
standardowa procedura na całym Świecie, nawet w Europie Zachodniej
jeszcze do końca nie wymarła).
Poza tym odpoczynek po przebyciu
niezbyt równych i górskich dróg należał się każdemu – i
kierowcom, i pasażerom.
|
Atlas Wysoki
|
|
Marokańskie drogi
|
Zresztą podróż do Marrakeszu zaczęła
się standardowo w Dzikich Krajach – z przygodami. Kiedy w końcu
autokar ruszył (fotele, pulpit kierowcy, sufit – wszystko obłożone
było perkalowymi barwnymi narzutami; dobra, to nie były perkale,
ale ładnie to brzmi), załadowany po brzegi, zamiast na trasę
podjechaliśmy do... warsztatu autokarowego. Nie ukrywam, że nie
znając arabskiego (ani klasycznego, ani w wariancie marokańskim), a
i z francuskiego nie będąc orłem musiałem zdać się na podążanie
za tłumem. A tłum karnie w miarę wysiadł z samochodu i jął –
przenosząc liczne bagaże – przesiadać się do nowego,
podstawionego obok. Znaczy – pierwsze auto musiało mieć jakąś
awarię – może była to niezwykle popękana przednia szyba,
dywagowałem. Okazało się, że nie – nowy, równie perkalowy
środek transportu miał przednią szybę rozharataną jeszcze
bardziej (potem okazało się, że to standard: kamienie
wystrzeliwujące spod kół innych użytkowników drogi nie biorą
jeńców; w górach nawierzchnia przypomina nieco szuter). Zająłem
swoje miejsce (udało się usiąść tuż za kierowcą, wespół w z
właścicielem wielbłądów) gdy nagle przechodząca obok
berberyjska matrona wcisnęła mi w ramiona małego Berberka. Pani
musiała iść się jeszcze o coś powykłócać z przewoźnikiem,
więc pozostawiła pociechę w rękach najporęczniejszego pasażera
– którym okazał się niezwykle zdziwiony Białas (pani Berberyjka
była równie zdziwiona odbierając potomka – ale o tym innym razem). Kiedy już wszyscy zajęli miejsca – ruszyliśmy. Z niemal
dwugodzinną obsuwą, ale przecież nikt się tym nie przejmował, no
może poza jedynym Białasem w autokarze.
|
Przełęcz Tizi n'Tichka
|
Kilka lat później
(kiedy już poradziłem sobie z postrzeganiem czasu w krajach
Południa) miałem jeszcze większą obsuwę. Jechaliśmy z
pacyficznego wybrzeża Peru w wysokie Andy, do Cuzco. Najczęściej
trasę tą pokonuję właśnie autokarem – może trwa dobę, ale
pozwala łatwiej zaaklimatyzować się na wysokości 3,5 kilometra,
na jakiej leży dawna inkaska stolica (aklimatyzacja trwa jakiś
czas, bywa, że i kilka dni, więc sensu stricte i tak oszczędzam
czas). Cały wic polega na tym, że wpierw autobus wtacza się na
wysokość ponad 4000 metrów, potem zjeżdża do miasta Abancay
(jakieś 2700 metrów, więc oddycha się w miarę swobodnie) i
finalnie gramoli się na 3800, skąd zjeżdża do samego Cuzco.
Zmiany ciśnienia, dosyć płynne, w czasie jazdy powodują, że
organizm powoli przyzwyczaja się do tych trudnych dla niżowców
warunków. Tym razem też tak było – mieliśmy właśnie podjechać
na niezbyt architektonicznie okazały (ale za to kolorowy – dopiero
co pisałem, że dworce w Dzikich Krajach są niezwykle barwne;
oczywiście, kolory nie powodują, że stają się mniej brzydkie,
przecież gierkowskie bloki z wielkiej płyty, obłożone styropianem
i maźnięte małpimi kolorami nadal są brzydkie – tylko kolorowe)
dworzec autobusowy. Gdy wtem: drogę zagrodziły nam setki
rozłożonych opon (nie tylko nam, utknęliśmy w kilkukilometrowym
korku w niezwykle nieatrakcyjnym mieście Abancay – będącym też
punktem wypadowym do pobliskiego kanionu rzeki Apurimac).
|
Abancay - barykady
|
- Co
się stało? - dopytywaliśmy stewardesę; w Ameryce Południowej w
dalekobieżnych autokarach często jest załoga.
- Obsunęła się
ziemia, i jedyna droga do Cuzco jest nieprzejezdna – wyjaśniła
Latynoska – Kilka godzin potrwa zanim odblokują przejazd.
Kilka
godzin. Właściwie – rzecz trwała kilkanaście, i cały Boży
dzień spędziliśmy kręcąc się wokół autokaru w niezbyt
ciekawej okolicy (atrakcją były na pewno toalety w miejscowych
jadłodajniach, całkowicie non for Gringos; ale fizjologii się nie
oszuka). Kiedy ruszyliśmy w centrum powitał nas tłum ludzi z
kilofami i łopatami.
- O, cieszą się, że odblokowali drogę –
stwierdziliśmy, choć po chwili refleksji doszliśmy do innych
wniosków, gdyż zbieranina nie wyglądała na przesadnie rozradowaną
i pokojową.
|
Kanion Apurimac
|
Zapytana o nich ta sama stewardessa stwierdziła, że
to właśnie byli górnicy, którzy w ramach protestu zasypali drogę,
a później, w wyniku negocjacji czy tam działań innych
łamistrajków na powrót ją udrożnili. Cóż, najważniejsze jest,
żeby pasażerowie nie wpadli w panikę, prawda? No właśnie. Tak
więc nie byliśmy spanikowani – tylko zmęczeni. Zanim jednak
ruszyliśmy w dalszą drogę przynajmniej się najedliśmy. Albo
chociaż zapełniliśmy żołądek – ponieważ gdy tylko
podróżujący przez Abancay utknęli w korku od razu pojawiły się
(głównie) panie serwujące na prawo i lewo spyżę – znaczy się:
ryż z kurczakiem (didaskalia: w Dzikich Krajach, gdzie nie ma
rozwiniętych form pomocy socjalnej ludzie muszą być kreatywni i
obrotni, jeśli chcą przeżyć; socjalizm uczy lenistwa, jego brak
zaś pracy i odpowiedzialności). Popełniłem kilka wpisów o
peruwiańskiej kuchni, jest ciekawa, niemniej głównym – niemal
jedynym – daniem jest właśnie pollo con arroz. Potrawa ta ma
wiele odmian (w tym i wegetariańską, charakteryzującą się tym,
że ryżu jest więcej niż kurczaka), ale wszystkie smakują tak
samo.
|
Prawie jak kurczak z ryżem - kawia domowa
|
Całe szczęście wioska Taddart, niewielka osada w środku
niczego, miała zgłodniałym podróżnikom do zaoferowania szerszy
wybór produktów gastronomicznych.
|
Taddart - wioska-karawanseraj |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz